niedziela, 26 maja 2013

Gminna opowieść

"Owce, barany 
i gminne szykany"
Marta Osa


Prowincja może być sielska i idylliczna, spokojna i dająca zaczerpnąć oddech po intensywnym życiu w mieście. Ale może mieć też oblicze bardziej rzeczywiste, a nawet swojskie, w jakim jest miejsce i na ludzkie przywary i zalety. Mieszanka tego co dobre i tego co należy do drugiej kategorii daje koloryt, jedyny w swoim rodzaju w danym miejscu i czasie. Nuda nie zagraża mieszkańcom szczególnie kiedy z dnia na dzień okazuje się, że to z czego słynie prowincjonalna egzystencja jakoś nie przystaje do rzeczywistości. Zamiast przewidywalności same niespodzianki, z kategorii tych, jakie nie miały prawa się zdarzyć, a jednak pojawiły się i to w ramach prawa Murphy`iego czyli nieszczęścia chodzą parami, jedna za drugą ... Ale od czego przyjaciele?

"Życzliwość" ludzka podobno nie zna granic, przekonuje się o tym na własnej skórze Lukrecja, kierowniczka biblioteki, uwielbiana przez wszystkich. No prawie przez wszystkich i to "prawie" leży u źródła jej problemów czyli zwolnienia z pracy. Po latach oddanej pracy i wychowaniu rzeszy czytelników taka niespodzianka może człowiekowi nieźle dopiec, a gdy do tego dodać potencjalną, lecz jakże klarowną wizję utraty domu to już wydaje się, że limit kłopotów wyczerpał się. Jednak kto powiedział, że takie zmiany to jedynie nieszczęście? Olka widzi w tym coś zupełnie innego, szczególnie, że niedawno przećwiczyła podobną sytuację i jest przekonana, iż nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. No, a Lukrecja nie ma wyjścia i musi zmierzyć się z tym co los dla niej wymyślił. Na pierwszy rzut idzie miejsce zamieszkania, a że ktoś nie docenił determinacji i sprytu prowincjonalnej bibliotekarki to już przecież nie jej wina! Następnie kolej na to, co było powodem do dumy i zadowolenia dla Lukrecji, tylko kto powiedział, że teraz będzie już z górki? Krzak porzeczek  trochę komplikuje plany, no i sprawia, że po raz kolejny kobieta staje się tematem rozmów całej okolicy i na tym jeszcze nie koniec odkrywania rodzinnych tajemnic. Stara szkoła i jednocześnie dom rodzinny Lukrecji kryje ich wiele, niektóre rzucają nowe światło na bliskich. Zbiory dziadka Michała okazują się dość specyficzne, chociaż cieszą się ogromnym zainteresowaniem i to nie tylko męskiej części znajomych. A jeżeli już mowa o tych ostatnich, to ktoś z przeszłości okazuje się świetnym towarzyszem w perypetiach ex-bibliotekarki, bo tych nie brakuje. W całą sprawę wplątany jest również miejscowy proboszcz oraz gminna władza, w takim towarzystwie zdarzyć się może wszystko, nawet odkrycie, iż gdzieś w pobliżu czeka rodzinny skarb. Trzeba jedynie odnaleźć go i to przed kimś, kto również okazuje zainteresowanie nim, okazując to nocnymi wykopaliskami na strychu Luci. Życie na prowincji okazuje się mało spokojne, za to obfitujące w wiele sensacyjnych wydarzeń.

Owieczka i baranek tylko przyglądają się spod stołu z kuchni wszystkiemu co dzieje się wokół nich ze stoickim spokojem. W końcu kto powiedział, że tylko obora jest miejscem właściwym dla nich? Lukrecjowe domostwo jest jedyne w swoim rodzaju i to, co niespodziewane często wydarza się właśnie w nim, dotyczy to także uczuć. We dwoje przecież łatwiej stawiać czoła, tylko należy słuchać rad przyjaciółki i czasem wprowadzić w życie wskazówki z jej książek!

Prowincja jest ostatnio modnym tematem, podobno napisano o niej wszystko i to w tonie rzewnym, sensacyjnym, obyczajowym oraz komediowym. Jak więc się ma historia zatytułowana "Owce, barany i gminne szykany" do tego faktu? Ano tak, że motyw ten miewa się dobrze i zostało w nim jeszcze wiele miejsca, szczególnie na fabułę z humorem i elementami sensacji oraz wyrazistymi bohaterami. Marta Osa nie obala obrazu sielanki z dala od dużych miast, za to przedstawia opowieść, która wcale nie jest nieprawdopodobna, a okoliczności przyrody są tłem dla postaci jakie wydają znajome. Po pierwsze ludzie, po drugie jak najbardziej realny drugi plan, a po trzecie wiele dobrego humoru splecionego z wnikliwymi spostrzeżeniami rzeczywistości i ludzkich natury. Prowincję można przedstawiać na wiele sposobów, a książka "Owce, barany i gminne szykany" to nie baśń o prostym życiu w idyllicznym otoczeniu, a historia o miejscu gdzie ludzie lubią czekoladę i konsekwencjach tego nałogu ;)



Za możliwość przeczytania książki dziękuję
wyd. Zysk i S-ka


20 komentarzy:

  1. Widzę że to książka dla mnie, będę się za nią rozglądała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy tytuł. Cała książka też mnie bardzo zaintrygowała

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się ciekawa lektura. Nie słyszałam jeszcze o tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam nic tej autorki i o książce także nic nie słyszałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to również pierwsze spotkanie z Autorką :)

      Usuń
  5. Zabawny tytuł. Fabuła też mnie zaciekawiła, więc rozejrzę się za tą książką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytuł zabawny, ale ma ścisły związek z fabułą :)

      Usuń
  6. Książka zapowiada się bardzo ciekawie. Cieszę się, że Polscy autorzy wychodzą niejako z cienia i pokazują nam, że nasze rodzime powieści mogą być równie interesujące co te zagraniczne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałam bym, że są one nawet ciekawsze od zagranicznych :)

      Usuń
  7. I znowu coś dla mnie. Niedobra Ty, niedobra:D:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Tytuł dziwny, ale sama fabuła godna uwagi. Dlaczego nie? Po raz pierwszy czytam o te książce, ale lubię sielskie klimaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej książce sielskość ma trochę inne oblicze ;)

      Usuń
  9. Bardzo chętnie wybiorę się w podróż na prowinie, tym bardziej, że sam tytuł już mnie intryguje

    OdpowiedzUsuń
  10. O prowincji napisano już wszystko, ale ja i tak lubię każda kolejną prowincję!

    OdpowiedzUsuń
  11. "Owce ..." pokazują, że jeszcze nie wszystko w tym temacie zostało powiedziane ;)

    OdpowiedzUsuń