niedziela, 22 stycznia 2012

Oblicza emigracji

"Stąd aż do Brighton Beach"
Robert Terentiew


Emigracja, emigrant, słowa odmieniane od dziesięcioleci w każdym przypadku, kolejne pokolenia poznają ich znaczenia od nowa, chociaż wydaje się, że słowa te są doskonale znane. Jednak ich prawdziwe oblicze poznaje się dopiero w momencie gdy zaczyna ono dotyczyć osobiście, wtedy różnice ujawniają się lub zaczynają być widoczne. Sen o dobrobycie, wolności, innym bądź lepszym życiu pociąga wielu, dla jednych staje się rzeczywistością, ale nie dla wszystkich. Tak naprawdę każdy ma swoją definicję emigracji, która jest zlepkiem własnych marzeń i rzeczywistości, nie zawsze tej o kształcie marzeń.
Stany Zjednoczone od swego zarania były i są dla wielu rajem, a kariera od pucybuta do milionera okazywała się dla wielu prawdą. Wolność przekonań pozwalała każdemu głośno mówić o swoich poglądach, więc dla niejednego człowieka wydawało i wydaje się, że znajdzie swoje na tej ziemi miejsce.

Nowy kraj i nowy początek, wszystko to o czym chce się zapomnieć, od czego się ucieka pozostało daleko, teraz czas na realizację marzeń i planów. Jedni starają się zapomnieć o przeszłości i wtopić się w amerykańskie społeczeństwo, inni łączą dwie kultury biorąc z każdej to co uważają za najlepsze, ale są także ci, dla których czas jakby się zatrzymał i pomimo wyjazdu stworzyli sobie namiastkę ojczyzny. W Nowym Jorku, jak w soczewce widać losy kolejnych fal emigracyjnych z różnych krajów, Portorykańczycy, Polacy, Rosjanie i wiele innych nacji tworzą barwną mozaikę na mapie tego miasta. Jednak obraz całości nie zawsze oddaje losy jednostek, uogólnienia sprawiają, że gdzieś w tłumie ginie historia pojedynczej istoty. "Stąd aż do Brighton Beach" to opowieść właśnie o ludziach, lecz nie przez pryzmat liczby mnogiej, ale indywidualnych przypadków, ich suma daje portret rzadko prezentowany szerszemu gronu, są w nim typowe losy jak i nieprzeciętne. Każdy z bohaterów opowiada własne opowiadanie, będące kroniką życia nie tylko od momentu przybycia do USA, lecz i tego wcześniejszego. Wbrew pozorom przeszła egzystencja nie pozostaje bez znaczenia w nowym miejscu, czasem są to ślady niewidoczne dla postronnych, ale wpływające na wybory i kształtowanie swej drogi życiowej.

Dla Piotra wyjazd za ocean nie był długo przygotowywanym zdarzeniem, ucieczką przed problemami finansowymi lub połączeniem z kimś bliskim, także polityka nie była źródłem decyzji o emigracji. Tak naprawdę Polska nie była jego ojczyzną, jako wnuk emigrantów nie czuł przywiązania do miejsca urodzenia, a raczej do ludzi. Podobnie jest i za oceanem, jego celem nie jest poprawienie swego statusu materialnego czy też życie w innym ustroju, a raczej zmiana otoczenia. Jerzemu jako opozycjoniście trudno odnaleźć się w amerykańskiej rzeczywistości, wydaje się, że zaskoczyła go ona. Ten mężczyzna miał zagrać całkiem w innej życiowej sztuce, przystosował się do nowych warunków, jednak rozczarowanie pozostało, szczególnie, że powodem są rodacy ...

Robert Terentiew nie kreśli monumentalnego fresku emigracji, na którym pełno wzniosłych emocji, bohaterskich życiorysów bądź też odwrotnie ukazane są porażki i zagubienie na obcej i nieprzyjaznej ziemi. Nie ma bieli i czerni, dobra czy zła, są za to postacie uchwycone w różnych momentach swego życia na obczyźnie, nie zawsze zmieniające swój los na lepsze, czasem po prostu szukających swego miejsca na ziemi, obojętnie jakiej. Najważniejsi są ludzie, to dzięki nim odnajduje się to zostało stracone lub to czego się pragnęło, gdy oni znikają po raz kolejny traci się namiastkę spełnienia pragnień i marzeń.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukateria
oraz
wyd. Zysk i S-ka