Nowość:
„Morderstwo w trzech aktach”
Małgorzata Starosta
Do tanga trzeba dwojga, a do
morderstwa? Również co najmniej dwojga czyli zabójcy i ofiary, lecz czasem
trafiają się jeszcze świadkowie. A jeśli brak jest jednego składnika czyli
sprawcy? Kto mógł zabić, jeśli wszyscy widzieli śmierć nieszczęśnika, lecz nie
dostrzegli tego, kto pomógł nieszczęśnikowi zejść z tego padołu?
Wydawałoby się, że gdy zostaje
popełnione zabójstwo w świetle reflektorów to śledztwo będzie niebywale łatwe i
bez jakichkolwiek problemów zostawanie wskazany morderca. No cóż może w teorii
tak mogłoby zdarzyć się, lecz w praktyce to już wygląda cokolwiek bardziej
skomplikowanie. Filip Marlot ze swoją cioteczką Janiną przekonują się o tym na własnej
skórze. Na ich oczach, podczas próby przedstawienia, gnie jeden z głównych
aktorów. Przypadek czy… czyn przestępczy? Raczej to drugie i komisarz January
Cynk potwierdza przypuszczenia naocznych świadków. Nikt nie widział, nikt nic
nie słyszał, nikt nic nie mówi? Ależ skąd! Widzieli wszyscy, niektórzy coś
słyszeli, a reszta wcale nie trzyma języków za zębami. Dochodzenie to jedynie
kwestia formalna i sukces w ujęciu sprawcy można ogłosić bardzo szybko? Gdzie
tam! Policja chcąc nie chcąc potrzebuje pomocy, a kto jej lepiej udzieli jak
nie Marlot z ciotką? Prywatne dochodzenie rusza pełną parą, Janeczka jest w
formie, Filip stara się starszej pani dotrzymać kroku, Cynk też robi wszystko
by jak najszybciej wyniki były widoczne. To trio potrafi nawet z tak niesfornej
gromadki podejrzanych, jakimi są pracownicy teatru wydobyć odpowiednie informacje.
Okazuje się, iż bardziej zaskakujące niż spodziewano się…
Kulisy teatralne bywają ciekawe i
kryją niejedną tajemnicę, tę z gatunku zabójczego także.
Morderstwo, śledztwo, niejedna
poszlaka, szeroko grono potencjalnych sprawców i trójka śledczych, jacy gdy
złapią trop to już podążą za nim. Małgorzata Starosta mistrzowsko połączyła
kryminał, humor, barwne postacie oraz artystyczny świat w historię, gdzie
niejedno albo jeszcze więcej jest możliwe. Lubicie zawiłe dochodzenie, w jakich
do samego końca pojawiają się ślepe uliczki, potencjalni mordercy zmieniają się
prawie jak w kalejdoskopie, a kolejne tropy odsłaniają nowe sekrety? „Morderstwo
w trzech aktach” doskonale spełnia te warunki i jeszcze kilka innych. Nudne sprawdzanie
kto i kiedy? Nic z tego! Marlot, cioteczka i January potrafią dostarczyć nie
lada śledczych emocji, oczywiście reszta postaci przyczynia się do tego, ale
oczywiście na swoich warunkach. W kameralnym gronie, jak się okazuje bardzo morderczym,
wcale nie tak łatwo odkryć tożsamość zbrodniarza. Autorka bawi się z
czytelnikami rzucając podejrzenia i równocześnie odsłaniając kolejne
dochodzeniowe ścieki. „Morderstwo w trzech aktach” jest kryminałem, w jakim mamy
zwroty akcji, cięte riposty, humor oraz oczywiście pierwszorzędną, morderczą,
intrygę.
Za możliwość przeczytania
książki
dziękuję:


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz