"Tajemnica szkoły dla panien"
Joanna Szwechowicz
Co sprawia, że retro opowieści cieszą się takim zainteresowaniem? Może urok tego, co już minęło i nie wróci lub nie do końca poznanej przeszłości? Rzeczywistość sprzed kilkudziesięciu lat wydaje się tak zupełnie inna od tej obecnej, pośpiech wydaje się w niej czymś o wiele rzadziej spotykanym, prawa nią rządzące również są inne, a bliskość nie jest zastąpiona przez technologiczne gadżety. Oczywiście są i wady, ale jaka epoka ich nie posiada? Odnosi się wrażenie, że lata dwudzieste, trzydzieste i czterdzieste są o wiele niewinniejsze od współczesności, chociaż to pozory to niejeden już dał się im zwieść. Zbrodnia zawsze pozostaje sobą, jednak entourage przeszłości sprawia, iż tajemnica ją otaczająca jest o wiele bardziej odczuwalna i mniej dosłowna niż jej późniejsza generacja. Retro ma w sobie to coś, co intryguje i sprawia, że chcemy go poznać.
Hieronim Ratajczak nie jest wielkomiejskim policjantem, prowadzącym pełne splendoru dochodzenia komentowane na łamach warszawskich czy też poznańskich gazet. Jego polem działania są Mańkowice, prowincjonalne miasteczko gdzieś w okolicach Poznania, w jakich największym przestępstwem jest kradzież worków z cukrem z pobliskiej cukrowni. Mieszkańcy mogą cieszyć się spokojnym żywotem, nie wadząc zbytnio sobie nawzajem. Po prostu prowincja i nic więcej i Mańkowiczanie doskonale o tym wiedzą, nie przeszkadza im to w egzystencji, zresztą kto by tęsknił do chaosu? Każdy powinien znać swoje miejsce, a podkomisarz Ratajczak wie gdzie jest jego, może dla kogoś innego ta sytuacja byłaby źródłem frustracji, lecz Hieronim jest zadowolony z tego, co ma. Jednak spokój nigdy nie trwa długo, zaklinanie rzeczywistości również nie jest dobrą metodą śledczą. Co zakłóciło dotychczasowy stan rzeczy? Śmierć, nawet więcej niż jedna, ale po kolei. Najpierw samobójstwo popełniła uczennica pensji dla panien, w tym przypadku od razu sprawa była prosta - do czasu niestety. Oczywiście pewne "aspekty" wydawały się dość dziwne, lecz co może mieć wspólnego z nastolatką szacowny zięć burmistrza czy też dyrektor szpitala? Po prostu zbieg okoliczności i tyle. Jednak los umie być przewrotny i na sumiennie wykonujących swoje obowiązki ludzi zsyłać przykre niespodzianki, tym razem trudno już je zignorować lub podciągnąć pod "wypadek". Kto stoi za zbrodniczym zamieszaniem i co nim kieruje? Jak Mańkowice stare czegoś takiego nie miały w swojej historii! Czyżby to, któryś z obywateli, wcale nie aż tak praworządnych jakby się wydawało, jest zbrodniarzem? Do czego to doszło! Jakby tego było mało do "pomocy" zostają przysłani koledzy po fachu z Poznania. Sytuacja z każdym dniem staje się coraz bardziej zagmatwana, zbrodniarz wciąż pozostaje na wolności, a Ratajczak wraz ze swymi podwładnymi musi zmagać się z falą krytyki ze strony miejscowych dziennikarzy. Każdy wydaje się skrywać sekret jaki mógłby stanowić motyw, do tego wszystkiego dziwne zachowanie pewnych osób owocuje nowymi wątkami w dochodzeniu,jakby i tak było za mało zamieszania! Morderca wciąż wyprzedza śledczych, mniejsza z tym o ile kroków, i pozostaje na wolności, a temu trzeba stanowczo zaradzić jeżeli chce się jeszcze zajmować cukrowymi złodziejami!
"Tajemnica szkoły dla panien" to nie typowy kryminał retro z detektywami z przeszłością oraz femme fatale po przejściach. Nie jest również opowieść li tylko obyczajową albo satyrą na oba gatunki. Joanna Szwechłowicz zabawiła się konwencją pisząc książkę z pogranicza w jakiej odnajduje się humor, sensacyjną zagadkę, małomiasteczkowy wachlarz postaci i świetnie oddane tło obyczajowo-kulturowe. "Tajemnica szkoły dla panien" składa się z wielu sekretów, pod płaszczykiem małomiasteczkowej atmosfery, w jakiej wszystko wydaje się znane z góry kryją się te cechy ludzkiego charakteru,jakie przypisuje rzadko się prowincjuszom. Spokojna i praworządna egzystencja to jedynie jedna strona medalu, druga jest jej całkowitym przeciwieństwem, w niej odnajduje się niepokój, intrygi oraz chęć zachowania dotychczasowego status quo za wszelką cenę. Spokój bywa zwodniczy, tak samo jak nostalgiczne retro, które może zadziwić swym prawdziwym obliczem ...
Joanna Szwechowicz
Co sprawia, że retro opowieści cieszą się takim zainteresowaniem? Może urok tego, co już minęło i nie wróci lub nie do końca poznanej przeszłości? Rzeczywistość sprzed kilkudziesięciu lat wydaje się tak zupełnie inna od tej obecnej, pośpiech wydaje się w niej czymś o wiele rzadziej spotykanym, prawa nią rządzące również są inne, a bliskość nie jest zastąpiona przez technologiczne gadżety. Oczywiście są i wady, ale jaka epoka ich nie posiada? Odnosi się wrażenie, że lata dwudzieste, trzydzieste i czterdzieste są o wiele niewinniejsze od współczesności, chociaż to pozory to niejeden już dał się im zwieść. Zbrodnia zawsze pozostaje sobą, jednak entourage przeszłości sprawia, iż tajemnica ją otaczająca jest o wiele bardziej odczuwalna i mniej dosłowna niż jej późniejsza generacja. Retro ma w sobie to coś, co intryguje i sprawia, że chcemy go poznać.
Hieronim Ratajczak nie jest wielkomiejskim policjantem, prowadzącym pełne splendoru dochodzenia komentowane na łamach warszawskich czy też poznańskich gazet. Jego polem działania są Mańkowice, prowincjonalne miasteczko gdzieś w okolicach Poznania, w jakich największym przestępstwem jest kradzież worków z cukrem z pobliskiej cukrowni. Mieszkańcy mogą cieszyć się spokojnym żywotem, nie wadząc zbytnio sobie nawzajem. Po prostu prowincja i nic więcej i Mańkowiczanie doskonale o tym wiedzą, nie przeszkadza im to w egzystencji, zresztą kto by tęsknił do chaosu? Każdy powinien znać swoje miejsce, a podkomisarz Ratajczak wie gdzie jest jego, może dla kogoś innego ta sytuacja byłaby źródłem frustracji, lecz Hieronim jest zadowolony z tego, co ma. Jednak spokój nigdy nie trwa długo, zaklinanie rzeczywistości również nie jest dobrą metodą śledczą. Co zakłóciło dotychczasowy stan rzeczy? Śmierć, nawet więcej niż jedna, ale po kolei. Najpierw samobójstwo popełniła uczennica pensji dla panien, w tym przypadku od razu sprawa była prosta - do czasu niestety. Oczywiście pewne "aspekty" wydawały się dość dziwne, lecz co może mieć wspólnego z nastolatką szacowny zięć burmistrza czy też dyrektor szpitala? Po prostu zbieg okoliczności i tyle. Jednak los umie być przewrotny i na sumiennie wykonujących swoje obowiązki ludzi zsyłać przykre niespodzianki, tym razem trudno już je zignorować lub podciągnąć pod "wypadek". Kto stoi za zbrodniczym zamieszaniem i co nim kieruje? Jak Mańkowice stare czegoś takiego nie miały w swojej historii! Czyżby to, któryś z obywateli, wcale nie aż tak praworządnych jakby się wydawało, jest zbrodniarzem? Do czego to doszło! Jakby tego było mało do "pomocy" zostają przysłani koledzy po fachu z Poznania. Sytuacja z każdym dniem staje się coraz bardziej zagmatwana, zbrodniarz wciąż pozostaje na wolności, a Ratajczak wraz ze swymi podwładnymi musi zmagać się z falą krytyki ze strony miejscowych dziennikarzy. Każdy wydaje się skrywać sekret jaki mógłby stanowić motyw, do tego wszystkiego dziwne zachowanie pewnych osób owocuje nowymi wątkami w dochodzeniu,jakby i tak było za mało zamieszania! Morderca wciąż wyprzedza śledczych, mniejsza z tym o ile kroków, i pozostaje na wolności, a temu trzeba stanowczo zaradzić jeżeli chce się jeszcze zajmować cukrowymi złodziejami!
"Tajemnica szkoły dla panien" to nie typowy kryminał retro z detektywami z przeszłością oraz femme fatale po przejściach. Nie jest również opowieść li tylko obyczajową albo satyrą na oba gatunki. Joanna Szwechłowicz zabawiła się konwencją pisząc książkę z pogranicza w jakiej odnajduje się humor, sensacyjną zagadkę, małomiasteczkowy wachlarz postaci i świetnie oddane tło obyczajowo-kulturowe. "Tajemnica szkoły dla panien" składa się z wielu sekretów, pod płaszczykiem małomiasteczkowej atmosfery, w jakiej wszystko wydaje się znane z góry kryją się te cechy ludzkiego charakteru,jakie przypisuje rzadko się prowincjuszom. Spokojna i praworządna egzystencja to jedynie jedna strona medalu, druga jest jej całkowitym przeciwieństwem, w niej odnajduje się niepokój, intrygi oraz chęć zachowania dotychczasowego status quo za wszelką cenę. Spokój bywa zwodniczy, tak samo jak nostalgiczne retro, które może zadziwić swym prawdziwym obliczem ...
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję portalowi
oraz
wyd. Prószyński i S-ka
Lubię takie połączenie, a kryminału retro jeszcze nigdy nie czytałam.
OdpowiedzUsuńTakie retro to ja rozumiem. Z modą tak to już jest, w trakcie jej trwania każdy próbuje uszczknąć dla siebie kawałek z tortu, czego efektem jest cała masa kiepskich powieści. Warto czekać na te lepsze :)
OdpowiedzUsuńKryminały lubię, ale nie w stylu retro, tylko te współczesne, więc tym razem podziękuje.
OdpowiedzUsuńZupełnie fajny kryminał. Chociaż spodziewałam się po tytule, że akcja bedzie koncentrować się właśnie na szkole dla panien, a tu niespodzianka. Chętnie przeczytam kolejną książkę tej autorki, bo zdecydowanie powinna dalej pisać.
OdpowiedzUsuńLubię kryminały retro, więc z chęcią zajrzę.
OdpowiedzUsuńjako, że kryminały bardzo lubię, taka wersja w klimatach retro też pewnie mnie wciągnie :)
OdpowiedzUsuńKryminał retro? Chyba jeszcze nie czytałam, trzeba się skusić
OdpowiedzUsuńMoże być ciekawie, chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam retro w modzie, filmach i książkach, dzięki za pomysł na kolejną lekturę!
OdpowiedzUsuńOd momentu, kiedy przeczytałam "Miłość w stylu retro" po prostu zakochałam się w tych czasach, więc "Tajemnicę szkoły dla panien" z pewnością przeczytam ;) Oczywiście jak wpadnie ona w moje łapki ;)
OdpowiedzUsuńJa sięgam po książki retro właśnie przez urok tego co już nas nie otacza. To co przeminęło niesie ze sobą dreszczyk emocji :)
OdpowiedzUsuńOby tylko język powieści był przystępny, pod innymi względami książka mnie przyciąga :):)