"Krople deszczu padają
mi na głowę"
Burt Bacharach
Autor słów i kompozytor najczęściej są bladym tłem dla wykonawcy bądź wykonawczyni, to ci ostatni stają się twarzą piosenki i oni również są najbardziej z nią kojarzeni. Jednak źródło sukcesu to najczęściej melodia i towarzyszące słowa, a wokal to przysłowiowa wisienka na torcie. Ale gdy słyszy się przebój rzadko kiedy zapamiętuje się jego twórców, jedynie nieliczni zapisują się w świadomości słuchaczy, jeszcze mniej z nich zyskuje międzynarodową sławę i rozpoznawalność równą gwiazdom muzyki. Do tego elitarnego grona należy Burt Bacharach, prawdziwy człowiek orkiestra, tworzący wielkie hity, czasem sam je wykonujący i towarzyszący na scenie takim znakomitościom jak Marlena Dietrich czy Aretha Franklin. Kim naprawdę jest jest ten człowiek? Na to pytanie odpowiada w swojej autobiografii, w jakiej nie ukrywa ani swoich błędów, ani dumy z osiągnięć.
Gdyby ktoś w latach trzydziestych powiedział drobnemu dziesięciolatkowi, że muzyka przyniesie mu sławę na pewno by nie uwierzył w te słowa i nie byłoby w tym nic dziwnego. Mały Burt Bacharach nienawidził ćwiczenia gam, nudziły go lekcje muzyki, zamiast nich wolał z kolegami grać w piłkę. Niestety lub raczej na szczęście upór jego matki był o wiele większy niż dziecięcy bunt i zamiast zabaw na podwórku były niekończące się ćwiczenia na pianinie, wydające się do niczego nie prowadzić. Co spowodowało, że zmieniło się nastawienie Bacharacha? Jazz, soul i blues, tak różne od utworów mistrzów pokroju Bacha czy Beethovena. Solidne wykształcenie muzyczne pozwoliło później na wspaniałą karierę muzyczną, chociaż na początku sukces wydawał bardzo odległy. Lata czterdzieste i pięćdziesiąte to w historii muzyki okres kiedy zmieniała ona całkowicie swoje oblicze, do głosu dochodzili młodzi i jednym z nich chciał się również stać Burt Bacharach. Nie był on odosobniony w swoich marzeniach, wielu mu podobnych podążało tą samą ścieżką czyli zaczynając od pracy dla wielkich wytwórni muzycznych i stając się prawie anonimowymi pionkami w wielkiej machinie, gdzie liczył się czarny winyl i miejsce na liście przebojów.
Jednak jemu udało się to, co dla większości okazało się jedynie mrzonką i na dodatek wciąż jest aktualne. Dziesiątki przebojów, dyrygowanie najlepszymi orkiestrami rozrywkowymi, własny program w telewizji, a na dodatek jeszcze Oscary i akompaniowanie Marlenie Dietrich. Jak na chłopca, nielubiącego gam, to niemałe osiągnięcie ...
Kiedy opowiada się o własnym życiu łatwo wpaść w fałszywą skromność lub starać się wybielać siebie samego. Czytając "Krople deszczu padają mi na głowę" ma się wrażenie, że słucha się niezwykłej opowieści jaka wydaje się zbyt wspaniała by mogła być realna - prawdziwy amerykański sen. Jednak to jedynie pozory, bo pod oszałamiającą karierą kryją się rzeczywiste tragedie, zdrady i błędy dostrzegane gdy już jest za późno. Burt Bacharach w swojej autobiografii nie ukrywa, że daleko mu do kryształowej postaci, wprost mówi o swoich wadach oraz oddaje głos tym, którzy znają go doskonale i widzieli go tak w blasku scenicznego sukcesu jak i chwil, kiedy świat walił mu się na głowę.
Cztery małżeństwa, czwórka dzieci, cztery Oscary oraz twórca muzyki, jaka weszła już do historii. Przede wszystkim człowiek, czasami aktor, często playboy, oddany ojciec, na pewno świetny gawędziarz. Jako narrator opowieści o własnym życiu sprawdza się doskonale, oddaje głos ludziom znającym go od lat tak w życiu zawodowym jak i prywatnym. Portret Burta Bacharacha to wielobarwna mozaika, na którą składa się nie tylko oszałamiający sukces zawodowy, przyjaciele znani z pierwszych stron gazet, okładek płyt i filmów oraz rodzina. Słowa pełne uznania, słowa gorzkie, przede wszystkim prawda, a wszystko to w rytm największych przebojów śpiewanych przez Arethę Franklin, Dione Warwick, Stevie`go Wondera i Toma Jonesa. Szalony Hollywood, artystyczny Nowy Jork i niesamowity Londyn, no i on Burt Bacharach ...
A skąd pomysł na taki tytuł autobiografii? Kto nie kojarzy słynnej melodii z filmu "Butch Cassidy i Sundance Kid" z niezapomnianymu rolami Paula Newmana i Roberta Redforda - "Raindrops keep falling on my head"?
Burt Bacharach
Autor słów i kompozytor najczęściej są bladym tłem dla wykonawcy bądź wykonawczyni, to ci ostatni stają się twarzą piosenki i oni również są najbardziej z nią kojarzeni. Jednak źródło sukcesu to najczęściej melodia i towarzyszące słowa, a wokal to przysłowiowa wisienka na torcie. Ale gdy słyszy się przebój rzadko kiedy zapamiętuje się jego twórców, jedynie nieliczni zapisują się w świadomości słuchaczy, jeszcze mniej z nich zyskuje międzynarodową sławę i rozpoznawalność równą gwiazdom muzyki. Do tego elitarnego grona należy Burt Bacharach, prawdziwy człowiek orkiestra, tworzący wielkie hity, czasem sam je wykonujący i towarzyszący na scenie takim znakomitościom jak Marlena Dietrich czy Aretha Franklin. Kim naprawdę jest jest ten człowiek? Na to pytanie odpowiada w swojej autobiografii, w jakiej nie ukrywa ani swoich błędów, ani dumy z osiągnięć.
Gdyby ktoś w latach trzydziestych powiedział drobnemu dziesięciolatkowi, że muzyka przyniesie mu sławę na pewno by nie uwierzył w te słowa i nie byłoby w tym nic dziwnego. Mały Burt Bacharach nienawidził ćwiczenia gam, nudziły go lekcje muzyki, zamiast nich wolał z kolegami grać w piłkę. Niestety lub raczej na szczęście upór jego matki był o wiele większy niż dziecięcy bunt i zamiast zabaw na podwórku były niekończące się ćwiczenia na pianinie, wydające się do niczego nie prowadzić. Co spowodowało, że zmieniło się nastawienie Bacharacha? Jazz, soul i blues, tak różne od utworów mistrzów pokroju Bacha czy Beethovena. Solidne wykształcenie muzyczne pozwoliło później na wspaniałą karierę muzyczną, chociaż na początku sukces wydawał bardzo odległy. Lata czterdzieste i pięćdziesiąte to w historii muzyki okres kiedy zmieniała ona całkowicie swoje oblicze, do głosu dochodzili młodzi i jednym z nich chciał się również stać Burt Bacharach. Nie był on odosobniony w swoich marzeniach, wielu mu podobnych podążało tą samą ścieżką czyli zaczynając od pracy dla wielkich wytwórni muzycznych i stając się prawie anonimowymi pionkami w wielkiej machinie, gdzie liczył się czarny winyl i miejsce na liście przebojów.
Jednak jemu udało się to, co dla większości okazało się jedynie mrzonką i na dodatek wciąż jest aktualne. Dziesiątki przebojów, dyrygowanie najlepszymi orkiestrami rozrywkowymi, własny program w telewizji, a na dodatek jeszcze Oscary i akompaniowanie Marlenie Dietrich. Jak na chłopca, nielubiącego gam, to niemałe osiągnięcie ...
Kiedy opowiada się o własnym życiu łatwo wpaść w fałszywą skromność lub starać się wybielać siebie samego. Czytając "Krople deszczu padają mi na głowę" ma się wrażenie, że słucha się niezwykłej opowieści jaka wydaje się zbyt wspaniała by mogła być realna - prawdziwy amerykański sen. Jednak to jedynie pozory, bo pod oszałamiającą karierą kryją się rzeczywiste tragedie, zdrady i błędy dostrzegane gdy już jest za późno. Burt Bacharach w swojej autobiografii nie ukrywa, że daleko mu do kryształowej postaci, wprost mówi o swoich wadach oraz oddaje głos tym, którzy znają go doskonale i widzieli go tak w blasku scenicznego sukcesu jak i chwil, kiedy świat walił mu się na głowę.
Cztery małżeństwa, czwórka dzieci, cztery Oscary oraz twórca muzyki, jaka weszła już do historii. Przede wszystkim człowiek, czasami aktor, często playboy, oddany ojciec, na pewno świetny gawędziarz. Jako narrator opowieści o własnym życiu sprawdza się doskonale, oddaje głos ludziom znającym go od lat tak w życiu zawodowym jak i prywatnym. Portret Burta Bacharacha to wielobarwna mozaika, na którą składa się nie tylko oszałamiający sukces zawodowy, przyjaciele znani z pierwszych stron gazet, okładek płyt i filmów oraz rodzina. Słowa pełne uznania, słowa gorzkie, przede wszystkim prawda, a wszystko to w rytm największych przebojów śpiewanych przez Arethę Franklin, Dione Warwick, Stevie`go Wondera i Toma Jonesa. Szalony Hollywood, artystyczny Nowy Jork i niesamowity Londyn, no i on Burt Bacharach ...
A skąd pomysł na taki tytuł autobiografii? Kto nie kojarzy słynnej melodii z filmu "Butch Cassidy i Sundance Kid" z niezapomnianymu rolami Paula Newmana i Roberta Redforda - "Raindrops keep falling on my head"?
Dziękuję
wyd. Albatros A. Kuryłowicz
wyd. Albatros A. Kuryłowicz
Zupełnie nie moje klimaty, więc odpuszczę sobie.
OdpowiedzUsuńTym razem nie dla mnie. Tematyka tej książki w ogóle mnie nie zaciekawiła.
OdpowiedzUsuńdo biografii sięgam naprawdę bardzo rzadko, a o tym człowieku nawet nie słyszałam, więc nie ma szans aby się nią zainteresowała.
OdpowiedzUsuńNie lubię biografii, więc z pewnością nie sięgnę
OdpowiedzUsuń