piątek, 24 maja 2024

Zła krew

Nowość:

„Siostry zdrady”

Elizabeth Fremantle

 

Zdrada niejedno ma oblicze, bywa też przypisywana tym, którym do niej daleko. Raz przypiętą łatkę trudno oderwać zwłaszcza, jeśli tak jest łatwiej dla strony rozdającej najważniejsze karty. Pamięć ludzka sięga daleko w przeszłość i w przyszłość oraz zbyt często kładzie się cieniem na życiorysach tych, którzy pragną pozostać niezauważeni.

 

Powinny ogrzewać się w glorii sławy i chwały swoich przodków, jako potomkinie królewskiego rodu. Niestety przeznaczenie sióstr Grey całkowicie odmienne od tego, jakie mogłoby się wydawać jest im należne. Ich siostra i ojciec zostali straceni, one w każdej chwili mogą podzielić ich los, nie mogą uciec z monarszego dworu, czy są jego zakładnikami? Każdy ruch, krok, słowo nie przechodzi bez echa, lecz jednocześnie muszą brać udział w spektaklu, jaki w każdym momencie może być dla nich ostatnim aktem. Katarzyna Grey pragnie kochać i być kochanym, a jej siostra Maria chce być sobą, marzenia obu nie liczą się, bo pada na nie złowrogi cień korony. Jak długo będą potrafiły podążać ścieżką wyznaczoną przez innych? Czy odważą się urzeczywistnić to, czego tak pragną i jaką zapłacą cenę? Tudorowie wszystko podporządkowują tronowi, a siostry Grey co wybiorą? Wiernosć czy zdradę?

 

Szlachetnie urodzone. Uprzywilejowane. Zdradzone. Z królewskiego rodu. Kim były kobiety z rodu Tudorów? Znamy te najsłynniejsze, ich siostry, matki, kuzynki, pozostały tłem, może i barwnym, lecz wciąż tłem. Jaka jest ich herstory? Elizabeth Fremantle oddaje głos tym, których życiorysy są gdzieś pomiędzy wierszami wielkich dziejów, to one są na pierwszym planie, sławne krewne dopełniają ich portrety. Kulisy królewskiego dworu, a przede wszystkim władzy, nie są piękne i wyszywane złotymi głoskami, więcej w nich pokrętnych intryg, mrocznych kolorów, krwawych śladów nie do końca zmytych wylanymi łzami. „Siostry zdrady” są opowieścią, w jakiej prawda historyczna jest tylko częścią większej całości, jaka zbyt często nie jest dostrzegana czyli ludzkiego życia, niedocenianego i traktowanego jako cenę za koronę i władzę. Królewska krew, dla jednych błogosławieństwo, dla drugich przekleństwo, w tej książce jest to pokazane jak na dłoni, jednak autorka nie poprzestaje na tym, w centrum uwagi są kobiety, które mogłyby odegrać pierwsze skrzypce na politycznej scenie, lecz robią dwa kroki do tyłu. Dlaczego? Ktoś inny na ich miejscu czyni odwrotnie i zostaje nagrodzony insygniami władzy, a one zrzekają się tego. W imię czego to czynią? Kim są „Siostry zdrady”? Może odpowiedź zna ktoś, kto obserwuje je znad płótna, na jakim utrwala obrazy, jakie mówią więcej niż powinny, lecz jedynie tym, którzy chcą dostrzec prawdę? Elizabeth Fremantle, ukazując nieoczywiste postacie rodu Tudorów, zwróciła uwagę na zapomniane kobiety, które nie chciały być jedynie wyblakłymi imionami, zapisanymi gdzieś pomiędzy gałęziami, drzewa genealogicznego, żywiącego się ich krwią. lecz z drugiej strony jak mało kto odczuły negatywną stronę swojego pochodzenia.

 



            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
                dziękuję 
 
              wyd. Albatros

wtorek, 21 maja 2024

Urok mroku

Przepdremierowo:

„Hades. Król podziemi”

Monika Magoska – Suchar

 

Podobno nie wszystko złoto, co się świeci. Stara zasada, jak nie traci nigdy na swej aktualności i doceniana przez nielicznych przed faktem, a po fakcie wspominana, najczęściej gorzko, przez tych, którzy nie chcieli o niej pamiętać. Iluzja potrafi być nad wyraz przekonująca, zwłaszcza, jeśli jej twórca wierzy w nią.

 

Nieznane kusi, a zakazane robi to podwójnie. Czy można dziwić się, że Kora w końcu chciałaby poznać świat tak odmienny od sielskiej farmy, gdzie do tej pory był jej domem? Co innego Olimpion, wielka metropolia, całkowicie odmienna od codzienności, którą dziewczyna chciałaby zostawić za sobą. Pytanie tylko czy jest gotowa na to, co ją tam czeka? Zaproszenie na ekskluzywne przyjęcie okazuje się początkiem jej kłopotów, bo kiedy ktoś jest na celowniku Hery, to nawet potężny Zeus nie ma nic do powiedzenie. Ale może znajdzie się ktoś, kto nie boi się wszechwładnej i samozwańczej władczyni śmietanki towarzyskiej? Czy Hades będzie w stanie stawić czoła, kobiecie, która nigdy nie zapomina żadnej urazy i zniewagi? Niedoświadczona Kora nie zna zasad rządzących Olimpionem, lecz król podziemia aż za dobrze zna smak bezwzględnej zemsty. Kto zwycięży na szczytach władzy, gdzie każda zagrywka jesr dobra, gdy prowadzi do zwycięstwa?

 

Boscy, chociaż nad wyraz ludzcy, bo to, co najgorsze w naturze człowieka nie jest im obce. Przyciągający uwagę i nieznoszący tych, którzy są odporni na ich iluzoryczny wdzięk. Doskonale ukrywający swoją mroczną stronę albo wprost przeciwnie, podkreślający ją na każdym kroku. Antyczny mit, nie w odświeżonym wydaniu, ale opowiedziany na nowo, w jakim na znane wątki Monika Magoska – Suchar spojrzała z innej perspektywy, a pierwszo oraz drugoplanowi bohaterowie i bohaterki nabrali całkiem innych cech niż do tej pory. Hades i Kora, bestia i piękna, chociaż czy na pewno? Jak się okazuje zaszufladkować mityczne postacie, i nie tylko je, jest bardzo łatwo, ale już dostrzec to, co skrywają przed resztą to już sztuka. Retelling czyli ponowne opowiedzenie albo niekiedy wydobycie tego, co jest jeszcze niedopowiedziane. „Hades. Król podziemia” umiejscowiony jest nie na tle starożytnej Grecji, lecz w nowoczesnej metropolii, jednak jak się okazuje nie wszystko uległo zmianie. Autorka doskonale podkreśliła najistotniejsze punkty mitu i jednocześnie tak pokierowała fabułą, by nie skopiować, lecz przedstawić swoją wersję. Widać w niej jak na dłoni, że zło i dobro często dzieli bardzo cienka granica albo wręcz to rewers i awers tej samej monety zwanej ludzką naturą. Monika Magoska – Suchar łączy wątki uczuciowe z fantastyką, dodając do nich sekrety oraz intrygi oraz podkręcając ciekawość, do czego jeszcze są zdolni bohaterowie w imię miłości, lecz także kiedy odzywają się w nich najgorsze cechy charakteru.


Za możliwość przeczytania książki

dziękuję:
Autorce
:)

niedziela, 19 maja 2024

Kod sztuki

Nowe wydanie:

„444”

Maciej Siembieda

 

Niejedno dzieło sztuki rozpala wyobraźnie tych, którzy je podziwiają. Jedne z nich wzbudzają o wiele większe emocje niż można byłoby się spodziewać. Przekaz, jaki niosą czasem ukryty jest pomiędzy wierszami, tak, by mogli odczytać go jedynie wtajemniczeni. A co jeśli zrobi to ktoś, kto nie powinien w ogóle być świadomy jego istnienia?

 

Epickie malowidła Jana Matejki od ponad wieku obrazują wiele najważniejszych momentów w historii Polski. Jednak niektóre mogą zawierać coś jeszcze. Czy obraz „Chrzest Warneńczyka” należy do tej kategorii? Z pewnością jego dzieje są cokolwiek niecodzienne, kradziony i odzyskiwany był kilka razy, co stoi za tymi czynami? To nie jedyna tajemnica z nim związana. Kolejną do wyjaśnienia ma prokurator Jakub Kania, który bardzo szybko przekonuje się, iż cenne płótno budzi zainteresowanie aż za bardzo i to może z zabójczym skutkiem. Dlaczego właśnie to dzieło mistrza otacza aura sekretów i zagadek? A może prawda jest o wiele bardziej skomplikowana i kryje się w proroctwie z przeszłości? Święta wojna prowadzona jest od stuleci i od setek lat toczy się poza polskimi granicami, jaki związek ma obraz z dziewiętnastego wieku, nawet jeśli jest spod pędzla mistrza malarstwa? Tak wiele znaków zapytania, natomiast odpowiedzi żadnej, poszlaki są nikłe i opierają się bardziej na śledczej intuicji niż tropach. Czy to wystarczy by odkryć sekret, jaki od setek lat był chroniony? Co kryje?

 

Tych, którzy przeczytali, chociaż jedną powieść autorstwa Macieja Siembiedy, z pewnością nie muszę zachęcać do lektury kolejnej. Natomiast reszta powinna jak najszybciej sięgnąć po książki tego pisarza. Dlaczego? Bohaterowie, motyw, wątki, drugi plan. To tak w skrócie, a jak wiadomo liczą się detale, bez nich czytanie traci smak i wkrada się nuda. Z pewnością w „444” jedno i drugie czytelnikowi nie gości ani na minutę. Sama tematyka jest już intrygująca, a podłoże faktograficzne jest wprost jak ze scenariuszy największych światowych wytwórni filmowych. Prawda historyczna plus wyobraźnia autora daje efekt w postaci pełnej zwrotów akcji, oczywiście w najmniej spodziewanych momentach, kierujących fabułę w kierunku, jakiego nikt z czytających nie brał pod uwagę. Zresztą rozpoczynając czytanie „444” spodziewajcie się czegoś więcej niż niespodziewanego i wcale nie jest na wyrost, zwłaszcza jeśli przeszłość, mnie i bardziej odległa, przeplata się z teraźniejszością i nie tylko. To tak na zaostrzenie apetytu, chociaż bardzo szybko przekonujemy się, że zgodnie z hasłem „cudze chwalicie, swego nie znacie” okazuje się, iż na rodzimym podwórku mamy wiele zagadek, czekających na odkrycie i rozwiązanie. Można je również uczynić motywem dla książki, w której mistrz Matejko jest w samym centrum prokuratorskiego śledztwa, a główny bohater przemierza świat wzdłuż i wszerz by je rozwiązać.


 
 Za możliwość przeczytania książki
dziękuję:
 

piątek, 17 maja 2024

Draka i inne sekrety

Nowość:

„Mała draka w fińskiej dzielnicy”

Marta Kisiel

 

Kiedy wszystko idzie nie po naszej myśli czasem trzeba powiedzieć stop. Co potem? A może by tak wrócić tam gdzie człowiek był szczęśliwy? Czyli gdzie? Do domu rodzinnego, który jest prawdziwym gniazdem, bezpiecznym, pozwalającym być sobą i co najważniejsze, w jakim nie jesteśmy oceniani i da się naładować życiowe baterie!

 

W pewnych momentach życia człowiek musi podjąć nie jakieś decyzje, ale bardzo konkretne. Sława Żmijan właśnie znalazła się w takim, nie innym punkcie i stawiła mu czoła tak jak potrafiła. Wróciła do Deszczna, które wciąż było takie jak powinno i co ważniejsze byli tam ludzie, na których mogła liczyć. Czy to nie jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe? Skąd ta podejrzliwość? Jak się okazuje, co nieco lub o wiele więcej, wydarzyło się dzielnicy fińskich domków. Babcie jak zawsze są w samym centrum zainteresowania, a wnukowie wcale im nie ustępują, co się dzieje w tak spokojnym dotąd miejscu? Po pierwsze chodniki gadają, po drugie ten i tamten świat jakoś tak niebezpiecznie zbliżyły się do siebie oraz po ulicach grasują małe, włochate i niezwykle wściekłe oraz zajadłe coś. W takich okolicznościach pozostaje jedynie rozwiązać zagadkę, a przy okazji jedną, dwie albo i więcej tajemnic rodzinno-sąsiedzkich. Ale to jeszcze nie koniec, raczej początek wielkiej draki, w jakiej jedną z głównych ról, chcąc albo raczej nie chcąc, Sława musi wziąć udział. Czym to się skończy? Z pewnością nie tym, co poniektórym wydawało się jakby nie było magia jest dość nieobliczalna, a babcie z fińskich domków wiedzą o tym sporo i nadszedł czas na odsłonięcie dawnych sekretów!

 

Mała draka? Ależ skąd, ależ gdzie tam. Porządna, jak przystało na fińską dzielnicę czyli tylko z pozoru spokojną okolicę. Na wstępie powinno być ostrzeżenie „Zarezerwować sobie odpowiednią ilość czasu, inaczej grozi ciągłym odliczaniem czasu do ponownego rozpoczęcia lektury”, to tak tytułem wstępu, bo potem jest jeszcze lepiej, zagadkowo, niekiedy upiornie, z pewnością swojsko i domowo oraz niesamowicie intrygująco. Jak to wszystko można upchnąć w jednej książce? No cóż Marta Kisiel nie tyle „upchnęła” co po prostu połączyła w całość składniki, które jak się okazało pasują do siebie doskonale, chociaż zdawałoby się, że to całkowicie niemożliwe. Na tym nie koniec, to dopiero początek historii, w jakiej czytelnik zaskakiwany jest nieustannie, a kiedy zdaje mu się, że właśnie złapał oddech i zapanuje odrobina spokoju okazuje się, iż tak jakby to jedynie cisza przed kolejną burzą. „Mała draka w fińskiej dzielnicy” jest powieścią, w jakiej na równych prawach koegzystuje kilka gatunków, ale najlepsze dopiero przed nami czyli bohaterowie, równie niezwykli i barwni oraz co najważniejsze, wzbudzający naszą sympatię od samego początku swoich perypetii do samego końca i dłużej. Marta Kisiel oddała w ręce czytelników książkę, przy której będziemy śmiać się, zastanawiać co jeszcze zdarzyć się może, rozwiązywać zagadki nie z tego świata oraz odkrywać rodzinne tajemnice, lecz to i tak jeszcze nie wszystko, a zapowiedź, że to, co jest niemożliwe z pewnością będzie miało miejsce.

 


Za możliwość przeczytania książki
 dziękuję:
 

wtorek, 14 maja 2024

Być innym i nie tylko


„Sixteen souls”

Rosie Talbot

 

Niekiedy dar i przekleństwo dwie strony tej samej monety. Jak żyć, gdy jednocześnie jesteśmy wyróżnieni i nie chcemy takimi być? Udawać, że akceptujemy to, co niezwykłe w nas czy uciekać w zaprzeczenie? Zresztą jak długo da się egzystować w zawieszeniu pomiędzy jednym i drugim? W końcu nadejdzie czas wyboru…

 

Wrócić do żywych to jedno, lecz odnaleźć się pośród nich to już całkiem inna historia. W samym jej środku znajduje się Charlie, zmagający się ze skutkami swojej choroby oraz niespodziewanego daru. Duchy przecież nie istnieją i tak sądzą wszyscy lub prawie wszyscy, a jeden chłopak je widzi, co więcej z niektórymi jest zaprzyjaźniony, lecz to ta przyjemniejsza strona. Mniej przyjemną jest ciągłe dostrzeganie różnorodnych zjaw, nie zawsze przyjaźnie nastawionych oraz ukrywanie nowego zmysłu przed rodziną i znajomymi ze szkoły. Charlie jest także nastolatkiem i nie omijają go uczuciowe zawirowania, a gdyby tego było mało z ulic Yorku znikają duchy. Może nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie Sam, który nie ma zamiaru pozostawić tej sprawy samej sobie.  Jeden duch mniej czy więcej nikomu nie robi różnicy, lecz czy na pewno? Jeśli mieszka się w najbardziej nawiedzonym miejscu w Europie i na dodatek widzi się więcej niż inni pozostaje tylko jedno. Od tego już krok by rozpocząć niecodzienne śledztwo i odkryć, że czy jest się żywym czy martwym tak samo jest się zagrożonym, bo przeciwnik nie cofnie się przed niczym by urzeczywistnić swój cel.

 

Jeżeli autor ma pomysł na książkę i jednocześnie potrafi go urzeczywistnić to zbyt duża liczba wykorzystanych motywów nie istnieje. Rosie Albo jest właśnie takim przykładem lub raczej historia, która wyszła spod jej pióra, łącząca kilka tematów nie tylko w spójną całość, lecz przede wszystkim w intrygującą opowieść. Duchy, zabytkowy York, uczuciowe rozterki, tajemnice z przeszłości i te całkiem świeże oraz zagadka, od jakiej rozwiązania zależy istnienie kilkorga przyjaciół, tych żywych jak i umarłych. Brzmi intrygująco? Nawet więcej bym powiedziała, oczywiście po opisie ze skrzydełka okładki można przypuszczać, co nas czeka, ale zapewniam, że i tak dopiero podczas lektury przekonacie, co faktycznie kryje „Sixteen souls”. Z pewnością bohaterowie nie należą do szablonowych i to pod wieloma względami, autorka miała na nich pomysł i wykorzystała go splatając z prawdziwie awanturniczymi przygodami i dodając do tego jeszcze uczuciowe rozterki oraz próby stawienia czoła swojej inności wśród rówieśników. Czy to nie przypomina czysty chaos? Ani na moment nie czuje się tego w czasie lektury, fabuła przemyślana jest w każdym szczególe i ma on do odegrania swoją rolę, w żadnym wypadku nie jest pozostawiony bez połączenia go z innymi. No i oczywiście klimat, jedyny w swoim rodzaju czyli angielskiej mgły, nawiedzonych miejsc, mrocznych cmentarzy oraz przeszłości, jaka wciąż jest odczuwalna.

 

 



            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
                dziękuję 
 
              wyd. Albatros

piątek, 10 maja 2024

Przewrotność losu

Patronat

Przedpremierowo:

„Plan doskonały”

Izabella Frączyk

 

„Plan doskonały”

Izabella Frączyk

 

Doskonały plan życie? Czy taki w ogóle istnieje? A może najważniejszy by go w ogóle mieć? Tak samo jak i marzenia, które motywują nas do pójścia dalej niż inni. Tylko czy warto robić dosłownie wszystko dla nich i bez względu na cenę?

 

Jak zdobyć to, czego się pragnie, kiedy dopiero stoi się na progu dorosłego życia? Wpierw trzeba wiedzieć się od niego oczekuje. Ania zaplanowała je doskonale, nawet przypadek potrafi wykorzystać na swoją korzyść. Plan jest prosty, wyjazd z małej miejscowości na studia do Krakowa plus wygodna egzystencja. Zbyt dużo na dziewczynę w tym wieku? Ależ skąd, zwłaszcza, iż ma atuty i potrafi je wykorzystać jak mało kto. Tylko czy to wystarczy i kiedy skończy się jej szczęście? A jeśli wystarczy spryt i doskonały plan oraz brak skrupułów? Z pewnością siebie Ania kroczy po to, co dla niej jest synonimem szczęścia. Nie ogląda się za siebie i krok za krokiem podbija świat, na własnych zasadach i bez zbytniego oglądania się za siebie. Czy to faktycznie takie łatwe jak się wydaje? Chyba tak, patrząc na osiągnięcia dziewczyny, zawsze wie jak postąpić tak, by wyszło na jej. Czyżby jej doskonały plan nie miał słabych punktów? Jednak podobno karma wraca… Jeżeli to prawda to może być nieciekawie, chociaż przecie to Ania, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, a może wcale tak nie jest?

 

Niektórzy naprawdę potrafią życie wycisnąć jak cytrynę. Właśnie taka jest główna bohaterka najnowszej książki Izabelli Frączyk w telegraficznym skrócie, lecz tak naprawdę  jest ona  wiele bardziej skomplikowana niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Niemoralna i dążąca po trupach do celu, a jednak ma w sobie to „coś”, sprawiające, że z ciekawością śledzimy jej losy i może nawet trzymamy kciuki. Zbudowanie postaci, wzbudzającej bardzo mieszane uczucia i dodatkowo jeszcze poprowadzenie jej tak, by wciąż nie tylko budziła zainteresowanie, ale również uczucia, jakich byśmy nigdy się nie spodziewali, sądząc po jej czynach, jest trudnym zadaniem. Autorka „Doskonałego planu” pokazała kogoś, kto nie powinien dać się lubić i naprawdę nie stara się zasłużyć na to, ale… no właśnie jak to często bywa liczą się szczegóły oraz kulisy. Jedno i drugie perfekcyjnie uzupełniają historię dziewczyny, takiej jak na okładce, barwnej, wyróżniającej się, z tajemnicami, jeżeli już płaczącej to jedynie wtedy, gdy nikt inny ją nie widzi.






PREMIERA: 

14 MAJA


Za możliwość patronowania 
i
przeczytania książki


 dziękuję:

 

środa, 8 maja 2024

Boska klątwa

Nowość:

„Wszystkie noce Zeusa. 

Boski romans”

Gosia Lisińska

 

Uwaga na marzenia mogą się spełnić. Czasem okazuje się, iż rzeczywistość nawet przerasta nasze skryte pragnienia. Tyle szczęścia na raz? Czy to nie jest zbyt piękne by mogło być prawdziwe? No cóż najlepiej jest się przekonać samemu, zwłaszcza, jeśli nie chce się później żałować, chociaż czy nie będą to miłe złego początki?

 

Podobno nie ma gniewu większego od tego odczuwanego przez zdradzoną kobietę. A jeśli mamy do czynienia z boginią? Taką najprawdziwsza z prawdziwych? Niech się strzeże ten, kto nie brał tego pod uwagę. Zeus jakoś pominął ten aspekt i jak się okazało nawet jego boskość nie ochroniła go przed zemstą Hery i innych zdradzonych. I to jaką! Jednak teraz mamy czasy współczesne i kto wierzy w starych bogów? Może już niewielu, ale klątwa jest jak najbardziej aktualna i trwa niezmiennie od wieków. Co jakiś czas można oczywiście przekleństwo zdjąć, lecz warunek jest dość przebiegle skonstruowany. W końcu kobiety go wymyśliły! Jak do tej pory boski pan Olimpu ma z nim ogromny problem. Jak będzie tym razem? Uda się przechytrzyć boskie furie czy znowu trzeba będzie czekać na kolejną szansę? Obecna sytuacja chyba nie do końca jest taka jak zazwyczaj, a to rodzi nowe zagrożenia, zwłaszcza dla kogoś, kto jest mu bliski oraz jest śmiertelniczką. Klątwa ma moc, lecz prawdziwe uczucie również, pytanie tylko które z nich większą? No i z gniewem zdradzonych boskich pań?

 

Zemsta, przekleństwo, olimpijscy bogowie i pewna kobieta. Gromowładny Zeus znany jest z mitologii z bardzo lekkiego traktowania wierności, a od tego już krok by kogoś zdenerwować. Taki zalążek fabuły obiecująco zapowiada się czyż nie? Gosia Lisińska wykorzystała potencjał znakomicie, nie zapominając oczywiście o mitycznym entourage`u, lecz jeśli ktoś spodziewa się antyku to dostanie coś o wiele bardziej interesującego. Jednak drugi plan nie jest przecież najważniejszy, clou wszystkiego to oczywiście bohaterowie, a ci są dosłownie boscy i uwodzą czytających jak tylko pojawią się na scenie. Uroku nie można im odmówić, ale autorka nie zapomniała także o ich mroczniejszej stronie, która niejednokrotnie jest w mitach widoczna. Sam tytuł „Wszystkie noce Zeusa. Boski romans” jak się przekonujemy podczas lektury jednocześnie jest dość przewrotny i bardzo dobrze oddający motyw. Oczywiście są uczucia, bogowie i boginie, śmiertelnicy wcale nie są na uboczu tej historii, a w samym centrum i daleko im do marionetek. Nie brakuje też tajemnic i zwrotów akcji. Na tym nie koniec, gdyż właśnie akcja nabiera jeszcze większego rozpędu, aż do finału, gdzie okazuje się kto i co zwyciężają, a wcale nie jest to takie oczywiste!


niedziela, 5 maja 2024

Zapach strachu

Nowość:

„Zapach świeżych trocin”

Agata Czykierda – Grabowska

 

Co jest prawdą, a nie tylko subiektywnym obrazem tego, co wokół nas? Czasem zaciera się granica pomiędzy jednym oraz drugim i nie ma w tym nic złego, ale są chwile, gdy tracimy równowagę własnymi odczuciami i rzeczywistością. Wówczas zaczyna się niepewność i strach przed sobą samym, ale również przed innymi…

 

Czy zamieszkanie w pustym apartamentowcu z daleka od ludzi jest dobrym pomysłem? Może nie najlepszym, lecz Iza zbytnio nie ma wyboru. Po ostatnich wydarzeniach musi „trochę” zmienić swoją egzystencję. Romans trzydziestotrzylatki ze studentem nie był dobrze widziany na uczelni, skutki tego właśnie zaczyna kobieta odczuwać. To, co jej pozostało to propozycja dawnego kolegi, mieszkanie gdzieś na obrzeżach Warszawy to koło ratunkowe. jakiego właśnie potrzebuje. Samotność nie jest najgorsze co ją spotkało i to nie tylko ostatnio. Nadarza się też doskonały moment by dokończyć pisanie nowej książki – thrillera. Cisza, spokój, las za oknem, czego chcieć więcej? No właśnie nie wszystko jest takie jak miało być. Już pierwsze godziny pobytu w apartamentowcu przynoszą niepokojące sygnały. A im więcej czasu upływa wcale nie wydają się one wyolbrzymione. Czy Iza będzie w stanie zrealizować swój plan? Niekiedy pierwszego wrażenia nie powinno się ignorować, chociaż czy na pewno?

 

Thriller wiele ma twarzy, a ten, który wyszedł spod pióra Agaty Czykierdy – Grabowskiej okazuje się mieć niejedno oblicze. Z pewnością niepokojący nieustannie, czasem jedynie natężenie tego uczucie trochę mniejsze, lecz nawet z drugiego planu daje o sobie znać. Nie da się zapomnieć o zwrotach akcji i pojawianiu się nowych znaków zapytania, w najmniej spodziewanych momentach, bo jakżeby inaczej. Kolejne fragmenty zaczynają się układać w większą całość, lecz czy faktycznie dobrze czytelnik je dopasowuje do sobie? Może nie dostrzegamy czegoś, co skrywane jest pod tym, co wydaje się nam oczywiste? Wrażenie, że zaraz wydarzy się coś zmieniającego nasz punkt widzenia pojawia się już na samym początku i nie opuszcza czytających do samego końca. Im bardziej zagłębiamy się w „Zapach świeżych trocin” tym więcej pytań i analizowania poznanych wcześniej faktów, tylko czy one rzeczywiście nimi są? Granica pomiędzy kolejnymi warstwami przeszłości i teraźniejszości zacierają się, tak samo jak i to kto jest kim w tej historii. Agata Czykierda – Grabowska nie daje prostych odpowiedzi, nie operuje prostym biało-czarnym osądem, cała gama szarości i brunatnych śladów starek krwi rozmywa portret ludzi, uwikłanych w to, co było i niezapomniane. Stare grzechy i wszechobecne poczucie utraty czegoś, co już chyba nie jest możliwe do odzyskania przeplata się z lękiem, noszącym wiele masek. Gdzieś tak kryje się prawda, straszna, zawiniona i przede wszystkim przypominająca o wyrządzonym złu.


piątek, 3 maja 2024

Przebudzenie

Nowość:

„Grzechót”

Maciej Lewandowski

 Nic nie dzieje się bez przyczyny. Zawsze gdzieś tkwi powód, ale dostrzegany bywa czasem zbyt późno. Podobnie jest ze złem, samo z siebie nie powstaje, gdzieś ma swoje źródło. Jednak zauważany jest zbyt często gdy już czuje się pewnie i nie kryje się ze swoją obecnością.

 

Co by było gdyby Jakub nie wszedł do zaniedbanego ogrodu sąsiada? Nie wziąłby czegoś, co nie należało do niego i szybko straciło swój kuszący urok? Cena, jaką zapłaci za ten nierozważny krok jest dużo większa niż mógłby pomyśleć. Wystarczyła odrobina krwi by zbudziło się coś, co czekało by znowu o sobie przypomnieć. Pamięć ludzka nie do końca jest tak zawodna jak się wydaje, ale to, co  w niej zostaje nie oddaje w pełni z czym przyjdzie się zmierzyć Kubie i nie jedynie jemu. Coś zaczyna o sobie przypominać, nie pozwala zapomnieć o sobie i żyć tak jak do tej pory temu, kto nieświadomie pomógł bestii wydostać się z letargu. Czy powtarzane od pokoleń mity mogą być prawdziwe? A jeśli tak to w jaki sposób można pokonać zło? Podobno w legendach kryje się ziarno prawdy, tyle, że w tych, których właśnie jest uczestnikiem Kuba ma postać koszmaru i to nie sennego, lecz bardzo rzeczywistego. Czy komuś uda się pokonać to, co przywozi z sobą czarna wołga?

 

Sugestywna okładka. Historia, która budzi gęsią skórkę już na samym początku. Następnie rozwinięcie akcji. No i oczywiście finał. Do tego oczywiście klimat, jedynej w swoim rodzaju grozy, wpełzającej pod skórę prawie od razu i powodujący gęsią skórkę jeszcze długo po zakończeniu czytania. „Grzechót” wcale nie jest tytułem na wyrost, gdyż od samego początku coś daje znać o sobie i ani na moment nie cichnie, wprost przeciwnie narasta. Jednak to nie wszystko, do tego trzeba jeszcze dodać wątek przygodowy oraz oczywiście cień legend miejskich i nie tylko, podkreślający główny motyw. Mogłoby się wydawać, że tam gdzie bohaterami są młodsi wiekiem rozmyje się atmosfera napięcia i koszmaru. Nic bardziej mylnego. Marcin Lewandowski odwołuje się do naszych lęków jeszcze z czasów dzieciństwa, różnorodnych zasłyszanych opowieściach, jakich nie powinniśmy słyszeć oraz całej gamy ostrzeżeń kiedy nie słuchaliśmy dorosłych. „Grzechót” to, coś więcej niż suma wszystkich dawnych strachów i mitów oraz tych jak najbardziej teraźniejszych odczuwanych bez względu na wiek. Nie lubię porównywać autorów do siebie, ale czytając najnowszą książkę Marcina Lewandowskiego otrzymujemy lekturę na równie z mistrzami grozy i nie tylko. Odnajdujemy nastrój horroru, urban fantasy, po części również gotyckość czyli to, co sprawia, że wprost pochłaniamy książkę. 


Za możliwość przeczytania książki
 dziękuję:
 

wtorek, 30 kwietnia 2024

Gdzie kryje się prawda?

Nowość:

„Ci, którzy zostali”

Hanna Greń

 

Niezwiązane ze sobą wydarzenia wcale takimi nie musza być. Czasem mają punkt wspólny ukryty gdzieś pomiędzy pierwszym wrażeniem, a intuicją tego, kto na nie spojrzał. Od tego czy dostrzeże się prawdziwą sieć powiązań zależy jaki będzie ich efekt końcowy. Wymaga to poświęcenia uwagi i przede wszystkim bycia otwartym na niespodziewane zwroty akcji i ludzkie motywy, pchające do nieprzewidywalnych kroków.

 

W dobie wszechobecnych kamer, telefonów towarzyszących wszystkim na każdym kroku znika Felicja. Nadkomisarz Oskar Superson zdaje sobie sprawę jak ważny jest czas w takich sprawach. Wystarczy nie dostrzec jakiegoś detalu i skutki będą tragiczne. Do tego wypadek motocyklistów, a może coś więcej niż nieszczęśliwy zbieg okoliczności? Do tego jeszcze śmierć kobiety, co skutkuje kolejnym dochodzeniem. Każde z nich wymaga poświęcenia uwagi i żadne nie powinno być potraktowane powierzchownie. Superson wie, że od jego zaangażowania zależy naprawdę wiele i to nie tylko jeśli chodzi o jego karierę. Stawia na szali coś dużo ważniejszego, ryzyko przyniesie pozytywne skutki czy wprost odwrotnie narazi tych, którym chciał pomóc? Czas ucieka, coraz więcej wątpliwości pojawia się, a odpowiedzi zdają sobie przeczyć nawzajem, czy nie zostało pomięte coś istotnego?

 

Lubicie nieoczywistych splot wątków w historii, której zakończenie zaskakuje jeszcze mocniej? "Ci, którzy zostali" są właśnie taką lekturą, jak wiedzie czytelników nieoczywistych ścieżkami po meandrach ludzkich poczynań. W naprawdę kryminale czytelnik wciąż ma uczucie, iż jest tuż tuż rozwiązania zagadki, bądź zagadek, lecz splot wydarzeń tak jest pomyślany by był on zaskakiwany i spoglądał na to, co już wie z innego punktu widzenia. Hanna Greń po mistrzowsku rozgrywa poszczególne wątki tak, by nie można być pewnym nie tylko, co je łączy, lecz również jaki będzie ich przebieg. Kilka zdawałoby się odrębnych zdarzeń, każde o kryminalnym charakterze, lecz bez punktu wspólnego, chociaż…? No właśnie, a może jednak coś je łączy? Zaginięcie. Wypadek. Porachunki. Śmierć. Osobne śledztwa, intrygujące, lecz przede wszystkim skomplikowane, zwłaszcza jeśli nie traktuje się ich powierzchownie. Dla dociekliwego śledczego, który nie zadawala się schematycznymi odpowiedziami stanowią tajemnice, jakich nie potrafi lub raczej nie chce pozostawić samym sobie. „Ci, którzy pozostali” są kryminalną historią w jakiej nie brakuje dramatyzmu, dochodzeniowych kruczków i niejednego znaku zapytania.

 


Za możliwość przeczytania książki


 dziękuję 
 


sobota, 27 kwietnia 2024

Koniec gry?

Nowość:

„Oblitus”

Paulina Świst

 

Zło nie daje o sobie zapomnieć. Zapisuje się w pamięci ludzkiej na wiele sposobów. Czasem nawet nie jesteśmy świadomi jak potrafi kierować człowiekiem, a może jedynie wydobywać z niego, to, co w innych okolicznościach nigdy nie dałoby o sobie znać.

 

Raz, dwa, trzy. Sprawdzam. Tym razem Anka, Szczepan i Artur zdaja sobie sprawę z czym będą mieli do czynienia, problem w tym, że wciąż nie wiedzą jeszcze z kim. Nauczyciel jest zagadką, tak zresztą jak i to kiedy zamierza uderzyć. Raczej wcześniej niż później, nowy etap w zabójczej grze rozpoczął się i tym razem doświadczenie podpowiada, że łatwiej wcale nie będzie. Wprost przeciwnie, ten kto manipulował innymi z pewnością nadal będzie to robił. Pytanie tylko kto tym razem jest jego marionetką? Odpowiedź będzie cenną wskazówką w dochodzeniu, a może kryć się w przeszłości oraz historii tych, którym zerwano już maski. Jednak to, co najważniejsze wciąż przed Anką, Arturem i Szczepanem, za nimi dwa elementy zabójczej układanki, przed nimi trzeci, najważniejszy i jak do tej pory nieuchwytny. Podobno nikt nie jest bezbłędny, jakie błędy popełnią oni, a jakie Nauczyciel? Kto z nich zwycięży?

 

Do trzech razy sztuka? No cóż w przypadku książek Pauliny Świst wiadomo, że przy każdej następnej części będzie co najmniej tak dobra jak jej poprzedniczki, jak nie lepsza. Nowa seria przyniosła spore niespodzianki i pokazała, że autorka długo nie powie jeszcze ostatniego słowa w temacie jak zaskoczyć czytelników. Powiedzieć, że napięcie było dawkowane to tak jakby nic nie powiedzieć, a „Oblitus” jest tego doskonałym dowodem. Troje głównych bohaterów, jacy są równie nieprzewidywalni jak niestandardowi oraz ten, który do tej pory działał zza kulis. Jakie kroki podejmie w ostatecznej rozgrywce i co ma w planach? Paulina Świst tak skomponowała tę część by napięcie sięgało górnej skali „dramadetektora”, chociaż niewykluczone, że mógł zatrzymać się tam już na wstępie i nie było momentu, kiedy mógłby opaść. Z pewnością „Oblitus” ma wszystkie cechy thrillera, jakie sprawiają, że czytelnik stara się odgadnąć kto jaka rolę odgrywa i kim jest ten zły. No cóż w tym wypadku pisarka nie zamiaru niczego ułatwiać i jeszcze dodaje perspektywę tego, kogo tożsamość tak usilnie staramy się odkryć. Oczywiście pozostaje jeszcze jeden smaczek, tak naprawdę więcej, ale o tym trzeba przekonać się osobiście, czyli relacje pomiędzy trójką postaci, a tym Paulina Świst mało co, oszczędziła. Przy okazji przypominając czytelnikom, że co jak co, lecz przy jej pomysłach przy lekturze z pewnością nie będą nudzić się i zapamiętają niejeden moment „Oblitus”.

 

piątek, 26 kwietnia 2024

Mroczna Pełnia

Nowość:

„Zbrodnia przed północą”

Małgorzata Rogala

Nie tak miało być. Powinni żyć długo i szczęśliwie, tak jak to bywa w hollywoodzkich filmach, a przede wszystkim w ludzkich marzeniach. Jednak ktoś brutalnie zmienił życiowy scenariusz. Dlaczego? Kto stoi za tym, co wydarzyło się? Nic nie dzieje się bez przyczyny, a za nią kryją się emocje, mroczne, bolesne i przede wszystkim zabójcze!

Co wydarzyło się na weselnym przyjęciu na oczach gości? Nikt niczego nie zauważył, kiedy ktoś popełnił morderstwo. Jak to możliwe? Tego musi dowiedzieć się podkomisarz Monika Gniewosz. Czyżby doszło do zbrodni? Wiele na to wskazuje, że tak. Pytanie kim jest zabójca w takim razie i jaki miał motyw bądź motywy. Świeżo poślubiony mąż ofiary pochodził z Pełni, ale jego żona nie znała tutaj nikogo. Nic nie zapowiadało tragedii, chociaż czy na pewno? Zespół dochodzeniowy bierze pod lupę gości i przygląda się okolicznościom morderstwa. Gdzieś kryje się prawda, może w ludzkich sekretach? Każdy wbrew pozorom je ma, niekiedy o wiele mroczniejszy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Jednak dotarcie do nich nie jest proste, ale kiedy uważniej policjanci zaczynają się przyglądać niepasującym do siebie fragmentom zaczynają dostrzegać niepokojące dopasowanie. Śmierć panny młodej była pomyłką czy trucizna była przeznaczona właśnie dla niej? Podkomisarz Gniewosz powinna się skupić na śledztwu, lecz niełatwo poświęcić się pracy jeśli w tym samym czasie drży się o bezpieczeństwo córki. Jak jej porwanie wpłynie na wynik dochodzenia?  Dramatyczne wydarzenia zawisły nad Pełnią…

Zbrodnia. Śledztwo. Tajemnice. Strata. Przeszłość i teraźniejszość. Tyle, aż lub tylko wystarczy by stworzyć niesamowicie klimatyczny kryminał, w którym czytelnik od samego początku czuje mrowienie i czeka, kiedy przysłowiowa bomba spadnie w dół i rozpocznie się zabójczy wyścig. A ten rozpoczyna się w chwili, kiedy wydaje się nam, że jesteśmy na niego przygotowani. Nic bardziej mylnego. Małgorzata Rogala doskonale gra postaciami, tymi znanymi i całkiem nowymi oraz oczywiście łańcuchem przyczynowo-skutkowym. Wszystko to składa się na kryminalną fabułę, w której nie ma prostych pytań, nawet to, kto zabił ma drugie dno. Zagadka zatacza coraz większe kręgi, zagarniając w nie coraz to nowe osoby i przypuszczalne motywy. Podczas lektury zdajemy sobie sprawę, iż tak naprawdę nikt i nic nie jest takie jak nam się wydawało. „Zbrodnia przed północą” jest wielowarstwową historią, w jakiej nie ma niczego przypadkowego, każde element, mniejszy czy większy, odgrywa rolę. Oddzielne wątki zdają się, na pierwszy rzut oka, nie mieć ze sobą dużo wspólnego i kierują czytelniczą uwagę w zupełnie innym kierunku, aż do momentu, gdy zaczynają opadać maski, a bohaterowie sięgają głębiej i dalej. Małgorzata Rogala jest pisarką, tworzącą książki, jakie nie czyta się raz, wraca się do nich i odkrywa kolejne niuanse rasowego kryminału, w jakim jak na dłoni widać jak niekiedy mało wiemy o ludziach wokół nas.


wość przeczytania 

książki 
dziękuję:




wtorek, 23 kwietnia 2024

Miłość, morderstwo i inne kłopoty

Nowość:

„Miłość aż po grób”

Alek Rogoziński

 

Czasem tylko jedno jest pewne czyli trup, cała reszta to chaos z poplątaniem. Mówiąć w skrócie klops zupełny zwłaszcza dla tego, kto ma motyw by stać za zejściem z tego świata nieszczęśnika. Jak udowodnić, że jest się niewinnym, gdy mało albo zupełnie nic na to nie wskazuje? No cóż pozostaje poprosić o koło ratunkowe kogoś, kto je rzuci, ale czy zrobi to?

 

Wielbiciele jak najbardziej są mile widziani, w końcu kto nie chciałby mieć fanów? Problem zaczyna się w chwili kiedy sympatyk nie do końca nim jest i zaczyna przejawiać to w dość niepokojących poczynaniach. Róża Krull właśnie ma do czynienia z kimś takim, sława ma przecież i ciemniejsze strony, ale jak mroczne one są nie mogła nawet przypuszczać. Czym innym jest pisanie o morderstwach, a co innego kiedy samemu człowiek jest podejrzany o jedno z nich. Wiadomo, że pomyłki zdarzają się, lecz w tej sprawie jakoś tak wszystko zdaje się wskazywać właśnie na słynną pisarkę. Jak wybrnąć z opałów? Wyjście jest tylko jedno – znaleźć prawdziwego zabójcę. Tyle, że niezwykle trudno dokonać takiego wyczynu, kiedy jest się gościem aresztu, a i wydawnictwo dopomina się o nową książkę. Ale kto jak kto, lecz Róża ma przecież przyjaciół, a oni gotowi są na wiele, by udowodnić jej niewinność. Ich sposoby są może czasem dość ryzykowne, jednak nie da odmówić się im uporu, sprytu i śledczej intuicji!

 

Jedni bohaterowie zapadają w pamięć gdyż są charyzmatyczni, inni swoim zachowaniem, są i tacy, jakich humor nie pozwala o nich zapomnieć. No i oczywiście jest Róża Krull oraz jej świta vel zgrane grono przyjaciół. Każde z osobna jest osobowością barwną, przyciągającą uwagę, a jako grupa mało mają sobie równych. W „Miłości aż po grób” naprawdę pokazuje na co ich stać, a jak się okazuje w obliczu prawdziwie zabójczej zagadki dają z siebie jeszcze więcej niż zazwyczaj, oczywiście pozostając sobą. Tym razem zamieszanie jest większe niż zazwyczaj, chociaż z tego samego powodu czyli jedynej w swoim rodzaju, bestsellerowej pisarki. Zagadka kryminalna swoim skomplikowaniem dorównuje klasyce swego gatunku, a nie jeden sławny śledczy, bądź śledcza, mieliby porządny ból głowy od prób rozwiązania. Czytelnik także nie oprze się pokusie rozwiązania prawdziwego węzła gordyjskiego lub mówiąc inaczej odkrycia kto zabił. Tropów jest kilka, natomiast podejrzana jest jedna i wszystko wskazuje, że jest winna. Oczywiście „Miłość aż po grób” to komedia kryminalna, co oznacza, że humoru nie brakuje, wytrawnego, by nie rzec czarnego, lecz jak najbardziej splecionego nierozerwalnie z akcją. Alek Rogoziński mistrzowsko wplata znaki zapytania w rozgrywające się wydarzenia i dozuje odpowiedzi, w odpowiednich momentach dokonuje fabularnej volty, a to wszystko okraszone jest komizmem sytuacyjnym oraz oczywiście dialogami, w jakich nie brakuje ciętych ripost.

 


Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję: