"Sfinks
Wizjonerzy
i skandaliści kina"
Izabela Żukowska
Faustyna Toeplitz-Cieślak
Kino towarzyszy nam od ponad stu lat, bez niego słowo rozrywka byłoby dość mocno uszczuplone i trudno sobie wyobrazić, że mogłoby nie istnieć. Nim jednak stało się powszechne i takie jak znamy obecnie przeszło prawdziwą ewolucję. Od niemego, kilkuminutowego, pokazu wjazdu pociągu na kolejowy dworzec po pełne efektów specjalnych widowiska, przeszłość i teraźniejszość różnią się bardzo, lecz łączy je także wiele, między innymi widzowie żądni nowych filmów oraz artyści, przekładający kartki scenariusza na grę aktorską utrwaloną na taśmie filmowej. Rzadko kiedy zastanawiamy się nad początkami X muzy, zwłaszcza w Polsce. Obrazy nagrodzone międzynarodowymi nagrodami i te nie utytułowane mają swych poprzedników sprzed kilkudziesięciu lat, a niektóre z nich powstały w pewnej wytwórni filmowej po jakiej wspomnieniem są tylko nieliczne taśmy celuloidowe.
Sfinks, nie ten egipski, ale rodem z Warszawy zapisał się również w historii rozdziałem pod tytułem kinematografia polska. Na filmowej scenie przed tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym triumfy święciły produkcje wychodzące właśnie z tej firmy producenckiej, zresztą pamiętane są do dziś, chociaż raczej tylko z tytułu. Kto uznałby polskiego Sfinksa za prowincjalną namiastkę Hollywood byłby w wielkim błędzie, w latach swego największego rozkwitu jego produkcje nie schodziły prawie z afiszów, a sale kinowe zapełnione były więcej niż do ostatniego miejsca. Komedie, dramaty, kryminały bawiły, doprowadzały do łez i intrygowały równie mocno jak amerykańskie filmy. Z ekranu uwodziły najprawdziwsze femme fatale w osobie niezrównanej Hanki Ordonówny oraz debiutującej Poli Negri, natomiast damskie serca podbijał między innymi Eugeniusz Bodo. Dawne gwiazdy i gwiazdorzy nadal błyszczą z czarno-białego celuloidu, za nimi w tle napisów końcowych pojawia się Sfinks, znany nielicznym. Jego twórca - Aleksander Hertz jak przystało na prawdziwego pioniera, nie bał się nowości, wykorzystywał to co już się sprawdziło i dawał szansę rewolucyjnym pomysłom, chociaż nie zawsze spotykały się one z pozytywnym odzewem, zwłaszcza ze strony krytyków filmowych. Jednak przede wszystkim liczyło się to co w ogóle mówi się czy też pisze o nowym filmie wchodzącym na ekrany kinowe, w końcu widzowie byli najważniejsi i rzadko kiedy brakowało ich na widowni. Ale zanim premiera zostało wyświetlona niekiedy opinią publiczną wstrząsały skandale, kontrolowane "przecieki" prasowe, mniejsze i większe wojenki pomiędzy konkurentami. Entourage produkcji filmowej Sfinksa nie ustępował zagranicznym, towarzyszyły mu i wielkie sławy i plotki, ploteczki oraz wspaniałe fety. Bywało i tak, iż rzeczywistość wyprzedzała niejeden scenariusz atmosferą sensacji, przygód i awantur.
Z upływem lat to co było nowatorskie stawało się normą, powstawały nowe wytwórnie, a jak radził sobie Sfinks? Na to pytanie i inne odpowiedzi kryją się w pewnej książce.
Przeszłość ma wiele tajemnic, zapomnianych wątków i skarbów do odkrycia. Te ostatnie odszukały w dziedzinie kinematografii polskiej Izabela Żukowska i Faustyna Toeplitz-Cieślak, chociaż wydaje się nam, że "stare" kino znamy co najmniej dobrze, dzięki między innymi wspaniałemu cyklowi programów Pana Stanisława Janickiego, to zagłębiając się w lekturę "Sfinksa. Wizjonerzy i skandaliści kina" przekonujemy się ile nam umknęło. Autorki zasypują czytelników wieloma ciekawostkami, smaczkami i sekrecikami w temacie nie tylko tytułowej firmy producenckiej, ale i całego ówczesnego środowiska filmowego i nie tylko. Obszerna monografia daje wgląd w przeszłość przedwojennej Polski od strony, dzisiaj powiedziałoby się kultowych, teatrów rewiowych i restauracji, przytacza anegdoty związane z powstawaniem filmów i z życia gwiazd. Należy także wspomnieć, że pomimo dużej liczby informacji nie przytłaczają one podczas lektury. Wprost przeciwnie zaprezentowane są one w sposób wzbudzający zainteresowanie rozwojem poszczególnych wątków jak i nie pozwalający na odłożenie lektury z powodu znudzenia. "Sfinks. Wizjonerzy i skandaliści kina" przypomina wielkie kinowe przeboje sprzed lat, kulisy ich powstawania, a także mniej znane produkcje, które zaginęły w wojennej zawierusze.
Izabela Żukowska
Faustyna Toeplitz-Cieślak
Kino towarzyszy nam od ponad stu lat, bez niego słowo rozrywka byłoby dość mocno uszczuplone i trudno sobie wyobrazić, że mogłoby nie istnieć. Nim jednak stało się powszechne i takie jak znamy obecnie przeszło prawdziwą ewolucję. Od niemego, kilkuminutowego, pokazu wjazdu pociągu na kolejowy dworzec po pełne efektów specjalnych widowiska, przeszłość i teraźniejszość różnią się bardzo, lecz łączy je także wiele, między innymi widzowie żądni nowych filmów oraz artyści, przekładający kartki scenariusza na grę aktorską utrwaloną na taśmie filmowej. Rzadko kiedy zastanawiamy się nad początkami X muzy, zwłaszcza w Polsce. Obrazy nagrodzone międzynarodowymi nagrodami i te nie utytułowane mają swych poprzedników sprzed kilkudziesięciu lat, a niektóre z nich powstały w pewnej wytwórni filmowej po jakiej wspomnieniem są tylko nieliczne taśmy celuloidowe.
Sfinks, nie ten egipski, ale rodem z Warszawy zapisał się również w historii rozdziałem pod tytułem kinematografia polska. Na filmowej scenie przed tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym triumfy święciły produkcje wychodzące właśnie z tej firmy producenckiej, zresztą pamiętane są do dziś, chociaż raczej tylko z tytułu. Kto uznałby polskiego Sfinksa za prowincjalną namiastkę Hollywood byłby w wielkim błędzie, w latach swego największego rozkwitu jego produkcje nie schodziły prawie z afiszów, a sale kinowe zapełnione były więcej niż do ostatniego miejsca. Komedie, dramaty, kryminały bawiły, doprowadzały do łez i intrygowały równie mocno jak amerykańskie filmy. Z ekranu uwodziły najprawdziwsze femme fatale w osobie niezrównanej Hanki Ordonówny oraz debiutującej Poli Negri, natomiast damskie serca podbijał między innymi Eugeniusz Bodo. Dawne gwiazdy i gwiazdorzy nadal błyszczą z czarno-białego celuloidu, za nimi w tle napisów końcowych pojawia się Sfinks, znany nielicznym. Jego twórca - Aleksander Hertz jak przystało na prawdziwego pioniera, nie bał się nowości, wykorzystywał to co już się sprawdziło i dawał szansę rewolucyjnym pomysłom, chociaż nie zawsze spotykały się one z pozytywnym odzewem, zwłaszcza ze strony krytyków filmowych. Jednak przede wszystkim liczyło się to co w ogóle mówi się czy też pisze o nowym filmie wchodzącym na ekrany kinowe, w końcu widzowie byli najważniejsi i rzadko kiedy brakowało ich na widowni. Ale zanim premiera zostało wyświetlona niekiedy opinią publiczną wstrząsały skandale, kontrolowane "przecieki" prasowe, mniejsze i większe wojenki pomiędzy konkurentami. Entourage produkcji filmowej Sfinksa nie ustępował zagranicznym, towarzyszyły mu i wielkie sławy i plotki, ploteczki oraz wspaniałe fety. Bywało i tak, iż rzeczywistość wyprzedzała niejeden scenariusz atmosferą sensacji, przygód i awantur.
Z upływem lat to co było nowatorskie stawało się normą, powstawały nowe wytwórnie, a jak radził sobie Sfinks? Na to pytanie i inne odpowiedzi kryją się w pewnej książce.
Przeszłość ma wiele tajemnic, zapomnianych wątków i skarbów do odkrycia. Te ostatnie odszukały w dziedzinie kinematografii polskiej Izabela Żukowska i Faustyna Toeplitz-Cieślak, chociaż wydaje się nam, że "stare" kino znamy co najmniej dobrze, dzięki między innymi wspaniałemu cyklowi programów Pana Stanisława Janickiego, to zagłębiając się w lekturę "Sfinksa. Wizjonerzy i skandaliści kina" przekonujemy się ile nam umknęło. Autorki zasypują czytelników wieloma ciekawostkami, smaczkami i sekrecikami w temacie nie tylko tytułowej firmy producenckiej, ale i całego ówczesnego środowiska filmowego i nie tylko. Obszerna monografia daje wgląd w przeszłość przedwojennej Polski od strony, dzisiaj powiedziałoby się kultowych, teatrów rewiowych i restauracji, przytacza anegdoty związane z powstawaniem filmów i z życia gwiazd. Należy także wspomnieć, że pomimo dużej liczby informacji nie przytłaczają one podczas lektury. Wprost przeciwnie zaprezentowane są one w sposób wzbudzający zainteresowanie rozwojem poszczególnych wątków jak i nie pozwalający na odłożenie lektury z powodu znudzenia. "Sfinks. Wizjonerzy i skandaliści kina" przypomina wielkie kinowe przeboje sprzed lat, kulisy ich powstawania, a także mniej znane produkcje, które zaginęły w wojennej zawierusze.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
portalowi CPA
i
wyd. Prószyński i S-ka
To może być ciekawa podróż do świata filmów :)
OdpowiedzUsuń