wtorek, 26 maja 2020

Dura lex sed lex


„Jedyne wyście”
Ryszard Ćwirlej

Dostrzec niepokojące wydarzenie tam gdzie wydaje się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku wcale nie jest aż tak łatwo. Jeśli wszyscy mówią, że nic się nie stało to czy warto upierać się i drążyć sprawę? Niekiedy wynik upartego dochodzenia przynosi wyniki dalekie od oczekiwanych, wypełniając ten scenariusz jaki nie powinien miał mieć miejsce.

Kidy dochodzi do porwania dziecka czas zawsze ucieka zbyt szybko, mogą liczyć się nawet minuty i z pozoru nic nie znaczące detale. Aneta Nowak dostrzegła coś co może być ważne w prowadzonym właśnie dochodzeniu tego typu, oczywiście wcale tak być nie musi, ale to zawsze jakiś trop. Jak do tej pory młoda policjantka nie mogła pokazać na co ją stać, bo i okolica nader spokojna albo przynajmniej taką się wydaje. Nie ona jedna ma nadzieję złapać konkretny trop, zwłaszcza jeśli ma się dostęp do informacji dalekich od tych policyjnych, lecz liczy się jedynie efekt końcowy. Jednak każdy kij ma dwa końce, zwłaszcza jeżeli ma się coś do ukrycia. Wbrew pozorom miejscowej policji naiwności nie powinno się zarzucać, bo niektórzy jej przedstawiciele nie zadawalają się pochwałami, nadal szukają odpowiedzi na pytania, jakie tylko z pozoru wydają się już zamknięte. Coś jeszcze nie daje spokoju Anecie, ale czy faktycznie jest to sprawa dla policji? Zniknięcie młodej matki wcale nie musi być mieć kryminalnego źródła. Może to „jedynie” porzucenie rodziny i nudnych obowiązków? W to jakoś nie umie i na pewno nie chce uwierzyć Nowak. Jaki finał będą miały obie sprawy? Prawda bywa nadzwyczaj prosta, chociaż poznanie jej wymaga wysiłku i przede wszystkim podążania za zignorowanymi szczegółami.

Czy „neomilicyjne” kryminały mają rację bytu jeśli ich akcja toczy się w dwudziestym pierwszy wieku? Jeśli ich autorem jest Ryszard Ćwirlej to jak najbardziej, gdyż pisarz jak mało, który autor genialnie łączy dekady naszej najnowszej historii i tworzy z nich tło dla nieszablonowych bohaterów, ponadczasowych śledczych i nie tylko ich. Najnowszy tytuł to z jednej strony już znane postacie, z drugiej strony osoby, mające swój debiut niedawno, a teraz wychodzące na pierwszy plan. „ W „Jedynym wyjściu” starsze z młodszym pokoleniem łączy siły w dochodzeniowych zmaganiach, w gdzie kluczową rolę odgrywa intuicja śledcza, czasy może się zmieniły się, ale ludzka natura na pewno nie, zwłaszcza ta o przestępczych konotacjach. Tym razem do głównych aktorów na scenie dołącza młodsza ich koleżanka po fachu i wcale nie wchodzi na nią ukradkiem, wprost przeciwnie od razu daje znać, że jeszcze nieraz odegra rolę główną. Dwa wątki kryminalne, toczące się tuż obok siebie, na równi wciągają czytelnika, każdy z nich to prawdziwa zagadka, chociaż na pierwszy rzut oka takimi się nie wydają, ale to jedynie pozory, pod jaką kryją się intrygujące wydarzenia. Jednak to dopiero początek, bo jak wiadomo nic nie dzieje się bez przyczyny, a dwa dochodzenia raczej sygnalizują, że będzie się działo i oczywiście dzieje się. W końcu wiadomo, iż stara wiara tak łatwo nie odpuszcza i to po obu stronach barykady, a młoda generacja wcale jej nie ustępuje. Pisarz po raz kolejny zaprosił czytających do lektury kryminału, w którym nie ma nic oczywistego za to są prawdziwe śledztwa, w jakich prawda bywa nadzwyczaj skomplikowana, prawo ma wiele twarzy, ale sprawiedliwość zawsze zatriumfuje, zgodnie z prawem, lecz czasem dalekim od kodeksowego. Niekiedy senne miasteczka są najlepszą sceną dla kryminalnych historii, szczególnie kiedy jej bohaterowie wychodzą spod pióra Ryszarda Ćwirleja.





Książkę przeczytałam dzięki
uprzejmości
Wydawnictwu MUZA