Premiera:
„Narzeczona na dłużej”
„Narzeczona na dłużej”
Monika
Serafin
Czasem
pomysł na życiową prowizorkę przynosi coś nieoczekiwanego, co nijak nie wpisuje
się w założony wcześniej plan. Jakby nie było miała przejść bez echa i wszystko
powinno wrócić do swego stanu „sprzed”, lecz los ma swój pomysł na rozwój
wypadków i niezbyt przejmuje się tym, co ludzie mają w swoich zamiarach.
Zresztą oni sami niekiedy ciut, a nawet więcej, pomagają w skomplikowaniu tego,
co zakładali, że będzie proste i łatwe w realizacji. Co potem? To już zależy od
tego czy jest się wytrwałym i wierzy w to, co może być.
Nie
tak łatwo wykreślić kogoś z głowy, a jeszcze trudniej z serca, zwłaszcza jeśli
rozstanie przypomina bardziej raczej burzę z piorunami niż letni deszczyk. Drogi
Mackenzie i Quintena rozeszły się, chociaż wydawało się, że wbrew temu, co ich
połączyło jest przed nimi wspólna przyszłość. Oboje próbują ułożyć sobie życie
osobno, każde na swój sposób i w otoczeniu gdzie czują się na miejscu. Wracają
na utarte wcześniej tory, lecz czy można przywrócić przeszłość? Na pewno nie
ustają w próbach, chociaż nie do końca są one udane, pomimo dość szczerych
chęci. Niestety wspomnienia nie pozwalają tak szybko odciąć się od wspólnych
chwil, tak tych dobrych, jak i tych gorszych. Czy jeszcze jest szansa by zapomnieli
o nich? Wcześniej umieli bez siebie egzystować, więc dlaczego to teraz takie
trudne? Co stoi na przeszkodzie? Zraniona duma, odtrącenie? A może całkiem co
innego? Nie tak łatwo żyć gdy wciąż na myśl przychodzi osoba, której już nie
tuż obok, zapomnienie jest tylko krótkotrwałe i przynosi jeszcze większą
pustkę. Pozostaje więc jedno, ale czynie jest już za późno?
Oczekiwania
rosną w miarę czytania, pierwsza część debiutu Moniki Serafin pobudziła apetyt
na dużo więcej, bo z dobrymi książkami jest tak jak z czekoladą, trudno
poprzestać na kilku kostkach. Drugi tom okazał się równie dobry jak
poprzedniczka i co ważne, po niej pozostała chęć poznania kolejnych książek
autorki. Czym oczarowała „Narzeczona na dłużej”? Na pewno płynnością
poprowadzenia fabuły, tak, że nie wiadomo, kiedy kolejny rozdział zostaje
przeczytany, a później następny i kolejny. Uczuciowe rozterki oraz wątpliwości
bohaterów nie są w żadnym wypadku cukierkowe, widać w nich rzeczywistość, a nie
wydumane problemy. Klimatem przypomina najlepsze hollywoodzkie produkcje spod
znaku obyczajowych historii, w jakim nie brakuje dawki glamour, ale i
codzienności dalekiej od bajki. Kontrastowe połączenie to także dwie perspektywy,
różne i równocześnie mające punkt wspólny – uczucia. Monika Serafin połączyła
lżejsze wątki z poważniejszymi, przeplatające się podobnie tak jak w prawdziwym
życiu z sobą, tworząc barwną mozaikę ludzkich losów, niekiedy wywołujące
uśmiecha, a czasem wprost przeciwnie. W żadnym wypadku w „Narzeczonej na dłużej”
nie ma dłużyzn, opisów mających jedynie zapełnić kartkę albo nie pasujących do
całości opowieści fragmentów. Za to jest dobrze przemyślany ciąg
przyczynowo-skutkowy, w jakim nie brak zwrotów akcji oraz różnych prędkości, słowo
nuda nie przychodzi ani razu na myśl, za to „co jeszcze się wydarzy” pojawia
się nie raz. Po takim debiucie pozostaje trzymać kciuki by jak najszybciej
kolejna książka autorki pojawiła się.
Za możliwość
przeczytania książki
dziękuję:
Na pewno dzięki Twojej recenzji, wielu czytelników zainteresuje się tą książką. 😊
OdpowiedzUsuńHmm, jakoś mnie nie przyciąga tak mocno
OdpowiedzUsuńTytuł zapisuję. Recenzja ciekawa. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że drugi tom jest taki dobry.
OdpowiedzUsuńNie czytał pierwszego tomu, ale twoja recenzja na pewno kogoś zachęci do tej serii.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Może dam jej szansę, jak będę chciała odpocząć od tych kryminałów i thrillerów ;)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa jak wypadła kontynuacja :)
OdpowiedzUsuńZachęcająco, może uda mi się w najbliższym czasie sięgnąć :)
OdpowiedzUsuń