Spokojne miasteczko gdzieś na prowincji Stanów Zjednoczonych, gdzie większość mieszkańców zna się od dziecka, a sensacja jest tak rzadka jak przysłowiowy "śnieg w maju", oczywiście są plotki, ale też nie nazbyt złośliwe. Prawdziwie sielska kraina, oaza szczęścia, gdzie urodziła się v-ce miss stanu i do której wróciła wraz z mężem. Jej życie może i budziło trochę zazdrości w znajomych, ale życzliwość była o wiele większa. Wszystko układało się jak w bajce, udane życie rodzinne, zadowolenie z siebie i nagle rajska bańka pęka, z przydomowej piaskownicy znika kilkuletnie dziecko. Jak to możliwe? Przecież prawie cały czas ojciec miał syna na oku. To co wydawało się niemożliwe do wydarzenia w tym miejscu właśnie dokonało się. Ktoś porwał chłopca prawie z domu rodzinnego. Rodzice nie mogą uwierzyć w to, że ich syn może być ofiarą takiego przestępstwa. Może gdyby mężczyzna nie wszedł na chwilę do domu albo nie czytał gazety lub ... w tym momencie matka wpada w histerię, zaczyna obwiniać swego męża. Kto i dlaczego dopuścił się tego czynu? Na razie wiadomo jedno, sprawca dokładnie znał plan dnia rodziny i prędzej czy później i tak porwałby chłopca. I coś jeszcze - pozostawione ślady wskazują, że porywacz jest mieszkańcem miasteczka ... Spokojnego, sielskiego i mającego swe mroczniejsze alter ego, gdzie nie wszyscy są tacy życzliwi jakby się mogło wydawać na początku. Pierwsze złudzenia co do rajskiego zakątka opadają gdyby się bliżej przyjrzeć najbliższym sąsiadom zrozpaczonej rodziny, równie zamożnym i szczęśliwym, jednak mającym rysę na swoim rodzinnym portrecie w osobie syna, który już niejedno nosi na sumieniu.
Sprawa wydaje się łatwa do rozwiązania, kilka dni i wszystko zakończy się happy endem, jak może być inaczej skoro przejęła ją policja stanowa? Porwanie dla okupu czy w innym celu? Jeżeli dla pieniędzy to dlaczego nikt jeszcze nie zgłosił się z żądaniem? A gdyby powodem był inny cel to jaki? Zemsta? Może w tym przypadku intuicja małomiasteczkowego szeryfa jest lepsza niż specjalistów ze zwierzchniej jednostki. Coś rzuciło mu się w oczy prawie od razu, ale chyba nie będzie miało to wpływu na przebieg śledztwa. W końcu szczęśliwy ojciec i mąż może nie być na żadnym zdjęciu swojej rodziny, prawda ... ? Odpowiedź na to pytanie może padnie później, teraz nadchodzi czas na rekonstrukcję samego porwania, a ta przedstawia się dosyć niepokojąco, sprawa nie wydaje się już taka oczywista, chociaż trop o miejscowym sprawcy zaczyna być nad wyraz prawdopodobny. Dni mijają, a dochodzenie nie posuwa się do przodu, jakby tego było mało, sprawca porwania podrzuca do piaskownicy gdzie bawiło się porwane dziecko, manekina z ludzkim skalpem. Po tym zdarzeniu matka, która już i tak zamknęła się w swoim świecie, w ogóle traci kontakt z rzeczywistością. Jedno staje się pewne - porywacz zna się na kryminalistyce i nieobcy mu skalpel. Znaleziono także kartkę z jednym słowem "WSZYSCY", kogo dotyczy? Dla szeryfa każdy jest podejrzany, w każdej twarzy szuka najmniejszego śladu, który mógłby zdradzić zbrodniarza, jego kolega z policji stanowej też nie zamierza się poddać. Czas by bliżej przyjrzeć się zrozpaczonej rodzinie, bo i jej idealny obraz zaczyna pękać. A może był całkowicie inny niż było to przedstawiane otoczeniu? A wszelkie wątpliwości były chowane z życzliwości dla sąsiadów bądź znajomych. Podobnie jak starano się zachować w tajemnicy nękanie młodej dziewczyny przez syna szanowanych obywateli miasta. I znów śledczy wracają do osoby z początku listy, ale i ten trop gmatwa się. Podejrzany staje się także ofiarą, a intryga zaczyna przypominać pajęczynę tkaną od wielu lat, do której ktoś wciąga coraz to nowe osoby, wszystkie one mają jak na razie tylko jeden wspólny punkt - matkę porwanego chłopca, która była nękana przez lata.
Sześcioletni syn pastora zostaje porwany z własnego pokoju, niedługo potem w miejscowym markecie zostaje znalezione jego serce. Wsparciem dla miotających się w wielu wątkach policjantach okazuje się pani psycholog, doświadczona w tego rodzaju sprawach i nie mająca złudzeń, ze to jeszcze nie koniec bestialskich zbrodni.
Ofiary z teraźniejszości są tylko pokłosem wydarzeń sprzed lat, kiedy zbrodniarz zaczynał swoją działalność. Jako szanowany obywatel wiedział, że opinię publiczną ma za sobą, iż to jemu będą wierzyć mieszkańcy miasteczka, no i liczył na strach skrzywdzonych. Przez lata był bezkarny, ale gdy poczuł zagrożenie zaczął eliminować świadków. Wreszcie gdy do głosu dochodzą ci, którzy doświadczyli z jego strony bólu szeryf nie może uwierzyć w to co słyszy, prawda wreszcie wychodzi na światło dzienne. Miasteczko, które było dla niego przedłużeniem domu rodzinnego nagle staje się wrogie i obce. Jednak chce sam wymierzyć sprawiedliwość, nie włączając w to przyjezdnych. Czy postępuje słusznie? Może chce oszczędzić bólu ludziom, których zna i których miał ochraniać. Jednak tam gdzie wchodzą osobiste emocje łatwo można stracić z oczu prawdę i ulec swoim wyobrażeniom, a działanie na własną rękę tylko jeszcze bardziej gmatwa śledztwo. Sprawca nadal wyprzedza policję, a miarą jego jego pozostawania na przodzie wyścigu jest liczba ofiar. Porwanie chłopca było katalizatorem dla nowych zbrodni i odsłoniło te z przeszłości. Jedna za drugą następują kolejne i tak samo są odkrywane stare. Spirala gwałtów i morderstw ciągle powiększa się, a jej końca nie widać. Policja sama stała się zakładnikiem tego kogo tak intensywnie poszukuje. Tak jak wcześniej trzymał w potrzasku swoje ofiary, tak samo postępuje ze ścigającymi go. Wykorzystuje ich obawy, strach i ambicję, jak na razie to on nadal prowadzi w grze, gdzie ceną są kolejne ludzkie życia. I wreszcie moment kulminacyjny - złapanie zwyrodnialca, a raczej jego żeńskiego odpowiednika. Na karę jeszcze nadejdzie czas, na razie zaczyna płonąć święte oburzenie z rodzaju tych, które są powodem linczu - "jak mogło dojść do czegoś takiego w naszym mieście?". Pozostaje tylko pytanie dlaczego nikt wcześniej nie miał odwagi by przerwać ten łańcuch zła? Nic nie można było zauważyć i czy sprawcy byli aż tak przebiegli, że udało im się oszukać całe siedlisko? A może wiara, że to co dzieje się gdzie indziej nie ma prawa przydarzyć się w naszym bezpiecznym otoczeniu. Jest ona tak wielka, iż sprawia, że jesteśmy ślepi na znaki ostrzegawcze? Gdy już dochodzi do nieszczęścia trudno uwierzyć, że odpowiedzialnym jest ktoś kogo się dobrze zna, kto wyznaje takie same zasady jak my.
"Kamuflaż" zaczyna się się sielsko i szczęśliwie, nic nie zapowiada tego co czeka czytelnika po kilku stronach. Piękny krajobraz zaczyna ujawniać coraz więcej ciemnych zaułków, niebezpiecznych zakrętów, przepaści. Nikt nie jest bez winy, niczego nie można rozważać w kategoriach czerni i bieli. Wydaje się, że zło nie ma końca, to co wydawało się najwyższym punktem jest tylko przystankiem w drodze na szczyt okrucieństwa i zwyrodnienia. Tytuł świetnie oddaje wszystkie wątki opowiadanej historii i każdą z przedstawionych postaci, bo jest on wszechobecny. Dotyczy ludzi, zachowań, krajobrazu, wszystko to mniej lub bardziej służyło ukryciu zbrodni popełnianych w jasny dzień. Nikt nie dostrzegł zła czającego się w uśmiechach, miłych pozdrowieniach i przyjacielskiej pomocy.
Książka Ewy Ostrowskiej to coś więcej niż sensacja, to szczegółowy portret społeczności, która uwierzyła, że stoi ponad złem, które dotyka innych.
Książka przekazana przez
Wydawnictwo Oficynka, za co dziękuję
Lubię książki tego typu, dlatego z pewnością sięgnę i po tę pozycję :-)
OdpowiedzUsuńWarta przeczytania
OdpowiedzUsuńrecenzja na bank wspaniała... przeczytam (o ile pamięć pozwoli) po lekturze książki :) Choć... nieco pamiętam z recenzji Agi.. i strach się bać...
OdpowiedzUsuńStrach ma wielkie oczy, a książka warta by poświęcić jej czas
OdpowiedzUsuńWcześniej nie przypominam sobie, abym o niej słyszałam, ale teraz chętnie przeczytam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!