poniedziałek, 14 lipca 2014

Spotkanie autorskie z Grahamem Mastertonem





GRAHAM MASTERTON

Popularny pisarz angielski, urodzony w 1946 w Edynburgu. Swoją przygodę z pisarstwem zaczynał jako redaktor w miesięcznikach, m.in. „Mayfair”
i angielskim oddziale Penthouse’a. Autor horrorów, thrillerów, romansów, powieści obyczajowych i poradników seksuologicznych. Jego dorobek literacki obejmuje ponad osiemdziesiąt książek – powieści i zbiorów opowiadań – o całkowitym nakładzie przekraczającym dwadzieścia milionów egzemplarzy, z czego ponad dwa miliony kupili polscy czytelnicy.
Zdobywca Edgar Allan Poe Award, Prix Julia Verlanger i nominacji do Bram Stoker Award. Imperium jest najnowszym tytułem Grahama Mastertona na polskim rynku; w lutym tego roku nakładem Wydawnictwa Albatros ukazała się Śpiączka; a już w sierpniu polską premierę będzie miała Susza.


PIOTR POCZTAREK
Recenzent, publicysta, tłumacz, największy fan Grahama Mastertona i redaktor oficjalnej polskiej strony poświęconej Brytyjczykowi. Twórczością Grahama Mastertona interesuje się od prawie 15 lat. Jest redaktorem, pisuje recenzje, felietony, relacje z imprez, przeprowadza wywiady i tworzy autorskie rubryki. Tłumaczył na język polski opowiadania Grahama Mastertona, Jacka Ketchuma, Guya N. Smitha i Johna Eversona. Z zawodu PRowiec.
Spotkania literackie z Grahamem Mastertonem w Polsce prowadził z sukcesem już kilkukrotnie.

sobota, 12 lipca 2014

Kawa i herbata

"Pierwsza kawa o poranku"
Diego Galdino


Dnia nie zaczynam od kawy, zdecydowanie zamiast przysłowiowej małej czarnej wolę herbatę. Jednak nie wyobrażam sobie poranka, przed i popołudnia lub też wieczoru bez tej pierwszej. Wypijana w samotności bądź w towarzystwie, w przerwie lub podczas pracy, czasem w biegu, a czasem wprost przeciwnie, wciąż towarzyszy ludziom. Każdy ma swój ulubiony sposób jej podawania, a podobno w zależności od tego upodobania można dużo powiedzieć o człowieku.

Massimo Tiberi wie wszystko lub prawie wszystko o kawie i gustach swoich klientów, od kilkunastu lat towarzyszą mu przez prawie cały dzień, i co najważniejsze wciąż stanowią dla niego fascynujący temat w jakim wiele jest jeszcze do odkrycia. Mała kawiarenka to stałe miejsce spotkań okolicznych mieszkańców i chętnie odwiedzane przez turystów. Jak do tej pory nic nie zakłóciło codziennych rytuałów jej właściciela oraz klientów, jednak kiedy wkracza do niego zielonooka, piegowata Francuzka i zamawia ... herbatę z dodatkiem róży okazuje się, że właśnie w życiu Massima chyba nadeszły zmiany. Genevieve stanowi zagadkę jaką barista bardzo chętnie chciałby rozwiązać, zresztą nie on jeden. Kobieta staje się tematem rozmów, rozważań i różnorodnych przypuszczeń, w szczególności jedna osoba nie może przestać o niej myśleć. Niełatwo udaje się przed innymi, że to nie kawa jest w centrum zainteresowania. Miłośniczkę herbaty trudno rozgryźć, otacza ją tajemnica, jakiej ta nie chce wyjawić. Jak więc zbliżyć się do pięknej nieznajomej i zdobyć jej serce? Może magia Rzymu i kawy będzie pomocna? Massimo Tiberi nie poddaje się szybko, szczególnie, że Genevieve obudziła w nim emocje jakich jeszcze odczuwał. Czyżby to było coś więcej niż tylko chwilowe zauroczenie? Kim jest Francuzka i dlaczego przybyła do Wiecznego Miasta? Wspólne spacery, odkrywanie rzymskich zabytków i urokliwych miejsc daje nadzieję nie na moment szczęścia, lecz coś o wiele dłuższego, ale czy na pewno? Sekrety, przeszłość i Paryż okazują się mieć wiele wspólnego ze sobą i zagrażają temu,co narodziło się w małej kawiarence na Zatybrzu. Jednak od czego są przyjaciele i pewien zeszyt zapisany znajomym pismem?

Jak smakuje "Pierwsza kawa o poranku"? Niepowtarzalnie, aromatycznie, intrygująco, wzruszająco i humorystycznie. Nie brak w niej emocji, tajemnic, przyjacielskich więzi pozwalających przetrwać najgorsze momenty i rodziny dającej nadzieję w momencie kiedy rozpacz sięga apogeum. Diego Galdino opowiada historię, w której bohaterowie bardzo szybko stają się starymi i dobrymi znajomymi, z jakimi chętnie gawędzi się przy małej czarnej, albo nawet i herbacie. "Pierwsza kawa o poranku" jest lekturą o miłości oraz przyjaźni i zbiegów okoliczności, z tłem w postaci Wiecznego Miasta, będącego świadkiem tłem dla nieprzypadkowych głębokich spojrzeń, spełniających się marzeń oraz stawiania czoła przeszłości i przyszłości. Książka Diego Galdino nie jest tylko gratką dla kawoszy, to piękna opowieść o ludziach, uczuciach, dawnych błędach, wybaczaniu i pozwoleniu sobie na szczęście ... Dodatkowym atutem jest Rzym skąpany w blasku zachodzącego słońca, w pierwszych jego promieniach oraz niepowtarzalny spacer wąskimi uliczkami i szerokimi alejami.





Za możliwość 
przeczytania ksiażki 
 dziękuję wyd. Rebis


środa, 9 lipca 2014

Ostatni sprawiedliwy

"Samotny Krzyżowiec. 
Miecz Salomon"
Marek Orłowski


Ziemia Święta, kraina spływająca krwią Chrześcijan, Muzułmanów i Żydów. Pokój to jedynie słowo, jakie dawno utraciło swoje pierwotne znaczenie, teraz to tylko krótki wycinek czasu pomiędzy kolejnymi potyczkami i bitwami. Krzyżowcy bronią każdej piędzi Królestwa Jerozolimskiego, kolejne potężne twierdze stawiają czoło oblężeniom sułtańskich wojsk. Wydaje się, że ta wojna nie skończy się nigdy, żadna ze stron nie ma zamiaru ustąpić, wśród jednych i drugich nie brak prawdziwych bohaterów, jak i ich całkowitych przeciwieństw. Niektórzy przybyli by się wzbogacić, inny walczą w imię Boże, jednak Roland de Montferrat wyróżnia się spośród nich wszystkich. Nikt nie wie co kieruje Czarnym Rycerzem, niezrównanym wojownikiem, oddanym sprawie, lecz nie służącyM jej ślepo. Za poważnym obliczem i ciemnym stroje kryje się człowiek z tajemniczą przeszłością i przyszłością znaną jedynie przeznaczeniu ...

Anno Domini 1131 nie sprzyja wojskom krzyżowców. Utracone twierdze, nietrwały rozejm z sułtanem i ciągłe oczekiwanie na nienadchodzące posiłki z Europy są codziennością chrześcijańskich wojowników. Nie tak dawna potęga teraz walczy o skrawki swych ziem, lecz w wielu wiara w zwycięstwo wciąż jest silna. Jednak są i tacy, którzy zamiast pobożnych modłów i zaklinania rzeczywistości wybierają mniej oczywiste metody. Wielki mistrz Templariuszy ma jeden cel i zamierza go osiągnąć za wszelka cenę, przegranej nie bierze pod uwagę, wie doskonale, że sułtan Saladyn zbiera siły na finałową bitwę,  w niej sama odwaga to za mało. Tajemnica odkryta dawno temu teraz może przysłużyć się chwale zakonu i pokonaniu wroga, lecz by tak się stało trzeba ją umiejętnie wykorzystać. Ostatnia szansa dla tysięcy i zakonu, który ślubował bronić Ziemi Świętej do ostatniej kropli krwi, musi dać zwycięstwo. Misja, od jakiej zależy tak wiele musi zostać powierzona odpowiednim osobom, nikt nieodpowiedni nie może wiedzieć o zadaniu jakie muszą wykonać. Roland de Montferrat jest najodpowiedniejszym człowiekiem by go wykonać i co ważniejsze by zakończyło się sukcesem, jednak czy da radę przedrzeć się przez morze gdzie królują nieprzyjacielskie galery oraz pokona zdradzieckie zasadzki? Tam gdzie się udaje kłamstwo i zbrodnia to codzienność, nawet więcej - są równie naturalne jak oddychanie, a Czarny Rycerz wierny jest zasadom w jakich prawda jest najważniejsza. Co go czeka w gnieździe zabójców? Zawsze walczył mieczem na polu bitwy i z tego wzięła się jego sława, jednak jego rozwaga i zdolności przywódcze również są nieprzeciętne. Do tej pory zawsze wychodził zwycięsko z każdej potyczki, lecz teraz na jego barkach złożono ogromną odpowiedzialność, może liczyć tylko na siebie, zobowiązanie jakiego się podjął wymaga rzucenia na szalę wszystkiego, nic innego się nie liczy.

Przed wiekami król Salomon zgromadził niewyobrażalne skarby, szczególnie jeden z nich jest w sobie niezwykłą moc, od samego swego początku został naznaczony. Roland de Montferrat dostrzega w nim to o czym inni wiedzą tylko z legend. Czy będzie mu dane doświadczyć siły w nim ukrytej? Moment kiedy go ujrzał będzie dla niego początkiem klątwy czy błogosławieństwa? Czarny Rycerz skrywa w sobie już przekleństwo, towarzyszy mu ono od lat, teraz staje w obliczu kolejnego ...

"Samotny Krzyżowiec. Miecz Salomona" to wielobarwna opowieść w jakiej nie brakuje zgiełku bitewnego, zdrady, ogromnej odwagi, tajemnic oraz skrywanych emocji. Epoka krucjat, Templariusze oraz owiany mitami król Salomon to punkty wyjścia dla historii gdzie sekrety wciąż są odczuwalne i nigdy do końca nie zostają odkryte. Autor otwiera przed czytelnikami świat w jakim króluje miecz, podstęp, spisek oraz skarby, o jakich wiedzą nieliczni. Drobiazgowe oddanie tła historycznego, stanowiącego tło dla głównych postaci, niesztampowych, intrygujących i nieprzewidywalnych to duży atut "Samotnego Krzyżowca". Splecenie faktów i fikcji daje w fabułę pełną akcji oraz niespodziewanych zwrotów, a gdy do tego doda się pierwszoplanowego bohatera, który pod pozorem spokoju skrywa kłębiące się emocje i skomplikowaną przeszłość to w efekcie otrzymuje się intrygującą lekturę. Od pierwszych do ostatnich stron czytający otrzymują nie fresk historyczny, lecz prawdziwą powieść przygodową, zaskakującą, pełną pasji i zagadek czekających na rozwiązanie. Kolejny tom o Czarnym Rycerzu zapowiada się ciekawie, szczególnie, że zakończenie pierwszej części wzmaga apetyt na ciąg dalszy ... 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję:

 





poniedziałek, 7 lipca 2014

"Być kimś, być sobą. Pierwsze 7 dni"

"Być kimś, być sobą. Pierwsze 7 dni"

Jarosław Podsiadlik

wyd. Novae Res

Krzysiek to zwykły chłopak w wieku gimnazjalnym żyjący w rodzinie bez
wsparcia i wzorca. Trudna sytuacja, problemy alkoholowe i przemoc to
podstawowe elementy jego życia, z którymi zdążył się już pogodzić.
Jedynym miejscem w którym odnajduje spokój jest jego własny pokój. Z
czasem jednak i on staje się więzieniem, gdzie monotonia i pytania bez
odpowiedzi coraz mocniej oddziaływają na chęć zmian. Alternatywą staje się muzyka.



„Być kimś, być sobą” to podróż po siedmiu kolejnych dniach z życia
bohatera w których niezwykłe zwroty akcji i na pozór banalne sytuacje
zmieniają jego sposób postrzegania świata.



Mocna, prawdziwa książka o przemyśleniach młodych ludzi, przemocy i
trudach życia, walce z samym sobą i marzeniach, które dają siłę, by
walczyć.




sobota, 5 lipca 2014

Co dwie głowy to niejedna ...

"Dwie głowy anioła"
Hanna Cygler


Czas szybko mija, życie zmienia się jak w kalejdoskopie. Jeszcze nie tak dawne plany okazują się rzeczywistością, a ta ma w sobie wiele codzienności, w jakiej pojawia się chaos, problemy i wszystko to o czym się nie marzy. Może powrót do znanych miejsc przywróci zachwianą równowagę, tylko, co gdy i tam zaszły zmiany?

Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział Julii i Alkowi jak potoczy się ich życie pewnie nie uwierzyliby. Odnosząca międzynarodowe sukcesy architektka "wpadła" do Polski i rodzinnej miejscowości jedynie na chwilę, może trochę dla kaprysu, a może by zmierzyć się ze swoją przeszłością. Alek uciekał od rodziny, siebie samego i wspomnień. Ich spotkanie okazało się początkiem znajomości obfitującej w wiele zakrętów, burz, a nawet wątków kryminalnych. Jeżeli tak wszystko się zaczęło to jak dalej się potoczyło? Przyszłość okazała się kryć nie mniej tajemnic,zawirowań i przede wszystkim uczucia, jakie nigdy nie było łatwe i oczywiste. Rodzina, kariera, wspomnienia i codzienność okazuje się wyzwaniem dla obojga, szczególnie kiedy każdy z nich w ciągu krótkiego czasu wiele zmienił w swojej egzystencji. Pośpiech nikomu nie służy, a na pewno nie gorącym uczuciom, gdzie najlepiej odświeżyć pamięć i jednocześnie wypocząć jak nie w miejscu gdzie się poznało? Jednak dawne senne miasteczko przeszło metamorfozę, zaskoczenie nie jest tym, czego człowiek spodziewa się kiedy chce przemyśleć to i owo. Jakby tego było mało pojawia się jeszcze życiowa szansa, nad którą co najmniej trzeba się zastanowić, chociaż czy faktycznie należy brać ją pod uwagę? Coś nie daje spokoju Alkowi, ale może jest zbyt podejrzliwy i to nie tylko w stosunku do nowych znajomych, lecz o wiele bliższych osób? Julia nie pozostaje w tyle, spełniona zawodowo i rodzinnie, ma to, o czym jeszcze nie tak dawno nawet nie marzyła. Wiadomo jednak, że czasem trzeba uważać na to czego się pragnie, ponieważ los ma dość pokrętne poczucie humoru. Nowy Jork, Londyn oraz Warszawa to stała trasa pani architekt, lecz niewielki punkt na mapie okazuje się nie mniej ważny. Stanowi on źródło wielu sekretów i tajemnic, wciąż mających wpływ na kobietę i nie tylko ją. Przeszłość nie chce dać prostych odpowiedzi na pytania, jakie już niejednokrotnie skomplikowały tak wiele. Może czas by stawić czoło swoim lękom? Alek i Julia już raz umieli odnaleźć wspólną drogę wśród ślepych uliczek i ścieżek prowadzących donikąd, teraz kolejna próba przed nimi, w tle znowu pojawia się znajomy pałac i sensacyjny motyw ...

Powrót do znajomych już kątów oraz znanych bohaterów to w przypadku "Dwóch głów anioła" więcej niż kontynuacja. Hanna Cygler dała czytelnikom nie tylko rozwinięcie poprzedniej historii, lecz przede wszystkim opowieść całkiem nową, w jakiej nie brak sekretów, nieoczywistych uczuć, sporej dawki niepewności jak dalej potoczą się losy postaci oraz kryminalnego wątku. Podobnie jak w pierwszej części, autorka nie pozwala czytelnikowi nudzić się i szybko przekonuje, że powinien przygotować się on na niejedną niespodziankę. "Dwie głowy anioła" to lektura świetna na każdą pogodę i porę roku. Mieszanka rodzinnych sekretów, zwrotów akcji i kryminalnych elementów nie pozwala tak łatwo oderwać się od czytania i śledzenie perypetii Julii i Alka.





Za możliwość 
przeczytania ksiażki 
 dziękuję wyd. Rebis



czwartek, 3 lipca 2014

Wybaczenie

"Łatwopalni - tom III Wybaczenie"
Agnieszka Lingas-Łoniewska

Powiedzieć wybaczam nie jest łatwo, obojętnie czy to dotyczy drugiej osoby czy też nas samych. Poczucie winy i krzywdy często przypominają o tym, co było oraz zraniło i wcale nie należy do przeszłości. Dawne blizny wciąż są dowodem na to, że kiedyś w naszym życiu miało miejsce bolesne wydarzenie wciąż wpływające na to jak postrzegamy świat. Czasem los daje nam szansę by w końcu zamknąć za sobą drzwi do przeszłości i otworzyć drugie, gdzie marzenia czekają by pozwolić im się spełnić ...

Miłość tylko z daleka wydaje się prosta i nieskomplikowana, łącząca dwa serca i umysły, jednak z bliska widać, iż ma w sobie wiele zawiłości, tajemnic i nagłych zakrętów. Sylwia wie doskonale czym jest młodzieńcze uczucie, pierwsze i wydawałoby się trwające już zawsze. Zna także i jego drugą stroną - tę, w jakiej z dnia na dzień ubywa wiary w drugiego człowieka, a piękne wspomnienia niszczone są przez ból i upokorzenia. Czy w takim momencie można uwierzyć, że niedawna spotkana osoba jest tym,która pokaże, iż wiele wspaniałych chwil jeszcze przed nią? Bernie nie wydaje się odpowiednim mężczyzną dla takiej kobiety jak Sylwia, każdy widzi dzielące ich różnice, co mogą mieć wspólne ludzie z całkowicie różnych światów? Nic, poza jednym - pragnieniem poczucia prawdziwej bliskości drugiego człowieka. W momencie, w jakim trudno dostrzec światełko w gąszczu problemów i bolesnych wyborów pojawienie się pomocnej dłoni i niespodziewanego uczucia wydaje się jedynie chwilową iluzją, szybko rozwiewającą się i pozostawiająca rozczarowanie. Grzegorz i Dorota również przekonali się, że podjęte kiedyś decyzje wciąż mają na nich wpływ. Nie jest łatwo odciąć się od przeszłości,szczególnie gdy ta przypomina o sobie wtedy kiedy wydawało się, iż jest już jedynie przebrzmiałym koszmarem. Może to znak by się wycofać i przestać wierzyć, że dostało się życiową szansę? Happy end występuje przecież tylko w filmach albo w bajkach, gdzie autor nigdy nie zapomina dopisać "i żyli długo i szczęśliwie", ale czy naprawdę to jedynie mrzonka? Każdy przecież ma prawo by być szczęśliwy, chociaż czasem trzeba o nie zawalczyć stawiając wszystko na jedna kartę ...

Miłość ma wiele twarzy, a bohaterowie trzeciej części "Łatwopalnych. Wybaczenia" poznali je wszystkie. Przeznaczenie nieraz wystawiło ich uczucia na próbę, teraz po raz kolejny muszą stoczyć walkę o to, co dla nich najważniejsze. Dolnośląskie krajobrazy stanowią tło dla wielkiej namiętności, dojrzałej oraz pierwszej miłości. To, co było i przyszłość splatają się w teraźniejszości, w jakiej na jaw wychodzą skrywane tajemnice, dawne zdrady i żal za tym co utracono bezpowrotnie. Agnieszka Lingas - Łoniewska opowiada o ludziach, wiedzących czym jest miłość i umiejący o nią walczyć. Pokaleczeni przez życie, lecz potrafiący dostrzec prawdziwe uczucie i nie bojący się po nie sięgnąć."Wybaczenie" to prawdziwa panorama ludzkich losów, które są nie tylko intrygujące, lecz przede wszystkim ujmują swoją prawdziwością. Autorka nie ucieka w swojej opowieści od trudnych tematów i niełatwych decyzji. Jej bohaterowie to nie papierowe postacie, ale ludzie z krwi i kości, kochający całym sercem, mający chwile zwątpienia, błądzący, lecz zdolni do przyznania się do popełnionych błędów oraz w końcu potrafiący wybaczyć innym i sobie samym.

Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
portalowi Czytajmy Polskich Autorów
oraz 
wyd. Novae Res







wtorek, 1 lipca 2014

Lektury na letni czas



Do urlopu jeszcze daleko, 
ale odpocząć można również podczas lektury ;)



Od góry:

Hanna Cygler "Dwie głowy anioła", wyd. Rebis
Janusz L. Wiśniewski "Ślady", Wydawnictwo Literackie
Diego Galdino "Pierwsza kawa o poranku", wyd. rebis
Agnieszka Tyszka "Koniki z Szumińskich Łąk", wyd. Egmont
Liliana Fabisińska "Skrzynia piratów", wyd. Egmont
Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna szeptów", wyd. MG

niedziela, 29 czerwca 2014

Smierć i wróżka

"Ostatnią kartą jest śmierć"
Anna Klejzerowicz


Czasem człowiek potrzebuje zajrzeć w przyszłość, nawet gdy do tej pory był dość sceptycznie nastawiony do sposobu zdobywania takiej wiedzy. Wiadomo przecież, że w pewnych życiowych momentach potrzeba zdobycia informacji zdobywa przewagę nad logicznym myśleniem, w końcu komu może zaszkodzić spojrzenie w to, co dopiero ma się wydarzyć?

Dochodzenie nie jest jedynie domeną policji, Weronika Daglewska, jako prowadząca rubrykę kryminalną, nieraz śledziła poczynania stróżów prawa w tym zakresie. Tym razem jednak musi polegać przede wszystkim na sobie, a wszystko to przez własną ciekawość. Gdyby nie odwiedziny u pewnej wróżki może wszystko potoczyłoby się inaczej, a tak wiadomość o śmierci Semiramidy po pierwsze zaskakuje dziennikarkę, po drugie podane przyczyny tego faktu budzą u niej podejrzenia. Co, jak co, ale takie okoliczności zejścia z tego świata znanej specjalistki od wróżb nie pasują do denatki. Może jedna wizyta to za mało by poznać kogoś dobrze, ale dziennikarska intuicja i żyłka detektywistyczna podpowiadają, iż należy się tej sprawie przyjrzeć się z bliska. Policyjne śledztwo wykluczyło uczestnictwo osób trzecich, lecz przecież co komu szkodzi by rozwiać wątpliwości, które się pojawiły? Szczególnie, że mąż zmarłej nie ma nic przeciwko, wręcz prosi o poprowadzenie dochodzenia, ponieważ również ma obiekcje co do ustaleń policji. Od czego rozpocząć taką pracę? Najlepiej od punktu, który był świadkiem ostatnich chwil Semiramidy i jednocześnie stanowi miejsce jej pracy, no i od tarota. W końcu ten ostatni odgrywał kluczową rolę w życiu wróżki i powinien okazać się pomocny również teraz. Jeżeli faktycznie ktoś "pomógł" jej w opuszczeniu tego świata to kto to jest i gdzie go szukać? Grono podejrzanych wydaje się dość duże jak się szybko okazuje. Weronika przemierzając miasto na skuterze i wykonując liczne rozmowy telefoniczne odkrywa kim była specjalistka od tarota. Jej praca zaczyna przynosić pierwsze wyniki, czasem dość nieoczekiwane i skutkujące nowymi znajomościami oraz tropami.

Marzenie o własnej agencji detektywistycznej okazuje się nie takim znów nierealnym pomysłem, a sprawa Semiramidy jest rozwojowa i pozwalająca się Weronice wykazać niedocenianymi do tej pory przez niektórych talentami. Jeżeli podsumuje się wszystkie zebrane do tej pory informacje to sprawcą jest ..., ale czy na pewno? Warto by mieć jakieś dowody, poszlaki mogą nie przekonać policji, tylko trzeba uważać na wsparcie oraz siłę wspomnień!

Amatorskie śledztwo, tarot, dziennikarska intuicja, marzenia o pracy detektywa i Weronika Daglewska, łącząca wszystkie te elementy w swojej osobie. Jeżeli doda się do tego wróżkę Semiramidę i kilka niespodzianek, jakich nie należy zdradzać by nie odbierać przyjemności z lektury i rozwiązania sensacyjnej zagadki, to materiał na dobry kryminał gotowy. "Ostatnią kartą jest śmierć" to książka w jakiej czytelnik odnajdzie suspens, bohaterów, którzy prowadzą swoje dochodzenie w kreatywny sposób i raz chwyciwszy trop podążają za nim aż znajdą rozwiązanie. Wątek kart tarota dodatkowo dodaje historii smaku, sprawiając, że klimat tajemnic pogłębia się.


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję 
portalowi CPA i wyd. Oficynka

piątek, 27 czerwca 2014

Drzewo uczuć

"Drzewo migdałowe"
Michelle Cohen Corasanti


Biorąc do ręki książkę "Drzewo migdałowe" spodziewałam się całkiem innej lektury, nie lżejszej, lecz mniej poruszającej i skłaniającej do refleksji. Kiedy głównym bohaterem jest dziecko o emocje nietrudno, ale ten tytuł przedstawia całkiem inne spojrzenie na dzieciństwo, dalekie od tego,co zwykło uważać się za normalne. Każda strona to splot miłości, nienawiści i odkupienia. Trzy uczucia oplatające jedną rodziną więzami mocniejszymi i trwalszymi niż cokolwiek na świecie. Dzieciństwo nie zawsze ma słodki smak, odpowiedzialność czasem przychodzi zbyt wcześnie, wtedy gdy powinna panować beztroska, a zabawa powinna wypełniać życie. Bywa jednak i tak, iż ktoś musi zmierzyć się z tym co narzuca los w momencie najmniej spodziewanym.

Lata pięćdziesiąte, pogranicze izraelsko-palestyńskie, mała wioska podobna do setek innych, jednak dla bliskich Ahmada właśnie to miejsce stanowi ich małą ojczyznę. Od pokoleń właśnie jej żyzna ziemia pozwalała drzewkom pomarańczowym obfitować w duże plony, w niej budowano domy dla powiększających się rodzin, była świadkiem niekończącego się cyklu narodzin, dojrzewania i śmierci. Jednak przyszedł moment kiedy ją ogrodzono, wkopano w nią miny, a w końcu wyrzucono jej dotychczasowych mieszkańców. Dorosłym trudno jest się pogodzić z tą sytuacją, a co czują w tej samej chwili dzieci, jakim odebrano nie tylko wspomnienia, lecz przede wszystkim dzieciństwo? Ahmad może w tym temacie powiedzieć wiele, przede wszystkim jakie myśli rodzą się w głowie dwunastolatka widzącego zrozpaczoną twarz ojca, oszalałą z bólu matkę i lęk w oczach młodszego rodzeństwa gdy nagle maleńkiej siostrze zostaje odebrane życie i traci się dom rodzinny. W takim momencie wydaje się, że nic gorszego nie może się już zdarzyć, wszystko już przecież odebrano, a przynajmniej to, co najcenniejszego. Kiedy jednak zostaje się postawionym pomiędzy wyborem, który przerósłby każdego dorosłego, to wiara w lepsze jutro wydaje się jedynie ułudą, a to jeszcze nie koniec. Ile może znieść Ahmad, na jak długo wystarczą słowa jego ojca próbującego w tak przerażających czasach dać otuchę najbliższym? Przecież nie zastąpią one poczucia bezpieczeństwa, dziecięcej beztroski, dachu nad głową. Chłopiec w przeciągu bardzo krótkiego czasu staje się mężczyzną, głową rodziny, ale jednocześnie jest w nim jeszcze płomyk nadziei, podsycany przez nielicznych, że jest kimś wyjątkowym, kto jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

Brutalny obraz stosunków izraelsko-palestyńskich nieraz był i jest tematem programów telewizyjnych czy też prasowych doniesień, ale kiedy ma się przed oczyma historię jednego człowieka, znanego z imienia i nazwiska to punkt widzenia przynajmniej odrobinę zmienia się. Łatwo powiedzieć, że autorka gra na emocjach, bo przecież dziecko, bo śmierć, bo lawina dramatów i dalsze losy, w jakich nie brak nagłych zakrętów, więc nietrudno z ich pomocą wywołać określone uczucia. Ale Michelle Cohen Corasanti nie wybrała oczywistych schematów, zamiast ofiary portret człowieka pokonującego trudności, walczącego czasem z samym sobą, a czasem z otoczeniem o to, co ważne, lecz wcale nie oczywiste. Ktoś może powiedzieć, że "Drzewo migdałowe" to bajka, jednak czy nadzieja i nie osądzanie innych z powodu religii lub narodowości to, coś nierealnego? Autorka, kartka za kartką, opowiada niezwykłą historię człowieka, nie symbolu, ale i nie przeciętnego, nie upadającego, lecz bywającego przytłoczonego złem i przerażonego tym, co dzieje się wokół niego i czego jest uczestnikiem. Jednak jest w nim wiara, że talent i ciężka praca pozwolą osiągnąć wyżyny. Geniusz matematyczny z małej, palestyńskiej, wioski, często głodujący, mający odciski na rękach, dzięki swoim umiejętnościom trafiający do najlepszych uniwersytetów, przecież to niemożliwe. Chociaż czy na pewno? "Drzewo migdałowe" to książka barwna, pełna kontrastów, z jednej strony da się odczuć płynące z niej morze miłości, z drugiej - brutalizm wojny i śmierci, bohaterów marzących o czymś, co wydaje się nieprawdopodobne oraz ograbionych z wszelkiej nadziei. Michelle Cohen Corasanti nie pisze o uniwersalnej drodze do szczęścia, nie wskazuje jaka jest najwłaściwsza ścieżka, ukazuje za to ludzi w chwilach kiedy wali się w gruzy ich życie, ale również co następuje po tym. Niektórzy z nich uginają się pod naporem cierpienia, inni potrzebują czasu by dostrzec drugiego człowieka, a nie tylko pozory, wśród nich jest chłopiec o imieniu Ahmad, obserwujący z drzewa migdałowego świat, zabierający mu wiele, ale i dający czasem szansę na lepsze jutro ...

 Za możliwość przeczytania książki dziękuję

środa, 25 czerwca 2014

Sieć kłamstw

"Na pokuszenie"
PM Nowak

Śmierć, nagła i wydająca się przypadkowa. Jednak czy na pewno to zbieg okoliczności? Na to pytanie muszą odpowiedzieć policjanci i prokuratora. Zbrodnia nie zawsze jest oczywista i od razu widoczna.

Jechać do podwarszawskiej miejscowości, wchodzić w kompetencje miejscowej policji i to tylko dlatego, że jeden ze świadków twierdzi, że zmarły jest ofiarą zabójstwa. Zakrzeński ma na głowie niedokończone śledztwa, biurko zawalone raportami, które powinny być dawno uzupełnione, więc kolejna sprawa i to jeszcze poza jego obszarem działania nie jest mu potrzebna. No, ale jak góra każe to dół musi wykonać rozkaz, chociaż uważa go za przerost formy nad treścią. Dlaczego śmierć dyrektora finansowego firmy deweloperskiej wymaga pojawienia się stołecznego komisarza i prokuratora? Okoliczności wydają się jak najbardziej naturalne, żadnych oznak udziału osób trzecich, oczywiście poza słowami. Kto mógłby być hipotetycznym mordercą i jaki motyw kierowałby jego działaniem? Zresztą na razie nie ma co się zastanawiać nad tym co nie miało miejsca. Ale czy faktycznie Zakrzeński ma rację? Wątpliwości prokuratora Wilka nie do końca zostały uspokojone przez starego wyjadacza, lecz przecież nic nie wskazuje na inny scenariusz. Pierwsze 24 godziny są w dochodzeniu najważniejsze, a kolejna doba najczęściej decyduje o jego wyniku. O tym wiedzą wszyscy, potem już wiele śladów trudne jest do odnalezienia. Stołeczny komisarz przekonuje się o tym na własnej skórze, dodatkowo skomplikowane relacje personalno-zawodowe utrudniają odkrycie kto stał za zabójstwem i jaki był jego powód. Sama ofiara okazuje się również mieć drugie oblicze, które dostarcza kolejnego materiału do przemyśleń. Grono podejrzanych jest dość spore, w sumie każdy z nich miał dobry powód by zabić, ale czy faktycznie wystarczył on do zbrodniczego czynu?

Resztę recenzji można przeczytać tutaj



Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi dlaLejdis.pldlaLejdis.pl

niedziela, 22 czerwca 2014

East End i panna Jennifer

"Zawołajcie położną"
Jennifer Worth


Lata pięćdziesiąte, londyński East End i one - położne oraz kobiety będące już są matkami lub te, które niedługo nimi zostaną. Mogłoby się wydawać, że książka ma bardzo zawężoną tematyką, sam tytuł zdaje się ją narzucać, ale szybko okazuje się, że nie jest tak do końca. "Zawołajcie położną" to lektura obok jakiej trudno przejść obojętnie, pełna emocji i obrazów z przeszłości, powracających dzięki historii Jennifer Worth.

Mogła mieszkać w Paryżu, być stewardesą bądź modelką, a została ... pielęgniarką, a ściślej rzecz biorąc położną, a do tego wszystkiego East End. Jennifer "trochę" inaczej wyobrażała sobie swoją pracę, szczególnie w momencie kiedy po raz pierwszy zawitała w okolice Poplar i do Domu Nonnata. Młodej kobiecie mającej mało, a raczej nic, wspólnego z biedniejszą stroną Londynu oraz zakonnicami w ciągu krótkiego czasu przyszło zmierzyć z wieloma niespodziankami. Po pierwsze otoczenie - czynszówki, ciasne i ciemne zaułki, całkiem inne od miejsca gdzie dorastała i ostatnio przebywała, po drugie - zakonnice, co dla osoby mającej z religią i ogólnie wiarą mało wspólnego wydaje się dość niecodzienne, no i po trzecie - sami pacjenci, bo oprócz położnictwa także ogólne obowiązki pielęgniarskie znajdują się w jej gestii. Jednak to pozory, wcale nie aż tak nieważne, lecz dające się w końcu przejrzeć i pozwalające spojrzeć na wszystko z całkiem innej perspektywy. Punkt widzenia bywa różny w zależności czy jest to godzina nocna i przemierza się puste ulice czy też londyńska mgła jest tak gęsta, że nikt nie wychodzi z domu, no chyba, że jest się położną z Domu Nonnata podążającą w eskorcie policji do rodzącej. Jednak wbrew wszystkiemu okazuje się, że praca w Poplar daje nie tylko satysfakcję, ale i pozwala się wiele nauczyć, nie tylko z medycznego punktu widzenia, lecz przede wszystkim daje niezwykłe doświadczenia życiowe. Mieszkańcy East Endu okazują się ludźmi, jacy zapadają w pamięć na zawsze, wspólnie spędzone chwile są cenne, chociaż to zwyczajne wydarzenia, codzienne spotkania, rozmowy prowadzone podczas wizyt lub wspólnie spędzanych świąt. Jennifer obserwując swoich pacjentów widzi jak rodzi się miłość, ile warta jest obecność w trudnych chwilach kogoś bliskiego, co znaczy rodzina i przyjaźń, jak wygląda starość.

Co może być ciekawego w takiej opowieści? Dlaczego jest tak interesująca? Plastyczne opisy przedstawiające czasy, jakie odeszły, ale okazują się wcale nie być aż tak odległe. Zwyczajny świat ukazany z perspektywy młodej kobiety będącej jednocześnie obserwatorem i uczestnikiem zdarzeń, niezauważalne dojrzewanie głównej bohaterki. Humor będący wynikiem splotu okoliczności oraz postacie nie wymyślone, lecz prawdziwe i sytuacje faktycznie mające miejsce. To wszystko razem okazało się lekturą zaskakującą, ciepłą i przede wszystkim z szacunkiem opisującą rzeczywistość East Endu, bez koloryzowania, ale i nie utrzymaną w szarych barwach. Te kilka lat, wycinek z życia i autorki i mieszkańców, to barwna panorama miejsca, jakie zmieniło się i utraciło swój niepowtarzalny klimat. "Zawołajcie położną" to historia z punktu widzenia dziewczyny, jaka nie była przygotowana na to, co czeka ją w pracy i w życiu codziennym. Jennifer Worth podzieliła się z czytelnikami swoimi przeżyciami z czasów młodości i tym, co wówczas było jej udziałem i koleżanek. Dziewczyna, która chodziła na paryskie pokazy mody i jadąca na rowerze do rodzącej kobiety lub pacjenta wymagającego opieki medycznej to ta sama osoba, chociaż o wiele dojrzalsza. Wspomnienia z londyńskiego East Endu przetrwały próbę czasu i okazały się materiałem na prawdziwy bestseller.


środa, 18 czerwca 2014

Wywiad z Markiem Orłowskim

Urodziłem się za późno

Na początku czerwca, nakładem Wydawnictwa Erica, ukazał się "Miecz Salomona" Marka Orłowskiego, pierwszy tom trylogii "Samotny krzyżowiec". Osadzona w Ziemi Świętej w czasie wypraw krzyżowych, seria opowiada o losach Czarnego Rycerza, Rolanda z Monferratu i łączy w sobie elementy prozy historycznej i fantastycznej.

Choć powieść "Miecz Salomona" jest debiutem autora w dziedzinie beletrystyki, to Marek Orłowski pierwsze kroki na rynku wydawniczym ma już za sobą. Z autorem rozmawiamy o inspiracjach, etosie rycerskim i okolicznościach powstania powieści.


Joanna Wasilewska: Na rynku książki nie jest Pan zupełnym debiutantem. Wraz z żoną napisał Pan dwa poradniki dla ściśle wyspecjalizowanego grona odbiorców. Jak to się stało, że zwrócił się Pan w stronę beletrystyki?
Marek Orłowski: No cóż, starannie odrobiła Pani lekcje. Tamte książki, rzeczywiście poradniki, wydałem w ramach prowadzonej działalności gospodarczej. Tak to się mało elegancko nazywa. Ale to było prawie  20 lat temu. Zamierzchłe czasy.
Dlaczego teraz beletrystyka? Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć. Podobno każdy nosi w sobie nienapisaną książkę. Więc może tylko musi nadejść właściwa chwila? Przyczyna jest jednak bardziej prozaiczna i trochę smutna. Kilka lat temu miałem ciężki wypadek samochodowy. Obrażenia przykuły mnie do łóżka na wiele miesięcy, rehabilitacja trwała jeszcze dłużej. Miałem zbyt wiele wolnego czasu, a zbyt mało nadziei. Czymś trzeba było zająć myśli. Czytanie książek zawsze pozwalało mi  oderwać się od rzeczywistości, przenieść się do innego świata, krainy wyobraźni i marzeń. Pisanie okazało się jeszcze lepszym zabiegiem.
JW: Skąd pomysł na osadzenie powieści w czasach wypraw krzyżowych? I skąd w ogóle pomysł na taką, a nie inną formułę, na takie nowoczesne chanson de geste?
MO: Krucjaty były w dziejach Europy i Bliskiego Wschodu niesamowitą przygodą, jedynym w swoim rodzaju zderzeniem dwóch kultur, co wywarło większy wpływ na dalszą historię regionu, niż się powszechnie sądzi. I – jak to zwykle bywa, chrześcijańskim rycerzom nie zawsze chodziło o obronę Grobu Chrystusa, chociaż hasło to było powszechnie używane i nadużywane.  Krótko mówiąc, to bardzo ciekawe czasy i wydarzenia, skompresowane do okresu ledwie dwóch wieków. Trudno znaleźć barwniejszą kanwę dla powieści, której bohaterem jest średniowieczny rycerz.
A temat rycerstwa, a może jeszcze bardziej rycerskości, pociągał mnie od dzieciństwa, czyli od zawsze. Legendy o Św. Graalu, król Artur, Pieśń o Rolandzie ( no właśnie, stąd pomysł na magiczny miecz i imię głównego bohatera), także nasi rodzimi rycerze w lśniących zbrojach…
To były czasy z perspektywy wieków o wiele mniej skomplikowane niż obecne. Sądy boże zamiast rejonowych, damy serca, miłosne canzony, spory rozstrzygane na udeptanej ziemi. Proste rozwiązania, tak proste jak cięcie mieczem. Ale przede wszystkim czasy, gdy tworzył się jedyny w swoim rodzaju sposób myślenia i postępowania – rycerski etos.
Jeśli pomysł na formułę, o którą Pani pyta, w ogóle miał jakieś konkretne źródło, to chyba właśnie tam należy go szukać.  W głęboko utajonej tęsknocie za prostymi wartościami, takimi jak honor, odwaga, prawość. Kiedyś rycerz zsiadał z konia, jeśli przeciwnik stracił wierzchowca. Dziś uważalibyśmy to za głupotę. Skoro nie dane mi było żyć w tamtych czasach, które tak mnie fascynują, to przeniosłem tam  głównego bohatera powieści. Chociaż tyle… Proszę Pani, ja się po prostu za późno urodziłem!

JW: Czyli jest Pan romantykiem?

MO: Przyznaję, że jestem. Wiem, że to obecnie dość niemodne i raczej niepraktyczne, ale nie sądzę, bym mógł i chciał się zmienić.

JW: Ktoś kiedyś powiedział, że w literaturze są tak naprawdę tylko dwa tematy: miłość i śmierć.

MO: Zgadzam się, tak naprawdę wszystko się tu zaczyna i wszystko kończy. W średniowieczu do śmierci podchodzono niezwykle poważnie, więc wszechobecna śmierć w powieści osadzonej w klimacie tamtych czasów ma chyba swoją rację bytu. A miłość? Jak by wyglądałby świat bez kobiet? Smutno, szaro, beznadziejnie nudno... Wracając do tego wątku w literaturze, proszę sobie przypomnieć jedną z najstarszych książek świata, czyli Biblię i "Pieśń nad pieśniami". I te wspaniałe strofy: "miłość jest mocna jak śmierć.." Czy może być coś piękniejszego?

JW: W książce fantastyka splata się z wydarzeniami historycznymi, które zostały zresztą bardzo szczegółowo opisane. Research nastręczył sporo trudności?

MO: Odtworzenie tak skomplikowanego okresu historycznego bez fachowych źródeł byłoby bardzo trudne, wręcz niemożliwe. Przynajmniej dla mnie. Tak, podczas pisania dwóch pierwszych tomów starannie studiowałem dostępne opracowania traktujące o czasach krucjat, a także o kulturze Europy i Bliskiego Wschodu w okresie średniowiecza. Było to oczywiście niezbędne, ale było też wielką przyjemnością. Poszerzyło i zweryfikowało moją wcześniejszą wiedzę na ten temat. Ale prawdziwie rozległą wiedzę na temat średniowiecza posiadam nie ja, a Pan Artur Szrejter, który podjął się redakcji "Samotnego krzyżowca".
Koran i Biblia są z kolei niewyczerpanym źródłem pomysłów, jeśli chodzi o świat magii, demonów i zjawisk nadprzyrodzonych. Z konieczności obie księgi stały się na jakiś czas moją codzienną lekturą. Oto źródła inspiracji, mojej zasługi w tym niewiele.
JW: Na książce widnieje imię i nazwisko Marek Orłowski, ale naprawdę nazywa się Pan Marko Szapkarow-Orłowski.
MO: Jestem półkrwi Macedończykiem. Ale urodziłem się w Polsce i tu jest moja ojczyzna. Nie odżegnuję się jednak od moich bałkańskich korzeni. Dla uproszczenia przedstawiam się jako Marek Orłowski i pod tym nazwiskiem książka została wydana.
JW: Jak to się stało, że Pana powieść została wydana w Wydawnictwie Erica?
MO: Wysłałem tekst do kilku wydawnictw, jak każdy początkujący autor szukający możliwości wydania książki. Do Eriki najpierw zadzwoniłem, pytając, czy zajmują się tego typu literaturą. Trafiłem na Pana Maćka i odbyliśmy bardzo sympatyczną rozmowę. Dwa tygodnie potem dostałem maila z wiadomością, że są zainteresowani tekstem. Nie będę ukrywał, przeżyłem radosny wstrząs, no a potem współpraca układała się nam znakomicie. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Za wydawnictwo nie odpowiadam!
JW: W książce znalazły się również ilustracje Pana autorstwa. Jest Pan człowiekiem renesansu?
MO: To miłe, bardzo miłe pytanie. Ale prawdziwych ludzi renesansu już nie ma. Ja też nim nie jestem. Po prostu kiedyś lubiłem rysować. Nadarzyła się okazja, żeby to sobie przypomnieć, a wydawca zaakceptował ilustracje. I tyle.
JW: Z tym lubieniem to chyba lekkie niedomówienie...
MO: No cóż, skończyłem grafikę na ASP. Taką klasyczną grafikę, nie komputerową. Zresztą na temat pracy dyplomowej wybrałem sobie średniowieczny drzeworyt japoński, co wiązało się z wykonaniem serii prac w tej właśnie technice. Studiowałem też historię sztuki. Życie zmusiło mnie do szukania innych dróg i tak się złożyło, że porzuciłem rysowanie i grafikę, więc raczej się do mojej byłej profesji nie przyznaję. Ale przyjemnie było choć na chwilę do niej powrócić.
JW: Rynek fantastyki w Polsce jest dość spory, czytuje Pan czasem polską fantastykę?
MO: Chyba nigdy nie ulegałem modzie. Ale tak, ostatnio zacząłem czytać polską fantastykę, głównie podsuwaną mi przez Wydawnictwo Erica. Podziwiam fantazję i wyobraźnię młodych autorów. To pozycje na miarę współczesnego świata, który z upodobaniem przesuwa granice poznania. Nie wymieniam nazwisk, żeby nikogo nie faworyzować. Sądzę, że tak będzie sprawiedliwie.
JW: Jaką literaturę czytuje Pan dla przyjemności? Słyszałam, że ma pan eklektyczne gusta.
MO: Lubię książki akcji, typowe przygodówki, np. Clive Cusslera. Powieści  historyczne np. Scotta Odena. Horrory w stylu Grahama Mastertona. Kryminały Alistaira MacLeana. Marynistyczną klasykę, od Conrada do C.S. Forestera. A jak już wymieniłem tego pisarza, to przyznam się, że zachłannie czytam wszystko co traktuje o wojnach napoleońskich na morzu. Na lądzie zresztą też. Dla równowagi – moją ulubioną książką jest „Książę” Machiavellego. Czy potwierdziłem swoje eklektyczne gusta? No to jeszcze się przyznam, że do poduszki czytuję legendy arturiańskie albo opowiadania R. Howarda. I nie przejmuję się tym, że ta literatura to rodzaj bajki. Zresztą według arabskiego przysłowia baśń jest ścieżką wiodącą ku prawdzie. 

JW: Wiem, że "Krzyżowiec" ma mieć trzy tomy i tu pytanie: planuje Pan dłuższą przygodę z beletrystyką?
MO: To prawda, tak jest zaprojektowany cykl o przygodach Czarnego Rycerza. Jestem w trakcie pisania trzeciego tomu. A przygoda to właściwe określenie. I jak każda przygoda jest nieprzewidywalna i rządzi się własnymi prawami. Dlatego odpowiadam szczerze –  nie wiem.
JW: Bardzo dziękuję za rozmowę.

wtorek, 17 czerwca 2014

Stosik :)

 Coś na słoneczne i pochmurne dni :D




Od góry:

Magdalena Kulus "Nie tylko o łajdakach",wyd. SOL
Marcin Pałasz "Wakacje w wielkim mieście", wyd. BIS
Małgorzata Błońska, Adrian Chimiak "Pistacja w Krainie Smoków. Chiny inaczej", wyd. BIS
"Wiesława Bancarzewska "Zapiski z Annapola", wyd. WNK i CPA
Olga Rudnicka "Fartowny pech", wyd. Prószyński i S-ka i CPA
Marek Orłowski "Samotny Krzyżowiec. Miecz Salomona", Instytut wydawniczy Erica
Izabela Januszkiewicz "Oczekiwanie. A życie szło swoim torem", wyd. Novae Res

niedziela, 15 czerwca 2014

Zbrodnia

"Cięcie"
Veit Etzold


Zdjęcie zrobione ot tak sobie i wrzucone by inni zobaczyli uchwyconą chwilę życia. Potem jedno "lubię to",drugie, trzecie, i tak dalej, po prostu znajomi, mniej lub prawie wcale znani, dają znać, że widzieli i przypadła im to do gustu. Nic nadzwyczajnego, jedna z wielu setek wiadomości umieszczanych w każdej sekundzie w internecie. Najdrobniejsze szczegóły ludzkiej egzystencji, nawet te bardzo intymne lub kompromitujące stają się informacja dostępną dla milionów. Dzięki elektronicznej sieci każdy może o każdym wiedzieć prawie wszystko i to prawie wcale nie robi różnicy, raz wrzucone słowa,fotografia, nie giną w niej, wręcz przeciwnie są wciąż przetwarzane, gromadzone i wykorzystane. Czasem wśród tłumu tych, którzy są w zakładce "znajomi" jest ktoś mający własny plan wobec nas. W jednym momencie okazuje się, iż wirtualna rzeczywistość nie ogranicza się do komputerowego ekranu ...

Doświadczenie, zawodowa praktyka poparta latami studiów i świadomość, że trzeba umieć lub przynajmniej starać się zostawiać pracę za drzwiami z szyldem - życie prywatne. Clara wie o tym, radziłaby to nawet innym, lecz w jej przypadku najpierw było wydarzenie, jakie naznaczyło ją i wyznaczyło dalszą drogę. Jeden wybryk, a raczej odstępstwo od zasady, nawet nie nieposłuszeństwo, po prostu odsunięcie w czasie obowiązku odmieniło ją całkowicie. Przeszłość wciąż przypomina o sobie, każdy dzień pracy to jednocześnie walka z własnymi demonami jak i realnymi potworami. Kiedy ściga się morderców i to seryjnych trzeba próbować zachować kruchą równowagę pomiędzy dochodzeniem i osobistymi odczuciami. Ale czy to możliwe, gdy wspomnienia wciąż ranią? Jednak to,co zaczyna się na krótko przed urlopem policjantki nie jest tylko początkiem kolejnego śledztwa, trudnego i wymagającego. Szybko okazuje się, że jest ono o wiele bardziej skomplikowane i brutalniejsze niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Jedno jest pewne - morderca brutalnie pozbawił życia więcej niż jedną osobę i dokładnie przemyślał każdy swój ruch. Pozostawione ślady nie są przypadkowe, wręcz przeciwnie, one powinny zostać znalezione i to przez konkretną osobę w odpowiednim czasie. Jak poznać tożsamość kogoś kto wciąż pozostaje zagadką, a jednocześnie poznał najintymniejsze sekrety innych? Wręcz skradł ich tożsamość, przywłaszczył ją sobie i stworzył iluzję życia, które już wtedy zostało przerwane. Zabójca nie boi się zdemaskowania, jest pewny, iż tylko on może przerwać ten łańcuch zbrodni, bólu i rozdrapywania ran. Swoje "dokonania" reżyseruje w najmniejszym szczególe, każda z ofiar odgrywa swoją rolę, a potem ... potem dzięki elektronicznej sieci wszystko toczy się tak jakby zbrodni nie było aż do momentu gdy w internecie następuje swoista "premiera". Ale pierwszym widzem zawsze jest jeden człowiek, Clara. Dlaczego właśnie ona? Co łączy policjantkę, specjalistkę od seryjnych zabójców ze zbrodniarzem? Zawód czy coś bardziej ... osobistego?

Policja, Clara i morderca bez imienia oraz nazwiska. Czytelnik poznaje myśli śledczej i tego, kogo tropi dzięki dwuosobowej narracji, ukazującej te same wydarzenia z całkowicie odmiennych punktów widzenia. W "Cięciu" zbrodnia nie jest przedstawiona z daleka, autor odkrywa jej najmroczniejsze szczegóły, tak samo jak osób z nią związanych. Ale to jedna strona - ta wewnętrzna, drugą jest zewnętrzna otoczka - pozory, które dla wszystkich są rzeczywistością. Veit Etzold obnaża świat w jakim obecnie żyjemy - bez zahamowań, gdzie spełnianie własnych pragnień jest łatwiejsze niż kiedykolwiek, zalewany ogromem informacji, w jakich prawda często jest jedynie iluzją oraz gdzie rzeczywistość przegrywa z wirtualnym złudzeniem. "Cięcie" to również portret ludzi, na jakich ogromny wpływ miała i ma przeszłość, to ona odkryła przed nimi ścieżkę, jaką podążyli, mniej lub bardziej świadomie, i naznaczyła ich przyszłość. Zbrodnia, krew, ból, poczucie winy i próba zadośćuczynienia za grzechy, w sumie dające błędne koło ludzkich emocji,w jakim technika staje się elementem zbrodni, a każde kolejne ogniwo to śmierć. Książka Veita Etzolda to kryminał w jakim zbrodnia pokazuje swoją prawdziwą brutalną twarz, bez niedopowiedzeń i kamuflażu, to ona jest punktem centralnym, od niej wszystko się zaczyna i na niej kończy.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wyd. AKURAT


czwartek, 12 czerwca 2014

Będę aktorką i kropka!

"I dobry Bóg 
stworzył AKTORKĘ"
Agata Pruchniewska



Bóg jak wiadomo ma swój plan dla każdego, czasem jednak trudno odgadnąć biednym śmiertelnikom co jest w nim zapisane. Jakby tego było mało czynnik ludzki gmatwa jeszcze bardziej wszystko, a gdy zdecyduje się pójść za głosem serca czyli wybrać aktorstwo jako swe życiowe powołanie to temat na książkę "I dobry Bóg stworzył AKTORKĘ" gotowy.

Marzenia dzielą się na te, które spełniają się i takie, jakim trzeba pomóc by urzeczywistniły się. Aktorstwo dla Dorotki było właśnie tym drugim rodzajem - by stało się realne musiała "co nieco" zawalczyć o nie, no, ale kto powiedział, że będzie łatwo? Nikt, zresztą jak mówią klasycy wielka sława to żart, czasami autorstwa siły wyższej, niezwykle dowcipnej jak się okazuje. Talent, nawet ten niezaprzeczalny, wymaga oszlifowania przez odpowiednie instytucje typu akademia teatralna. Kto opuści jej progi będzie artystą, przynajmniej tak prawi teoria, lecz nim będzie można kłaniać się w pas lub z wdziękiem dygać na scenie i zbierać gromkie brawa wypadałoby wpierw w ogóle zostać studentem szacownej uczelni artystycznej. Bywa to trudne, a grono egzaminatorów nie należy do pobłażliwych i ułatwiających zadania kandydatom. Dorotka wie o tym dużo, nawet więcej niż chciałaby, ale jako dziewczę odważne i nie poddające się trudnościom i tym razem zdobywa to czego pragnie. Pomiędzy zwątpieniem i wiarą w sukces jest codzienność, w której trzeba zmierzyć się z wieloma dziwnymi przedmiotami nauczania i równie ekscentrycznymi wykładowcami. No, a potem kiedy dyplom mocno trzyma się w garści, świat stoi otworem tylko dlaczego brak odpowiednich propozycji, tych zawodowych oczywiście? Gdzie te wielkie role? Na to pytanie odpowiedź zna tylko ON, ale jakoś nie chce się nią podzielić. Jeżeli więc brak widocznej pomocy siły najwyższej samemu trzeba wziąć w swoje ręce i nie zapominać, że samą sztuką człowiek nie żyje, niestety. Codzienność to także rachunki, mieszkanie oraz ... Książę i zdolność pakowania się w nie lada opały tak jakoś całkiem przypadkiem. Wszystko to razem, plus oczywiście pasja pisana przez duże P i te o wiele mniejsze, powoduje, że każdy dzień Dorotki to prawdziwy maraton różnorakich przygód - mniej lub bardziej zabawnych.

"I dobry Bóg stworzył AKTORKĘ" to opowieść pełna humoru, lekka, czasami trochę ironiczna, przy lekturze której trudno się nudzić. Autorka w zabawny sposób przelała na papier kulisy zdobywania szlifów aktorskich, spotkań z Gwiazdami i Wielkimi Aktorami oraz perypetii uczuciowych z Księciem w w roli głównej. Świat artystyczny rządzi się swoimi prawami, czasami mało zrozumiałymi nawet dla jego stałych bywalców, a co dopiero dla nowicjuszy, lecz przedstawiony przez Agatę Pruchniewską okazuje się co najmniej ciekawy. W książce "I dobry Bóg stworzył AKTORKĘ" można doszukiwać się podobieństw do realnych osób, jednak prawdziwymi atutami tej historii jest narrator - jedyny w swoim rodzaju i to dosłownie oraz główna bohaterka - jednocześnie niepowtarzalna i podobna do tak z wielu nas. Czas spędzony z Dorotką to prawdziwie boska zabawa ;)



Za możliwość przeczytania książki Dziękuję
wyd. SOL