wtorek, 9 sierpnia 2011


"Słowo pirata"
Magdalena Starzycka


Z czym kojarzymy słowo "pirat"? Najczęściej z żaglowcami, gdzie na głównym maszcie powiewa flaga z czaszką i dwoma skrzyżowanymi piszczelami i widowiskowymi bitwami morskimi na tle lazurowego morza. Do tego oczywiście ukryty skarb oraz jego poszukiwania. Filmy i te w technicolorze i te najnowsze w 3D oraz książki przygodowe dodatkowo jeszcze pomagają naszej wyobraźni przenieść się, chociaż na chwilę, w krainę korsarskich historii. Jednak w przypadku "Słowa pirata" to co najczęściej jest zwieńczeniem lub środkiem akcji, jest tylko początkiem opowieści, gdzie teraźniejszość i przeszłość przeplatają się ze sobą. Trzy plany czasowe - dziewiętnasty, dwudziesty i dwudziesty pierwszy wiek, z czasami gdy kaperzy świętowali największe triumfy raczej nie kojarzące się, ale wbrew pozorom motyw ten jest obecny ciągle. Bohaterowie to członkowie jednej rodziny, rozsiani na przestrzeni trzech wieków, na których losy wpłynęła jedna decyzja, podjęta po części z marzeń, po części z chęci przeżycia przygody.

Fabuła przenosi czytelnika od dziewiętnastowiecznego Hamburga poprzez ówczesną Gujanę Francuską i Rio de Janeiro. Sceneria znana, ale ukazana w innych ramach czasowych okazuje się całkowicie innym światem. Gorączka złota, miraż nieprzebranych bogactw, łatwego zarobku kusił biednych i bogatych, lecz rzeczywistość okazała się inna niż romantyczne marzenia, obojętnie jakie miały korzenie. Znajomość zawarta w niezwykłych okolicznościach przeradza się w niecodzienną przyjaźń, która wpłynie na wielu ludzi. Pirat, człowiek wyjęty spod prawa i niemiecki spedytor, puszczający wodze swojej fantazji w hamburskim biurze rodzinnej firmy. Ich drogi skrzyżowały się podczas sztormowej nocy, gdzie jeden z nich był ofiarą ataku, a drugi jego pomysłodawcą. Po latach potomkowie jednego z nich dostają wiadomość o niespodziewanym spadku zdeponowanym w szwajcarskim banku. Spadkodawca owiany jest rodzinną legendą, a sukcesorzy chcą wykorzystać szansę wyjaśnienia jej. Jednak koniec sierpnia 1939 okazał się nie najlepszym czasem na taką eskapadę. Perspektywa rodzinnej schedy schodzi jednak na dalszy plan w obliczu wojny i rozłąki, bo dla jednego z podróżników krótkie wakacje przerodziły się w kilkunastoletnie rozdzielenie z bliskimi. Kolejna próba rozwiązania sekretu familijnego, już zapomnianego w wojennej i późniejszej zawierusze, następuje w już w czasach teraźniejszych. Po prawie dwustu latach zagadkowa spuścizna w końcu odsłania czym jest i gdzie ma swoje początki. Historia zatoczyła koło od Hamburga przez Amerykę Południową, Francję, Portugalię aż po Polskę.

A czym jest tytułowe „Słowo pirata”? Przysięga, groźbą, obietnicą? A może jeszcze coś innego oznacza … Tajemnica rozwiązuje się na stronach książki, a autor przeplatając wątki nie pozwala czytelnikowi stracić głównego motywu z oczu – sagi z piracką flagą w tle.




Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukateria i wydawnictwu MG

niedziela, 7 sierpnia 2011

Nowość w księgarniach


W środę do księgarń trafi "Skarb heretyka" - zabójcza powieść Scotta Marianiego.
Poniżej przesyłam kilka informacji o książce. Zapraszam do lektury fragmentu dostępnego na stronach MUZY:

http://www.muza.com.pl/?module=okladki&id=42246

Nin i Posedarje

Małe, ale z wielowiekową historią, sięgającą czasów rzymskich oraz piękny most, gdzie można spróbować skoków na linie bungee







sobota, 6 sierpnia 2011

"Całując grzech"

Wyobraź sobie, że budzisz się w obcym miejscu, w jakimś zaułku, obok Ciebie leży trup, a Ty nie wiesz gdzie jesteś, nie pamiętasz co się działo w ciągu ostatnich kilku dni. Jedyne czego masz świadomość to, że otacza Cię zagrożenia, tylko czy ty jesteś źródłem niebezpieczeństwa czy kto inny? To kim jesteś sprawia, iż podejrzewasz siebie, po raz kolejny twoja natura doszła do głosu, a teraz musisz zrobić wszystko by wydostać się z tej matni. To wszystko prawda albo tylko iluzja? Może myliliśmy się oceniając sytuację. Ktoś zaczyna brać cię na cel, padają strzały, nie pozostajesz w tyle - bronisz się. Powoli do ciebie dociera, że to TY jesteś celem napastników, ofiarą, a nie katem. To zmienia postać rzeczy, kolejne pytania nasuwają się - dlaczego właśnie Ty i w jakim celu znalazłeś się w tym, a nie innym miejscu. Co więcej w podobnej sytuacji jest więcej osób, więc co robisz? Uciekasz, a wraz tobą pozostali ...

Możesz sobie wyobrazisz taki scenariusz? Ktoś nie musiał, bo to była jego rzeczywistość. Riley właśnie została postawiona przed takim faktem, nikt nie zapytał jej o zdanie, ale ani ona, ani jej współpracownicy, nie zamierzają zostawić tego porwania bez dalszych konsekwencji. Kto mógłby stać za takim czynem, który nie jest jednostkowy, a jego celem jest stworzenia kolejnych krzyżówek zmiennokształtnych i nie tylko? Dochodzenie rozpoczyna swój bieg, jest ono głównym motywem historii, wokół którego toczą się pozostałe wątki, równie ciekawe. W końcu gdy główną bohaterką jest półwampir i półwilkołak, a w jej najbliższym otoczeniu są wampiry oraz zmiennokształtni to interesujący przebieg fabuły jest raczej gwarantowany. Świat widziany z perspektywy innych ras, pomimo, że wydają się zwykłymi ludźmi, nie jest taki sam jak my go postrzegamy. Uprowadzenie Riley ma drugie, a nawet trzecie dno, a jej życie osobiste dodatkowo komplikuje wyjaśnienie kto był zleceniodawcą. Tajemnicza tożsamość współtowarzysza niedawnego uwięzienia też nie ułatwia życia bohaterki.

"Całując grzech" to książka z nurtu "paranormal", druga część serii "Zew nocy", gdzie akcja jest jednocześnie kontynuacja i odrębną historią. Dla tych, którzy już czytali pierwszy tom cyklu kolejne perypetie Riley i jej przyjaciół będą rozwinięciem wątków związanych z bohaterami. Natomiast "debiutantom" nie sprawi trudność wejście w świat bohaterów, bo pomimo nawiązań nowa opowieść o ich perypetiach pozwala na swobodne odnalezienie się w lekturze.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukateria i wyd. ERICA

piątek, 5 sierpnia 2011

Nauka i wiara

"Kod Boga"

Każdy z nas wie kim jest, skąd pochodzi, te podstawowe informacje już są znane dzieciom, ale te odpowiedzi na takie pytania mają także głębszy sens. W końcu nie tylko miejsce zamieszkania czy nazwisko nas określa, jesteśmy ludźmi, inaczej mówiąc homo sapiens, których droga ewolucji była długa, tak samo jak i innych gatunków i nie tylko ich. W końcu nim na Ziemi zaistniało życie, sama planeta musiała powstać a i to wydarzenie nie jest początkiem, ponieważ tak naprawdę narodziny Wszechświata były bodźcem do uformowania tego co nazywamy kosmosem. Jedno wydarzenie zapoczątkowało cały szereg kolejnych reakcji, wynikiem których jesteśmy między innymi i my. Nim jednak naukowe teorie i badania ukazały skąd pochodzimy i co stoi za tym, że nasz świat wygląda tak, a nie inaczej, to religia tłumaczyła akt stworzenia. Na jaki model wiary nie spojrzelibyśmy każdy z nich zawiera opowieść lub mit o powstaniu Ziemi i człowieka, a także tego co nas otacza. Oczywiście są różnice pomiędzy podejściem religijnym, a naukowym, wielu uważa, że te punkty widzenia wzajemnie się wykluczają, wręcz, iż są względem siebie w opozycji. Autor "Kodu Boga" wręcz przeciwnie - stara się przybliżyć obie ścieżki i pokazać punkty wspólne, by nie rzec te same problemy ujęte w innych słowach. Takie spojrzenie może być dla niejednego czytelnika niemożliwym do pogodzenia, ale czasem warto poznać dwie strony by przekonać się czy dotyczą tego samego medalu.

Kreacja czy ewolucja? Te dwa słowa są wyznacznikiem perspektywy z jakiej patrzymy na to co działo się i u zarania historii ziemskiej, i nie tylko, oraz na to jakie były nasze początki. Jak można takie płaszczyzny porównać, co więcej widzieć w nich to samo, lecz ujęte w innych słowach? Kod DNA i Bóg? Pierwiastki chemiczne i imię boskie? Badania naukowe i mity? Na pierwszy, drugi i kolejny rzut oka brak jakichkolwiek punktów wspólnych, jednak czytając książkę Gregga Badena możemy zaznajomić się z wynikami jego badań, czy się z nimi zgodzimy czy też wysnujemy własne wnioski to już kwestia indywidualna, lecz warto poznać inne ujęcia znanych kwestii.

"Kod Boga" porusza nie tylko tematy związane z szeroko pojętą przeszłością, lecz również z przyszłością. Współcześnie, nasza cywilizacja, opiera się na technice bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, jacy więc będziemy za kilka, kilkanaście a, nawet kilkaset lat? Co jeszcze przed nami w technologii, a co już bezpowrotnie zostało zniszczone? Jak nigdy do tej pory w dziejach dysponujemy ogromną wiedzą, ale też jak nigdy dotąd nie grozi nam tak wiele, jeżeli nie ze strony przyrody to od ludzi. Czy spojrzenie w przeszłość może pomóc w ominięciu problemów, które już są lub dopiero się pojawią? Kolejne pytania, na które autor stara się odpowiedzieć, a czytelnik może zastanowić się głębiej nad tym co czyta.

Zgadzając się czy też nie z książką "Kod Boga" warto poznać inną perspektywę, bo pozwala to przynajmniej na chwilę zastanowienia się nad tym co nas otacza i kim jesteśmy. Połączenie motywu religijnego i naukowego nie jest łatwe. Autor starał się poprzeć swoje spostrzeżenia konkretnymi przykładami, czy są one słuszne oceniamy sami, a w zamian za to dostaniemy materiał na niejedną chwilę zastanowienia się nad tym naszym początkiem.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukateria i wyd. Studio Astropsychologii

czwartek, 4 sierpnia 2011

Kornati i Zadar



Wyjazd prawie na półmetku, ale wiele jeszcze przed nami. Dzisiaj "uskutecznialiśmy" wycieczkę na wyspę Kornati, a przy okazji Zadar odwiedzony ;)













środa, 3 sierpnia 2011

Demony przeszłosci

"Strzępy"

Spotykając się po latach ze znajomymi ze szkolnych lat, mniej lub bardziej bliskimi, czasem mamy mieszane uczucia, bo inaczej patrzy się na świat z perspektywy kilkunastolatka, a inaczej gdy jest się dojrzałym człowiekiem. Dawne więzi czasem są idealizowane, a czasem bagatelizowane, to co wtedy było ważne wydaje się teraz błahostką, niekiedy jednak wydarzenia z przeszłości mogą rzutować na przyszłość. Niektóre historie chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć, a inne powinny być zostawione w przeszłości, ich ponowne przywołanie nie służy nikomu.

"Strzępy" rozpoczynają się właśnie od zjazdu klasowego po dwudziestu latach od zdania matury, okres jaki upłynął od tego wydarzenia. Może wydawać się dla niektórych wystarczający by spojrzeć z dystansem na to co miało miejsce gdy wchodzi się w dorosłość. Teraz jako ludzie już bagażem doświadczeń mogą z łezką w oku wspominać swoje dawne radości i smutki. Każdy z nich od chwili ukończenia szkoły rozpoczął życie, które różnie się potoczyło. Czy po dwóch dekadach łączy ze sobą ich jeszcze coś czy są grupą obcych sobie ludzi, którzy minęliby się, nie rozpoznając siebie nawet na ulicy? W końcu jako klasa funkcjonowali tylko kilka lat, a wiele więcej upłynęło już ich od zakończenia edukacji. Dla autora książki nie jest najważniejsza chwila spotkania i to jak zmienili się tamci dwudziestolatkowie, lecz pewne wydarzenie, które mogło wpłynąć na ich życiowe wybory. Końcówka lat osiemdziesiątych, do egzaminu dojrzałości pozostał jeszcze rok, ale tak naprawdę niektórym przyszło go zdać wcześniej. Praca przy drukowaniu tzw. bibuły i kolportowanie jej jest ryzykowne, przekonuje się o tym jeden z bohaterów, gdy jego przyjaciel i współpracownik zostaje z tego powodu wyrzucony ze szkoły, on sam tylko dzięki zbiegowi wydarzeń unika zdemaskowania. Jednak czy tylko łut szczęścia pozwolił mu nie podzielić losu kolegi? I co oznaczają słowa kobiety, będącej jego pierwszą miłością - "Musiałam cię rzucić"?
Dawna rana znowu się otwarła, a to co ją spowodowało staje się początkiem niecodziennego dochodzenia, jego celem ma być odkrycie, kto zdradził. Kiedyś cień podejrzenia padł na niego, teraz wystarczyło kilka słów rzuconych i przeszłość powróciła z hukiem. Krąg podejrzanych nie jest duży, ale znaleźli się w nim najbliżsi koledzy, który z nich mógł być donosicielem?

Tomasz Kowaluk-Łukasiewicz umieścił akcję swojej książki w dwóch planach czasowych - teraz i dwadzieścia lat wcześniej. Dzięki temu czytelnik ma możliwość skonfrontowania tego kim byli i są bohaterowie i jaki wpływ miała przeszłość na nich. Dwa wątki zazębiają się, tworząc historię, mającą początek w czasach komunistycznej Polski, a koniec już we współczesności. Rozrachunek z tym co było nie jest łatwy dla żadnej ze stron, wnosi ból i chaos nie tylko do teraźniejszości, lecz także do przyszłości. Przy czytaniu ostatnich stron nasuwa się pytanie czy rozliczenie winnych miało sens i czy wart był poniesionych kosztów? Może pewne sprawy trzeba zostawić w przeszłości, bo nie są warte utraty tego co udało się zbudować? A może prawda jest najważniejsza bez względu na wszystko? Ta kwestia jest do rozważenia nie tylko przez bohaterów "Strzępów", lecz także przez każdego, kto myśli, że demony przeszłości nie zostaną uwolnione gdy znowu drzwi do niej zostaną otworzone.



Za możliwość przeczytanie książki dziękuję wyd. Novae Res

wtorek, 2 sierpnia 2011

Odrodzenie

"Qedesha. Dzień, w którym upadł Kanaan"

"Qedesha" to kontynuacja historii losów Perły - Aberes, w pierwszej części było dane jej zaznać odwzajemnionej miłości, wyczekiwanego macierzyństwa i zaszczytów związanych z władzą królewską. Dziewczyna, jakich wydawało się innym, że są setki, zdobyła wszystko o czym mogła tylko marzyć. Jednak tak niespodziewanie jak osiągnęła ów szczyt równie szybko straciła to co było dla niej najważniejsze. Nie umiejąc żyć w zakłamaniu, dawać zgodę, nawet milczącą, na zło wybrała ucieczkę od świata, gdzie najważniejsza jest władza i potęgą za wszelką cenę, a życiem ludzkim się pogardza. Jej wrogowie są pewni, że ją pokonali, ale Aberes przetrwała to co najgorsze i teraz jako Rachabe próbuje odbudować swoje życie na gruzach tego co zostało z przeszłości. Już nie jest dumną królową, jej otoczenie to nie pełny przepychu pałac, ale o wiele skromniejsze domostwo, gdzie znalazła i jednocześnie dała innym miejsce do egzystencji. Jednak jej historia nie kończy się, a wręcz dopiero zaczyna, bo dawni przeciwnicy nie tylko nie zapomnieli o istnieniu byłej królowej, lecz to co popchnęło ich do zbrodni jeszcze urosło w siłę. Zło raz zasiane zbiera swoje owoce, a jego korzenie stają się coraz bardziej rozległe.

Rachabe chciała uratować to co było jej najdroższe, jej plany zostały pokrzyżowane, lecz to tylko dało jej siłę by wbrew wszystkim i wszystkiemu podnieść się z żałoby. Odradza się jako świątynna tancerka w rodzinnym mieście, chociaż kiedyś to było jej marzeniem, teraz widzi blaski i cienie tego zajęcia. Nie spotyka się ze zrozumieniem ze strony przyjaciół, oni widzą ją w innym świetle niż ona samą siebie. To co dla jednych jest jedynym wyjściem, pozwalającym na godne życie, dla innych wydaje się upadkiem. Poznajemy też inne wątki historii Aberes, mamy okazję zobaczyć jej przeszłość z punktu widzenia rodziny. Czasem to co myślimy o bliskich ma swe korzenie w osobistych ranach i bliznach, skupiając się na sobie nie dostrzegamy bólu innych. Podobnie jest w przypadku bohaterki, wzajemne żale i niedopowiedzenia stworzyły mur pomiędzy nią i jej najbliższymi.

Tak jak w pierwszej części poznajemy Aberes królową, tak w drugiej poznajemy Rachabę, kobietę, która w imię prawdy zaryzykowała swoimi marzeniami by przeciwstawić się złu. Ale ono przebiera różne formy,czasem rozpoznawalne, a czasem kamufluje się, tak, iż w pierwszym momencie wydaje się wspaniałym darem od losu. Jednak tak naprawdę swoje prawdziwe oblicze ukazuje gdy nadchodzą kłopoty. Ucieczka daje złudną nadzieję, że przeszłość pozostawia się daleko za sobą, ale rzeczywistość okazuje się brutalniejsza. Wszystko to co niezakończone przypomina o sobie w najgorszym momencie, jednak jest to też możliwość naprawienia błędów z przeszłości i nie popełnienia ich po raz kolejny.

Autor po raz drugi sięga w swej opowieści po motywy starotestametowe, jednak nie jest to kopia, lecz ukazanie znanej przypowieści w nowym świetle i uzupełnienie jej. W trakcie czytania "Qedeshy" nawiązania można odkryć łatwo, ale zagłębiając się w lekturę zaczynamy dostrzegać, że są one czymś więcej niż odwołaniem. Jedno jest pewne czytelnik ma okazję poznać starożytność nie od strony pomników, lecz ludzi, podobnych do nas, chociaż tak różnych. Patrząc na starożytne mury widzimy efekt pracy człowieka, ale czy zastanawiamy się co działo się w tych budowlach? Przeszłość to nie tylko mity i legendy to także ludzka krew i ból.


Za możliwość przeczytania książki Dziękuję Oficynie Wydawniczej VOCATIO

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

"Eona. Ostatni Lord Smocze Oko"

"Eona. Ostatni Lord Smocze Oko" to kontynuacja historii Eony i innych bohaterów z książki "Eon.Powrót Lustrzanego Smoka" i jak to bywa z drugą częścią udanej opowieści pierwsze pytanie jaki nasuwa się na myśl, jeszcze przed przeczytaniem pierwszych słów, to te czy poziom będzie równie wysoki, a nowe przygody równie mocno zainteresują czytelnika? Jeżeli zaczynamy dopiero zaczyna się znajomość z tą opowieścią to bez obaw o zbyt wiele nawiązań może rozpocząć lekturę, bo odnajduje się w niej od razu.

Powrót do Imperium Niebiańskich Smoków nie ma w sobie nic pokojowego i sielankowego. Zamiast pełnego przepychu cesarskiego pałacu i uczt ucieczka przed wrogami. W tej opowieści czytelnicy mają okazję poznać świat poza stolicą i dworem, jego opis ma w sobie równie wiele detali jak krajobrazy z pierwszej części. Drugie spotkanie z Eonem, a raczej teraz już z Eoną, Lordem lub jak kto woli Lady Smocze Oko, zaczyna się burzliwie. Już sama okładka ukazuje główną bohaterkę z mieczami w ruchu i Lustrzanym smokiem w tle, to już nie jest uczeń, to mistrz. Jej tajemnica nie jest bezpieczna, niektórzy już poznali ją i co najważniejsze to co uważała za ograniczenie jest jej sprzymierzeńcem, przynajmniej czasami. Jako kalece przeszkodą było ciało, teraz jest podobnie, nie jest traktowana na równi z mężczyznami, pomimo, że to właśnie ona jest ostatnią nadzieją na powrót starego porządku. Społeczne zasady są odzwierciedleniem tradycyjnego podziału, jednak Lady Smocze Oko nie zamierza poddawać się. Zdaje sobie sprawę, że to od niej zależy zwycięstwo cesarza i znowu jest w podobnie sytuacji jak w pierwszej części - na jej barki spada zadanie, które wydaje się zbyt ciężkie. Ale czy już nie udowodniła, iż posiada siłę potężniejszą od innych? Ma też sojusznika - Lustrzanego Smoka, także wyróżniającego się spośród swoich pobratymców. Wydaje się, że wrogów Eony znamy jeszcze z pierwszej części, ale czy na pewno? Wyjaśnia się także sekret smoczego przymierza z władcą imperium, ale czy ta wiedza pomoże w walce z uzurpatorem czy może stanie się przeszkodą? Jak jedna Lady Smocze Oko, z małą grupą sprzymierzeńców, ma przeciwstawić się ogromnej armii, gdy jej osoba wzbudza kontrowersje i niechęć? I coś jeszcze - Eona nie jest już dzieckiem, wraz z dojrzewaniem i uświadomieniem sobie kim naprawdę jest budzą się nowe, nieznane do tej pory, emocje. A to dopiero początek dalszego ciągu historii, gdzie przeszłość bohaterów ma ścisły związek z ich przyszłością. Kiedyś wydarzyło się już coś podobnego do teraźniejszych wydarzeń, ale co tak naprawdę jest rzeczywistością, a co tylko plotką dopiero trzeba będzie odkryć.

Obie części historii Eony są równie emocjonujące i interesujące, chociaż obie odbywają się w Imperium Niebiańskich Smoków, to każda ma swój niepowtarzalny klimat. Dzięki drugiej częściej poznajemy bliżej bohaterów, ich przeszłość i to co wpływa na ich obecne decyzje. W czasie niepokoju i burz dojrzewają, stając się świadomymi swych zalet i wad. Z jednej strony autorka przedstawia fantastyczny baśniowy świat, mający swe korzenie w orientalnych kulturach, z drugiej strony to uniwersalna historia o walce dobra i zła, ale bez schematycznych postaci, za to z bohaterami, którzy zaskakują w najmniej oczekiwanych momentach. "Sztuka wojny to sztuka oszustwa" tej zasady uczy się Eona i inni, walka wymusza dziwne sojusze i skrywanie prawdy, nawet gdy rani się w ten sposób bliskich sobie ludzi. Także przyjaźń zostaje wystawiona na ciężką próbę gdy dostrzega się w kimś kogoś więcej niż przyjaciela, a jednocześnie trzeba go okłamywać dla jego dobra. Dojrzałość przychodzi niezauważenie, przynosząc ze sobą świadomość, że czasem trzeba dokonać wyboru, nie wiedząc czy zostanie on zrozumiany przez tych, na których nam zależy.

„Eona. Ostatni Lord Smocze Oko” to książka nasycona atmosferą i krajobrazami wschodu, ale nie tylko dla wielbicieli Orientu, ale dla każdego kto lubi książki pozostające w pamięci, od których nie sposób oderwać się od pierwszej do ostatniej strony. Gdzie zaskoczenie jest stałym elementem i nic nie jest takie jakie się wydaje w pierwszej chwili, a wróg i przyjaciel to czasem ta sama osoba.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi DUŻE KA oraz wyd. Telbit

niedziela, 31 lipca 2011

Dziewczyna o imieniu Perła

"Perła. Dzień, w którym upadł Kanaan"

Patrząc na okładkę widzimy obraz zniszczenia, ale na pierwszym planie znajduje się kobieca twarz. Czy to tytułowa Perła? Dziewczyna, dla której los napisał niezwykły scenariusz do odegrania w życiu. Mogłoby się wydawać, że czasy starożytnego Egiptu dzieli od nam współczesnych zbyt wiele tysiącleci, a co wydaje się ważniejsze - odrębność kultury, religii czy zwykłej ludzkiej mentalności. Cywilizacje starożytności i my obecnie to zupełnie inne społeczeństwa, ale czy na pewno? Jakie uczucie były znane ówcześnie, a które znikły w mrokach dziejów? Albo do jakich emocji jesteśmy my zdolni, a które były nieznane tysiące lat temu? Człowiek był zawsze tylko człowiekiem, nikim mniej i nikim więcej. Niezależnie od momentu historii reakcje na pewne pokusy są od wieków takie same.

Władza zawsze wiąże się z żądzą zdobycie jej przez tych, którzy jej nie posiadają. Natomiast Ci, będący na szczycie niechętnie dzielą się osiągniętą potęgą. Cienka linia oddziela podziw od zazdrości, a od tego już niewielki do poddania się żądzy przejęcia władzy. Autor przytacza w prologu historię Sodomy i Gomory, jakie znaczenie ma ta przypowieść dla historii tytułowej Perły? Lot został ocalony przez Boga gdyż był wierny zasadom ustanowionym przez najwyższego, może podobny los pisany jest bohaterce? Te i wiele więcej pytań nasuwa się po przeczytaniu niewielu stron i chociaż mogłoby się wydawać, iż takie nawiązanie jest zbyt oczywiste by autor wykorzystał je w swojej książce, to korelacja pomiędzy biblijną historią, a wykreowaną rzeczywistością istnieją na pewno - pytanie tylko jakie?

W świecie gdzie prawość i honor schodzą na plan dalszy, a podstawą ludzkich sukcesów staje się szantaż i intrygi, Perła ma trudne zadanie do wypełnienia. Od tego czy jej się powiedzie zależy coś najważniejszego - życie. Atmosfera podejrzeń i nieufności powoduje, że nawet prawi ludzie ulegają transformacji, a ideały, które jeszcze chwilę wcześniej były na pierwszym miejscu odchodzą w zapomnienie. Umiejętne podsycanie nienawiści, sianie oszczerstw i wzbudzanie żądzy posiadania sprawiają, że człowiek zmienia się całkowicie, staje się obcy dla najbliższych. Czy w takim momencie nie jest już za późno by obronić niewinnych przed złem? Rozgrywka toczy się nie tylko na ziemi, ale i w wymiarze duchowym.

W czym historia Perły nawiązuje do biblijnej historii? To najlepiej odkryć osobiście podczas czytania. Myliłby się jednak ten, kto szukałby bezpośrednich nawiązań starotestamentowych, bo książka Rafała Kosowskiego to nie powielanie tylko odrębna opowieść, chociaż oparta na przeszłości. To swoista kronika zdobywania władzy, bez świadomości, że wraz ze wzrostem potęgi traci się to co jest najważniejsze w człowieku. Pewne rzeczy pozostają niezmienne bez względu na kulturę religię lub upływający czas.


Za możliwość przeczytania książki Dziękuję Oficynie Wydawniczej VOCATIO

sobota, 30 lipca 2011

Pozdrowienia z Zadaru







Po ponad 20 godzinach jazdy, przygodą z korkami, awarią telefonu i aparatu fotograficznego wraz z przyjaciółmi dotarłam do Zadaru.

Kilka fotek z podróży i zachodu słońca :)




"Chrześcijaństwo pierwotne jako system religijny"

Chrześcijaństwo jest obecne w świadomości społecznej od ponad dwóch tysięcy lat, czy to mało czy dużo to już indywidualna ocena. Wydaje się niezmienne i wieczne, znany jest początek i historia tej religii oraz teraźniejszość, ale czy naprawdę w jej genezie jesteśmy tak dobrze zorientowani? Pierwsze dziesięciolecia, kiedy chrześcijaństwo dopiero krzepło w swych fundamentach, często jest pomijane lub omawiane w ramach szerszej całości. Książka Bogusława Górki jest wielostronną monografią, która skupia się nie tyle co na wydarzeniach historycznych ile na Nowym Testamencie oraz zagadnieniach związanych z jego wykładnią.

Autor przytacza konkretne "przypadki", które budzą problemy przy interpretacji Nowego Testamentu i dokładnie analizuje daną przypowieść nie tylko od strony ewangelii, lecz także przez pryzmat użytego języka, przekładu i filologii. Odpowiada także na pytania, które najczęściej są związane z tą kwestią, stara się również pokazać gdzie popełniono błędy w komentarzach w przeszłości i jak miały one wpływ na zrozumienie przez wiernych.

Interesujące jest również konfrontacja z zapisami w Torze i przedstawienie sylwetki Chrystusa na tle judaizmu. Takie ujęcie chrześcijanizmu pozwala zobaczyć jak widziany on jest przez Żydów i gdzie są punkty wspólne, a w którym miejscu ich droga dzieli się. na dwie religie i dlaczego.

Jednak to nie jedyne kwestie poruszane w książce, ważną są również idee teologiczne czy też zagadnienie prymatu piotrowego. Chrześcijaństwo jakie jest znane obecnie to dziedzictwo, którego fundamenty położono ponad dwa tysiące lat temu, jednak część materiałów, z jakiego
zostało zbudowane ma jeszcze starsze korzenie. To co obecnie obserwujemy i czego jesteśmy uczestnikami współcześnie czasem miało inne znaczenie u swych początków albo wraz z upływem lat jego interpretacja ulegała zniekształceniu. Warto poznać podstawy religii, tło w jakim powstała oraz najwcześniejsze komentarze by zrozumieć późniejszy jej rozwój i istotę. "Chrześcijanizm pierwotny jako system religijny" jest rozprawą naukową, a więc zawiera w sobie wiele odwołań do prac innych twórców, ale autor postarał się by omawiane przez niego kwestie były zrozumiałe nie tylko dla biegłych w temacie, lecz również dla pozostałych czytelników.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukateria oraz wyd. WAM


piątek, 29 lipca 2011

Smocza moc

"Eon" Powrót Lustrzanego Smoka"

Wbrew tytułowi książka ta nie jest kontynuacją, lecz pierwszą częścią dwutomowej powieści. Obraz z okładki intryguje - na pierwszym planie imponujące kły i klęcząca postać oparta o miecz, czy to, zgodnie z tytułem, Eon i to co pozostało ze smoka? Może tak, a może nie, w końcu obwoluta nie zawsze podpowiada dobre skojarzenia, ale czy tak jest przekonujemy się w trakcie czytania. Z postaciami smoków kojarzy mi się średniowiecze i rycerze, których bohaterskie czyny opiewano w eposach, jest oczywiście jeszcze św. Jerzy walczący również z tym mitycznymi stworami, jednak te konotacje tym razem nie są źródłem dla historii autorstwa Alison Goodman. Pisarka sięga całkowicie w innym kierunku - znaku szczęścia, lecz także i wojny czyli smoka orientalnego, azjatyckiego. W takim przypuszczeniu można się utwierdzić już na pierwszych stronach gdy oglądamy rysunek czegoś na kształt chińskiej monety lecz z kierunkami świata, którym przyporządkowano smoczego odpowiednika. Autorka również zaznajamia czytelników z imionami smoków, analogicznymi z nazwami lat w chińskim horoskopie. Ale czy to tylko jedyne zapożyczenie? Ciekawa okładka, równie intrygujący wstęp, a to dopiero parę kartek.

Tak naprawdę już w pierwszym rozdziale dowiadujemy się, że Eon to dziewczyna ukrywająca swoją płeć. Tylko jako chłopak może trenować by kiedyś móc zostać wybranym smoczym lordem. Pomimo swoich nadzwyczajnych zdolności nie miałaby nawet szansy na taką naukę gdyby ujawniła kim naprawdę jest. W jej świecie równouprawnienie to nieznane słowo, ale dla wyjątkowego człowieka oznacza to jedno - wbrew temu na co nie ma się wpływu trzeba walczyć o spełnienie marzeń, nawet gdy ciało nie jest sprzymierzeńcem. Jednak nie siła mięśni jest najważniejsza, to co decyduje o sukcesie jest ukryte głęboko w człowieku. Eon jest nadzieją dla wielu ludzi na lepszą przyszłość, tylko jakim kosztem? Zwycięstwo to dopiero początek drogi bohaterów, a nie jej koniec. Wrogowie dopiero się ujawnią, a nabyte umiejętności i wrodzone talenty będą wykorzystane w walce, gdzie przeciwnicy są potężni i nie cofający się przed niczym by osiągnąć swój cel - władzę. Wątek poszukiwania własnej tożsamości splata się z zakulisową, lecz bezpardonową walką o dominację. Są jeszcze sekrety, mniejsze i większe, które sprawiają, że nie sposób odłożyć czytanej historii przed ich wyjaśnieniem. A gdy jedne tajemnice zostają odkryte, pojawiają się kolejne, równie intrygujące i nieprzeniknione aż do momentu odpowiedzi. Smoki i ich Lordowie kryją wiele niewiadomych, co sprawia, że niespodziewane wydarzenia często zaskakują czytelnika. Nawet to co wydawało się znane ujrzane z innej perspektywy staje się niepewne.

Wrażenie z pierwszych stron potwierdziło się, opowieść o Eonie jest silnie osadzona w obyczajowości i klimacie cesarskich Chin oraz Japonii, a także tradycji samurajskiej. Ceremoniał dworski, krajobraz orientalnych ogrodów, pełnych szemrzących strumieni i przewieszonych nad nimi mostków stanowią tło dla przygód Eony. Świat wykreowany przez autorkę tchnie mistycyzmem wschodu, jej bohaterowie wydają się być odzwierciedleniem naszych wyobrażeń o dawnych mieszkańcach państwa środka lub kwitnącej wiśni. Ale to tylko pierwsze wrażenie, bo to nie kalka tradycyjnych obrazów Wschodu, lecz umiejętnie oparcie się na intrygujących kulturach by stworzyć całkiem nowy świat. Jednocześnie jest znajomy i całkowicie nieprzewidywalny, na czytelnika czeka wspaniały kraina orientalnych ogrodów, pełny przepychu cesarski pałac i mroczniejsza strona baśni - walka o władzę i jej przeciwieństwo - obrona tradycji i własnych zasad. "Eon. Powrót Lustrzanego Smoka" to również wspaniała opowieść o przyjaźni, przezwyciężaniu własnych słabości i urzeczywistnianiu marzeń. Jednak nim wszystkie pragnienia spełnią się, jeszcze wiele tajemnic do odkrycia i pojedynków do odbycia, ale to już historia na kolejną niezwykłą opowieść o Eonie, Lordzie Smoczym Oku.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi DUŻE KA oraz wyd. Telbit

czwartek, 28 lipca 2011

Wielka, pierwsza miłość :D

"Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek"

Książeczka niewielka objętościowa, jak dla mnie, ale historia w niej zawarta wywołuje uśmiech i wspomnienia z czasów, kiedy jedno z pierwszych naście widniało w legitymacji szkolnej. Pamiętacie pierwszą miłość? Taką, na którą się czekało i od razu się wiedziało, że oto właśnie nadeszła "wiekopomna chwila"? Podobno nie zapomina się jej nigdy, pozostaje w człowieku na zawsze, to oczywiście jedna z teorii, kolejna mówi coś całkowicie przeciwnego, a jeszcze inna jest w opozycji do swoich poprzedniczek. Jednak nawet gdy pamięć o pierwszym uczuciu trochę niedomaga to książka Pawła Beręsewicza przypomni tamte emocje.

"Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek" to opowieść o chłopcu - Jacku Karasiu, który właśnie poznaje czym jest owa "słodycz". Jest na nią jak najbardziej przygotowany, czeka na nią, więc gdy na niego spada nie jest zaskoczony. Obiektem jego uczuć jest nowa koleżanka w klasie – tytułowa Kaśka Kwiatek. Najpierw ukradkowo podpatrywana, no przecież nie można tak otwarcie pokazać zainteresowania przecież !! A gdzie honor? No i koledzy patrzą !! Ale po cichutku, spod oka, można zlustrować ukochaną, a potem przystąpić do swego dzieła, którego celem jest odwzajemnienie uczucia. Nic co zwyczajne nie wchodzi w grę, ponieważ definicja "zalecania się" już na wstępie budzi niesmak w bohaterze, podobnie jak "smalenie cholewek", "flirtowanie" i umizgiwanie się". Więc cóż pozostaje? Trzeba zakochać dziewczynę w sobie, logiczne czyż nie? Jacek jest zakochany w Kaśce, więc trzeba doprowadzić by i ona poczuła to samo. Jest tylko jedno małe "ALE" - konkurencja, w osobach kilku kolegów, mogących także wywrzeć nie mniejsze wrażenie niż Jacek i nie zasypiający gruszek w popiele. Jedyne wyjście to wyróżnić się na tle rywali tak by Kaśkę zakochać w sobie. Powstaje kilka planów - "na bohatera", "na dobrego kolegę", "na bratnią duszę", każdy z nich obmyślony w najdrobniejszych detalach, nie można się przecież w tak ważnej sprawie zdać na przypadek !!

Historia Jacka, Kaśki i ich przyjaciół to nie tylko lektura dla młodszych, ale i dla starszych czytelników. Jedni i drudzy mogą przypomnieć swoje świeższe lub ciut odleglejsze przeżycia związane z pierwszym uczuciem. Autor z humorem przedstawił okres dorastania i tych wszystkich wydarzeń, które w momencie swego zaistnienia wywoływały rumieniec, ale po czasie są wspominane z życzliwym uśmiechem na ustach.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukateria oraz wyd. Skrzat


środa, 27 lipca 2011

Stosik deszczowo-lipcowy

Końcówka lipca mało pogodna, ale taka aura sprzyja lekturze ;)

"Strzępy" Tomasz Kowaluk- Łukasiewicz
wyd. Novae Res
"Pod dwiema kosami, czyli przedśmiertne zapiski Żywotnego Mariana" Danuta Noszczyńska
wyd. Sol
"Koniec wiosny w Lanckoronie" Agnieszka Błotnicka
wyd. Nasza Księgarnia i Matras


Dziękuję za wszystkie książki :)

wtorek, 26 lipca 2011

Krople dobre na wszystko ;)

"Mariola Moje krople"

Nie miałam okazji jeszcze przeczytać innych tytułów Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, ale zachęta z okładki, tej przedniej jak i tylnej części zadziałała. Grudzień 1981 nie zapisał się w mojej pamięci brakiem Teleranku z prostego powodu, jako kilkulatka nie oglądałam tego programu. Wszelkie wydarzenia z tamtego okresu za to utkwiły mi w pamięci dzięki późniejszym lekturom, filmom, rodzinnym opowieściom. Czasami okres sprzed 1989 najlepiej obrazują dzieła Stanisława Barei, a czasami zupełne ich przeciwieństwo. A wspominam filmy tego reżysera, bo skojarzenie takie nasunęło się w momencie czytania opisu książki. Czy tak jest faktycznie czy to tylko zbieg okoliczności? Nie wiem, ale owa konotacja jest dodatkowym bodźcem by jak najszybciej poznać bohaterów książki "Mariola moje krople".

Uśmiech pojawia się gdzieś około drugiego lub trzeciego zdania i nie schodzi z twarzy do ostatniego, chociaż z takiego stanu zdaje sobie czytelnik dopiero gdy kończy czytać, oczywiście wcześniejsze oderwanie się od książki raczej jest tylko na chwilę. Odganiając z pamięci filmowe kadry, szybko zagłębiamy się w codzienne życie pracowników teatru - tych z zacięciem scenicznym jak i tych zza kulis. Czas gorący dla wszystkich nastał i to nie z powodu polityki, a rychłej premiery sztuki, która ma mieć miejsce dwunastego dnia grudnia. Każdy wie jaka to gorąca pora w teatrze, ostatnie próby, przymiarki kostiumów, szlifowanie ról ... Tak, ale nie w tej bajce i nie ma to żadnego związku z tym, że przybytek Melpomeny jest umiejscowiony na prowincji, w końcu talent się liczy, a nie geografia. Zapał jest, nawet i ogromny, przynajmniej u części artystów, ale jakoś z interpretacją problemy są, może związek mają z tym problemy z zaopatrzeniem - patrz stanie w kolejkach wszędzie i po wszystko, chociaż towarzysz pierwszy sekretarz lokalnego komitetu jest czuły na tym punkcie – czarnowidztwu „mówimy nie”. Premiera ma mieć znakomitą widownię - dowództwo bratniej i zaprzyjaźnionej armii spod znaku sierpa i młota, ale nie samą kulturą ludzie żyją. Opis codzienności może wydawać się podany z przymrużeniem oka, ale czy na pewno? Oczywiście uśmiech jest, lecz tamta rzeczywistość, pomimo żartobliwości, jest świetnie oddana wraz z wszystkimi ujemnymi cechami jak na przykład cenzurą, której nie umknie nic, w szczególności jak dotyczy to "przyjaciół" ze wschodu ...

Akcja książki jest opisana w formie dziennika od siedemnastego listopada 1981 do trzynastego grudnia tego roku. Z kronikarską dokładnością przedstawiono walkę - nie z ustrojem, ale z codziennością no i siłę związków międzyludzkich, a raczej znajomości. Komedia omyłek zaczyna się toczyć coraz szybciej, a to co mogłoby wydawać się niemożliwe do zaistnienia staje się faktem, nawet jeżeli opary absurdu wydają się aż nadto gęste. Książka „Mariola moje krople” to nie dokument, ale raczej obraz w krzywym zwierciadle tamtej rzeczywistości. Patrząc takie w takie lustra widzimy niektóre elementy wyolbrzymione, a inne zminimalizowane, jednak to co widzimy to tylko jedno z możliwych portretów.





Książka przeczytana w ramach akcji "Włóczykijki"

Paryż nocą i nie tylko

„Shitownik paryski”

"Shitownik paryski" to książka niespotykana na rynku wydawniczo-księgarskim. Jednocześnie nie tylko pełni rolę przewodnika po stolicy Republiki Francuskiej i "ciut" odleglejszych miejscach, ale jest również powieścią spod znaku wielu gatunków. To co również odróżnia tę pozycję od innych wydawnictw to historia powstania, pomysłodawcą i autorem jest Paweł Bitka Zapendowski, który zaprosił do współtworzenia internautów. Idea nie tylko innowacyjna, lecz również ciekawa i dla czytelników i dla współpiszących. A gdzie w tym wszystkim miejsce na informator? No właśnie wiadomości o atrakcjach znajdują się w opowiadaniach i na zdjęciach. Od strony wizualnej kuszą, poznaniem osobistym, prezentowane fotografie. Jednak nie są to zwykłe fotki, a raczej kolaże fotogramów lub kadry widziane przez pryzmat na przykład paryskich wieczorów oświetlanych neonami. Oczywiście są one zaznaczone mapie Paryża, w końcu jak przewodnik to przewodnik, ale przecież nie taki zwyczajny, jakich tysiące, lecz unikatowy, bo dotyczący czasoprzestrzeni szerszej niż tylko Paryż i obecnych czasów.

Już sam tytuł sugeruje, że czytelnicy dostają niespotykaną lekturę, gra słów podobnie brzmiących, ale oznaczających całkowicie różne rzeczy. Po takim początku gra słowami rozpoczyna się, bo będzie nie jedyną, sami bohaterzy mają swe korzenie w literaturze, chociaż różnią się od swoich pierwowzorów. Czy postacie te to tylko przypadkowe podobieństwo imion trzeba rozstrzygnąć samemu, a ich losy czy mają swe korzenie innych historiach? Może „pokrewieństwo” to jest tylko pozorne, a jednak zaczynając czytać tekst, wzorce postaci nasuwają się same i chociaż akcja weryfikuje je, to porównania mają miejsce. Postacie historyczne i te zbliżone zbiegiem okoliczności do motywów z kultury masowej wraz z całkowicie autorskimi istotami tworzą barwną składankę, dla których czasoprzestrzeń jest materią względną

Paryż miasto miłości, tysiąca i jednego muzeum, urokliwych bistro, znanych zabytków, stolica nie tylko Republiki Francuskiej, ale przede wszystkim mody i rozrywki. Większość turystów zaopatruje się w przewodniki, które mają ułatwić wybór godnych zainteresowania miejsc, bo niestety czas pobytu w paryskim niebie najczęściej ograniczony jest. Ale czy wybrany przewodnik pozwoli zobaczyć wszystko co trzeba? "Shitownik paryski" jest odpowiedzią i dla tych pewnych swoich tras paryskich jak i tych mniej zdecydowanych, a także dla wszystkich spragnionych przewrotnego czaru Paryża. Dzięki lekturze tego tytułu obieżyświat będzie miał okazję poznać atrakcje, które nie zawsze znajdują się w zwykłych informatorach, a ten, kto nie wybiera się w okolice francuskiej stolicy może poznać jej chic. Oczywiście nie są to suche wiadomości o atrakcjach, godzinach otwarcia i cenach biletów wstępu. Takich pozycji jest na pęczki, a "Shitownik ..." to całkowicie coś innego, bo oprócz zwyczajowej funkcji daje czytelnikowi możliwość poznania niezwykłych perypetii bohaterów na paryskich brukach. Przewodnik i powieść w jednym, ale to za mało powiedziane, w końcu akcja obejmuje nie tylko Paryż, lecz o wiele większy obszar czasoprzestrzeni.

Miałam przyjemność uczestniczenia w tworzeniu tej książki ;)



Za możliwość przeczytanie książki dziękuję portalowi Na kanapie

"KSIĄŻKI MOJA MIŁOŚĆ"

Ciut spóźniona premiera, ale już jest !!
"Książki Moja Miłość"
ukazały się w spr
zedaży :)

szczegóły po kliknięciu w obrazek