wtorek, 14 listopada 2017

Potwór zwany człowiekiem



„Mock. Ludzkie zoo”
Marek Krajewski

Człowiek największym wrogiem drugiego człowieka. Nikt w przyrodzie tak jak my nie umie zranić innej istoty, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Zbyt często uważamy się za lepszych od innych i dajemy odczuć, czasem w aż nazbyt dotkliwy sposób tym, którzy według nas są gorsi. Bywa, że taki tok myślenia jest źródłem zbrodni, niekiedy na skalę jakiej nawet sobie nie wyobrażamy.

Zło pojawia się wszędzie, lecz Mock nie spodziewał się, że spotka je na starym, nieczynnym, dworcu. Słowa narzeczonej może i nie brał Eberhard na poważnie, jednak coś w nich musiało być i lepiej było sprawdzić źródło niepokoju dziewczyny. Na to co kryły podziemia nie dałoby się przygotować, nawet policjant mający styczność z mrocznymi sekretami i tropiący przestępców jest wstrząśnięty tym widokiem. Istne piekło lub Hades, ale to miejsce nie stworzyli bogowie albo diabeł, lecz człowiek – z krwi i kości, chociaż z charakteru oraz z wyglądu daleko jemu i jego pomocnikowi do istoty ludzkiej. Mock nie raz już się naraził się swoim szefom, tym razem też czuje, że za przestępcami stoi ktoś wpływowy i raczej nie będzie on zadowolony z prywatnego śledztwa. To ostatnie zaczyna odsłaniać coraz więcej drastycznych szczegółów, lecz jest jeszcze bardzo wiele znaków zapytania i niewiadomych. Nie do końca wiadomo kto jest wrogiem, kto sprzymierzeńcem i przede wszystkim kto człowiekiem, a kto bestią. Pewno jest tylko jedno – Wrocław stał się miejscem gdzie najohydniejsze ludzkie żądze właśnie są zaspakajane i nikt temu nie sprzeciwia się. Eberhard Mock nie zapomni o tym co widział i zrobi niejedno by została wymierzona kara zbrodniarzom, ale cena za to nie będzie niska. Prawda jest ohydna, lecz gdy się  ją już pozna nie da się o niej zapomnieć, by zakończyć tę sprawę trzeba będzie dochodzenie przenieść poza granice Wrocławia i to wiele dalej.

Eberharda Mocka można podejrzewać o wiele spraw i cech charakteru, ale jakoś porywy uczuć nijak nie pasują do jego fizjonomii. Oczywiście każdy był młody lub nawet jest w młodzieńczym etapie życie i taki epizod, krótszy bądź dłuższy, mógł albo może mu przydarzyć się. Co jednak kiedy dotknie to Ebiego? Trzeba przyznać, że w tym wypadku zrodzi się z tego pełnokrwista historia kryminalna, w której nie zabraknie żadnego elementu jaki w wcześniejszych książek nadał nie tylko cech oryginalności cyklowi, lecz i stał się magnesem przyciągającym nowych czytelników i na nowo oczarowujących dotychczasowych. W książce „Mock. Ludzkie zoo” po pierwsze trzeba wspomnieć o suspensie – zaskakującym i intrygującym, wymyka się on prostym założeniom i ma szeroki zasięg. Drugą niezwykle ważną częścią składową są postacie – nieprzeciętne, wyróżniające się i jednocześnie doskonale wtapiające się w wątki. Trzecim pozostają pieczołowicie oddane realia epoki, nie jedynie od strony wizualnej, ale i słownej oraz topograficznej. Nie można przynajmniej nie wspomnieć o plastyczności opisów, pozwalającym czytającym wprost na przeniesienie do Wrocławia i innych zakątków. Marek Krajewskim w nowej serii zachwyca podobnie jak i wcześniejszej, a Eberhard Mock w wersji młodszej nie traci nic ze swego kryminalnego uroku, wprost przeciwnie – jest w najwyższej formie. Zagadki z jakimi się mierzy nie są sztampowe, najnowsza odkrywa jeszcze mroczniejszą stronę ludzkich umysłów oraz wrocławskich zaułków, jednocześnie tak różnego i podobnego do tego współcześnie. Mock jak zawsze tropi zbrodnie, niezmordowanie i bez względu na cenę jaką przyjdzie mu zapłacić.