czwartek, 17 grudnia 2015

Nieczekiwany chichot losu

"Rozum kontra serce"
 Joanna Kupniewska


W pojedynku rozsądku przeciwko uczuciom raz zwycięża jedno, a raz drugie. Trudno być rozważnym i romantycznym, nie żałować niczego i jeszcze wciąż być zadowolonym z tego co człowieka spotyka. Jednak czasem los spogląda na nas łaskawszym okiem i wtedy dopiero zaczyna się zamieszanie, bo ludzie to taki dziwny gatunek, któremu zawsze za mało lub za dużo czegoś.

Bycie singielką nie jest niczym złym, Anka na swoją sytuację życiową nie narzeka. W swoim gronie rodzinno-przyjacielskim czuje się świetnie, może liczyć i na wsparcie i na prawdę powiedzianą prosto w oczy bez znieczulenia. Praca daje jej satysfakcję i pozwala na bycie sobą. Po prostu nic tylko spokojnie sobie egzystować i nie kusić swego przeznaczenia, no ale wtedy kobieta nie byłaby sobą. Nawet takiej osobie jak Ance może trafić się małe faux-pas vel chwila upojenia, to znaczy zapomnienia, i życiowy galimatias gotowy. Oczywiście na początku wszystko wygląda jak zawsze, lecz już za moment zamiast prostego związku przyczynowo-skutkowego tworzy się plątanina uczuć, czynów i słów. Pewien młodzian zaczyna liczyć na coś więcej, a do dotychczasowego kumpla tak jakby zmniejszył się dystans, szczególnie uczuciowo-cielesny. Taki początek roku nie wróży dobrze, a może wprost przeciwnie? W końcu przyszła przysłowiowa kryska na matyska, zresztą jest ona miła dla oka i serca, rozsądek, rzecz jasna, swoje trzy grosze wtrąca, lecz pierwszeństwo ma serce, a te nie zamierza cicho siedzieć! Jak do tej pory Anki poglądy na życiową drogę były niezwykle proste, od czasu do czasu bliższa znajomość z osobnikiem płci przeciwnej jest jak najbardziej wskazana, na tym jednak koniec. Ale czy trzeba trwać wiecznie w swoich poglądach? Przecież człek to istota wybitnie zmienna, przynajmniej tak twierdzi wielu, może więc i policjantka Ania coś w tym temacie będzie miała do powiedzenia? W końcu nie raz i nie dwa służyła pomocnym ramieniem do wypłakiwania się przyjaciółkom, naturalnie nie ma w planach nic tak rzewnego, lecz na dobre rady nie pozostanie raczej głucha. Pytanie tylko co na to los i jego jakże pokrętne poczucie humoru?

Co się uśmiałam to moje, co ludzie napatrzyli się na mnie w autobusie to ich - w końcu rzadko kto ma dobry humor o szóstej rano w środku komunikacji miejskiej w dzień powszedni. A ja miałam i mam na samo wspomnienie lektury pod tytułem "Rozum kontra serce" autorstwa Joanny Kupniewskiej. Okładka już co nieco podpowiedziała, lecz  to co kryła okazało się prawdziwy lekiem na mrok za oknem, jesienną aurę i parę jeszcze innych rzeczy. Autorce gratuluję pomysłu i jego wspaniałej realizacji, lecz przede wszystkim utrzymania lekkiego i humorystycznego tonu od pierwszej do ostatniej strony, nie jest to ani łatwe, ani często spotykane i na dodatek trudne do wykonania. Historia Anki nie jest przesłodzona, nierealna, a tym bardziej mdła, ma szybkie tempo, cięte dialogi, idealnie dopasowane gagi sytuacyjne, interesującą fabułę i przede wszystkim bohaterów, o jakich warto ciut więcej wspomnieć. Obojętnie czy są to postacie pierwszoplanowe czy też uczestnicy pozostający tłem, jedni i drudzy wypadają bardzo barwnie, nie dają o sobie łatwo zapomnieć, w końcu dzięki prawie trzystu stronicom człowiek poznaje ich dość dobrze, by nie rzec, iż nawet o przyjaźni może być mowa. Joanna Kupniewska dała czytelnikom świetne lekarstwo na chandrę, na przed i poświąteczny życiowy chaos, niewłaściwą pogodę oraz tysiąc innych spraw, które skutecznie psują nam codziennie humor. Na pewno wrócę do lektury "Rozumu kontra serce", przecież dawka śmiechu zawsze się przyda.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję portalowi CPA 
                                                 oraz 
                                        wyd. Novae Res

4 komentarze:

  1. Rewelacyjna powieść, doskonała na chandrę i nie tylko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na takie szare dni ta książka będzie idealna.:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno bym się uśmiechała przy tej lekturze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Od czasu do czasu lubię takie zabawne historie.

    OdpowiedzUsuń