Przedpremierowo:
„Południowe sztormy”
Brittainy C. Cherry
Czasem trzeba powiedzieć stop, koniec lub jest się do tego zmuszonym przez inną osobę. Nie od razu da się rozpocząć pisać nowy rozdział w życiu. Potrzeba czasu by móc zrobić krok w innym kierunku. Kiedy ma się u boku kogoś, kto jest nieoczekiwanym wsparciem otwierają całkiem nowe możliwości, jednak niełatwo dostrzec szansę z bagażem trudnych wspomnień, a może czas odkurzyć te przypominające szczęśliwsze chwile?
Mały, uroczy domek w niewielkiej miejscowości jest schronieniem dla Kennedy od rozstania, dramatu jaki był jej udziałem oraz tego, co nastąpiło później. Dzięki siostrze dostaje możliwość ucieczki na jakiś czas i odnalezienia siebie, a przynajmniej tych fragmentów, które gdzieś zagubiła. Havenbarrow ma wiele plusów, tych ujemnych także w postaci gburowatego sąsiada oraz dość albo raczej mocno nachalnych mieszkańców pobliskich nieruchomości. Do tych dodatnich na pewno trzeba zaliczyć tych, jacy szanują jej prywatność i wyciągają pomocną dłoń w nieoczekiwanych momentach. Gdyby jeszcze nie burze za oknem byłoby więcej niż znośnie, ale i na to jest lekarstwo. Co ukrywa za swoją nieprzyjemnością Jaxson? Każdy ma swoje sekrety i tych dwoje także, jedne mają nowsze korzenie, inne zdążyły już mocno wrosnąć, lecz jedne i drugie tak samo ranią. Nie wszyscy dostrzegają ich cień, ale Kennedy i Jax zauważają je u siebie nawzajem, coś jeszcze łączy ich. Przyjaźń jest cenną relacją, lecz dla niektórzy potrafią połączyć ją z czymś jeszcze, mogącym ją zniszczyć lub wprost przeciwnie. Jak będzie w przypadku tych dwojga?
Sięgacie po książkę pisarki, której książki do tej pory was nie zawiodły. Rozpoczynacie lekturę i jak się okazuje dostajecie o wiele więcej niż spodziewaliście się, chociaż oczekiwania i tak nie były małe. Historia, jaką czytacie od samego początku wciąga was i przekazuje dużą dawkę emocji, a im bardziej zagłębiacie się w nią tym bardziej w niej przepadacie. „Południowe sztormy” należą właśnie do tego rodzaju, jakie łapią nas na wstępie i nie puszczają aż do samego końcu lub raczej my je łapiemy i nie odkładamy dopóki nie przeczytamy ostatniego zdania. Opowieści o Kennedy i Jax`ie daleko do prostych schematów i szybko następujących zwrotów akcji. W zamian za to jako czytelnik dostałam lekturę, w jakiej przeplatają się tak jak w życiu trudniejsze jego fragmenty z lżejszymi, drzwi do przeszłości nie zawsze od razu zamykane są od razu, a los przygotowuje prawdziwe niespodzianki, jakich sobie nawet nie wyobrażaliśmy. Do tego dodajmy humor, pojawiający w zaskakujących momentach i niekiedy bardzo oryginalny, lecz za każdym razem naprawdę wywołujący co najmniej uśmiech, jak nie głośny śmiech. Brakuje kogoś jeszcze czyli oczywiście bohaterów, z kategorii po przejściach, usiłujących po prostu okiełznąć codzienność, zdarza im się robić dobrą minę do złych zagrywek innych, ale przede wszystkim odkrywających to, co byli pewni, że utracili bezpowrotnie. „Południowe sztormy” to książka, przy której nie liczy się spędzonego czasu i zamyka dopiero wtedy gdy już epilog za nami.
Kiedyś bardzo lubiłam książki tej autorki. Chętnie do nich wrócę.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja :-) . Nic jeszcze z Autorki nie czytałem :-) . Pozostaje więc czekać na premierę :-) .
OdpowiedzUsuńSuper, że twoje oczekiwania zostały w pełni zaspokojone. To najważniejsze podczas lektury.
OdpowiedzUsuńTeż nie znam autorki, ale brzmi nawet-nawet. :)
OdpowiedzUsuń