Nowość:
„Szamanka od umarlaków”
Martyna Raduchowska
P jak
początek, plan i… pech. Dwa pierwsze brzmią optymistycznie, co do trzeciego nie
ma opcji, by spodziewać się czegoś pozytywnego. Nawet jeśli człowiek wie, że
ten kroczy za nim, a czasem i przed, to zawsze ma się jakąś nadzieję, iż aż tak
źle nie będzie. No może prawie, bo rzeczywistość lubi zaskakiwać. I to jak!
Rodzice
Idy dawno już zaplanowali dziewczynie przyszłość. Nie wzięli tylko jednego pod
uwagę albo jeszcze paru rzeczy. Przede wszystkim, iż ich jedynaczka nie
zamierza pójść w ich ślady, co oznajmiała przy każdej okazji, lecz jakoś nie
brali tego na poważnie. Do czasu. Jak się okazuje panna Brzezińska jak już coś
postanowi to naprawdę zrobi dużo lub jeszcze więcej, by osiągnąć swój cel. Co z
pechem? On też nie próżnuje, chociaż tak jakby osłabł? A może to jedynie cisza
przed burzą lub po prostu stoi sobie z boczku i czeka jak to też rozwinie się
ten cały nowy początek upartej latorośli czarodziejskiej arystokracji? Na razie
jakoś nic nie wskazuje na to, by coś szykował. No cóż okazuje się, iż
przeznaczenie Idy jest dość pokrętne i to pisane z dużej litery „P”. Mogłaby
rzec po jej trupie, jeśli tak ma wyglądać jej przyszłość, nawet ta najbliższa,
lecz wiadomo, iż takich zapewnień nie ma co rzucać w przestrzeń. Widzenie
zmarłych to jedno, ale szare życie i studiowanie ma dużo więcej uroku niż to
pierwsze. Wystarczy być taką jak inni i magią wraz ze spółką nie trzeba będzie
się martwić. A co jeśli właśnie zadziała pech, taki duży, skupiony właśnie na
Brzezińskiej i wprost aż rwący się by dać o sobie znać? Czyżby zabawa miała wejść
na całkiem nowy poziom?
Magiczna
strona świata i ta jak najbardziej zwykła. Dziewczyna, która ma w nosie tradycję
oraz Pech. Co z tego może wyniknąć? Prawdziwie bestsellerowa draka z nietuzinkową
główną bohaterką i równie nieszablonowymi pozostałymi postaciami. A to
oczywiście dopiero wstęp do perypetii Idy Brzezińskiej z gatunku tych, jakich
śledzimy z wypiekami na twarzy i kibicujemy. Im bardziej rozwija się fabuła tym
intryguje ona bardziej, bo przewidzieć, co wydarzy się za moment trudno
przewidzieć. W końcu kiedy do akcji wkracza magia, a umarlaki są na porządku
dziennym, tym nocnym także, trzeba być przygotowanym, że za chwilę wydarzy się
coś, co po raz kolejny zmieni bieg wydarzeń. Martyna Raduchowska, strona po
stronie, podkręca tempo i przede wszystkim wprowadza czytelników do niesamowitego
świata, gdzie na porządku dziennym są czarownice i czarodzieje, klątwy i przede
wszystkim trzeba naprawdę brać odpowiedzialność za swoje słowa, czyny zresztą
też. Oczywiście, że to nie wszystkie wątki, a tylko ich elementy, tworzące magiczną
rzeczywistość, w jakiej czeka tak na bohaterów, jak i czytelników, niejedna
pułapka. „Szamanka od umarlaków” ma jeszcze jeden atut, poza nieodkładalną
opowieścią i postaciami, jacy nie wybierają prostych dróg, humor z gatunku tego
czarnego i pasującego idealnie do historii.
Wędruje na czytelniczą listę, pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńKlimatyczna książka. A takie bardzo lubię.
OdpowiedzUsuń