sobota, 13 grudnia 2025

Bieszczadzka magia

Nowość:

„Zatracenie”

Katarzyna Berenika Miszczuk

 

Spokojnie to już było! Teraz jest cisza przed burzą! Jaką? No cóż z pewnością taką, która zostanie zapamiętana. Nawet więcej, gdyż bez wątpienia pozostawi po sobie ślad. Pozostaje więc czekać z założonymi rękoma lub… przygotować się na to, co ma wydarzyć się!

 

Pensjonat w Bieszczadach brzmi jak marzenie, ale nim się ziści trzeba pokonać czasem dość wyboistą drogę. Ewa Wrzosówka właśnie o tym się przekonuje. Remont właśnie w pełni, a taki dom jak Mnichówka łatwo nie poddaje się zmianom. Jednak jego właścicielka trzyma się planu i nie zamierza poddawać się. Zwłaszcza, że ma pomoc swojego księgowego, piekielnie zaangażowanego i to dosłownie. Adam Iskrzycki oprócz talentu do liczb ma również inne pomocne talenty, zwłaszcza przydatne w takim miejscu. Powiedzmy sobie szczerze ta dwójka ma niejedną tajemnicę i lepiej by miejscowi o tym nie dowiedzieli się. Może i ostatnią czarownicę spalono deczko czasu temu, lecz lepiej na zimne dmuchać. No i jeszcze ta przepowiednia i ból korzonków. Co za dużo to niezdrowo! Zbliżają się również urodziny Ewy, dokładnie w noc Kupały, natomiast w pobliżu jakoś robi się tak dość tłocznie od różnorodnych zdarzeń tudzież odwiedzin. Jak w takich okolicznościach obchodzić urodziny? Łatwo nie będzie, prosto też już było, teraz  pozostaje zorganizować imprezę… Czy będzie ona niezapomnianym wydarzeniem? No cóż Mnichówka nie na daremno ma swoja legendę, a że ciut mroczną? W Noc Kupały niejedno zdarzy się!

 

Za niektórymi bohaterami tęskni się i czytelnik wypatruje kiedy pojawi się kontynuacja z nowymi perypetiami. Ewa i Adam w „Kuszeniu” zapisali się w pamięci  warto było poczekać na dalszy ciąg z ich udziałem. Rozkręcili się na dobre, zresztą nie tylko oni, ale nie ma co spojlerować, najlepiej jest się samemu przekonać o tym, a będzie  czym. Mnichówka nie straciła nic ze swojej legendy, nawet można powiedzieć, iż co nieco zostanie wzbogacona. Postarali się o to tak pierwszoplanowi bohaterowie jak i drugoplanowi, ci z krwi i kości oraz mniej materialni. Trzeba przyznać, że mało kto ma tak bogatą wyobraźnię oraz talent do łączenia różnorodnych mitów i postaci w spójną całość, zaskakującą nieustannie, jednocześnie lekką oraz wciągającą, chociaż i mroczniejszy cień dostrzegalny jest oraz doskonale podkreśla wszystkie wątki. Nie da się nie wspomnieć przynajmniej o humorze, chociaż to w żadnym wypadku komedia, to dialogi wprost skrzą się od niego. „Zatracenie” jest historią, w jakiej dzieje się naprawdę dużo i pojawiają niespodziewane postacie, jakie gdzie indziej wydawałyby się przypadkowe, natomiast w niej doskonale pasują. Para głównych bohaterów pokazuje, że Bieszczady kryją niejedną tajemnicę, a ile jeszcze czeka na ujawnienie to jedynie wie ich twórczyni, lecz jedno jest pewne: oczekiwanie na ciąg dalszy rozpoczęło się!


środa, 10 grudnia 2025

A zabił...

Nowość:

„Morderstwo w trzech aktach”

Małgorzata Starosta

 

Do tanga trzeba dwojga, a do morderstwa? Również co najmniej dwojga czyli zabójcy i ofiary, lecz czasem trafiają się jeszcze świadkowie. A jeśli brak jest jednego składnika czyli sprawcy? Kto mógł zabić, jeśli wszyscy widzieli śmierć nieszczęśnika, lecz nie dostrzegli tego, kto pomógł nieszczęśnikowi zejść z tego padołu?

 

Wydawałoby się, że gdy zostaje popełnione zabójstwo w świetle reflektorów to śledztwo będzie niebywale łatwe i bez jakichkolwiek problemów zostawanie wskazany morderca. No cóż może w teorii tak mogłoby zdarzyć się, lecz w praktyce to już wygląda cokolwiek bardziej skomplikowanie. Filip Marlot ze swoją cioteczką Janiną przekonują się o tym na własnej skórze. Na ich oczach, podczas próby przedstawienia, gnie jeden z głównych aktorów. Przypadek czy… czyn przestępczy? Raczej to drugie i komisarz January Cynk potwierdza przypuszczenia naocznych świadków. Nikt nie widział, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie mówi? Ależ skąd! Widzieli wszyscy, niektórzy coś słyszeli, a reszta wcale nie trzyma języków za zębami. Dochodzenie to jedynie kwestia formalna i sukces w ujęciu sprawcy można ogłosić bardzo szybko? Gdzie tam! Policja chcąc nie chcąc potrzebuje pomocy, a kto jej lepiej udzieli jak nie Marlot z ciotką? Prywatne dochodzenie rusza pełną parą, Janeczka jest w formie, Filip stara się starszej pani dotrzymać kroku, Cynk też robi wszystko by jak najszybciej wyniki były widoczne. To trio potrafi nawet z tak niesfornej gromadki podejrzanych, jakimi są pracownicy teatru wydobyć odpowiednie informacje. Okazuje się, iż bardziej zaskakujące niż spodziewano się…


Kulisy teatralne bywają ciekawe i kryją niejedną tajemnicę, tę z gatunku zabójczego także.

Morderstwo, śledztwo, niejedna poszlaka, szeroko grono potencjalnych sprawców i trójka śledczych, jacy gdy złapią trop to już podążą za nim. Małgorzata Starosta mistrzowsko połączyła kryminał, humor, barwne postacie oraz artystyczny świat w historię, gdzie niejedno albo jeszcze więcej jest możliwe. Lubicie zawiłe dochodzenie, w jakich do samego końca pojawiają się ślepe uliczki, potencjalni mordercy zmieniają się prawie jak w kalejdoskopie, a kolejne tropy odsłaniają nowe sekrety? „Morderstwo w trzech aktach” doskonale spełnia te warunki i jeszcze kilka innych. Nudne sprawdzanie kto i kiedy? Nic z tego! Marlot, cioteczka i January potrafią dostarczyć nie lada śledczych emocji, oczywiście reszta postaci przyczynia się do tego, ale oczywiście na swoich warunkach. W kameralnym gronie, jak się okazuje bardzo morderczym, wcale nie tak łatwo odkryć tożsamość zbrodniarza. Autorka bawi się z czytelnikami rzucając podejrzenia i równocześnie odsłaniając kolejne dochodzeniowe ścieki. „Morderstwo w trzech aktach” jest kryminałem, w jakim mamy zwroty akcji, cięte riposty, humor oraz oczywiście pierwszorzędną, morderczą, intrygę.

 


                                         Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:


niedziela, 7 grudnia 2025

Więzy

Nowość:

„Powrozy”

Małgorzata Micior

 

Przeszłość. Słowo klucz, chociaż czasami nie wiemy do czego drzwi zostaną otwarte nim. Podobno niepamięć chroni nas przed tym, z czym nie potrafiliśmy sobie poradzić. Czasem jednak jest ciężarem, który coraz trudniej nosić, a nie da się od niego uwolnić. A co w sytuacji, gdy pojawia się ślad, mogący zmienić dużo albo i wszystko?

 

Anastazja Stec doskonale potrafi wykorzystać psychologię w kryminalnych śledztwach. Tam gdzie inni nie dostrzegają logiki ona widzi powiązania. Jednak tym razem to coś więcej niż jedynie kolejna sprawa zawodowa. Ofiara jest łudząco podobna do profilerki, nawet bardziej. Co więcej mieszkańcy podoleskiej miejscowości, gdzie znaleziono ciało, uważają ją za wiedźmę. Na tym nie koniec niespodzianek, raczej był to wstęp do dochodzenia, gdzie prawie na każdym kroku czeka fragment zagadki, czy tylko jednej? Na to odpowiedzieć musi podkomisarz Jaworek i Radosław Konor, oczywiście we współpracy z Anastazją. Z pewnością nie chodzi tutaj o przypadek, ewentualny zbieg okoliczności okryty jest cieniem sekretów sprzed lat. Jaki jest związek pomiędzy denatką i panią psycholog, bo jakiś musi być. Jednak w tym dochodzeniu nie ma prostych odpowiedzi, ale i pytania również do takich nie należą. Czy ten kto zabił wie więcej od policji? Splot okoliczności w tej sytuacji stoi pod dużym znakiem zapytania, zresztą ten drugi pojawia się zbyt często… Gdzie doprowadzą tropy stróżów prawa i czy są gotowi na prawdę?

 

Niekiedy chętnie zapomnielibyśmy o tym, co wydarzyło się oraz rozpocząć wszystko z czystą kartą, lecz przysłowiowa carte blanche bywa iluzją i wcale nie zawsze taką jest. „Powrozy” są doskonałym przykładem thrillera, który już na wstępie sygnalizuje czytelnikom, iż przed nimi rasowa kryminalna szarada, w jakiej nic nie będzie podane na przysłowiowej „tacy”. Przypuszczenia nasuwają się szybko, ale jakie mają przełożenie na zagadkową historię przyjdzie poczekać, inną rzeczą jest czy w ogóle jesteśmy na dobrym tropie. Zwłaszcza, iż Małgorzata Micior nie postawiła na prosty scenariusz i przewidywalność. Tam gdzie wydaje się nam, że rozwiązanie jest na wyciągniecie ręki i już prawie je dostrzegamy w gąszczu domysłów, kłamstw i ludzkiego zła oraz bólu, okazuje się, że daliśmy się zwieść. To jeszcze nie czas na finał, on dopiero przed nami. Nie tak łatwo jest rozwiązać zbrodniczą łamigłówkę, w jakiej przeszłość jest równie istotna co teraźniejszość i kładzie się na niej cieniem. Jedno z pytań to te, do kogo on należy? „Powrozy” są wielowarstwowym thrillerem psychologicznym, gdzie drugi człon nie jest na wyrost, lecz widać go tak w konstrukcji fabularnych wątków, jak również w sylwetkach bohaterów oraz ich czynach. Małgorzata Micior do samego końca trzyma w niepewności czytających co do zakończenia, wszystko ma swoje odpowiednie miejsce i czas by wybrzmieć oraz pokazać jakie było jego znaczenie.

 

                                                        Za możliwość przeczytania 

książki 

dziękuję:
Autorce -     Małgorzacie Micior

wtorek, 2 grudnia 2025

Razem łatwiej

Przedpremierowo:

„Wielkie mi rzeczy!”

Boguś Janiszewski

 

Zwykło się patrzeć na bajki przez pryzmat literatury dziecięcej tylko i wyłącznie. Czasem jeszcze przypomina się jej walor dydaktyczny, ale rzadko myślimy o metodzie terapeutycznej. Czytanie tak dla starszych, jak i młodszych, bywa odskocznią i równocześnie pozwala „przepracować” trudne tematy. W tym momencie powinno pomyśleć się właśnie o lekturze, łączącej te dwa punkty czyli o bajkach terapeutycznych.

 

Ile razy zachęcamy dzieci do samodzielności i radzeniu sobie z przeszkodami oraz kreatywnego myślenia? Same przydatne umiejętności, ale również mogące w zbyt dużej skali być źródłem problemów. W naszej rzeczywistości zbyt często narzekamy na niesamodzielność, więc gdy mamy jej odwrotność nie dostrzegamy nierzadko tego, co tak naprawdę się za tym kryje. Bajka „Wielkie mi rzeczy!” pomaga zrozumieć nie tylko źródło trudności, ale również zwraca na inne bolączki też niezauważane. Samotność lub osamotnienie, proszenie o pomoc, współpraca, odwaga przyznania się do błędów, mają ze sobą dużo wspólne, lecz te pierwsze wyklucza to drugie i niestety staje się błędnym kołem, w jakie bardzo łatwo wpaść. Dlatego aspekt nauki przydatnych umiejętności społecznych wraz z terapeutycznym funkcją ujęte w bajkową historię łatwiej trafiają do młodych czytelników i równocześnie pozwalają im na zidentyfikowania własnych trudności oraz zwrócenie uwagi na ich występowanie na przykład u przyjaciół. „Wielkie mi rzeczy!” doskonale obrazuje wartość wspólnego działania i odpowiedzialności za własne czyny oraz jak szybko można z samodzielności stworzyć samotność. Bajka i pomoc w identyfikacji obecnych oraz przyszłych problemów, dołóżmy do tego bohaterów, jacy nie tylko słowami, ale także swoimi działaniami, przedstawiają, co jest istotne albo co powinno nim być oraz co znaczy dobry indywidualizm. Mali czytelnicy lub słuchacze otrzymują przysłowiowe dwa w jednym. Zamiast moralizatorstwa i mało przystępnych komunikatów jasny przekaz. Dodatkowo gotowe scenariusze zajęć i wyjaśnienie, czym jest sama bajkoterapia to kolejne atuty „Wielkich mi rzeczy!”, umożliwia to nawet w warunkach domowych zastosowaniu tej metody.



Bajka do pobrania bezpłatnie na stronie:


https://zaczytani.org/bajka/wielkie-mi-rzeczy 


                                                 Za możliwość przeczytania 

książki 

dziękuję:

sobota, 29 listopada 2025

Królowa jest tylko jedna

Nowość:

„Królowa dram”

Paweł Nowak

@zwyczajnychlopak

 

Zrobienie dramy wydaje się łatwe, ale nie każdy to potrafi zrobić po mistrzowsku. Niektórzy są w tym mistrzami, nawet więcej zasiadają wprost na królewskim tronie, gdy chodzi o tę konkurencję. Pamiętać trzeba o jednym, że to bardzo skomplikowana sprawa, na tyle, że większość wybiera prostotę i trzymanie się z daleka od niej. Nie bez powodu…

 

Czasem człowiek ma pod górkę, ale od czego przyjaciele? Z pewnością najlepszą przyjaciółką dla Adasia, Karoliny, Alberta, jest Eliza, chcąca dla nich jak najlepiej. Ogarnięcie ich świata to przysłowiowy Pikuś, tak jakby i zbyt często nie do końca. Stara się naprawdę szczerze, problem w tym, iż z własnymi problemami aż tak dobrze jej nie idzie. No dobrze bądźmy szczerzy nie ma tym polu prawie żadnych sukcesów. Jednak w końcu trzeba i z tym zrobić porządek, wyznaczyć sobie cel i dążyć do niego wbrew przeciwnościom, a tych Eliza napotyka nadspodziewanie dużo, chociaż czy nie było to do przewidzenia? Książka, a konkretnie napisanie jej i wydanie, jest nowym kierunkiem działania, lecz nie daje o sobie zapomnieć dotychczasowa praca, miłość też jakoś daje popalić, pozostali jeszcze przyjaciele… No cóż dużo tego, ale kto jak nie właśnie królowa dram może to wszystko ogarnąć? Nasuwa się tylko jedno pytania: czy to możliwe połączyć cały ten życiowy chaos w coś poukładanego i niepogrążającego?

 

Spokój przy lekturze „Królowej dram” nikomu nie grozi, dobry humor z pewnością tak, ale… jeśli spodziewacie się prostej komedii to dostaniecie o wiele więcej. Oczywiście jest niejedną omyłkę, tytułowych dram również nie brakuje i to różnego kalibru oraz kilka większych problemów. Od bohaterek i bohaterów najlepiej rozpocząć, bo to nie kto inny, a oni właśnie wspólnie są źródłem akcji, jakiej nie powstydziliby się najlepsi scenarzyści, zresztą kreatywności Pawłowi Nowakowi jeszcze bardziej i nie jest to na wyrost, a raczej spore niedopowiedzenie. Jednak wśród tego chaosu nie ma bałaganu, jest on doskonale kontrolowany przez autora, co pozwala cieszyć się poznawaniem losów Elizy, dla jakiej nie ma takiej sytuacji, jakiej nie potrafiłaby skomplikować i doprowadzić nad przepaść lub raczej do niej wpaść. Czy to polska Bridget Jones? Bije ją na głowę i to pod każdym względem oraz w żadnym wypadku jej kopią. Ta pierwsza pewnie odpadłaby w przedbiegach w ubieganiu się o koronę królowej dram, a jak wiadomo królowa jest tylko jedna i z dumą ją nosi Eliza. Komediowa do granic, ale w żadnym razie wyśmiana, bo po prostu jest sobą, nawet jeśli próbuje się zmienić. Przyjaciółka, taka prawdziwa, co nie oznacza, iż nie powoduje zgrzytania zębów u swoich przyjaciół. Czy jedyna w swoim rodzaju? Z pewnością tak. Przerysowana? Nie do końca i w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jeżeli już tak spojrzymy na jej osobę. Zresztą warto spojrzeć głębiej i dostrzec w królowej dram” więcej niż komedię, bo to również historia o marzeniach, przyjaźni prawdziwej i udawanej oraz o tym, jak widzimy siebie oraz jak nas widzą inni.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

piątek, 28 listopada 2025

Koniec i początek

Nowość:

„Tajemnica”

Ilona Gołębiowska

 

Miejsce i ludzie, jedno i drudzy tworzą coś, co daje wsparcie w trudnych chwilach i radość na co dzień lub stanowi obciążenie, jakie kładzie się cieniem          na człowieku. Dom, to punkt na mapie i ci, którzy zbudowali w nim coś więcej niż tylko mury, a prawdziwą życiową przystań, zbudowaną z uczuć, rąk wyciągniętych z pomocą, słów otuchy, ale i mówiących szczerą prawdę, nie zawsze wygodną i czasem też tajemnic…

 

Plan na najbliższą przyszłość, zresztą na tę dalszą również, nie obejmował przeprowadzki, nawet czasowej, do Lublina. To, że Marysia Złotowska pochodzi z okolic tego miasta nie oznacza, że opuszczenie, stolicy przychodzi jej łatwo. To ma być tymczasowe rozwiązanie, konflikt z prezesem rzadko komu służy i właśnie służbowe „zesłanie” jest efektem zawodowych niesnasków. Plusem powrotu w rodzinne strony jest bliskość Starego Młyna, sióstr oraz ciotki i wujka. Jednak czy to wynagrodzi tęsknotę za ukochanym, warszawskim miejscem pracy i samą metropolią? No cóż nie do końca, bo pracy jest naprawdę dużo lub jeszcze więcej, rozłąka jest naprawdę trudna do zniesienia. Jednak pozostaje Młynarzówka z jej ciepłem, rodziną i schronieniem, gdy ma     się wszystko dosyć. Przypadkiem lub też zrządzeniem losu Marysia spotyka jeszcze jedną ciotkę. Matylda od lat jest skonfliktowana z resztą rodziny, czy jest szansa by starsze pokolenie zaczęło z sobą rozmawiać? Pozostaje jeszcze związek na odległość i Jakub, mężczyzna, który jest wprost chodzącą tajemnicą, a i innych sekretów nie brakuje wokoło. Ale zawsze jest Stary Młyn, jaki dla sióstr         Złotowskich jest domem, którzy przygarnął je kiedy straciły prawie wszystko… Niekiedy trzeba zrobić krok w tył, chociaż to bolesne i trochę zmienić punkt widzenia, lecz czy Marysia jest na to gotowa?

 

Dom. Miejsce gdzie wraca się w dobrych i złych chwilach. Marzenia, jakie stały się rzeczywistością. A co gdy to drugie chwieje się w posadach? Jak odnaleźć siebie w nowych warunkach? Cykl Siostry ze Starego Młyna    niesie z sobą dużą dawkę emocjonalnych rozterek, a druga część zatytułowana „Tajemnica” do już ujawnionych sekretów dodaje nowe. Jedne z nich mają korzenie w przeszłości znanych już bohaterek, inne wnoszą nowe postacie, lecz każde z nich pokazują wpływ na rodzinne więzy. Ilona Gołębiowska nie mitologizuje rodziny, ale pokazuje jak złożona to struktura i co znaczy dla swoich członków. Łatwo jest przedstawić sielankową wersję, jednak gdy zaczyna się patrzeć z bliska dostrzega się rysy, problemy i przemilczane trudne momenty. Z nich właśnie autorka „Tajemnicy” robi atut i popycha bohaterów do konfrontowania się z prawdą, często nie taką, jakiej mieli obraz, bolesną i trudną do zaakceptowania. Nic nie dzieje się od razu, wszystko ma swoje miejsce i czas oraz przede wszystkim człowieka, stawiającego czoła temu wszystkiemu, czego nie dostrzegał lub od czego uciekał. To nie dramat a opowieść o ludziach, jacy wiedzą co znaczy dom, ten prawdziwy i potrafią otworzyć drzwi również dla innych, czasem też popełniając po drodze błędy. Siostry ze Starego Młyna nie jest plastrem na emocjonalne rany, ale pokazuje jak się go tworzy, używa i jak ważne jest podanie pomocnej dłoni nie jedynie bliskim, lecz także nieznajomym.


                                          Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

wtorek, 25 listopada 2025

Zabójcze zbiory

Nowość:

„Żniwiarz cienia”

Katarzyna Bonda


Zbrodnia nie zawsze od razu zostaje odkryta. Niektórzy sprawcy wolą działać w ciszy i w ukryciu. Czasem ich mordercze czyny zostają dostrzeżone, ale oni wciąż pozostają w cieniu dokonując krwawych żniw…

Kiedy wszystkie tropy zdają się potwierdzać najgorszy scenariusz śledztwa Lenie Silewicz włącza się ostrzegawcza lampka. Trzeba poznać jednak, że było tak od samego początku tej sprawy, która dotyczy policjanta i to z górnej, nie dolnej, półki. Ostrożność była wskazana od samego początku, a im bardziej głębiej tym więcej znaków ostrzegawczych. Niby rozwiązanie jest już widoczne na horyzoncie, nawet są dowody, a nie poszlaki, ale… coś nie daje spokoju Lenie, chociaż inni poszliby tylko i wyłącznie w kierunku wyznaczanym przez ślady ona rozgląda się też wokoło. Czyżby inni nie dostrzegli sceny, na jakiej od jakiegoś czasu ktoś wystawia mordercze przedstawienia? Jak ten watek ma się do tego, od którego wszystko zaczęło się? Czasem przypadek bywa wyreżyserowany i wcale nie splot okoliczności, a intuicja, sprawiają, iż ktoś bliżej mu się przygląda. Gdzie zaprowadzi Silewicz jej nieszablonowe działania i co jeszcze kryje się w pajęczynie powiązań aż lepkich od kłamstw, przysług i nie zawsze odpowiednio rozumianych przysług?

To dochodzenie nie należało do łatwych, raczej jest z kategorii tych, które ujawniają nie jedynie mroczna stronę ludzkiej natury, lecz również sieć powiązań. Najnowszy tytuł Katarzyny Bondy to rasowy kryminał gdzie liczy się śledcza intuicja i łączenie strzępków informacji oraz podążanie własnymi ścieżkami. Seria z Leną Silewicz wyróżnia się główną bohaterką, daleką od głównego nurtu i to pod każdym względem. Z książki na książkę czytelnik dostrzega jej ewolucję, czasem jest to bardziej rewolucja, ale co istotne na naszych oczach kształtuje się śledcza i również w tej dostrzega się kolejne lekcje jakie przyswaja i równocześnie wykorzystuje wcześniejsze doświadczenia. „Żniwiarz cienia” to nie jednowątkowa opowieść, a wielowarstwowa historia wpierw wydająca się toczyć kilkoma nurtami z jednym mocno zaakcentowanym. Jednak z rozdziału na rozdział zwiększa się wrażenie, że za znanymi faktami kryje się o wiele więcej i z dużym prawdopodobieństwem jeszcze najważniejsze pozostało niedostrzeżone. Autorka doskonale opanowała sztukę stopniowania napięcia oraz skupiania uwagi czytelnika na z góry ustalonych elementach. W tej książce, jak i w całym cyklu, zabójcza rozgrywka jest zaplanowana w każdym nie tylko detalu, ale także niuansie. Tu się czuje, że znaczenie ma wszystko, pytanie jedynie gdzie umieścić ten szczegół w dochodzeniowej układance. Poza stroną kryminalną jest również pokazane życie prywatne stróżów prawa, jak ich zawód przekłada się na rodzinę, związki. Katarzyna Bonda pokazuje ludzką twarz, kiedy maski zostają zdjęta lub same opadły, jak trudno pozostać obiektywnym równocześnie walcząc z echami z własnej przeszłości i obudzonymi demonami.


                                          Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

sobota, 22 listopada 2025

Strefa cienia

Przedpremierowo:

„Umbra”

Paulina Świst

 

W cieniu niejedno da się schować, lecz nie oznacza to zapomnienia. Wprost przeciwnie. Jeśli masz coś do ukrycia to prędzej lub później ktoś wydobędzie to na światło dzienne. Od tego już krok do zmierzenia się ze skutkami czyli stawienia czoła temu, co jedynie czekało by przypomnieć o sobie.

 

Kiedy budzisz się w kontenerze, a obok ciebie jest ktoś, kto wywołuje wściekłość samym oddychaniem to wiesz, że jest źle, a to nie najgorsza wiadomość jak na ciebie czeka. Prawie równocześnie uświadamiają sobie tę mało optymistyczną prawdę Zofia Bojarska i Artur Cieniowski. Adwokatka i prokurator, jacy znają się nawzajem i do tej pory więcej ich dzieliło, a połączyło… no cóż co się wydarzyło w Wiśle, pozostaje w Wiśle. Tyle, że pewnych spraw nie da się zapomnieć, a nawet jeśli nie pamięta się to jeszcze gorzej. Jednak najważniejsze w tym momencie jest współpraca, bo inna opcja raczej jest z kategorii tych statecznych. A więc współdziałanie wymagające pełnego zaangażowania, odsłonięcia najciemniejszych fragmentów w życiorysie i liczenia, że druga strona też da się z siebie wszystko. Do czego doprowadzi to niecodzienna kolaboracja? Kto stoi za tą akcją? Z pewnością Bojarska i Cieniowski mają niejednego wroga, ale czy wspólnego jeżeli stoją po przeciwnych stronach? Co się wydarzy gdy połączą siły? Dalszy ciąg zależy od nich, a gdy złapią trop nikt już nie powstrzyma by rozwiązać tę oryginalną zagadkę, jakiej stali się częścią. Jednak czy ktoś nimi nie pragnie sterować?

 

Powiedzmy sobie szczerze Paulina Świst nie daje żadnej taryfy ulgowej swoim bohaterom, czytelnikom zresztą również. Jedni i drudzy przekonują się o tym w najnowszej książce. Spokojnie nigdy nie jest w książkach autorki, za to postawienie na akcję i błyskawiczną reakcję jak najbardziej. Czy „Umbra” zaskakuje? Znani bohaterowie i schemat tak jakby już nam coś przypominający… I tu pojawia się pierwszy błąd zwany niedocenieniem przeciwnika, bo otrzymujemy fabułę gdzie znaków zapytania jest wiele, a perypetie postaci dalekie są od przewidywalności. Zresztą czy to możliwe przy pani mecenas i panu prokuratorze, jacy mają w głębokim poważaniu ogólnie przyjęte zasady i doskonale wiedzą jak wykorzystać prawo na korzyść swojej pracy? Jazda bez trzymanki to dla nich chleb powszedni, bez hamulców zdarza się na co dzień, a co jeśli tym razem przetestuje ich granice? Zapędzenie w kąt takich osób oznacza jedno: rozgrywkę na śmierć i życie, gdzie pewniejsza wydaje się opcja numer jeden niż dwa. Dodajmy do tego dawkę humoru, często w kolorze czarnym, cięte riposty padające w dialogach prawie nieustannie oraz coraz mocniej krystalizujące się podejrzenie, że coś zostało genialnie ukryte przed najbardziej zainteresowanymi. Suma tych elementów daje nam mistrzowską „Umbrę”, thriller z zagadką kryminalną oraz warstwą obyczajową, iskrzącą się nieustannie oraz z bohaterami, jacy szybko wskakują do tych najbardziej ulubionych. Po finale oczywiście pozostaje jak zawsze kilka pytań czyli to już koniec i co dalej? Czy to znaczy, że…?


Premiera:

26.11.2025

piątek, 21 listopada 2025

Las przeznaczenia

Nowość:

„Anathema”

Keri Lake

 

Pewnych granic nie przekracza się. Jednak czasem ich złamanie to jedyne wyjście, poza tym ostatecznym. Co czeka po drugiej stronie? Mity zawierają ziarno prawdy, a prawda bywa bardziej nierzeczywista niż legenda. Jedno tylko jest faktem, niezaprzeczalnym i od jakiego nie da się uciec: teraz wszystko zmieniło się i nigdy już nie będzie takie jak wcześniej.

 

Las nie bierze jeńców, przyjmuje tylko ofiary. O tym wie każdy, lecz niekiedy nie ma się wyboru i przekroczenie bramy z kości to jedyne co pozostaje. Maevyth została zmuszona do tego przez dramatyczną sytuację i zdaje sobie sprawę, że nie ma już dla nie odwrotu. To, co ją czeka zna z legend, nie zna nikogo, kto wróciłby z tamtego miejsca. Nie spodziewa się, że Zevander stanie się jej opiekunem. Dużo można by powiedzieć o tym mężczyźnie, ale jedno słowo wystarczy – zabójca, najlepszy z najlepszych. Dlaczego więc właśnie on ma zapewnić komuś takiemu jak ona bezpieczeństwo jeśli sam jest dla niej zagrożeniem? Pradawna przepowiednia wyraża się dosyć jasno, lecz nie ma w nic o dziewczynie, która nie zamierza ślepo podporządkować się komukolwiek. Czy uda się ocalić ją, kiedy prawie każdy czyha na jej kruche życie? Magia i morderczy zawód to wcale nie aż tak dużo w tym przypadku, zwłaszcza, iż Maevyth zdaje się nieustannie testować cierpliwość Zevandera i nie jedynie to. Tych dwoje to nie ogień i woda, lecz dwa płomienie mogące pochłonąć się nawzajem, czy są gotowi na to, co wydarzy się kiedy połączą siły?

 

Jakie to dobre? No cóż to ogromne niedopowiedzenie. „Anathema” ma w sobie wszystko i o wiele więcej czyli robi wrażenia już na wstępie, a później wzrasta. Mrocznie, gotycko, kontrastowo i tajemniczo, to tak w bardzo w skrócie, ale tak naprawdę każdy rozdział to część większej całości wyłaniającej się powoli jak z gęstej mgły. Jednak nie do końca, wciąż większość spowita jest nimbem sekretów i zagadek, granica pomiędzy rzeczywistością a legendą jest zatarta. W tej historii nic nie jest niemożliwe, kolejne strony udowadniają to z nawiązką, lecz nie w nadmiarze. Keri Lake wie jak połączyć mrok i światło, to drugie nie rozjaśnia, a jedynie podkreśla to pierwsze, pokazuje kształt, natomiast szczegóły pozostają w lekkim cieniu. Drugi plan jest nieodłączną częścią opowieści i chociaż się w nią wtapia to nie daje o sobie zapomnieć. Obojętnie czy jest monumentalnym zamczyskiem czy chatą w lesie dodaje niuansów głównym scenom oraz głębi.  Wyobraźnia autorki wykreowała świat, gdzie pomiędzy dobrem i złem nie ma wyraźnej linii, takiej jest pierwsze wrażenie, lecz gdy zagłębimy się w lekturę odkrywamy istotę jednego i drugiego oraz szary pas pogranicza, pokazujący jak niewiele brakuje by znaleźć się po jednej lub drugiej stronie. „Anathema” to również romans z rodzaju slow burn, jednak daleki od tego z czym kojarzymy ten gatunek. Bardziej akcent pada na burn i to jest odczuwalne. Emocje buzują, dają o sobie znać, trudno je ukryć i stale rosną. Pozostają jeszcze bohaterowie, jakich w proste ramy z pewnością nie włożymy, mający niejedną tajemnicę w zanadrzu, otoczeni znakami zapytania, będący chodzącą łamigłówką. Keri Lake nie boi się użyć grozy, z mroku wydobywa to, co w nim najciemniejsze, obdarza postacie temperamentem i buntowniczymi charakterami oraz pełną niedopowiedzeń przeszłością, burzliwą teraźniejszością, a co z przyszłością? W tej wydarzyć może się niejedno, lecz na pewno spokój będzie okupiony przez bohaterów walką, nie jedynie z wrogami, ale i samym sobą.

 


                                             Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:


wtorek, 18 listopada 2025

Karty prawdę powiedzą...

Nowość:

„Tarocista”

Jakub Rutka

Niektóre zbrodnie szybko pokazują się bardziej skomplikowane niż ktokolwiek przypuszczał na wstępie. Zadbał o to sprawca. Dlaczego zwraca na siebie uwagę? A może pytanie powinno brzmieć co chce przekazać w tak brutalny sposób?

Jackowi Gadowskiemu, dziennikarzowi i podcasterowi w jednej osobie, tajemnicze zbrodnie nie są obce. Jego audycje radiowe i kanał internetowy opiera się właśnie na tej tematyce. Już raz znalazł się w samym środku śledztwo w sprawie morderstwa. Tym razem niepokojąca reakcja jednej z uczestniczek programu radiowego staje się impulsem do kolejnego dochodzenia. Zabójca zostawił niepokojący trop na miejscu zbrodni. Czyżby karta tarota była kluczem w tej sprawie? Do jakich drzwi należy go dopasować i gdzie one znajdują się? Mistycyzm tarota jest jedynie przykrywką czy ma głębsze znaczenie? Gadowski oraz policjanci wraz prokuratorem szukają kolejnego punktu zaczepienia. Kolejna znaleziona karta oznacza jedno, ktoś rozpoczął zabójczą serię i raczej nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Co chce przekazać sprawca kartami, mającymi mistyczną sławę? Ofiary zdaje się nic nie łączyć, poza oczywiści dramatyczną śmiercią, a gdyby tak przyjrzeć się ich przeszłości? Następny karciany symbol trafia do Jacka, ma ostrzegać? Jeśli tak czym zwrócił na siebie uwagę dziennikarz? Kto morduje w Ostrołęca i z jakiego powodu?

Audycja na żywo. Dramatyczny krzyk słuchaczki. Przerwane połączenie. Taki początek kryminału intryguje już na wstępie, a dalej jest jeszcze lepiej. Karta tarota. Dochodzenie policji. Prywatne śledztwo podcastera. Zabójca nie powiedział jeszcze ostatniego słowa czyli… seria morderstw w spokojnej od jakiegoś czasu Ostrołęce. Jeżeli polujecie na intrygujący kryminał to „Tarocista” z nawiązką spełni czytelnicze oczekiwania. Kilka wątków splata się w kilkuwarstwową historię, w jakiej dużą rolę odgrywają karty, tajemnice i przede wszystkim motyw. Prawdziwie zabójcza zagadka zbrodni, których ofiary nic nie łączy, oczywiście poza osobą sprawcy. Dlaczego właśnie ci ludzi zwrócili niezdrową uwagę kogoś, kto ich zamordował i dlaczego pozostawia on niecodzienny ślad na miejscu przestępstwa?  Dodajmy do tego wyraźną nutę ezoteryki oraz sporą dawkę sekretów, bo gdzie jak w nie w nich mogą kryć się odpowiedzi na krwawe pytania? Policyjni detektywi oraz dziennikarz krok po kroku dążą do odgadnięcia co kryje się za tajemniczymi kartami i przekazem, jaki z sobą niosą. Czy w tym przypadku prawda jest mroczniejsza niż spodziewają się? Jakub Rutka w szczegółach zaplanował prawdziwie morderczą intrygę, w jakiej początkowo poza pewną kartą nie ma żadnego dowodu, lecz taki ślad to wcale nie jest mało i przekonujemy się o tym wraz z rozwojem akcji. Na sam koniec dorzućmy finał, zaskakujący o pokazujący jak łatwo sądzić po pozorach…

 


                                               Za możliwość przeczytania książki

dziękuję

sobota, 15 listopada 2025

Wiem to, czego Ty nie wiesz!

Nowość:

Wiem kiedy umrzesz

Robert J. Szmidt

 

Nie zawsze zło chowa się, czasem po prostu jest przezorne i doskonale zdaje sobie sprawę, że dopóki nikt nie zwróci na nie uwagi będzie mogło trwać. W cieniu czuje się doskonale, ale gdy zostanie oświetlone rzadko kiedy panikuje, wie o co toczy się stawka. Być albo nie być i to pierwsze jest najważniejsze, kosztem innych i za cenę ich życia, w przenośni i dosłownie.

 

Wcale nie takie spokojne miasteczko, ale podobne do setek innych, nawet w okolicy niejedno podobne by się znalazło, nie takie samo, lecz prawie. Złoczyn nie wyróżniał się zbytnio ani na plus, na minus również. Oczywiście ma swoje cechy charakterystyczne, lecz poza tym jest w miarę spokojnie i przewidywalnie. Do czasu, a dokładnie gdy zostają odkryte ślady świadczące niezbicie o tym, że właśnie tutaj działa seryjny morderca i to taki, mający na koncie może i rekord w liczbie ofiar. Wbrew pozorom dochodzenie toczy się szybko, sprawnie i do przysłowiowego odtrąbienia sukcesu jest już krok, a nawet mniej. Tyle, że niektórzy mają wątpliwości i to zdające się mieć potwierdzenie w poszlakach wskazujących nowe tropy. Jaki jest prawdziwy obraz tej sprawy? Nowe kierunki okazują się zaskakujące i zapowiadające niemałe przetasowania, lecz to możliwe, że właśnie taki był przebieg wydarzeń? Jedno jest pewne: morderstwa miały miejsce, natomiast cała reszta skomplikowała się bardziej niż ktokolwiek brał pod uwagę. Czy to już koniec? A jeśli to dopiero początek?

 

Genialny makiawelizm, nie na pokaz, leczy ukryć prawdę, nie tę na użytek mas, lecz mordercy. Nikt nic nie widział? Nikt nic nie słyszał? Widziały i słyszały ofiary oraz oczywiście sprawca. Rzadko śledztwo jest banalnie proste i jak się okazuje przekonują się o tym najbardziej zainteresowani. To nie kolejne dochodzenie do odhaczenia, chociaż wszystko na wskazywało, a może wszystko wygląda zupełnie inaczej niż komukolwiek wydaje się? W „Wiem kiedy umrzesz” nic nie jest do końca takie jak się wydaje, początkowo niejeden czytelnik będzie tak myśleć, ale gdzieś tam czuje się, że trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Zbrodnie nie bywają domeną wielkich miast, a punkty na mapie zdające się być transparentne wcale takie nie są. Robert J. Szmidt doskonale przyciąga naszą uwagę drugim planem, oddaniem detali pogranicza, ukazaniem kontrastów, presji czasu i bycia w świetle reflektorów, a gdzie tkwi haczyk? No właśnie to detale oddane idealne, lecz pomiędzy nimi tkwi wątpliwość lub raczej ich liczba mnoga, lecz nie za duża, ale dająca do myślenia. Prawdziwy majstersztyk czy po prostu splot okoliczności? Kto stoi za serią morderstw? Na te pytania odpowiedź okazuje się równie skomplikowana co prosta i vice versa. Jeśli chcecie prostej kryminalnej lektury to nie sięgajcie po „Wiem kiedy umrzesz”, bo w tej przewidywalność oznacza, iż daliście się podejść, na pocieszenie powiem lub raczej napiszę, że nie Wy jedni. Autor krok po kroku usypia naszą czujność, a potem wstrząsa raz za razem, w finale umieszczając w epicentrum trzęsienia ziemi albo może prawie, bo w ostatniej kropce kryje się dużo więcej niż można było się spodziewać lub przewidywać!


                                                Za możliwość przeczytania 

książki 

dziękuję:


środa, 12 listopada 2025

Zlecenie

Nowość:

„Mój stalker”

Monika Magoska-Suchar

 

Czasem wszystko zaczyna się od jednego spotkania, zdjęcia, a potem to już nie jest zwykła historia tylko dostrzeżenie szansy na to, co nie było oczekiwane, lecz okazuje się mostem do przeszłości. To miało być kolejne zlecenie, jednak tym razem granica została przekroczona, a to nigdy nie przechodzi bez echa. Jeśli ktoś wie o tobie więcej niż przypuszczasz może je wykorzystać, pytanie tylko w jakim celu?

 

Zadaniem prywatnego detektywa jest śledzenie, zbieranie dowodów, tropienie śladów. Matt Willis doskonale zna się na tej robocie, jest skuteczny, dyskretny i polecany do spraw, które należy załatwić szybko i cicho. Pamela to jego nowa sprawa, młoda kobieta nie ma nic na sumieniu, dlaczego więc stała się jego celem? Powiązania rodzinne sprawiają, że zostaje objęta ochroną, o jakiej nie ma się dowiedzieć. Tym razem Mattowi nie tak łatwo utrzymać zawodowy dystans, a dziewczyna, jaką miał się opiekować wcale mu tego ułatwia. Nieświadoma tego, co wokół niej dzieje się próbuje poradzić sobie z tym, co kiedyś wydarzyło się i wciąż przypomina o sobie. Czy spotkanie kogoś takiego jak Willis pomoże Pameli zapomnieć przeszłości? On powinien być jej cieniem, a stał się kimś realnym, dającym coś, czego jeszcze nie doświadczyła. Dokąd doprowadzi ich ta znajomość oraz sekrety leżące u jej źródła? Zaufanie tak łatwo utracić, podobnie jak i uczucie, jakie przyszło niepytane i nie pozwala o sobie zapomnieć.

 

W książkach Moniki Magoskiej – Suchar emocje czytelnik ma zagwarantowane i z pewnością nie będą one mdłe lub nijakie. Za każdym razem są one kontrastowe, barwne i oscylują zawsze w górnych rejestrach skali i widoczne to jest również w najnowszej książce autorki. To nie historia jakich wiele, a taka z kategorii gdzie akcja zwalnia jedynie na moment by się rozpędzić. To emocjonalny rollercoaster — niezagojone rany i blizny po przeszłości, miłość przychodząca w najmniej oczywistym momencie i wybory, które bolą, lecz wydają się jedynym wyjściem z patowej sytuacji. Dwuosobowa narracja pozwala poznać nie tylko bohaterów, lecz również to, co czują w konkretnej chwili. Mężczyzna z przeszłością i dziewczyna, wydająca się jej nie mieć, lecz czy tak faktycznie jest? Różnica wieku, doświadczeń i momentu w życiu, w którym się znajdują się obydwoje wydają się przeszkodami, jakie nie tak łatwo będzie przezwyciężyć. Monika Magoska – Suchar nie stawia na proste zwroty akcji, wybiera je tak by równocześnie zaskoczyć czytających i nadać nowy kierunek wątkom. Tak naprawdę za każdym razem sprawia niespodziankę, dodatkowo umieszczając go w nieoczekiwanym momencie. „Mój stalker” jest lektura rozgrzewającą lepiej niż ciepła herbata bądź kawa, nie brakuje w niej wyrazistych postaci, za które trzymamy kciuki i kibicujemy gdy stawiają czoła przeszkodom i cieszą się z niespodzianych szans.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję Autorce

poniedziałek, 10 listopada 2025

Zbrodniczy krąg

Nowość:

„Mroczne letnisko”

Anna Klejzerowicz

 



Zło. Jedno słowo. Niejedno znaczenie. Zawsze pozostawiające za sobą ofiary. Nie zawsze osądzone i ukarane sprawiedliwie, bo prawda bywa ukryta pod warstwami kłamstw, oskarżeń i przede wszystkim odwracania wzroku od… zła!



Pewne miejsca mają swoją aurę, wcale nie radosną i daleką od jasnych barw. Kamienny krąg niedaleko Gajewa ma dość niepokojącą sławę, a dokładniej zabójczą, bo popełniono w nim morderstwo. Trudno nie uciec od skojarzenia o rytualny charakter, lecz czy faktycznie tak było? Zadaniem Anny Kiryłło i Eryka Morskiego rozejrzenie się w okolicy i zebranie materiałów do reportażu. Ale mający na koncie niejedno dziennikarskie śledztwo duet raczej nie poprzestanie jedynie na zrobieniu kilku fotografii i opisie do nich. Tajemniczy zabytek robi na nich wrażenie na tyle, że zaczynają sprawdzać pewne informacje, a kto jak miejscowi stanowią najlepsze ich źródło? Do czego mogą „dokopać się” doświadczeni fachowcy? Z pewnością nie poprzestaną jedynie na kilku pytaniach i odwiedzinach na miejscu zbrodni. A kiedy zaczyna się grzebać się w przeszłości zaczyna robić się interesująco i prehistoria może okazać się całkiem świeża. Gajewskie lasy kryją więcej tajemnic i do tej pory udawało się je dobrze chronić przed niepowołanymi osobami. Kiryłło i Morski zaczynają łączyć różne wątki i okazuje się, iż ich dziennikarska intuicja wskazuje nieoczekiwany kierunek. W takiej sytuacji łatwo nie zauważyć zbliżającego się zagrożenia, realnego i pojawiającego się bez ostrzeżenia!



Co jest istotne w dobrym kryminalne? Zagadka? Motyw? Dochodzenie? Zbrodnia? Wszystko to plus klimat i oczywiście bohaterowie. Nie bez znaczenia jest również drugi plan i gra z czytelnikiem w podsuwanie tropów, stopniowanie napięcia oraz oczywiście finał. „Mroczne letnisko” to właśnie suma tych elementów, powiązanych osobami postaci, jakich jest cała plejada, charakterystycznych i nie pojawiających się przypadkowo, ale w odpowiednim miejscu i czasie. Trzeba przyznać Annie Klejzerowicz, że wciąga czytelnika już na wstępie w historię, w jakiej mało co jest takie jak wydaje się na początku, a potem to już nawet nie zobaczy się gdy następuje zakończenie. Po nim nasuwa się pytanie: „ale to już koniec?”, bo z jednej strony chciałoby się czytać książkę dalej, lecz z drugiej poznać efekty dziennikarskiego śledztwa. Sprzeczność, która występuje zawsze tam gdzie jest naprawdę dobra fabuła, a w tej konkretnej książce mamy na to potwierdzenie. Kamienny krąg, mała miejscowość, każdy każdego zna i zbrodnia, najprawdziwsza, nieoczywista, zdająca się sięgać głęboko w przeszłość, chociaż czy tak jest w rzeczywistości? Lokalne legendy, starsze i nowsze, wskazują kierunek śledztwa, ale co faktycznie miało miejsce? Pytań rodzi się więcej, a odpowiedzi wcale nie nasuwają się same jak można by się spodziewać, trzeba sięgnąć głębiej, lecz czy dalej? Anna Klejzerowicz doskonale zbudowała tło dla kryminalnej opowieści, wiążąc przeszłość z teraźniejszością, a zagadkowe morderstwo idealnie wprost komponuje się z nim. Do samego finału układamy zbrodnicze puzzle, w jakich każdy kawałek informacji ma znaczenie i dopiero mając wszystkie elementy dostrzegamy złożoność zabójczej szarady.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

sobota, 8 listopada 2025

Misja ratunkowa

Nowość:

„Uwierz w Mikołaja 2. Na ratunek babci”

Magdalena Witkiewicz

 

W Święta może zdarzyć się wszystko. Od katastrofy po najszczęśliwszą chwilę w życiu. Czasem jest wszystkiego po trochu, chociaż momentami zdaje się, iż to, co złe trwa zdecydowanie zbyt długo i w ogóle nie powinno mieć miejsca. Natomiast dobry czas odczuwamy tym mocniej, doceniając odmianę i to, co z sobą niesie. Jednak nim nastąpi to drugie nasza wiara w cuda lub przynajmniej w polepszenie sytuacji bywa wystawiana na próbę…

 

Czy życzenia spełniają się zawsze? Niektórzy pewnie powiedzą, że oczywiście, inni będą w to wątpić, lecz gdzieś w głębi serca jest w nich wiara w zbiegi okoliczności. Niekiedy trzeba uważać jakie marzenie pragniemy by się spełniło, ale są sytuacje gdy naprawdę zrobimy wszystko żeby urzeczywistniło się. Zosia ma motywację jak mało kto i wiarę, iż Mikołaj zdoła pomóc ukochanej Babci. Wystarczy tylko się z nim spotkać, chociaż to nie takie proste jak mogłoby się wydawać, lecz jeśli czegoś się pragnie to przeszkody da się pokonać. Aldona coś o tym wie, chociaż teraz ma inne sprawy na głowie, ale i ona ma swój cel. Mała dziewczynka i uczestniczka programu telewizyjnego mało maja wspólnego z sobą, jednak niekiedy pewne spotkania mają skutki, których nikt nie przewidzi, jak będzie tym razem? W imię wspomnień, ukrytych głęboko i tych bardzo świeżych da się radę stawić czoła niemożliwym wydawałoby się wyzwaniem oraz podjąć trudną decyzję w ułamku sekundy. Jaka role odegra Mikołaj i wiara w spełnianie życzeń? Podobno cuda nie zdarzają się, ale czasem… czasem potrzeba pewnej dziewczynki i miłości, która potrafi pomóc w niemożliwej misji!      

 

Wierzycie w Mikołaja? Jeśli nie, to najwyższy czas by to zacząć to robić, a gdy uważacie to za oczywistą oczywistość to tym bardziej zapraszam do lektury najnowszej książki Magdaleny Witkiewicz. Dlaczego? Powodów jest kilka, z pewnością będzie to lektura zapadająca w pamięć, w jakiej nie zabraknie uczuciowych zawirowań, a bohaterowie są ludźmi z krwi i kości czyli wielowymiarowi i potrafiący zaskoczyć swoimi wyborami oraz sama fabuła, w której nie brakuje zwrotów akcji i tego, co najważniejsze czyli świątecznego ducha. Zatrzymajmy się wpierw na postaciach, kto nie czytał wcześniejszych części bez problemu odnajdzie się w powiązaniach towarzysko-zdarzeniowych i to nie z powodu ich prostoty, bo tak nie jest, lecz dlatego, iż pisarka przemyślała historię i odpowiednie poprowadziła wątki, tak, by nie były one od siebie oderwane. Z rozdziału na rozdział zwiększa się dawka emocji i równocześnie towarzyszy temu humor oraz element zaskoczenia. Bohaterowie stają się naszymi bliskimi znajomymi i naprawdę kibicujemy im w ich perypetiach, a tych nie brakuje. Nasza ciekawość, co do tego, co jeszcze wydarzy się zostaje zaspokojone interesującą fabułą i to z prawdziwą premią. Duch Świąt nie jest przesłodzony, krzykliwy czy też pompatyczny, czujemy go nieustannie, lecz nie jako głośny krzyk, a cichy głos, melodia, refleksje postaci czyli taki jaki często pojawia się w naszych domach, prawdziwy, a nie sztuczny. Oczywiście jest i świąteczny Gdańsk, kolorowy, głośny, ale to, co najważniejsze dzieje się w gronie bliskich sobie osób, w różnym wieku, jacy mają niejedne doświadczenie życiowe na koncie, co wpływa na dynamikę historii. „Uwierz w Mikołaja 2” to opowieść przy jakiej są wzruszenia, chwile zastanowienia śmiech i czas mija zdecydowanie zbyt szybko.

                                   Za możliwość przeczytania książki

 dziękuję

Pracowni Dobrych Myśli