sobota, 9 kwietnia 2011
Prawda ciekawsza niż fikcja
Czasem życie pisze lepsze scenariusze niż te, które powstają w Hollywood. Podział na bohaterskich stróżów prawa i bezwzględnych przestępców najlepiej wygląda na stronach książki lub ekranie kinowym, w rzeczywistości by pokonać zło trzeba użyć tych samych narzędzi jakimi się ono posługuje. Na pierwszej linii wojny są funkcjonariusze, którzy w imię przestrzegania prawa stają się tymi, których ścigają. Cały czas są obserwowani przez obie strony, jeden nierozważny krok, słowo i cały misterny ich obraz może rozpaść się. Nie mogą liczyć na blask chwały, pozostają w cieniu gdy kończą zadania. Ich praca nie trwa osiem godzin na dobę, to dwudziestoczterogodzinna służba bez dni wolnych. Jednocześnie są stróżami prawa, ale z drugiej strony, muszą jak najbardziej wiarygodnie wypaść w roli przestępcy. Jak daleko można się posunąć w utożsamianiu się z ludźmi, przeciwko którym prowadzi się śledztwo? Granica pomiędzy sobą i rolą jest cienka, wystarczy jeden nieodpowiedni ruch by ściągnąć na siebie podejrzenie obu stron.
Bohater "Gangstera" szczerze, bez wybielania własnej osoby, mówi o sobie, swoich wadach i zaletach. Jego droga do pracy w FBI była wynikiem zafascynowania fabularnymi biografiami ludzi, którzy wchodzili w mafijne struktury. Jednak co innego film, chociaż oparty na faktach, a co innego prawdziwa praca jako tajny agent. Jednocześnie jest się zależnymi od swoich zwierzchników, decydujących o kierunku śledztwa, z drugiej strony od przestępczego świata, jedni i drudzy cały czas obserwują swoich członków. Pomiędzy nimi jest człowiek, mający jeden cel - doprowadzić przestępców przed oblicze sądu i zachować swoją prawdziwą osobowość. Chwil słabości nie toleruje żadna frakcja. Nie każdy agent FBI dostanie kiedykolwiek możliwość pracy o takim charakterze, droga do upragnionego "stanowiska" czasem jest żmudna i zależy od zbiegu okoliczności, nie zawsze od umiejętności. Także FBI, jak każda inna firma, jest miejscem personalnych rozgrywek, gdzie człowiek jest tylko pionkiem i to nie w swojej grze. Czasem szczęście uśmiecha się i wreszcie życie zawodowe zaczyna przypominać to co się ogląda w telewizji. Jednak początki nie są łatwe, to co wydawało się banalnie proste w wykonaniu innych trzeba teraz zrobić samemu, stawką jest wynik śledztwa i własne życie. Każda kolejna sprawa zakończona sukcesem sprawia, że człowiek wchodzi w coraz trudniejsze środowisko przestępcze, poprzeczka stale jest podnoszona w górę.
Mafia istnieje, chociaż niektórzy w nią nie wierzą. Jaka jest? Taka jaką przedstawiają ją kroniki policyjne, telewizyjne wiadomości czy popkultura? W każdym z nich jest jakaś część prawdy, mniejsza czy większa? Mafia też zmienia swoje oblicze i jest jednym z odbiorców mass mediów. Czasem można poznać kto jest kim, ale to nic nie znaczy dla sądu. Wtedy do akcji wkraczają tajni agenci, oni jako jedni "ze swoich" rozpracowują od środka przestępcze środowisko. Wtapiają się w nie, tak, że są nie do odróżnienia od tych, których ścigają.
Macki mafii sięgają dalej niż wydaje się przeciętnemu człowiekowi, on nie jest świadomy jej potęgi, ani zaangażowania ludzi, którzy mają za zadanie eliminować z życia publicznego przestępców. To co większość ludzi może tylko przeczytać na kartach książki lub stronach gazety albo zobaczyć w kinie, jest codziennością dla tajnych agentów. Tylko czytelnicy zamykają książkę, widzowie wracają do domu, a agenci po zakończonej sprawie zaczynają kolejną.
"Gangster" to relacja z życia człowieka, który chciał zostać następnym Donniem Brasco i dopiął swego. Jego historia zawiera subiektywne oceny, ale czy obiektywizm byłby lepszy? Będąc w samym środku akcji ma się inne spojrzenie niż stojąc z boku. Książka ciekawsza niż seriale i filmy, bo i jej autor, doskonale wie o czym mówi. Jednocześnie był człowiekiem mafii i tym, który ją pogrążył, a do tego zwyczajnym mężem i ojcem. Czy pozostał sobą pomimo tylu różnych tożsamości? Tak, nadal jest w nim człowiek, który wybrał drogę życiową po zobaczeniu "Serpico", ale to czego był świadkiem wpłynęło tez na niego. Coś pozostało w nim z postaci, w które wcielił się z takim sukcesem. Taka jest cena za pracę pod przykrywką, oddaje się jej część siebie, a ona pozostawia ślad w nas.
Książka została przekazana przez wydawnictwo Znak
piątek, 8 kwietnia 2011
środa, 6 kwietnia 2011
Zbrodniczy czar Kirchdorfu

Pamiętacie postać detektywa "Columbo"? Pognieciony prochowiec, rozklekotany samochód no i upór, dzięki któremu zawsze rozwiązuje najbardziej skomplikowane sprawy, gdzie dowodów na pierwszy rzut oka brak. Serialowy policjant jest idolem Dirka Tielke, także stróża prawa, liczącego na wielki sukces zawodowy, po przeprowadzce do miasteczka gdzieś przy dawnej granicy niemiecko-niemieckiej. Jednak rozczarowanie przychodzi szybko, mieszkańcy nie kwapią się by spełnić marzenia swojego komendanta o krwawych zbrodniach, przy rozwiązywaniu, których mógłby zabłysnąć na zawodowym firmamencie. Takie są początki pierwszego opowiadania, w którym głównym bohaterem jest Dirk Tielke.
Nuda, powtarzalne czynności i marazm wkradają się w życie młodego policjanta. Jest przekonany, że ugrzęzł na prowincji i do emerytury już nic ciekawego w jego pracy nie wydarzy się. Kariera zamiast nabrać rozpędu stanęła w miejscu, właśnie w takim momencie korespondencja pewnej kobiety zaburza spokojny żywot małomiasteczkowego policjanta. Wreszcie tak długo oczekiwany powiew zbrodni zawitał w progi komisariatu. Okazuje się, że w tej idyllicznej społeczności ktoś zaczął realizować swój plan zemsty. Niestety śledztwo szybko zostaje przejęte przez hamburską policję, a Dirk Tielke może tylko być cichym współpracownikiem i do tego mającym mało do roboty. Jednak, tak jak jego telewizyjny kolego po fachu, tak i Dirk jest zdeterminowany by rozwiązać sprawę, nawet gdy ta już jest poza jego zasięgiem. Mając do pomocy dyrektorkę domu opieki jest równie skuteczny jak jego idol. Wątek kryminalny zatacza coraz szersze kręgi, chociaż sprawca zostaje szybko zidentyfikowany droga do jego ujęcia obfituje w kilka niespodzianek. Zagadka zaserwowana przez autorkę wcale nie jest przewidywalna i interesująco się rozwija. W pewnym momencie wydaje się, że wszystkie elementy układanki doskonale pasują i tylko kilka akapitów dzieli nas od wielkiego finału ... Nic bardziej mylnego czas na przyśpieszenie akcji i kolejne zaskoczenie. Zakończenie nieprzewidywalne, ale jak najbardziej pasujące do całej historii.
Drugie opowiadanie zaczyna się w dwa lata po przybyciu Dirka do Kirchdorf. Nowy komisarz już jest jednym "ze swoich", ale nadal jest w nim nadzieja na powrót w glorii sławy do Hamburga. Może trochę przygaszona, ale dająca o sobie znać często. Czasem ma smak bardzo gorzki, szczególnie w momentach gdy jego dziewczyna wyjeżdża po wspólnych weekendach z miasteczka. W przeciwieństwie do niego ona spełnia swoje marzenia w wielkim mieście, a to przypomina mu jego małomiasteczkową karierę. Mimo tego Dirk nie traci nadziei na zmiany w swojej pracy i ma rację - kolejne morderstwo jak na zamówienie zostaje popełnione. Jednak radość przedwczesna - znów musi przekazać je wyższej instancji. Nie byłby jednak sobą gdyby nie prowadził śledztwa na boku. Pierwszy podejrzany szybko się znajduje, nawet powód zbrodni jest nie byle jaki - zemsta po latach za "odbitą" narzeczoną. Jednak czy trochę nie za szybko sprawa wyjaśnia się? Nawet była narzeczona nie wierzy w winę "najwiarygodniejszego" sprawcy. Jakby tego było mało w Kirchdorfie mają miejsca dwa zamachy bombowe - tego już trochę za dużo, nawet jak na Dirka Tielke, szczególnie, że to on miał być ofiarą jednej z wybuchowej pułapki. No i sprawa myszy, ściślej mówiąc lokatorki biura komisarza, która wzbudza coś na kształt fobii w dzielnym stróżu prawa. Tam gdzie diabeł nie może, w tym przypadku policjant, tam kobietę pośle - w ten sposób bohaterki z pierwszego opowiadania trafiają do drugiego. Humor scen z myszą zamierzony, ale trzeba oddać hołd autorce - w pełni udany. A Dirk Tielke wyrasta na coraz bardziej wyrazistego detektywa, może nie w stylu swojego idola - porucznika Columbo, ale równie dociekliwego, no i ma nietuzinkowego pomocnika - dyrektorkę ośrodka pomocy. I podobnie jak w pierwszym opowiadaniu, gdy rozwiązanie jest tuż przed nosem akcja przyśpiesza. W końcu jest jeszcze sprawa bomb - i tu pełne zaskoczenie ... Bo kto spodziewałby się, że zamachowcem jest ... - to trzeba przeczytać samemu, nie można zdradzać takiego rozwoju wydarzeń...
Dwa opowiadania połączone osobą pierwszoplanowego bohatera i jego drugoplanowych pomocników, do tego małe niemieckie miasteczko - na pozór sceneria mało pasująca do świata zbrodni i wielkich śledztw. Jednak autorka doskonale przedstawia kryminalne historie, udowadniając, że nie tylko metropolie mogą być inspiracją dla interesujących kryminalnych wątków.
Jestem ciekawa czy i jak dalej rozwinie się postać Dirka Tielke i mieszkańców Kirchdorfu. Czytając książki "Detektyw i panny" dostajemy suspens, humor i coś jeszcze - czar małego miasteczka, czasem zbrodniczy,a czasem swojski.
Książka została przekazana przez wydawnictwo JanKa
wtorek, 5 kwietnia 2011
Coś na osłodę
Pytanie:
"Każdy człowiek chciałby wrócić do jakiegoś dnia swojego życia z dwóch powodów: albo był piękny, albo chciałby coś w nim zmienić. W maksymalnie 10 zdaniach opisz dzień, do którego chciałbyś/chciałabyś wrócić i napisz dlaczego."
Odpowiedź:
Przeglądając karty przeszłości można znaleźć wiele dni, do których chciałabym wrócić, a jeszcze więcej momentów gdzie wprowadziłabym zmiany. Co wybieram - modyfikację tego co było czy przeżycie 24 godzin przeszłych, szczęśliwych chwil? Lepsze jest wrogiem dobrego więc stawiam na na miłe wspomnienia wylosowane, z zamkniętymi oczyma, z wirów czasów minionych. Jeden dzień spędzony z rodziną i przyjaciółmi na beztroskiej zabawie, dyskusjach aż po świt, grach gdzie nieważny był wynik, ale to, że jesteśmy razem. Po prostu jeden z wielu dni, do których wraca się po latach z uśmiechem. Może nie były to dni przełomowe dla ludzkości a nawet dla ich uczestników, ale na zawsze pozostaną już w mojej pamięci jako synonim szczęścia. Taki dzień jest jak zdjęcie w albumie, które oglądane nawet po raz setny nie nudzi tylko przypomina szczęśliwe momenty.
poniedziałek, 4 kwietnia 2011
Szukając miłości

Książka ma kilka planów czasowych, przeplatają się wzajemnie, dzięki nim czytelnik poznaje przeszłość postaci, która wpłynęła na ich późniejsze poczynania. W przypadku Macy najbardziej bolesne było rozłączenie z siostrą i walka o jej odnalezienie. Nie jest to łatwe, gdy prawo w imię "dobra" jednego dziecka krzywdzi drugie i je samo. Walka z przepisami, które miast chronić ranią, wydaje się nie mieć widoków na sukces. Jednak dziewczyna nie poddaje się, jej przeciwieństwem jest Mark, pewny, że wie wszystko o swojej rodzinie i po śmierci matki nic go z nią łączy. Oboje są rozczarowani miłością ojcowską, jednak czy to obiektywna ocena? Spotkanie z tymi, którzy zawiedli nigdy nie jest proste, ale może dać swoiste oczyszczenie, pomagające odejść temu co rani i dać siłę do dalszej walki o realizacje pragnień. Jest tak w przypadku ich obojga, przeszłość jest kluczem do ich przyszłości i marzeń.
"Zwykle, zanim życie wręczy nam swoje najwspanialsze prezenty, owija je starannie w największe przeciwności losu", ten cytat będę kojarzyła właśnie z książką "Szukając Noel". Oddaje on tak wiele z tego co czułam podczas czytania. Nie jest jej podsumowaniem, ale fiszką w pamięci, która mam nadzieję, iż będzie się pojawiała gdy pomyślę o tym tytule. A okładka z filiżanką czekolady jest zapowiedzią wspanialej historii, która zaczyna się od spotkania, może nie tak przypadkowego jak się wydawało na początku, a kończy się ... o tym najlepiej przekonać się samemu. Warto przeczytać ją, bo to nie kolejna historia jakich wiele, ale jedna z tych, do których wraca się co jakiś czas by poczuć siłę miłości, mającej różne imiona i źródła.
Książka została przekazana przez wydawnictwo Znak
niedziela, 3 kwietnia 2011
Szukając siebie

Jego historię poznajemy przez jego opowieści, przez to co myśli o nim Consuela - pielęgniarka opiekująca się nim oraz informacje gromadzone przez Emile`a - detektywa, poszukującego zaginionego człowieka. W swoich oczach, główny bohater jest Krzysztofem Kolumbem. Splata ze sobą wątki ze swojego i jego życia, tworząc barwną opowieść o bohaterze, dążącym do odkrycia nowych lądów i jednocześnie cieszącym się urokami życia. Consuela widzi w nim wpierw niepokornego pacjenta, którego słów nie należy brać na poważnie, traktuje go jak kolejnego podopiecznego. Jednak powoli zaczyna się nim coraz bardziej interesować, chociaż nie wierzy w jego słowa, zaczyna sprawdzać informacje jakie słyszy od niego i wchodzi w jego świat. A kim jest dla osoby szukającej go? Zaginionym do odnalezienia, sprawą do rozwiązania, człowiekiem o twarzach tak różnych jak ludzie, którzy go zapamiętali. Jedna cecha jest wspólna w każdym wspomnieniu świadka – dostrzegają w nim kogoś, kto poszukuje czegoś ważnego. Powoli Emile podąża tropem mężczyzny, który może być jego zaginionym. W międzyczasie pacjent i pielęgniarka zbliżają się do siebie, to już nie jest relacja tylko zawodowa tylko coś więcej. Opowieści Kolumba coraz bardziej zakotwiczają się w jej pamięci, szczególnie, że miłość mężczyzny do kobiet jest stałym ich składnikiem. Uczucia oraz wieczna gonitwa za marzeniem urzeczywistnienia się wielkiej wyprawy są kanwą prawie każdej jego historii. Kogo lub czego symbolami są elementy z życia Kolumba dla tajemniczego pacjenta? Może wyprawa to synonim jego życia? Raz w jego opowiadaniach kończy się sukcesem, raz klęską, a jeszcze kiedy indziej nie może dojść do skutku. Tak jak w życiu zwycięstwo, porażka i marazm są jego częściami składowymi. Jednak prędzej czy później życie dogania każdego uciekiniera i przedstawia rachunek do zapłacenia. Emile i Consuela regulują go na bieżąco, chociaż czasem mają na swoim koncie debet - to godziny, czasem liczone w dniach, spędzone w samotności z alkoholem, kiedy wspomnienia stają się zbyt bolesne by można było nadal normalnie funkcjonować. Jednak Kolumb uciekł przed swoją przeszłością w świat, w którym dawna egzystencja nie miała mieć dostępu, lecz jej echa odbijały się w jego opowiadaniach, w zdarzeniach, które przedstawia. Lęk przed tym co się wydarzyło jest widoczny również w jego ciągłej wędrówce przed umieszczeniem w szpitalu. Peregrynacja jest nieprzerwana i uporczywa, ale nie przynosi nigdy całkowitego spełnienia, jedynie chwilowe szczęście zakłócane nagle pojawiającym się niepokojem. Życie głównego bohatera to układanka złożona z rzeczywistości i fantazji, zastępująca momenty, o których chce zapomnieć. Kolejna ucieczka, miast być następnymi drzwiami do zapomnienia, staje się bramą do niechcianej prawdy. Postacie z jego historii odnajdują się jako realne osoby, ukrywał ich pod różnymi alter ego by móc być z nimi i jednocześnie zapomnieć o nich. Jednak nadchodzi moment gdy jest gotowy stawić czoła przeszłości, wtedy podróż się kończy i odchodzą bohaterowie towarzyszący mu w niej.
Jaki był cel wędrówki człowieka, który nazywał siebie Kolumbem? Odpowiedzi może być tyle ile czytelników książki "Czekając na Kolumba". Próbą ucieczki od siebie, od bólu, od osób najbliższych i jednocześnie dążenie by zatrzymać tych odeszli w swoim życiu. Każdy z bohaterów żyje w jakiś sposób w zawieszeniu pomiędzy tym co było i tym co jest. Kiedy nadchodzi kres ucieczki czas na prawdziwą podróż, zabierającą człowieka daleko od miejsc, których nie można niczym zapełnić po odejściu najbliższych.”Kiedy rozum śpi budzą się demony”, tylko nie zawsze umiemy je zidentyfikować, potrzeba dużej odwagi by obudzić się i na trzeźwo stawić im czoła. Nie zawsze konfrontacja kończy się sukcesem, czasem jest to rozejm, dający wytchnienie, ale nie niepamięć o tym co było i rani.
sobota, 2 kwietnia 2011
środa, 30 marca 2011
Głód czego?
Wampiry i wilkołaki to temat co jakiś czas odkurzany w literaturze, ostatnio jest motywem wielu książek. W końcu potwory zawsze intrygowały, na ich konto można zapisać każdy występek czy zbrodnię. Od czasów pierwszego wydania "Draculi", protoplasty tego gatunku powieści, trochę czasu upłynęło, jednak jest on ikoną dorównującą swoją sławą rzeczywistym gwiazdom kultury masowej. Każdy autor ma bardziej lub mniej oryginalny pomysł na swoją historię o bohaterach, których główną pozycją w menu jest krew lub przy pełni księżyca obrastają futrem. Czasem są tacy sami jak ludzie, różni ich tylko jadłospis lub pewne cechy fizjonomii, są bohaterscy, tchórzliwi, kochają i są kochani, bywają mordercami, ale także i ofiarami. Są tymi, którymi byśmy chcieli i nie chcieli być, naszym mroczniejszym alter ego. Więc w kolejnym tytule z tego obszaru tematycznego można by się spodziewać tylko powielania schematów. Jednak czasem można trafić na dobrą lekturę, gdzie nie nudzą wampiry i wilkołaki. "Wściekły głód" to opowieść o pragnieniu nie tylko krwi, ale wolności, prawdy, odkryciu prawdy o sobie i potrzebie zemsty ponad wszystko i wszystkich. Oczywiście autorka użyła kilka wzorów znanych wcześniej czyli wpojenia, walki pomiędzy gatunkami nieludzkimi i wielkiej miłości, ale dodała do tego też humor i niespodziewane zwroty wątków, bo tam gdzie powinno być "(...) żyli długo szczęśliwie" akcja jeszcze bardziej przyśpiesza. Do tego trzeba wspomnieć bohaterów, którzy mają korzenie w starożytnych mitach greckich i skandynawskich. Może piękna Helena Trojańska była nie tylko księżniczką, ale i ... Walkirią i rozkochała nie tylko Parysa? W końcu wyobraźnia pisarska nie zna granic Książka ta nie powoduje gęsiej skórki czy jeżenia się włosów na głowie, czy to z powodu strachu czy poziomu literackiego. Tytuł ten to dobra rozrywka nie tylko na wieczory, ale momenty gdy chcemy po prostu dobrej lektury i odpoczynku. Niekiedy wystarczy bowiem określenie "dobry" by czuć zadowolenie z czasu poświęconego na czytanie.
Lilith przynosi nagrodę

Czasem łut szczęścia błyśnie i napisane słowa zostają zauważone w tłumie innych tekstów ...
http://www.proszynski.pl/Napisz_recenzje-a-7-.html
wtorek, 29 marca 2011
Droga ku prawdzie
Podróże czasem pozwalają nam na chwilę zastanowienia się nad przeszłością i tym czego byliśmy uczestnikami bądź świadkami. Swoisty rachunek zysków i strat, tylko dotyczący życia, nie tylko naszego, ale i innych. Czy by podsumować dokonania i porażki człowieka wystarczą tylko listy pisane przez niego i wspomnienia syna? A może ta próba zrozumienia kogoś już nieobecnego pozwala na rozliczyć się samemu sobie ...
Główną bohaterką "Kary" jest Karolina, Polka, emigrantka, córka, matka, żona, synowa. Tyle ról i tyleż samo twarzy, nikt tak do końca nie zna jej, nawet ona sama. Podróż z Krakowa do Brukseli, z domu rodzinnego do domu męża, przeszłość splata się z teraźniejszością. Nadchodzące urodziny i samotna wędrówka pozwala na skupieniu się na podsumowaniu prawie 30 lat życia. Prawda o sobie nigdy nie bywa łatwa, szczere przyznanie się do słabości i zranienia bliskich bywa bolesne. Dwie historie emigracyjne, kobiety i mężczyzny, którzy się nigdy nie spotkali, chociaż są związani więzami rodzinnymi. Wydawałoby się, że Karolina i Jan nie mają ze sobą nic wspólnego poza jego synem, a jej mężem i jego żoną, a jej teściową. Jednak tak nie jest, żołnierz pozostający w obcym kraju szuka swego celu podobnie jak ponad 40 lat później studentka przebywająca na stypendium. Jedno spotkanie odmienia całe ich życie, wiąże z ludźmi, z którymi w Polsce by nigdy się nie zetknęli. Bohaterka w pewnym stopniu utożsamia się z teściem, z jego wyborami, idzie podobną ścieżką, lecz nie taką samą. Oboje byli niewierni, on w rzeczywistości, ona w sercu. Ta miłość była odskocznią od codziennej rutyny, jednak nie przyniosła szczęścia, a stratę czasu, którego już nie można było odrobić. Pomimo tego oboje trwali w swych małżeństwach z poczucia obowiązku, wracając myślami do tych chwil wykradzionych powszedniości.
Lektura niełatwa, przy której nasuwa się wiele pytań nie tylko związanych z czytaną historią. Ale taka czasem jest rola książek, prowokowanie odpowiedzi na tematy, o jakich nie chcemy pamiętać albo które umykają gdzieś pośród innych problemów. Dlatego warto ją przeczytać i zastanowić się nad napisanymi słowami w kontekście swojej osoby.
Książka została przekazana w ramach akcji "Włóczykijki"
"Sekunda za późno"

Świat, który znasz odszedł nagle i bezpowrotnie. Nowa rzeczywistość jest całkowicie inna, czego najbardziej by Ci brakowało i dlaczego, uzasadnij w kilku zdaniach - mój pomysł na zadane konkursowe, który zwyciężył w konkursie nakanapie.pl, a dotyczył książki Williama R. Forstchena, "Sekundę za późno"
poniedziałek, 28 marca 2011
Nowe tytuły na półce
Spotkanie autorskie z Ewą Kopsik

W sobotę 26 marca, miałam przyjemność być na spotkaniu z pisarką Ewą Kopsik, autorką "Uciec przed cieniem". Interesująca rozmowa na tematy poruszane w książce i dotyczące samej osoby twórczyni, pozwoliła poznać nie tylko tło powstania powieści, ale i rzeczywistości emigracyjnej. Autorka także podzieliła się spostrzeżeniami związanymi z rynkiem wydawniczym i podziałami w literaturze, a także zwróciła uwagę na problem depresji. Spotkanie odbyło się w księgarni Empik w Silesia City Center.
niedziela, 27 marca 2011
Czarne chmury nad Lwowem
Do Lwowa mają sentyment i jego rdzenni mieszkańcy i Ci, którym kojarzy się z literatury czy przedwojennych filmów ze Szczepciem i Tońciem. Jednak to miasto staje się też miejscem powieści sensacyjnych i jest równie atrakcyjne w tej roli jak Wrocław czy Warszawa, a może sprawiają to bohaterowie tychże książek, zapadający w pamięć równie mocno jak tło krajobrazowe? Dla mnie to mieszanka obu elementów, do tego końcówka lat 30-tych XX w. z już coraz silniejszym lękiem przed wojną.
Osią akcji książki Pawła Jaszczuka są makabryczne morderstwa, których wyjaśnienia podejmuje się dwoje dziennikarzy Jakub Stern i Wilga de Brie. Każdy z nich ma swoje sekrety, mniej lub bardziej wpływające na tok ich śledztwa. Jakub Stern wrócił do redakcji po krótkim "romansie" z karierą nauczyciela akademickiego, która zakończyła gdy ktoś wcielił w życie jedno z ćwiczeń z jego wykładów - tytułowy "Plan Sary". Scenariusz zbrodni dla psychopaty przygotowany przez jedną studentkę zaczyna żyć własnym życiem i niczym chmura zawisa nad życiem wykładowcy, tak zawodowym jak i prywatnym. Podejrzanych jest wielu, są nimi przede wszystkim studenci jak i sam Stern, którego rola w życiu Sary wykraczała poza relacje nauczyciel-uczeń. Społeczeństwo Lwowa domaga się złapania mordercy, ale i policja i dziennikarze krążą w miejscu, chociaż zbrodniarz wysyła zaproszenia, tak jakby przygotowywał premierę makabrycznego przedstawienia. Rozwiązanie wydaje się już na wyciągnięcie ręki, jednak czeka czytelnika zaskoczenia, to, że wszystkie poszlaki wskazują na kogoś, nie znaczy, iż to on jest winny. Czasem, ktoś ukryty za firanką w zimną noc, może zauważyć ważny dowód, tylko potrzebna jest "mała" zachęta by go ujawnił. Gdy spotyka się doświadczenie z zapałem prowadzone poszukiwania nabierają tempa, a zagadka zostaje rozwiązana na ostatnich stronach książki.
Kolejny doskonały polski kryminał, osadzony w ciekawych czasach i z bohaterami, którzy wchodzą do kanonu literatury sensacyjnej.
piątek, 25 marca 2011
"WŁÓCZYKIJKI"
"W noc swoich trzydziestych urodzin Karolina zwana Karą podróżuje z Krakowa do Brukseli. Po drodze dokonuje swoistego rozliczenia: bilansu miłości, nienawiści oraz zdrady – tego wszystkiego, czego doświadczyła przez ostatnie lata, pomieszkując na Wschodzie i Zachodzie, kochając dwóch mężczyzn z różnych kultur i odkrywając ich tajemnice.
W powieści pojawiają się historyczni i fikcyjni ludzie drogi; mężowie stanu i tułacze: m.in. Karol Wojtyła, Edward Gierek, Vika z Uzbekistanu, która porzucając swojego upośledzonego syna, zostaje świadczącą usługi erotyczne dla niepełnosprawnych seksassistente czy didżej Igor, nielegalnie mieszkający w Brukseli Białorusin.
Jest to swego rodzaju zapis podróży emigracyjnej, która dla Kary, podobnie jak dla wielu współczesnych Polaków, rozgrywa się nie tylko w czasie i przestrzeni, ale przede wszystkim w świecie uczuć."
czwartek, 24 marca 2011
Jak smakują marzenia

"Smak marzeń" jest nagrodą za odpowiedź na pytanie "Smak spełnionych marzeń można porównać do...", ja ten smak mogę porównać do smaku babcinego ciasta, lodów jedzonych z przyjaciółmi gdy dorośli tego zabraniali, czyli wspomnień szczęśliwych dni. A jaki smak mają zrealizowane pragnienia bohaterów książki Sherryl Woods? Słodko-gorzki. Dlaczego? Słodki bo osiągnęli to o czym marzyli, gorzki gdyż musieli poświęcić coś ze swojego życia. Sukces nie przyszedł łatwo, jednak został osiągnięty i cieszy, ale to co w zamian zostało zaprzepaszczone boli. Początkiem historii są wspomnienia najstarszej z rodzeństwa Abby o chwili gdy w jej spokojny i szczęśliwy nastoletni świat weszło rozstanie rodziców. Od tej pory rodzina nie była już taka sama, każdy z jej członków zaczął realizować swój plan, chociaż więzy familijne starała się utrzymać nestorka rodu. Po latach Abby wraca do rodzinnego miasteczka Chesapeake Shores na prośbę najmłodszej siostry. Nie jest już nastolatką chcącą się wyrwać z małej mieściny, ale kobietą sukcesu i matką bliźniaczek. Z założenia pobyt w domu miał być krótki, jednak niespodziewanie przedłuża się za sprawą pewnego bankiera - chłopaka sprzed lat. Historia może i podobna do wielu innych, jednak ma swój czar i czasem zaskakuje. Czytając ją czuje się coś znajomego, lecz w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ponieważ wiemy, że rozczarowania nie będzie, za to uśmiech na twarzy i spokojny relaks. Perypetie rodziny O`Brienów to saga, już w pierwszej części pojawiają się bohaterowie, będący osią akcji w kolejnych częściach. Ich losy pewnie też będą miały swoje wzloty i upadki, jednak czytelnik będzie ciekawy jak rozwiąże ich wątki autorka. Lektura nie tylko na spokojny wieczór, ale także na cza, kiedy marzy się chwila odpoczynku od codziennej gonitwy.
środa, 23 marca 2011
A na imię jej ...
Czytałam wcześniejsze książki Olgi Rudnickiej i w pamięci miałam iskrzące się humorem kryminały, gdzie każdy bohater, pierwszo czy drugoplanowy był ciekawie scharakteryzowany. Nie można zapomnieć też o wątku sensacyjnym, który co krok sprowadzał na manowce czytelnika by przy końcu zaskoczyć go po raz kolejny. "Lilith" przyciągnęła moją uwagę z jednej strony z powodu wcześniejszych doświadczeń czytelniczych, a z drugiej strony samą historią. Kolejny trafny wybór dokonany, nuda nie grozi podczas czytania, a strony szybko przewracałam z ciekawości "co będzie dalej". Miejsce akcji to spokojne miasteczko żyjące z turystów, jakich wiele w Polsce i nie tylko. Co wyróżnia ten małomiasteczkowy kurort od innych tego podobnych punktów na mapie? Główna atrakcja turystyczna - Lipniowa, tak brzmi jego nazwa, czyli miejsce gdzie spalono ostatnią czarownicę, przynajmniej tak mówią legendy, a obrotni mieszkańcy wykorzystują ją w celach zarobkowych. W takie okolice trafia jedna z głównych bohaterek, w ramach przeprowadzki do dworku po nieznanym krewnym, chociaż raczej nie uśmiecha się jej ta zmiana. Od początku czuje się nieswojo w nowym domu, ale problemy z adaptacją kładzie na karb ciąży. To tylko początek historii, jednak już gdzieś po głowie krąży natrętna myśl, że zasygnalizowane mity mają to do siebie, że są w jakiejś części oparte o prawdę i to potwierdza się. To co wydawało się uśmiechem losu, nawet trochę krzywym i niepotrzebnym, staje się koszmarem. Oczywiście nie od razu, najpierw zaginięcie nastolatki - a nawet kilku, jakiś wypadek zbyt zainteresowanej osoby, nieżyczliwe spojrzenia ... I tak kilka wątków oderwanych od siebie powoli zaczyna się zazębiać. Do tego zmiany zachodzące w człowieku, który poza żoną świata nie widział i małżonka usiłująca wierzyć, że zło nie dotyczy jej małżeństwa. Jeżeli dodamy do tego skorumpowanych stróżów prawa, zmowę milczenia szacownych mieszczan oraz prywatne śledztwo pewnej właścicielki księgarni, to intryga jest już zagęszczona do granic możliwości. Oczywiście jeszcze parę niespodzianek czeka na czytelnika, no i nie można zapomnieć o kulminacji historii. Tym razem wątek sensacyjny autorka wzbogaciła o elementy wierzeń wicca i opowieści o czarownicach. Taka układanka sprawdziła się, suspens trzyma poziom no i zakończenie spodziewano-niespodziewane. Prezent urodzinowy sprawdził się.
poniedziałek, 21 marca 2011
Pieniądze szczęścia nie dają, ale ...

Czytałam książkę Sydneya Sheldona teraz jestem po lekturze jej kontynuacji pióra Tilly Bagshave. I jak wypada porównanie? Nie ma porównania, ponieważ traktuję "Drugą mistrzynię gry" jako odrębną historię. Ogromna fortuna dziedziczona z pokolenia na pokolenie, której źródłem był łut szczęścia i gorączka szukania bogactw mineralnych na całym świecie. Kariera od pucybuta do milionera to już przeszłość, chociaż dla niektórych nadal jest powodem do zazdrości przekazywanej potomnym. Pieniądze szczęścia nie dają i chyba jest to jedno z adekwatniejszych haseł dotyczących dziejów rodziny Blackwell-Templeton, chociaż z drugiej strony czy tam gdzie ich nie ma nie występują te same problemy? W końcu rodzinne kłótnie i swary nie zależą od ilości zer na koncie, ale od samych powinowatych. Jednak tam gdzie jest ich dużo często rodzi się chęć by zgromadzić ich jeszcze więcej i to za wszelką cenę. Autorka nie oszczędza niczego głównej bohaterce, spadkobierczyni wielkiej fortuny i równie wielkiej zazdrości. Od momentu narodzin towarzyszą jej tragiczne chwile, a rodzina mimowolnie staje się źródłem dodatkowych cierpień. Niemniej nie jest to dramat, raczej historia silnej kobiety, która wbrew wszystkim i wszystkiemu chce osiągnąć swoje cele - tak jak wcześniej jej babka i pradziad. W jej przypadku to nie tylko rodzinna firma jest jej obiektem pożądania, lecz również zemsta na ludziach, którzy zniszczyli jej dzieciństwo i okaleczyli ją. To co miało ją pogrążyć dało jej przewagę, chociaż niedostrzeganą nawet przez najbliższych, na drodze do zdobycia tego czego pragnie. Kalectwo pozwala dostrzeżenie tego co inni starają się ukryć przed nią i jednocześnie wykorzystuje ona przeżytą tragedię by zyskać przewagę nad innymi w wyścigu do upragnionego fotela prezesa rodzinnego imperium. Walka jednak nie będzie fair, chwilowe zapomnienie kosztować będzie główną bohaterkę utratę prawie wszystkiego, bo w tej wojnie jest tylko jedna zasada - liczy się tylko i wyłącznie wygrana, a każdy chwyt jest dozwolony.
Świat przedstawiony przez Tilly Bagshaw to ogromne bogactwo, tempo życia ma prędkość odrzutowca, którym bohaterowie przemieszczają się pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Azją, Europą i Afryką. Jednak największą moc sprawczą mają dwa uczucia: miłość i nienawiść. To na ich fundamentach zbudowane jest każde zwycięstwo i porażka, a ceną za nie jest ból i szczęście. Legenda rodzinnej fortuny uzależnia jak narkotyk nie tylko bezpośrednich spadkobierców, ale i tych zapomnianych krewnych. Sukces jest chwilowy, porażka wliczona w jego cenę, przychodzi zawsze nagle bez ostrzeżenia w momencie największego triumfu.
Dla mnie "Druga mistrzyni gry" to połączenie romansu z trzymającym w napięciu kryminałem. Zawiera wszystko to co sprawia, iż z zapartym tchem oglądamy programy o sławnych i bogatych gdy są na szczycie i gdy spadają z niego z hukiem. Autorka świetnie nawiązała do swego wielkiego poprzednika - Sidney`a Sheldona, zachowała szybkie tempo akcji i napięcie oraz wykreowała silną bohaterkę - cechy charakterystyczne jego powieści. Jednak stworzyła osobną historię, wciągającą czytelnika w świat wielkiego biznesu i równie wielkich namiętności, gdzie zwycięstwo jest spektakularne, ale trwa tylko chwilę.
Zaginiony skarb

"Trzecie dno" na pierwszy rzut oka mogłoby być jednym z wielu sobie podobnych powieści, gdzie tajemniczy przedmiot jest poszukiwany i przez tych z jasnej strony mocy i tych z jej ciemniejszej części. Jednak wyróżnia się pod wieloma względami i to od początku do końca. Zaczyna się tak jak mistrz Hitchcock radził czyli od trzęsienia ziemi - w tym przypadku bolszewickiej rewolucji, a potem napięcie nie maleje - może po trosze z ciekawości co będzie dalej, a po trosze z powodu, że chciałoby się wiedzieć co tak naprawdę będzie szukane. Autor umieścił właściwą akcję w latach siedemdziesiątych XX w., a prolog w burzliwych latach dwudziestych, gdy tworzył się Związek Radziecki. Nie Europa Zachodnia, Afryka czy Stany Zjednoczone tylko Polska i Azerbejdżan to scena wydarzeń - szczególnie ten drugi obszar dosyć egzotyczny, ale jeszcze nie eksploatowany w tym gatunku literatury. Pomysł ciekawy i sprawdzający się, bo nazwa na pewno obiła się nieraz pewnie o uszy, lecz na tyle mało, że wciąga swoją egzotyką. Tym razem tajemniczym skarbem nie jest symbol chrześcijański, ale muzułmański - też powiew świeżości. Do tego zamiast CIA czy MI5 jest KGB - jeżeli napiszę, iż to ta ciemna moc raczej nie zdziwię nikogo, chociaż kto wie ... Czas na jaśniejszych bohaterów: Marka Solorza i jego żonę, profesora o tatarskich korzeniach i pewną azerską doktorantkę z jej powiązaniami rodzinno/kulturowo/religijnymi. Jednak każda postać z książki nie do końca jest tym kim wydaje się na początku, czasem można się domyślić ich roli, a czasem nie wychodzi ona z ukrycia do końca. Do tego romans polsko-azerski i jeden krajowy, a w tle wszechobecny wywiad i jego knowania.
Pomysł na książkę może nie najnowszy, ale miejsce akcji i główny wątek odświeżają ideę przewodnią, a do tego niepewność czy to co wydaje się prawdą jest nią czy skrywa kolejny sekret, wzmacniają zaciekawienie jak rozwinie intrygę autor. Czas spędzony na czytaniu na pewno nie jest stracony. Jest relaksem, który może nawet spowoduje, że czytelnik zainteresuje się odległym Azerbejdżanem i jego jakże ciekawą historią.