poniedziałek, 21 lutego 2011

"Efemeryda"

 Przeczytane i polecane :)

 "Efemeryda"

Spokojne, przewidywalne życie, praca, która jest spełnieniem dziecięcych marzeń - to codzienność Artura Gałeckiego, pilota samolotów pasażerskich. Kolejny powrót do domu po długim locie przynosi jednak nagły atak niczym nieuzasadnionego lęku, obezwładniającego i niosącego ze sobą poczucie zagrożenia. Od tego momentu macki strachu już na stałe oplatają głównego bohatera, a dziwne wydarzenia mające miejsce w jego mieszkaniu rodzą atmosferę grozy. Czy to co się dzieje jest rzeczywiste czy tylko wynikiem zmęczenia i przepracowania? Może jest tylko złudą lub zemstą byłej dziewczyny? Tylko dlaczego powraca w tym momencie historia sprzed lat, którą też okrywa cień tajemnicy? Czy przeszłość z teraźniejszością łączą się ze sobą? Elementem wspólnym jest Gałecki, który po chwili oddechu zaczyna znów czuć lęk tym razem przed skutkami swoich myśli, nabierających realnych a czasem nawet morderczych kształtów. Chwila oddechu, strach zalewający bohatera pozostał gdzie za nim, jednak czy to  jest prawda czy tylko pobożne życzenie? Ciekawość narasta, wciągając czytelnika w świat podejrzeń, nic już nie jest tym czym było. Ziarno niepewności zostało zasiane ... Teraz w każdym momencie czai się niepewność podszyta przekonaniem, że zło, które ma się pojawić to kwestia czasu, raczej bliższego niż dalszego. A może to coś niewiadomego co nas przeraża zawsze było w nas i czekało na moment by pokazać swoje oblicze, a raz ujrzane już nigdy nie zejdzie do podziemia. Czasem gdzieś odzywa się w nas głos, ostrzegający nas przed kolejnym krokiem, chociaż wszyscy inni przekonują nas, że nie mamy racji. Może w takich momentach nieświadomie dostrzegamy zagrożenie, niewidoczne dla innych, wyczuwalne jednak dla tych, którzy mają zdolność wyczucia nadejścia zła zanim ono zaatakuje. Jest też inne wyjaśnienie, może zło się czekało na człowieka, który umiałby nadać mu kształt w realnym świecie. Czaiło się gdzieś między ludźmi, czekało na swoją ofiarę i jednocześnie wyzwoliciela, kogoś kto nada mu realny kształt. Gdy już stanie się rzeczywistym bytem zostaje dostrzeżony przez resztę, ale wtedy jest już za późno by je pokonać. Gdzie jest źródło zła? Czy ma jakiś początek? Czy jest wynikiem czynów człowieka, jego karą za winy, a może jest zawsze obecne w życiu ludzkim i tylko czeka na chwilę słabości by zmienić człowieka potwora. W jednej chwili bohater przestaje odczuwać lęk, nie ogarnia go strach, bo to czego się bał wydarzyło się, ale czy naprawdę cała jego historia miała miejsce? A może była opowieścią o zupełnie czymś innym, czymś jednorazowym i niepowtarzalnym, co szybko się pojawia, ale równie szybko znika.
"Efemeryda" to historia o pilocie, jego lękach, kolejnego lotu i grozie, która zaczyna się od lekkiego niepokoju,a kończy się ... Czytając tę książkę nie możemy przewidzieć końca, bo tak jak w najlepszych klasykach gatunku,jest on nieprzewidywalny. To co zostało uznane za pewnik jest obalane, a gdy znów poczujemy triumf, że tym razem już odkryliśmy tajemnicę opowieści znowu czeka nas porażka, bo historia znowu skręca w innym kierunku niż sądziliśmy. Jest napięcie i groza oraz ciągle towarzyszące pytanie co jeszcze się wydarzy, a gdy nadchodzą ostatnie strony dostajemy zakończenie jakiego nie się nie spodziewaliśmy. A czy czytać w samolocie? To trzeba już sprawdzić samemu ...

Książka udostępniona przez wydawnictwo Wydawnictwo Oficynka

piątek, 4 lutego 2011

Świat, Książki i Ja

Uwielbiam książki, te grube i te cienkie, horrory i romanse, kryminały i komedie, stare i nowe, polecane i odradzane. Każdy tom znajdzie miejsce na mojej półce - pojemnej bardzo, są na niej pozycje będące spadkiem "rodowym" i mój "dorobek". Nie umiem rozstać się z żadną, nie są one ozdobą, ale czymś czego potrzebuję tak samo jak jedzenia czy picia. Nowy lokator - "Namiestniczka" -trafi do mojego domu dzięki portalowi nakanapie.pl: http://nakanapie.pl/forum/nowa-wersja-nakanapie/1242/konkurs-namiestniczka

Krainy mityczne i realne, dalekie i bliskie, przeszłe/obecne/przyszłe, oazy spokoju i te, gdzie wojna trwa w najlepsze, alternatyw mnogość - dla każdego coś dobrego. Więc jeżeli tylko ode mnie zależy gdzie mam być Namiestnikiem to wybieram krainę książek. Jest różnorodna, bo każdy gatunek literacki ma tu zapewnione warunki rozwoju. Pokojowo żyją sobie i baśnie i horrory, thrillery kłaniają się na ulicy romansom. Widuje się poradniki grające w scrabble`a z tomikami wierszy, w końcu kult słów to tutaj religia powszechna. Biografie pilnują książki dla dzieci, by te nie spadły z huśtawek. Nikogo nie dziwi "gorąca" dysputa podręczników szkolnych z lekturami. Gdzieś przy półce "przyprawy świata" w osiedlowym sklepie przewodniki wymieniają się życiowymi przepisami z książkami kulinarnymi. Społeczność książek kolorowa i różnorodna jest, są i konserwatyści w postaci publikacji papierowej i postępowe ebooki, gdzieś pomiędzy nimi krążą audiobooki. Czasem wybuchają konflikty, ale od czego jest w końcu Namiestnik? Jego zadaniem jest dbanie by w krainie książek, każda z nich czuła się dobrze i była przyjacielem czytelnika. Taka kraina to nie utopia, można odnaleźć wszędzie tam gdzie są książki;)

piątek, 28 stycznia 2011

Świat miłych niespodzinek

Na koniec tygodnia pracy (tego zawodowego) i początek weekendu miła niespodzianka dzięki portalowi nakanapie.pl i pytaniu - "Do drzwi Twojego domu puka tajemniczy Przybysz (płci dowolnej) - co robisz?" :)


Co robię gdy tajemniczy Przybysz puka do mych drzwi? Szukam zakładki do książki, to mój pierwszy ruch. Jak zaznaczyłam miejsce gdzie mi przerwano, patrzę na zegar - trzeba się zorientować w czasoprzestrzeni. W końcu docieram do drzwi i sprawdzam przez judasza (dziwna nazwa nader użytecznego szpiegowskiego urządzenia domowego użytku) - tajemniczy gość płci dowolnej jeszcze stoi. Nie ocenia się książki po okładce, tak więc przybysz został zlustrowany tylko od stóp do głów metodą wzrokowo-judaszową. Oględziny nie wypadły negatywnie, ale lata rozmaitych przestróg typu "nie otwieraj obcym" tudzież setki przeczytanych kryminałów, że o horrorach nie wspomnę, zrobiły swoje. Podobno zaufanie dobra rzecz, ale kontrola jeszcze lepsza, i jak tu nie wyjść na paranoiczkę, do tego niegościnną? Zapytanie dlaczego ów człowiek puka do mych drzwi zdradzi moją obecność przy nich ... z drugiej strony jak tak długo czeka na odzew to raczej może mieć ważny powód ... I bądź tu mądra. Otworzenie drzwi wydaje się mało rozsądne, nie otworzenie spowoduje, że ciekawość mnie zje. I tak źle i tak niedobrze. Chwila, chwila, stop dla czarnowidztwa. W końcu moi sąsiedzi pewnie też już tkwią przez szpiegowskich urządzeniach domowego użytku, ich odwaga cywilna vel wścibstwo jest ogromne, a i głos mój nie należy do słabowitych, więc otwieram drzwi ja ... i sąsiadka z naprzeciwka ... A tajemniczy przybysz okazuje się całkiem znajomy, chociaż posiada swoje sekrety, ale to już całkiem inna historia z dreszczykiem ;)

czwartek, 20 stycznia 2011

Świat Happy Endu

Lubię Happy End`y, wierzę w nie i wiem, że niestety nie zawsze zdarzają się w życiu. Nie raz i nie dwa słyszałam wiele opinii na temat tego typu zakończeń. Podobno w realnym świecie nie ma na nie miejsca, a już uwieńczenie końca książki, filmu, czymś takim zaraz u wielu rodzi podejrzenie o ckliwy romans, co najmniej. A jak ktoś powie, że lubi takie rozwiązanie to podpada najczęściej pod kategorię braku realizmu i życiowego doświadczenia. Jak to jest z tym szczęśliwym końcem, a może początkiem? Pewnie wierzy w taki epilog wielu, tylko mało, który z nas przyznaje się do tego. Dlaczego? Niewykluczone, iż jest to spowodowane zapatrzeniem się w produkcje z gatunku tzw. kobiecej literatury. Podobno ich też nikt nie ogląda, tylko czemu wszyscy są bieżąco i z nowościami i z całą historią przedstawianą np. w odcinkach ... Co innego się robi, a co innego mówi ;) Czym dla mnie jest Happy End? Nie różowym (w tym miejscu każdy może wpisać swój "ulubiony" kolor) epilogiem, ale kresem historii, gdzie udało się przezwyciężyć trudności, w pojedynkę lub w parze/grupie. Może nie wszystko ułożyło się tak jak byśmy sobie tego życzyli, jednak zachowało się najważniejsze szacunek do siebie i ludzi, na których nam zależy, z wzajemnością. A, że nie wszystko poszło gładko? Nie zawsze jest tak, iż wszystko idzie po myśli. Happy End`y mają i romanse i kryminały i horrory - w końcu i w nich zło zostało zwyciężone, chociażby na chwilę. To nią trzeba się cieszyć, tak jak momentem gdy jesteśmy szczęśliwi bądź przynajmniej zadowoleni z tego, że coś powiodło się. Może mało realne, ale to w końcu przynajmniej w jakimś stopniu sami kreujemy swoje otoczenie. Nic złego czy też naiwnego jest w tym, że jakiś czas damy sobie prawo do marzeń. One się spełniają, więc uwaga na to o czym marzymy ...

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Świat poniedziałkowych niespodzianek

Nie lubią niespodzianek, bo z reguły są mało pozytywne, jednak czasem jest inaczej. W najgorszy dzień w roku coś się mi udało - wygrana w konkursie na portalu nakapie.pl. Gratuluję pozostałym zwycięzcom i dziękuję :)

Jestem dosyć upierdliwą i upartą osobą, znający mnie ludzie (i zwierzęta też) wiedzą o tym dobrze. Nie raz i nie dwa przekonały się o tym Panie na poczcie i w różnorodnych urzędach. Więc gdyby ktoś, kiedyś wpadł na pomysł zamknięcia mnie w jakimś pomieszczeniu bez mojej zgody, to poniżej ma próbkę tego co go będzie czekało. Tekścik poniżej jest odpowiedzią na pytanie: "Tracicie przytomność. Budzicie się w pustym, zamkniętym pomieszczeniu, w którym panuje ciemność. Co robicie?", zadane w konkursie portalu nakanapie.pl

Puste, zamknięte pomieszczenie, do tego ciemne i ja po utracie przytomności ... Miejmy nadzieję, że przytomność straciłam kiedy pod ręką miałam swoją torbę. Wiadomo kobiecy sakwojaż zapewni przeżycie w każdej ekstremalnej sytuacji, a mój to już w ogóle "skarbiec" dobra wszelakiego, więc jeżeli mam go i do tego jeszcze komórkę - dobra nasza, dam radę wszystkim i wszystkiemu. Jeżeli nie mam niezbędnika każdej kobiety to sprawa trochę gorzej się przedstawia, ale od czego inwencja twórcza? Czyli zaczynam od sprawy podstawowej - szybki przegląd co jest przy mnie metodą dotykową - gdy brak telefonu i/lub torebki lub ze światłem gdy coś z niezbędnika jednak zostało mi pozostawione. Po pierwszych oględzinach czas na trochę dalszy rekonesans, "delikatnie", kroczek po kroczku sprawdzam czy jest możliwe włączenie światła, moje źródło światła nie jest niewyczerpane. Wypadałoby by też zobaczyć gdzie mnie goszczą, a przy okazji, szybciej wtedy można ogarnąć ewentualne drogi ewakuacji typu drzwi, okno lub coś im podobnego w przeznaczeniu. Jeżeli brak podświetlenia to i tak szukam drogi wyjścia, nic mnie powstrzyma od wyjścia z miejsca gdzie mnie umieszczono bez słowa z czyjeś strony. Kolejne rozdroże - jest okno i/lub drzwi i/lub coś je przypominające staram się je otworzyć, zamknięte? No to pukam, z mniejszym lub większym natężeniem siły, pora na wymachy nogą przyjdą później - w miarę narastania irytacji. Brak reakcji? No to biorę się za próby otwarcia np. narzędziem wytrychopodobnym, zawsze coś znajdzie się wokół mnie jeżeli brak mojej "torebeczki". A co jak próba nie powiedzie się albo widocznego wyjścia brak? Plan B - trzeba szukać ukrytego, przecież w książkach i nie tylko istnieją takie! Ostukuję, opukuję, może coś się znajdzie. Tak łatwo przecież nie odpuszczę. Nie znalazłam takiego architektonicznego rozwiązania, trochę frustracja wzrosła, a że złość piękności szkodzi chwila oddechu, w postaci ...---..., coś jeszcze zostało mi w głowie z lekcji przysposobienia obronnego. Jest szansa, że ktoś usłyszy i nawet jak nie zrozumie to go to przynajmniej zainteresuje. Nadal zero odzewu? Czas na małą drzemkę, w końcu podobno najlepsze pomysły przychodzą we śnie ;) Aha, zapomniałabym o jednej istotnym elemencie o charakterze akustycznym - cały czas, z przerwą na S.O.S. Morse`m, wrzeszczę. Gardło mam odporne i wytrzymałe, wyćwiczone podczas lekcji muzyki ;)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Świat nagród

Czasem mam pokrętne spojrzenie na Świat, czasem dzielę się nim z szerszym forum. Poniższy tekst wysłałam na konkurs portalu nakanapie.pl ... i zyskał uznanie jury konkursu ;)
Niech no pomyślę z czym kojarzy gladiatorka? Z gladiatorem? Facetami ze starożytnego Rzymu walczącymi na arenach z dzikimi zwierzętami lub innymi, których przeznaczeniem był podobny los. Więc "Gladiatorka to ja"? Mała analiza dnia powszedniego - zamiast ciężkiego treningu z mieczem, trójzębem czy też innym narzędziem typu ostrego damska torba, tak na oko z jakieś kilka kg ciężka, tor przeszkód to nasze "kochane" chodniki z ich przeuroczymi dziurami, a przeciwnikiem/sprzymierzeńcem współpasażerowie porannego autobusu. Jako rynsztunek obronny tarcza w postaci książki i mp3 z odpowiednią muzyką - najlepsza obrona przeciwko złemu humorowi innych i mojemu. Po takiej rozgrzewce, godnej prawdziwej "gladiatorki", kolejna runda przygotowań do walki dnia, tzn. chciałam powiedzieć dnia pracy. W ramach kolejnego sparingu - pierwsza rozmowa z szefostwem, to jak spotkanie oko w oko z panterą, nigdy nie wiadomo jak zareaguje i ona i oni. Potem następuje clou dnia czyli sama praca vel występ na arenie. Piasku pochłaniającego pot i krew nasze biuro nie posiada, jest za to "pomocne" ramię zwierzchnie ... wrzucającego "gladiatorkę" w wir boju ponownie. Czas na spotkanie ze stadem lwów , czy spragnionych krwi nie wiadomo do chwili gdy padną pierwsze słowa - ciosy. Takiego ryku nie powstydziłby się żaden czworonóg z płową grzywą. Wymiana ciosów czyli słów trwa, szala zwycięstwa przechyla się raz w jedną raz w drugą stronę, w końcu przeciwnik pokonany. W tym momencie istotna różnica pomiędzy starożytnymi gladiatorami a współczesną "gladiatorką" zwłok jakiegokolwiek gatunku ssaków brak, wszak my już cywilizowani jesteśmy ... Wiwatu tłumu nie uświadczy się, kciuka w dół czy w górę uniesionego też brak, zamiast tego kolejna walka, której początek obwieszcza dzwonek telefonu i ryk żądnego krwi zwierza, teraz to chyba pojedynek z niedźwiedziem. Wreszcie koniec walki, "gladiatorka" przeżyła kolejny dzień, a jeszcze dogrywka w postaci zakupów w centrum handlowym, ale to już bardziej wojna podjazdowa, szczególnie w okresie wyprzedaży. Więc "gladiatorką" jestem, może nie dla innych, lecz dla siebie. Czasem dzień kończy się moim zwycięstwem czasem triumfem innego gladiatora bądź zwierza. Czas płynie, a pewne zwyczaje nadal trwają, gladiatorki są wśród nas!

niedziela, 2 stycznia 2011

Noworoczny Świat

Był rok 2010, jest 2011 ... Chcemy by to co nie najlepsze w poprzednim roku zostało w nim, a nowy rok był początkiem zmian na lepsze. Jak każe sylwestrowo-noworoczny obyczaj od pierwszych minut kolejnego roku zaczyna się litania postanowień, do czego się w końcu zabierzemy, jakie nawyki porzucimy, co ulepszymy. W tym momencie nie liczy się realność, ważne jest, że przez moment znów mamy dziecięcy zapał do zmian. Życzymy innym by ich marzenia spełniły się, nam życzą podobnie. Może w tym roku starczy sił i optymizmu by coś wprowadzić w życie albo pomóc innym w ich postanowieniach. Może w tym roku kolejne dni nie będą oddalać nas od tego co chcieliśmy osiągnąć i stycznia tylko przybliżać. Wiele zależy od nas, ale też od naszego otoczenia. Czasem słowo, jakiś gest skierowany do nas lub przez nas może pomóc. Na razie cieszymy świąteczną atmosferą i by ona jak najdłużej była w nas.

sobota, 18 grudnia 2010

Zimowy świat

Jest taki czas w roku ... gdy zaskakuje nas zima. Raz nastaje wcześniej, raz później, ale zawsze z takim samym efektem - zaskakuje wszystkich. Gdy mrozów i śniegu jeszcze nie ma, zastanawiamy się czy jak każe coroczny obyczaj zaskoczy drogowców. Pomimo tlącej się nadziei, że może w tym roku będzie wyjątek od reguły i zamiast zasp będą odśnieżone chodniki i drogi. Jednak wiara ta zaczyna gasnąć zaraz po wyjściu z domu. Narzekamy na zaśnieżone i oblodzone drogi, chodniki są jak trasy wyścigów - z odcinkami specjalnymi. Głośne narzekania stają się wszechobecne, tylko, że aura zaskoczyła też nas. Letnie opony, wyjście na ostatnią chwilę na przystanek, niedopasowanie ciuchów do temperatury na zewnątrz ... takich "grzeszków" ma się wiele na sumieniu. Zawinił ktoś, my też nie jesteśmy bez winy, ale jakoś łatwiej zauważyć czyjeś zaniedbanie niż nasze. Wspólne dzielenie niedoli, powtarzającej się co roku ogrzewa lepiej niż czapka, szalik i inne tekstylne zimowe utensylia. Jakoś trudno zauważyć piękno śnieżnego krajobrazu gdy jest się spóźnionym, zmarzniętym albo stoi się w korku, którego końca nie widać, a może wystarczy zacząć od siebie - spojrzeć rano za okno, na termometr, wyjść wcześniej, przygotować się po prostu do białego puchu i nawet jeżeli się go nie lubi zrobić wszystko by zminimalizować szok zimowy ;)

niedziela, 21 listopada 2010

Taki jest świat: A świat ciągle pędzi gdzieś ...

Taki jest świat: A świat ciągle pędzi gdzieś ...: "Świat nie stoi w miejscu, ciągle pędzi. Z każdą sekundą oddalamy się od tego co było, a przybliżamy do tego co będzie. Wszystko przemija, z..."

A świat ciągle pędzi gdzieś ...

Świat nie stoi w miejscu, ciągle pędzi. Z każdą sekundą oddalamy się od tego co było, a przybliżamy do tego co będzie. Wszystko przemija, zdajemy sobie z tego sprawę na moment, gdy zatęsknimy za czymś co już jest za nami i nie ma możliwości powrotu do tego. Im bardziej odczuwamy brak to co minęło tym bardziej uświadamiamy sobie co już jest za nami. Było, a nie jest, nie zawsze w przeszłości zdawaliśmy sobie sprawę, że w danym momencie tracimy coś, za czymś kiedyś zatęsknimy. Tyle się działo wokół wtedy, czymś się delektowaliśmy, o coś walczyliśmy i niestety coś umykało, ale tego nie zauważaliśmy. Dopiero po czasie zaczynamy tęsknić za tym co nie było dane nam przeżyć i co już jest poza naszym zasięgiem. Nie żałujemy tego czego doświadczyliśmy kiedyś, tylko ta uporczywa myśl, że coś nas ominęło, że czegoś nie zauważyliśmy, że coś nie było nam dane lub nie sięgnęliśmy po to. Co zrobić by kolejne "coś" nie minęło nas, by znowu za jakiś czas nie zastanawiać się dlaczego patrzyliśmy w innym kierunku gdy pojawiło się na horyzoncie? Nie na wszystko jest czas, czasem nie wiemy, iż właśnie jest odpowiedni moment. Innym się udaje zobaczyć tę chwilę, a nam po raz kolejny nie ...

czwartek, 7 października 2010

Świat książek

Świat ma wiele kolorów, a nowe odcienie zyskuje dzięki książkom. Pozwalają one podróżować po odległych krainach, stawać się kimś innym, spełniać marzenia lub przynajmniej na chwilę oderwać się od rzeczywistości, w której żyjemy. Czasem rozbudzają w nas pragnienia, będące w nas ukryte lub z jakich nie zdajemy sobie sprawy. Książki są po prostu oknem na świat, ukazującym piękno nie dostrzegane, ale i to o czym nie chcielibyśmy pamiętać ... Każdy z nas znajdzie wśród nich coś dla siebie, na każdą chwilę życia, one zawsze mogą być blisko nas, tylko trzeba im na to pozwolić. Ta sama książka dla jednych może być lekturą życia, innych znudzić po kilku wersach, a czasem dopiero po latach docenimy jej wartość, a może nigdy do nas nie przemówi. Jednak każda lektura coś wnosi do naszego życia - wiedzę, emocje, obrazy. Nie rozumiem niszczenia słowa pisanego, obojętnie od sposobu - od dosłownego po przenośny, mogę się nie zgadzać się z autorem czy też innymi czytelnikami, to moje prawo, ale warunkowe - tylko i wyłącznie wtedy gdy przeczytam książkę, a nie gdy osądzam po pozorach, opinii kogoś innego lub tylko dlatego, że mam taką zachciankę. Każde słowo przez nas wypowiedziane czy też zapisane pozostaje i to my bierzemy za nie odpowiedzialność. Każdy ma prawo wyboru tego co czyta, chociaż są takie momenty gdy ktoś odgórnie decyduje o tym - lektury szkolne, wbrew pozorom to zmora nawet tych uwielbiających czytać, jednak prawda jest taka, że by móc powiedzieć, iż coś mi nie odpowiada trzeba to poznać, a nie ściągi/bryki/streszczenia nie są wyjściem.

piątek, 24 września 2010

Taki jest świat: Niezmiennie zmienny świat

Taki jest świat: Niezmiennie zmienny świat: "Jedni mówią, że nic się nie zmienia. Inni, wprost przeciwnie, zauważają nowości wokół nich. Jedni i drudzy żyją obok siebie, ale ich pogląd ..."

Niezmiennie zmienny świat

Jedni mówią, że nic się nie zmienia. Inni, wprost przeciwnie, zauważają nowości wokół nich. Jedni i drudzy żyją obok siebie, ale ich pogląd na to co sieje jest całkowicie różny. Jeżeli sami dążymy do zmian to najczęściej jesteśmy pozytywnie do nich nastawieni, ale gdy ktoś nam je narzuca - chociażby i w dobrej wierze - budzi się w nas jakiś opór. Dlaczego? Może dlatego, iż czujemy w takich chwilach brak kontroli nad swoim życiem? Albo to co mamy jest dla nas na tyle dobre, że nie czujemy potrzeby rozpoczynania nowego etapu. Co jest lepsze: to co znamy czy to co możemy poznać? A może coś pomiędzy, cieszenie się tym co jest, ale też nie tracenie z oczu tego co się dzieje wokół nas. Zamykanie się w tym świecie, który znamy czasem daje tylko złudne bezpieczeństwo, a ciągła gonitwa za czymś nowym niedosyt, że to jeszcze nie to. Równowaga zawsze jest najtrudniejsza do osiągnięcia, bo wymaga patrzenia na to co tu i teraz, lecz też na to bycie otwartym na to co może się pojawić. Najczęściej raz skupiamy się raz na jednym, raz na drugim, czasem dając przewagę jednej ze stron. Jednak taki jest właśnie ten nasz niezmiennie zmienny świat - ciągle gdzieś gna, a jednocześnie wydaje się nam, że ciągle jest w miejscu. Czasem tylko zauważamy jego stałość lub zmiany, które zaszły. Zawsze jesteśmy uczestnikiem życia, tylko raz jako jego aktywna strona, raz jako bierna. Nie zawsze zależy to od nas, a czasem wprost przeciwnie ... niezmienna zmienność ...

środa, 11 sierpnia 2010

Świat butów

Uwielbiam buty, i te na chłodne dni, i te na cieplejszą porę. Niezależnie czy mam w nich chodzić na gale, czy tylko będą uzupełnieniem zwykłego dnia. Uwielbiam wysokie, cienkie obcasy, ale także zupełnie płaskie baleriny, tylko jakoś pośrednia wysokość i koturny nie trafiają do mojej półki, chociaż podobają mi się w sklepie, jakoś nie czuję potrzeby by je mieć. Za to każde inne ... tak, cała reszta gęsto i często wita się ze mną i już nie żegna. I w ten sposób następna para trafia pod strzechę mojego mieszkania. Nie liczę ile ich już jest, bo i po co - nie można przecież w liczbach wyrazić przyjemności o szczęścia. Może to i płytkie zauroczenie, jednak trwa już lata, w sumie odkąd pamiętam. Idzie w parze z innymi, pewnie bardziej odpowiednimi, ale cóż każdy ma swoją słabość, moją są buty ... i kilka jeszcze innych rzeczy ... A z półki mruga kolejna, nowa para ...

piątek, 6 sierpnia 2010

Taki jest świat: Świat prawdy

Taki jest świat: Świat prawdy: "Prawda ... czym jest w naszym świecie? Wszyscy o niej mówią, znają ją i wiedzą o niej wszystko, podobno jest tylko jedna ... Więc dlaczego r..."

środa, 4 sierpnia 2010

Świat prawdy

Prawda ... czym jest w naszym świecie? Wszyscy o niej mówią, znają ją i wiedzą o niej wszystko, podobno jest tylko jedna ... Więc dlaczego różni się, w zależności kto o niej mówi? Jest jedna czy jest ich wiele? A może jest zależna od jednostki? Jej doświadczenia, emocji, momentu życiowego i wielu innych elementów, z których nie zdajemy sobie sprawy. Czasem, patrząc w przeszłość, inaczej osądzamy to co się wydarzyło kiedyś, to samo zdarzenie a dwie prawdy? Więc czym ona jest? Jest subiektywna czy obiektywna? A może i taka i taka ... W danym momencie ma w sobie wszystkie uczucia przeżyte przed chwilą, nie wszystko jeszcze wiemy, ale wtedy nie myślimy o całym kontekście, w której zachodzi. Po czasie mamy już szerszą wiedzę, większość emocji już przebrzmiało, możemy spojrzeć na wszystko z większej perspektywy niż czubek własnego nosa. Jednak co jest prawdą, to co czujemy od razu czy to co przefiltrowaliśmy i uzupełniliśmy? Nadal jest subiektywna, a co z obiektywnością? Obiektywną prawdą powinna być więc ta przekazywana nam przez innych; Ale inni też czują, mają własne doświadczenia, co znaczy, że tylko podają swoją prawdę ... Prawda ... Czym ona jest, jest jedna, jest mnoga, a może po prostu każdy człowiek ma swoją prawdę, czasem zbieżną z innymi, a czasem wręcz przeciwnie. W końcu jesteśmy indywidualnościami, jednostkami w tłumie, tłumem w jednostce

czwartek, 29 lipca 2010

Taki jest świat: Zakupy

Taki jest świat: Zakupy: "Uwielbiam zakupy, a raczej pewne ich rodzaje, na pewno jednak do nich nie należy zaopatrywanie się w żywność. Zawsze są one dokonywane w mom..."

Zakupy

Uwielbiam zakupy, a raczej pewne ich rodzaje, na pewno jednak do nich nie należy zaopatrywanie się w żywność. Zawsze są one dokonywane w momencie, gdy w lodówce już razi światło jej oświetlenia. Dzisiaj nadszedł właśnie moment uzupełnienia zapasów ... Przygotowania rozpoczęły się wcześniej - od znieczulenia ... przed czym? Przed tłumem z obłędem w oczach, uzbrojonym w wózki i traktującym sklep jak tor wyścigowy, a pozostałych zakupowiczów jako konkurentów w zdobyciu "łupu wojennego". Tak więc dawka środka "przeciw bólowego" w postaci "1000 dni w Wenecji" zażytego najpierw w jednym autobusie, a potem w kolejnym. Poskutkowała sielska, słodko-kwaśna opowieść Marleny de Blasi, tego było właśnie mi potrzeba. Nie przerażał już maraton między półkami z innymi "zawodnikami" w tle. Po drodze jeszcze jeden znieczulacz, jednak ten nie zadziałał zbytnio - prawdziwy sezon ogórkowy wśród butów. Pierwsze starcie przy stoisku warzywno-owocowym, niestety kolejka do wagi nie oznacza tego samego dla wszystkich, do tego hasło "Dziecko, możesz poczekać", nie mogę poczekać!, dzieckiem przestałam być 12 lat temu, przynajmniej wg prawa, a zakupowicz wygłaszający to doniosłe zdanie nie okazywał jakichkolwiek objawów mogących być powodem do pominięcia kolejności. Może były jakieś ukryte, ale wystarczyło zapytać lub pójść 2 mery dalej, szczególnie, że potem to samo indywiduum wepchnęło się przed o wiele starszą parę, tym razem z pieśnią na ustach "śpieszy mi się". Mściwe myśli zostały, przynajmniej na krótko, odegnane gdy w zasięgu wzroku pojawiło się malutkie stoisko z książkami ... Reszta zakupów minęła już bez wpychania się, czasem ktoś tylko zajechał wózkiem drogę, no ale te sklepowe utensylia często mają zwichrowany układ sterowniczy. Etap do kasy, jeden z trudniejszych - w końcu to prawie finisz, udaje mi się pokonać sprawnie i zyskać dobre miejsce w czołówce, tzn. przede mną tylko 2 osoby i to z małymi zakupami ... taaa i tyle było tego sklepowego podium, niestety okazało się, że zakupowicz przede mną nie posiada wystarczającej gotówki, kilka kart "odmówiło" wykonania swojej pracy, czyli zapłacenia za towary wydarte z półek, koszów, i innych miejsc magazynowania. No, ale jest deska ratunku, a nawet dwie. Jedna to książka wypatrzona między gazetami i kartkami, druga to telefon do przyjaciela tzn. do wyższej instancji, która ma moc anulowania paragonu. Po mikroskopijnej dawce znieczulenia, wrzucenie "łupów wojennych" na taśmę, a potem powtórzenie tej operacji w odwrotnym kierunku, idzie szybko i sprawnie, jeszcze tylko załadowania wszystko do bagażnika, małe starcie przy parkowaniu wózka, no i koniec zakupów. Na pewien czas prowiant zapewniony, nie na długo, no ale świat to nie sielanka, a ja też nie należę do mieszkańców Arkadii. Pewnie dla innych zakupowiczów jestem też czasem zawalidrogą, kimś kto właśnie zajechał drogę lub nawet może wepchnął się przed nich - w 99,99% nieświadomie działanie z mojej strony...

wtorek, 27 lipca 2010

Byli, są i będą ... ?

Kolejny dzień mija, podobny do tych poprzednich ... Najpierw trasa z punktu A do punktu B, potem kolejne godziny spędzone nad sprawami, które pomimo że nowe, to w sumie takie same jak te wcześniejsze ... Powrót i powtórka z rozrywki dni minionych ... Wszystko wydaje się stałe, świat który mnie otacza, ludzie których spotykam i którzy spotykają mnie, tak jakby się nic nie zmieniało, a czas pomimo to biegnie dalej ... Zawsze gdzieś blisko mnie są drzewa, czy to za domowym oknem, czy na wprost biura, gdzie pracuję, a nawet te mijane po drodze - to po nich poznaję, iż jednak wbrew braku odczucia zmian, one wciąż zachodzą. Po nich widzę upływ czasu, raz są bez liści, za moment stają się zieloną wyspą, by znowu powoli tracić już pożółkłe w międzyczasie liście. Gdzieś po drodze zauważam stratę gałęzi, czy też rozwinięcie się nowej ... Jednak one zawsze są, wiecznie towarzyszą mi, będą zawsze ... Jednocześnie widzę jak się zmieniają się, ale dla mnie pozostają takie same, bo były, są i będą ... W codziennym biegu z punktu A do B są czymś stałym, a co gdyby ich zabrakło? To niemożliwe, bo zawsze były! A jednak one też odchodzą, czasem cicho, tak, że dopiero po jakimś czasie zdajesz sobie sprawę, iż czegoś brakuje w tym twoim stałym świecie, czasem z hukiem, a czasem ... odchodzą po kawałku ... Tak samo jest z ludźmi nam bliskimi, uważamy ich za stały element naszego życia - byli, są i będą ... i nagle znikają z naszego świata, jedni cicho, inni głośniej, tak, że zauważamy to, a czasem ... odchodzą powoli - ciągle są z nami, widzimy ich codziennie, nawet zauważamy zmiany - jakiś siwy włos, zmarszczka, ale przecież nadal są to oni, tacy jak zawsze, lecz nie tacy sami ... bo już jakaś część ich odeszła bezpowrotnie. Jednak wciąż liczymy na to, że dalszych zmian nie będzie i tak jest do kolejnego momentu, gdy zauważymy, iż kolejny kawałek znikł, gdzieś w czasie, gdy pokonywaliśmy drogę z A do B. Może to dobry moment by spojrzeć na ludzi wokół siebie i zacząć dobrze wykorzystywać czas, który pomimo tego, że biegnie nieubłaganie, daje nam szansę na wspólne chwile - takie, które będą czymś więcej niż tylko uwagą -znów zaszły zmiany, a my ne daliśmy sobie okazji by nacieszyć się tym co było ...