"Morderstwo jako dzieło sztuki"
David Morell
Mroczna strona osobowości zawsze pociąga ludzi, coś w niej kusi by ją poznać bliżej, odkryć to, co w niej głęboko ukryte. Tam gdzie wyrażanie emocji jest uważane za brak dobrych manier, a tematem tabu są wszelkie rodzinno-domowe problemy ukrywane za starannie zasłoniętymi storami coś wywołuje niezdrowe zainteresowanie. Zbrodnia. Im krwawsza i więcej ofiar pochłonęł tym bardziej rozpala umysły. Jednocześnie budzi strach i intryguje. Rozsądek podpowiada by trzymać się od miejsca, które zbrodniarz naznaczył, z daleka, lecz ciekawość nie pozwala odwrócić głowy w drugą stronę. Kiedy nagłówki gazet wręcz krzyczą o brutalnym odebraniu życia publika nie pozostaje na to obojętna. Gniew i podniecenie są najgorszymi doradcami w momencie kiedy morderca jest tuż obok i nie zamierza szybko zrezygnować ze swego zabójczego zajęcia ...
Naśladowca czy oryginalny pomysłodawca? Kto byłby na tyle szalony by powielać zabójstwa sprzed lat i to w najdrobniejszych szczegółach? Zresztą kto zna aż tyle detali? Minęło zbyt dużo czasu by ktokolwiek mógł pamiętać je aż tak doskonale. Przypadek, chora wyobraźnia czy też kiedyś osądzono niewinnego? Co jest prawdą, a co jedynie odpowiednią scenografią? Detektyw Ryan zanim odpowie na jakiekolwiek pytania najpierw musi zmierzyć się z miejscem zbrodni, a to przekracza wszystko co widział ten doświadczony funkcjonariusz. Kilka ofiar, brutalne morderstwa, nieobliczalny tłum żądający wskazania zbrodniarza i pałający pragnieniem odwetu oraz oczekiwania przełożonych - jednoznaczne - jak najszybsze zakończenie dochodzenia. Skandaliczny esej kieruje uwagę londyńskiej policji w kierunku jego autora - równie obrazoburczego co i jego dzieło. Thomas De Quincey wydaje się najbardziej prawdopodobnym podejrzanym, szczególnie biorąc pod uwagę co zawierają jego teksty. Uzależniony od laudanum, żyjący na krawędzi szaleństwa i na dodatek uznający morderstwa za dzieła sztuki. Czyż nie mógł być autorem również zabójstw w realnym świecie? W końcu pisał o nich z takim zapałem i z oddaniem oddał nawet najdrobniejsze elementy. W Wiktoriańskiej Anglii gdzie emocje są uznawane za brak dobrego wychowania, a publiczne przyznanie się do uzależnienia nie jest tolerowane, osoba De Quincey`a wzbudza równocześnie i krytykę i i zaintrygowanie. Taka opinia nie świadczy na korzyść ekscentrycznego twórcy, zresztą jego alibi budzi wątpliwość, na dodatek sądzi on, że wie co jeszcze się wydarzy. Czy Ryan powinien uwierzyć w słowa takiego człowieka, zwłaszcza, że burzą one koncepcję śledztwa i kieruje ją w całkiem innym kierunku - nieakceptowalnym przez zwierzchników detektywa.
Umiejętnie dobranie scenerii i modeli, a następnie przeniesienie ich na płótno wraz uchwyceniem odpowiednich niuansów wielu artystom zagwarantowała sławę. Kolejne morderstwa są dowodem, że morderca chciał udowodnić swoją "wirtuozerię" w sztuce zbrodni. Czyżby słynny opiumista miał rację? Jeżeli tak, to może warto posłuchać tego co mówi? Jego słowa rzucają cień na kogoś kto jest poza wszelkim podejrzeniem. Zwyrodniałym zbrodniarzem nie może być przecież ten, którego wskazuje pisarz skandalista, ale poszlaki są raczej nie do podważenia, teraz trzeba jeszcze zdobyć dowody.
Wiktoriańska Anglia, przekonana o swej potędze, konserwatywna w swych poglądach, uważająca emocje za zbędne i nieodpowiednie. Jednak uwielbiająca wszelkie historie o zbrodniach, rekordy popularności biją opowieści grozy, już nie umiejscowione w gotyckich zamczyskach, ale w o wiele bliższych klimatach - miejskich domach i zaułkach. "Morderstwo jako dzieło sztuki" właśnie w takich realiach ma umiejscowioną fabułę, kojarzącą się z Sherlockiem Holmesem i wątkami z książek Dickensa, lecz w powieści Davida Morella jest więcej bardzo realistycznych detali z epoki. Zagadka kryminalna oparta jest po części na faktach, podobnie jak i niektórzy bohaterowie, autor umiejętnie łączy prawdę historyczną z fikcją, co w efekcie końcowym daje niepowtarzalny thriller. Od samego początku czytelnik ma szansę poczuć lodowatą wilgoć londyńskich ulic, zasnutych ciężką od sadzy mgłą oraz niezdrowe wręcz zainteresowanie ludzi krwawymi szczegółami zbrodni. David Morell szczegółowo oddaje i czasy i zbrodnicze detale, postacie z jego książki są dziećmi swoich czasów, przebieg ich śledztwa wyznaczany jest przez tok ówczesnego myślenia, w jakim zdobycze nauki i techniki wciąż walczą z uprzedzeniami. "Morderstwo jako dzieło sztuki" to intrygująca historia kryminalna z tajemnicami ukrywanymi za fasadą sztywnych zasad i szczelnie zasłoniętych stor.
David Morell
Mroczna strona osobowości zawsze pociąga ludzi, coś w niej kusi by ją poznać bliżej, odkryć to, co w niej głęboko ukryte. Tam gdzie wyrażanie emocji jest uważane za brak dobrych manier, a tematem tabu są wszelkie rodzinno-domowe problemy ukrywane za starannie zasłoniętymi storami coś wywołuje niezdrowe zainteresowanie. Zbrodnia. Im krwawsza i więcej ofiar pochłonęł tym bardziej rozpala umysły. Jednocześnie budzi strach i intryguje. Rozsądek podpowiada by trzymać się od miejsca, które zbrodniarz naznaczył, z daleka, lecz ciekawość nie pozwala odwrócić głowy w drugą stronę. Kiedy nagłówki gazet wręcz krzyczą o brutalnym odebraniu życia publika nie pozostaje na to obojętna. Gniew i podniecenie są najgorszymi doradcami w momencie kiedy morderca jest tuż obok i nie zamierza szybko zrezygnować ze swego zabójczego zajęcia ...
Naśladowca czy oryginalny pomysłodawca? Kto byłby na tyle szalony by powielać zabójstwa sprzed lat i to w najdrobniejszych szczegółach? Zresztą kto zna aż tyle detali? Minęło zbyt dużo czasu by ktokolwiek mógł pamiętać je aż tak doskonale. Przypadek, chora wyobraźnia czy też kiedyś osądzono niewinnego? Co jest prawdą, a co jedynie odpowiednią scenografią? Detektyw Ryan zanim odpowie na jakiekolwiek pytania najpierw musi zmierzyć się z miejscem zbrodni, a to przekracza wszystko co widział ten doświadczony funkcjonariusz. Kilka ofiar, brutalne morderstwa, nieobliczalny tłum żądający wskazania zbrodniarza i pałający pragnieniem odwetu oraz oczekiwania przełożonych - jednoznaczne - jak najszybsze zakończenie dochodzenia. Skandaliczny esej kieruje uwagę londyńskiej policji w kierunku jego autora - równie obrazoburczego co i jego dzieło. Thomas De Quincey wydaje się najbardziej prawdopodobnym podejrzanym, szczególnie biorąc pod uwagę co zawierają jego teksty. Uzależniony od laudanum, żyjący na krawędzi szaleństwa i na dodatek uznający morderstwa za dzieła sztuki. Czyż nie mógł być autorem również zabójstw w realnym świecie? W końcu pisał o nich z takim zapałem i z oddaniem oddał nawet najdrobniejsze elementy. W Wiktoriańskiej Anglii gdzie emocje są uznawane za brak dobrego wychowania, a publiczne przyznanie się do uzależnienia nie jest tolerowane, osoba De Quincey`a wzbudza równocześnie i krytykę i i zaintrygowanie. Taka opinia nie świadczy na korzyść ekscentrycznego twórcy, zresztą jego alibi budzi wątpliwość, na dodatek sądzi on, że wie co jeszcze się wydarzy. Czy Ryan powinien uwierzyć w słowa takiego człowieka, zwłaszcza, że burzą one koncepcję śledztwa i kieruje ją w całkiem innym kierunku - nieakceptowalnym przez zwierzchników detektywa.
Umiejętnie dobranie scenerii i modeli, a następnie przeniesienie ich na płótno wraz uchwyceniem odpowiednich niuansów wielu artystom zagwarantowała sławę. Kolejne morderstwa są dowodem, że morderca chciał udowodnić swoją "wirtuozerię" w sztuce zbrodni. Czyżby słynny opiumista miał rację? Jeżeli tak, to może warto posłuchać tego co mówi? Jego słowa rzucają cień na kogoś kto jest poza wszelkim podejrzeniem. Zwyrodniałym zbrodniarzem nie może być przecież ten, którego wskazuje pisarz skandalista, ale poszlaki są raczej nie do podważenia, teraz trzeba jeszcze zdobyć dowody.
Wiktoriańska Anglia, przekonana o swej potędze, konserwatywna w swych poglądach, uważająca emocje za zbędne i nieodpowiednie. Jednak uwielbiająca wszelkie historie o zbrodniach, rekordy popularności biją opowieści grozy, już nie umiejscowione w gotyckich zamczyskach, ale w o wiele bliższych klimatach - miejskich domach i zaułkach. "Morderstwo jako dzieło sztuki" właśnie w takich realiach ma umiejscowioną fabułę, kojarzącą się z Sherlockiem Holmesem i wątkami z książek Dickensa, lecz w powieści Davida Morella jest więcej bardzo realistycznych detali z epoki. Zagadka kryminalna oparta jest po części na faktach, podobnie jak i niektórzy bohaterowie, autor umiejętnie łączy prawdę historyczną z fikcją, co w efekcie końcowym daje niepowtarzalny thriller. Od samego początku czytelnik ma szansę poczuć lodowatą wilgoć londyńskich ulic, zasnutych ciężką od sadzy mgłą oraz niezdrowe wręcz zainteresowanie ludzi krwawymi szczegółami zbrodni. David Morell szczegółowo oddaje i czasy i zbrodnicze detale, postacie z jego książki są dziećmi swoich czasów, przebieg ich śledztwa wyznaczany jest przez tok ówczesnego myślenia, w jakim zdobycze nauki i techniki wciąż walczą z uprzedzeniami. "Morderstwo jako dzieło sztuki" to intrygująca historia kryminalna z tajemnicami ukrywanymi za fasadą sztywnych zasad i szczelnie zasłoniętych stor.
Za możliwość przeczytania książki
Dziękuję
wyd. Albatros
To coś dla mnie! :)
OdpowiedzUsuńOstatnio wolę romanse i obyczajówki, dlatego tym razem podziękuję.
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo ciekawie jak widzę ;)
OdpowiedzUsuńKryminalna historia - czemu nie :) Idealna na długie wieczory.
OdpowiedzUsuńDavid Morell - koniecznie!!!
OdpowiedzUsuń