Nowość:
„Mała draka w fińskiej dzielnicy”
Marta Kisiel
Kiedy wszystko idzie
nie po naszej myśli czasem trzeba powiedzieć stop. Co potem? A może by tak
wrócić tam gdzie człowiek był szczęśliwy? Czyli gdzie? Do domu rodzinnego, który
jest prawdziwym gniazdem, bezpiecznym, pozwalającym być sobą i co
najważniejsze, w jakim nie jesteśmy oceniani i da się naładować życiowe
baterie!
W pewnych momentach
życia człowiek musi podjąć nie jakieś decyzje, ale bardzo konkretne. Sława
Żmijan właśnie znalazła się w takim, nie innym punkcie i stawiła mu czoła tak
jak potrafiła. Wróciła do Deszczna, które wciąż było takie jak powinno i co
ważniejsze byli tam ludzie, na których mogła liczyć. Czy to nie jest zbyt
piękne, by mogło być prawdziwe? Skąd ta podejrzliwość? Jak się okazuje, co
nieco lub o wiele więcej, wydarzyło się dzielnicy fińskich domków. Babcie jak
zawsze są w samym centrum zainteresowania, a wnukowie wcale im nie ustępują, co
się dzieje w tak spokojnym dotąd miejscu? Po pierwsze chodniki gadają, po
drugie ten i tamten świat jakoś tak niebezpiecznie zbliżyły się do siebie oraz
po ulicach grasują małe, włochate i niezwykle wściekłe oraz zajadłe coś. W
takich okolicznościach pozostaje jedynie rozwiązać zagadkę, a przy okazji
jedną, dwie albo i więcej tajemnic rodzinno-sąsiedzkich. Ale to jeszcze nie
koniec, raczej początek wielkiej draki, w jakiej jedną z głównych ról, chcąc
albo raczej nie chcąc, Sława musi wziąć udział. Czym to się skończy? Z
pewnością nie tym, co poniektórym wydawało się jakby nie było magia jest dość
nieobliczalna, a babcie z fińskich domków wiedzą o tym sporo i nadszedł czas na
odsłonięcie dawnych sekretów!
Mała draka? Ależ skąd,
ależ gdzie tam. Porządna, jak przystało na fińską dzielnicę czyli tylko z
pozoru spokojną okolicę. Na wstępie powinno być ostrzeżenie „Zarezerwować sobie
odpowiednią ilość czasu, inaczej grozi ciągłym odliczaniem czasu do ponownego
rozpoczęcia lektury”, to tak tytułem wstępu, bo potem jest jeszcze lepiej,
zagadkowo, niekiedy upiornie, z pewnością swojsko i domowo oraz niesamowicie
intrygująco. Jak to wszystko można upchnąć w jednej książce? No cóż Marta
Kisiel nie tyle „upchnęła” co po prostu połączyła w całość składniki, które jak
się okazało pasują do siebie doskonale, chociaż zdawałoby się, że to całkowicie
niemożliwe. Na tym nie koniec, to dopiero początek historii, w jakiej czytelnik
zaskakiwany jest nieustannie, a kiedy zdaje mu się, że właśnie złapał oddech i
zapanuje odrobina spokoju okazuje się, iż tak jakby to jedynie cisza przed
kolejną burzą. „Mała draka w fińskiej dzielnicy” jest powieścią, w jakiej na
równych prawach koegzystuje kilka gatunków, ale najlepsze dopiero przed nami
czyli bohaterowie, równie niezwykli i barwni oraz co najważniejsze, wzbudzający
naszą sympatię od samego początku swoich perypetii do samego końca i dłużej. Marta
Kisiel oddała w ręce czytelników książkę, przy której będziemy śmiać się,
zastanawiać co jeszcze zdarzyć się może, rozwiązywać zagadki nie z tego świata
oraz odkrywać rodzinne tajemnice, lecz to i tak jeszcze nie wszystko, a
zapowiedź, że to, co jest niemożliwe z pewnością będzie miało miejsce.
Będę tradycyjnie miał na uwadze, uśmiechnąłem się parę razy czytając recenzję :-) .
OdpowiedzUsuńAleż się uśmiałam przy lekturze tej książki.
OdpowiedzUsuń