niedziela, 23 stycznia 2022

Rzeka tajemnic

Przedpremierowo:

„Rzeka”

Anna Kusiak

 

Prawda nie zawsze ujrzy światło dzienne, może pozostać w ukryciu na długo lub na zawsze. Wszystko zależy od splotu okoliczności, zależnych bądź nie od najbardziej zainteresowanych, wystarczy chwila by misterny plan legł w gruzach lub wprost przeciwnie powiódł się stuprocentowo. Nie da się przewidzieć wszystkiego, najbardziej zawodnym jest zawsze jeden czynnik … człowiek.

 

Sprawa nie zapowiadało się bardzo prosto, w zaginięciu liczy się czas i jak najszybsze złapanie odpowiedniego tropu, lecz Dobrosława Machniewicz podejmuje się tego dochodzenia. Alina Grzędowicz znika w listopadowy dzień, nagle, ale czy bez jakichkolwiek sygnałów ostrzegawczych wcześniej? Mąż przedstawia fakty, z jakich detektyw wydobywa kilka informacji mogących mieć znaczenie. Jednak doskonale wie, że musi dotrzeć głębiej nie powinna opierać się tylko na tym, co jej powiedziano. To, co odkrywa okazuje się nowym śladem, rzucającym na to, co miało miejsce ciekawe światło. Trop jest więcej niż obiecujący, gdzie doprowadzi Dobrosławę? Na pewne w dość ryzykowny obszar, czy powinna zasugerować się dobrą radę, udzieloną wydawałoby się całkowicie bezinteresownie? Jedno jest tylko pewne Alina nie odnalazła się, każda godzina gdy nie wiadomo co się z nią stało oddala Machniewicz od rozwiązania. Kolejne odkrycia pani detektyw zdają się wskazywać na konkretną osobę, jaka odniosłaby korzyść gdyby Grzędowiczowa nie pojawiła się już więcej, lecz czy nie są to zbyt daleko idące wnioski? Co lub kto stoi za tą sprawą? Prawda bywa bardzo prosta, bez żadnych podtekstów lub jest skomplikowana i ma wiele na sumieniu. Jaka jest w tym konkretnym przypadku?

 

Mroczny klimat, spotęgowany jeszcze przez jesienną aurę, śledztwo, które tylko na w pierwszych zdaniach może wydawać się sztampowe, bo zaraz w kolejnych daje się wyczuć, że kryje się w nim o wiele więcej, no i detektyw, mający w sobie jakiś rys noir i zaskakujący już na wstępie. W tej ostatniej roli najczęściej obsadzany jest mężczyzna, lecz Anna Kusiak miała całkowicie odmienny pomysł - tym razem jest to kobieta. Trzeba przyznać, że początkowe zaskoczenie szybko ustępuje miejsca zaintrygowaniu, jakie towarzyszy tej postaci do samego końca. Jej potencjał zostanie wykorzystany w każdym calu. „Rzeka” jest rasowym kryminałem, w jakim każdy detal ma znaczenie, a dochodzenie zaczyna szybko nabierać prędkości, bo i sprawa odsłania trochę ze swoich tajemnic. Nie dajmy się jednak zwieść, autorka nie zamierza zbyt szybko odkrywać kart, gdyż zaraz następuje zapowiedź zwrotu, jeszcze bez określenia dokładnie kierunku, lecz z wyraźną sygnalizacją by zapamiętać tę chwilę. Kryminalna intryga nie nakręca się w ekspresowym tempie, ale systematycznie i nieustannie, szczegółami, pojedynczymi zdaniami, emocjami i postępowaniem bohaterów przekazanymi oszczędnie, lecz w taki sposób by jeszcze mocniej wzbudzić i tak ogromne zainteresowanie. Aż do momentu gdy wiele staje pod znakiem zapytania. Anna Kusiak po mistrzowsku prowadzi rozgrywkę z czytającymi, tak naprawdę do samego końca nie można niczego być pewnym, chociaż popycha do tego co jakiś czas, oczywiście w punktach starannie przez siebie zaplanowanych. „Rzeka” jest pierwszym i bestsellerowym tomem serii Żywioły Podkarpacia, zapowiadającym kolejne części oraz jednocześnie bardzo wysoko podnosząc poprzeczkę jej autorce.

Premiera:

26 stycznia

 

Za możliwość przeczytania książki

dziękuję


sobota, 22 stycznia 2022

Na kłopoty ...

Przedpremierowo:

„Śniadanie z Arsenem”

Agnieszka Lingas-Łoniewska

 

Niedopowiedzenie i dopowiedzenie sobie samemu ciągu dalszego, mają z sobą wiele wspólnego. Może wyniknąć z nich przysłowiowy klops, czy podany na gorąco czy też na zimno, zawsze nieźle potrafi namieszać w życiu. Słowa mają swoją moc, czasem tylko muszą poczekać na odpowiedni moment by ją pokazać.

 

Kłopoty to ich specjalność, oni ich nie szukają, one same wiedzą gdzie znaleźć tych, którym z nimi do twarzy. To miały być tylko wakacje, tak jakby i nie do końca, lecz o tym Chris Conti nie miał zamiaru nikogo informować. Lina cieszyła się tym, co zdobyła i próbowała nie wracać do przeszłości. Jednak przypadkiem tych dwoje spotyka się i powracają emocje, od jakich tym razem nie da się tak łatwo uciec. Ich wspomnienia są słodko-gorzkie, a teraźniejszość zapowiada, że jeszcze niejedno przed nimi. Problem w tym, że jeszcze muszą uwierzyć w szansę, rysującą się przed nimi i … uciec przed problemami, jakie bardzo lubią pojawiać się w ich pobliżu. Sielskie okolice Gołdapi zachęcają do zapomnienia o tym, co wydarzyło się i po prostu cieszenie się swoim towarzystwem. Szkopuł w tym, iż Chris i Lina mają pewne sekrety, mogące skomplikować wiele, a to w połączeniu z żywiołowymi usposobieniami oraz talentem do przyciągania mało zwyczajnych splotów okoliczności wróży co najmniej burzliwy rozwój sytuacji. Spokojnie to już było, zwłaszcza kiedy chodzi w grze jest miłość kogoś takiego jak tych dwoje. W takiej sytuacji wydarzyć się może wszystko, tylko czy również szczęśliwe zakończenie?

 

Piękne okolice polskiej przyrody, postacie uwielbiające pakować się w kłopoty, chociaż wcale nie z premedytacją oraz uczuciowy rollercoaster, a to nie koniec tego co czeka nas w tej historii, lecz dopiero początek. Kto daje takie książkowe wrażenia czytelnikom? Agnieszka Lingas-Łoniewska pseudo dilerka emocji dilerka dobrego humoru, umiejąca, jak mało który twórca, równocześnie rozśmieszyć, podnieść temperaturę otoczenia oraz zaintrygować równocześnie. „Kolacja z Tiffanym” niejednemu z nas zafundowała chwile z rodzaju „jeszcze tylko jeden rozdział” i tak do jej końca, nie lepiej było przy czytaniu „Obiadu z Bondem”, jakby nie było nie przerywa się dobrej lektury, bo trzeba złapać trochę snu przed kolejnym dniem. No i nadszedł czas „Śniadania z Arsenem”, przysłowiowej wisienki na bestsellerowym, czytelniczym, torcie. Miałam się delektować czytaniem, tak na spokojnie, zamiast szybkiego przewracania kartek pod hasłem „i co dalej”, jednak jak to bywa plany sobie, a rzeczywistość sobie. Autorka po prostu nie pozostawia innej opcji czytającym jak dołączenie do bohaterów i wraz z nimi podążanie krętymi, życiowymi, ścieżkami, gdzie komizm pojawia się w odpowiednich miejscach, jeszcze podkręcając fabułę. W finałowej części z jednej strony wracamy do już znanych postaci, wciąż zaskakujących i umiejących swoimi pomysłami wywołać jeszcze większe wybuchy śmiechu, z drugiej poznajemy nowe, nie pozostają w tyle z wprowadzaniem zamieszania w wydawałoby się poukładanym scenariuszu niektórych z nich. W „Śniadaniu z Arsenem” otrzymujemy książkowe wrażenia, po których pozostaje dobry humor, mnóstwo bon motów, łezka w oku także się zakręci oraz zaczynamy optymistyczniej spoglądać na świat. Pozostaje jedynie żal, że to już ostatnia część, ale zrekompensowanym tym, iż w każdej chwili możemy powrócić do historii, która jeszcze niejednokrotnie poprawi nam nastrój, a wraz z wcześniejszymi tomami mamy w zanadrzu doskonały lek na odzyskanie dobrego samopoczucia.

 

Premiera:

26.01.2022

Za możliwość przeczytania

książki

dziękuję:

  


piątek, 21 stycznia 2022

M jak ...

Przedpremierowo:

„Słowo gangstera”

Katarzyna Mak

 

Miłość ci wszystko wybaczy
Smutek zamieni ci w śmiech
Miłość tak pięknie tłumaczy
Zdradę i kłamstwo i grzech

(…)”1

 

Miłość wszystko wybacza? Tak łatwo zaprzeczyć lub potwierdzić, ale rzeczywistość jest bardziej złożona. Dużo nie potrzeba by proste sprawy skomplikować, czasem wystarczy splot okoliczności, chwila nieodpowiedzialności i wszystkie dane wcześniej obietnice wydają się mało lub wręcz nic nie warte. Jak więc jest z uczuciem, które może być źródłem najpiękniejszych i zarazem najboleśniejszych momentów w życiu?

 

Powroty i rozstania naznaczyły związek Eleny i Marcella. Czas ogromnego szczęścia nierozerwalnie zdawał się być spleciony z wzajemnym ranieniem się. Jak długo można tak egzystować? Kolejne szansy i następujące po nich rozczarowania ranią ich oboje. Za każdym razem wydaje się, że to już ostatni raz, a jak będzie teraz? Żadne z nich nie umiało przerwać tego, co ich łączy, lecz nadszedł moment, jakiego bali się obydwoje. Każde z nich ma podążyć swoją drogą, z daleka od tego drugiego, lecz czy on na to pozwoli? Ona nie zamierza czekać na ruch z jego strony, robi go sama, niespodziewanie i co ważniejsze skutecznie. Jednak z daleka od siebie wcale nie czują się szczęśliwsi, miłość wcale tak szybka nie mija, zwłaszcza taka jak ich. Upływ czasu niekiedy jest lekarstwem na złamane serca, jak będzie z parą, która kochała się szaleńczo i wbrew wszystkim? To, co było między nimi wygasło lub wprost przeciwnie? Mieli się już nigdy nie spotkać, tyle, że trudno zapomnieć o kimś, kto nieodwracalnie naznaczył twój los. Wzajemnie niszczyli się i dawali siłę do odrodzenia się, powstawali z popiołów i znów spalali w ogniu jaki między nimi wciąż był. Czy po latach coś jeszcze z niego pozostało? Po przejściach i z trudną przeszłością, dwoje ludzi, jacy poznali wszystkie odcienie miłości, poza tym, w jakim nie ma strachu czy nie przyniesie z sobą bólu. Jakiego dokonają wyboru? Czy zaufają sobie ten ostatni raz?

 

Jaką siłę ma miłość? Katarzyna Mak kontynuuje opowieść o uczuciu, któremu daleko do prostej definicji i nie da się go włożyć w jakiekolwiek ramy. Zresztą podobnie jest i z bohaterami, trudno odmówić im umiejętności przyciągania do siebie uwagi. „W słowie gangstera” kumulują się efekty wcześniejszych wątków, jedne tajemnice zostają wyjaśnione, a inne wciąż ukrywają się pod różnymi maskami. Nie tak szybko czytelnicy poznają ich prawdziwe oblicze, zresztą pomimo dużej szybkości z jakim toczy się fabuła, odpowiednie jej elementy toczą się we własnym rytmie by w odpowiednim miejscu dać o sobie znać w niezapomniany sposób. Nie da się ukryć, że emocje odgrywają w tej serii dużą rolę, ale w tej odsłonie pokazują jaką mają moc, jak łatwo je wykorzystać by zniszczyć to, co było najpiękniejsze, lecz i dać siłę do zmian oraz przede wszystkim zbudowania nowej wizji przyszłości. To one są odpowiedzialne za zwroty w akcji, nieprzewidywalne i pokazujące do czego zdolny jest człowiek w imię tego, co uważa słuszne. Pomiędzy zwątpieniem i wiarą powoli rodzi się nadzieja, wydająca się nie na miejscu i zwodząca, ale odkrywająca nowe możliwości. Katarzyna Mak przedstawiła miłość z różnych perspektyw i o różnych twarzach, prawdziwą i tą podszywającą się pod nią, przychodzącą nagle i zapuszczającą głęboko swoje korzenie, tak, że już na zawsze pozostawia po sobie ślad.

1„Miłość ci wszystko wybaczy”

Słowa: Julian Tuwim

 

 

Premiera:

26 stycznia

 

Za możliwość przeczytania 

książki

dziękuję:


 

czwartek, 20 stycznia 2022

Koniec skandalu?

„Żądze”

Katarzyna Nowakowska

 

Tam gdzie w grę wchodzą uczucia zdarzyć się może bardzo dużo. To, co jeszcze przed momentem wydawało się niemożliwe jak najbardziej staje się realne, nie za sprawą czarów lecz dwojga ludzi. Jednak niezwykle łatwo skomplikować proste sprawy, wystarczy kilka słów powiedzianych lub wprost przeciwnie przemilczanych, jakieś niedopowiedzenie i kłopoty gotowe. Zakochać się jest łatwo, ale miłość to już całkiem inna sprawa, poważniejsza i wymagająca odpowiedzi na pytanie: co tak naprawdę jest dla nas ważne.

 

Życie Julii Widawskiej  układa się więcej niż dobrze, wcześniejsze zawirowania powinny już być tylko wspomnieniem i to jednym z tych, do jakich nie wraca się w ogóle. Przed nią nowy rozdział, za niedługo ślub i finalizacja dużego projektu zawodowego, a po drodze codzienność, jakiej daleko do zwyczajności. Za dużo dobrego? Skąd przecież dziewczynie coś się należy od przewrotnego losu, rzucającego jej kłody pod nogi od dłuższego czasu. Zresztą sama zdobyła to, z czego teraz się cieszy wraz z kimś, kto dostrzegł w niej kobietę, jakiej sama nie zauważyć. Kolejne sploty okoliczności zakłócają atmosferę radości i oczekiwania, nie pozwalając zapomnieć o przeszłości. Wciąż na drugim planie pojawia się były oraz ojciec, no i jak to bywa w raju też czają się mniejsze i większe pułapki. Ale Julia nie byłaby sobą gdyby wycofała się i poddała, ma swój cel i tak łatwo nie ogłosi porażki. Może nadszedł czas by zastanowić czego się pragnie i po prostu postawić wszystko na jedną kartę?

 

Każda historia ma swój koniec, lecz nim on nam nastąpi rzadko kiedy jest błogo i spokojnie, zresztą lubimy być trzymani w niepewności, przeżyć z bohaterami jeszcze jakiś zwrot akcji, a najlepiej niejeden. Katarzyna Nowakowska jak najbardziej w finałowym tomie spełnia te oczekiwania oraz nie pozwala nam być pewnym jak potoczy się fabuła. Na pięknym tle w postaci miasta świateł, i dorównującym im pozostałym krajobrazom, postacie walczą o uczucia, nie do końca oczywiste i jak się okazuje niejedna przeszkoda jeszcze znajdzie się na ich drodze do szczęścia. Zresztą czy doceniamy to, co przychodzi łatwo, bez wysiłku? Pisarka nie stwarza sztucznych problemów, one wynikają z wcześniejszych wątków oraz tego kim są sami bohaterowie i okoliczności, które nie pozwalają zapomnieć co już za nimi. Ostatni tom to zamykanie wątków, nie w prosty sposób, ale dostarczający sporej dawki emocji i pokazującej, że miłość nie jest dana raz na zawsze. Przeszłość, do której wciąż są uchylone drzwi, teraźniejszość, gdzie leczy się rany po tym, co było i buduje fundamenty pod przyszłość oraz właśnie ta ostatnia, wydająca się na pierwszy rzut oka spełnieniem marzeń, lecz przecież będąca także wynikiem dwóch poprzednich planów czasowych. To wszystko pojawia się w ostatniej części trylogii Katarzyny Nowakowskiej, powodując szybsze bicie i prowokując pytanie co jeszcze wydarzy oraz jak postąpią bohaterowie, zwłaszcza, że nie brak im temperamentu, walczą o tych, na którym im zależy, lecz także mają za sobą trudne doświadczenia. Czy znajdą drogę do zakończenie „żyli długo i szczęśliwie”? Brzmi bajkowo? Marzenia są po to by je urzeczywistniać!