poniedziałek, 20 września 2021

Odkrywanie siebie


„Jej porywacz. 

Zatrzymaj mnie”

Anna Zaires

 

Prawda bywa często bolesna, a stawienie jej czoła wymaga odwagi, lecz czasem przynosi z sobą to, od czego uciekaliśmy. Czy można stać się zupełnie inną osobą niż byliśmy jeszcze niedawno? Co wydarzy się kiedy zaakceptujemy rzeczywistość, która wydawała się nie do przyjęcia, a teraz wydaje się jedyna, w jakiej możemy być sobą? Czasem to, co powinno nas zniszczyć odsłania kim jesteśmy naprawdę albo kim staliśmy się.

 

Kilkanaście miesięcy wcześniej życie Nory zmieniło się całkowicie, nie jest już tą dziewczyną, jaka swobodnie planowała swoją przyszłość i dopiero chciała się przekonać na co ją stać. Dojrzała i zdecydowała się na drogę, która wydaje się co najmniej kontrowersyjna dla jej bliskich, wybrała Juliana i egzystencję u jego boku. Wydaje się, że wie co ja czeka, lecz czy na pewno? W świecie gdzie zagrożenie czyha za każdym rogiem, bezpieczeństwo wydaje się luksusem na jakie nikogo nie stać. No chyba, że jest się kimś takim Esguerra, kto nie zawaha się przed niczym i nie czuje strachu albo raczej przypomniał sobie jak smakuje lęk o najbliższego człowieka. Jaką cenę przyjdzie im zapłacić za bycie razem pomimo tego, co dzieje się wokół nich? Łatwo jest uwierzyć, że nic złego nie wydarzy się już, lecz to jedynie iluzja, nawet jeśli wydaje się, że kontroluje się wszystko. Wystarczy kilka minut by rozbić szczęście niczym szklaną bańkę, Julian zawsze był panem sytuacji, lecz teraz ktoś musi podjąć decyzję wbrew jemu. Nora poznała już ciemną stronę życia, ale ona ma wiele twarzy i musi jednej z niej spojrzeć prosto w oczy. Kim będzie po tym pojedynku?

 

Miłość bywa lekka, przynosi radość i przyjemne chwile. Ma też mroczniejszą odsłonę i tę właśnie odkrywa Anna Zaires po kolejny w cyklu Jej porywacz, a drugi tom pokazuje jak zmieniają się ludzie pod wpływem uczucia, które nie miało prawa zaistnieć, lecz wbrew okolicznościom rozwija się. „Zatrzymaj mnie” odsłania od podszewki miłość, jakiej daleko do łagodności i prostych emocji, wprost przeciwnie jedno i drugie jest złożone, połączone wzajemną fascynacją, prawie na skraju obsesji oraz przeszłością, jaka pozostawiła po sobie bolesne blizny. Część z nich stało się tarczą, lecz niektóre ukształtowały człowieka, kontrolującego siebie i innych, kosztem zadawania kolejnych ran. Pisarka dopasowała tło do sylwetek postaci, chociaż postawiła także na kontrast, by pokazać proces kształtowania i dopasowania się do warunków, w których jest się zmuszonym egzystować. Motywy bohaterów dalekie są od czarno – białych decyzji, choć na pierwszy rzut oka można by powiedzieć, że nic prostszego niż dokonanie takiego podziału. Anna Zaires nie ułatwia czytelnikom lektury, kreśląc przejrzyste i nieskomplikowane osoby, jakie dokonują odpowiednich wyborów. W tej serii nieustannie toczy się rozgrywka pomiędzy tom, co dyktuje rozsądek, a co emocje, sprzeczności burzą mury, zbudowane przez postacie i przyjęte zasady, ale też tworzą je od nowa. „Zatrzymaj mnie” ma prędką akcję, a gdy ona zwalnia to bardzo szybko czytający uczą się, że jest to cisza przed burzą. Miłość, trudna i raniąca jest osią fabuły, uczucie pełne cierni, wymaga od bohaterów czegoś, na co nie od razu są gotowi się zgodzić. Ta książka sięga głęboko w ludzkie umysły, demaskuje demony i wydobywa je na światło dzienne.

 

Za możliwość
przeczytania książki dziękuję:

 

 

niedziela, 19 września 2021

Kiedy Jamie spotkał Laurie

„Miłość na później”

Mhairi McFarlane

 

Koniec. Jedno słowo, wydające się mówić wszystko i być podsumowaniem tego, co właśnie ma finał. Jednak dla wielu to okazja by napisać kolejne – początek, mający w sobie tyle możliwości, czasem znaków zapytania i okazji by rozpocząć coś nowego, innego. Podobno kiedy jedne drzwi się zamykają to otwiera się inne, tylko trzeba je dostrzec i w porę nimi przejść.

 

Kiedy Laurie spotkała Jamiego to nie był grom z jasnego nieba, ten spotkał ją ciut wcześniej. Po osiemnastu latach związku została porzucona przez Dana, a to był dopiero początek rewolucji w jej życiu. Pozostało robić dobrą minę do złej gry, bo łączyła ich ró1)nież praca w tej samej kancelarii. Dlatego utknięcie w windzie z biurowym Casanovą w piątkowe popołudnie jakoś nie jest czymś najgorszym co kobietę spotkało ostatnio. Jak się okazuje w czasie przymusowego pobytu na tak małej powierzchni można co nieco wymyślić lub nawet więcej. Jak zemścić się na byłym i jednocześnie zrobić dobre wrażenie na szefach? Wyrafinowanym odwetem, takim w jakim i owca i wilk będą zadowolenie. Czy to możliwe? Oczywiście, bo Jamie ma doświadczenie w kontaktach damsko – męskich i potrzebuje by traktować go poważniej, a Jamie ma dosyć litościwych spojrzeń i plotek. Co wyniknie z takich pobudek? Projekt prawie doskonały, zakładający pełen sukces i szczęśliwe zakończenie wszelkich problemów. Czy to może być aż takie proste? Pewnie tak, ale życie lubi pisać własne scenariusze, dalekie od tego, co się planuje, zwłaszcza gdy w grę wchodzi miłość, chociażby udawana.

 

Lubię brytyjskie komedie romantyczne i to od lat. Dlaczego? Może dlatego, że nie są zbytnio lukrowane, bohaterowie wydają się bardziej realni, no i co tu dużo kryć z powodu humoru. Uczuciowe perypetie okraszone  porcjami uśmiechu są świetną lekturą, niezależnie od pory roku, lecz kiedy spostrzegamy, że za oknem coraz częściej pochmurnie, szaro i deszczowo to taka mieszanka jeszcze lepiej pasuje. „Miłość na później” jak najbardziej gatunkiem pasuje do tego, co pogoda co jakiś czas nam funduje, pozwala oderwać się od jesiennych dni i poznać bohaterów, chcących zrealizować dość szalony plan. Jak jest on bardzo zwariowany? Może nie sięga górnych granic, lecz na pewno nie brak w nim nieobliczalności, chociaż wydaje się dobrze przemyślany. Do czego doprowadzi? To już jest rozpisane dokładnie w rozdziałach wraz z wątkami pobocznymi i dobrze nakreślonym drugim planem. Mhairi McFarlane nie skupiła się jedynie na motywie uczuciowym, on oczywiście jest w centrum uwagi, lecz liczy się również cała reszta czyli sami bohaterowie, ich przeszłość, jacy są nie w parze, ale jako jednostki. To wszystko splecione jest z ich teraźniejszością, gdzie dzieje się wiele, jednak jest miejsce na to by spojrzeć na siebie, czasem z pomocą innych, oraz otoczenie. W żadnym wypadku historia ta nie jest przegadana lub odwrotnie z nadmierną ilością rozmyślań, jednego i drugiego jest po prostu w sam raz plus oczywiście dawka śmiechu, szczerego, w żadnym razie wymuszonego z celnymi ripostami na to, co dzieje się wokoło. Czytanie „Miłości na później” trochę przypomina spotkanie z ludźmi, których nawet jeśli nie znamy szybko odnajdujemy wspólny język, a czas mija bardzo szybko. Ponad pięćset stron lektury to nie tylko emocjonalne zawirowanie, ale też poważniejsze tematy, jakie znajdują odzwierciedlenie w postaciach i oczywiście fabule, którą bezustannie napędzają. 

 

 

Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

 

sobota, 18 września 2021

Zdradliwe uczucia


„Jej porywacz. Zmień mnie”

Anna Zaires

 

Niektóre koszmary przychodzą nagle i wcale nie są senną marą, wprost przeciwnie. Dzieją się tu i teraz, w rzeczywistym świecie, chociaż zdają się być nierealne. Nie powinny zaistnieć, a jednak w prawie każdej chwili przypominają o sobie, czasem nigdy nie odchodzą, pozostają już na zawsze. Czy możne z nimi żyć? A bez nich?

 

Jaka jednostka czasu jest potrzebna by zmienić czyjeś życie? Niekiedy to kilka sekund, przelotne wydawałoby się spojrzenie, po prostu chwila. Tyle właśnie zdecydowało o życiu Nory, pogodnej dziewczyny, jaka właśnie miała wejść w dorosłość. W mniej niż kilka minut ktoś odbiera jej wiele, czy wszystko? Julian zawsze bierze to, na co ma ochotę, a teraz jest nią nie właśnie pewna młoda kobieta, nieprzypadkowa osoba, lecz ktoś konkretny. Ona nie ma wyboru, może poza jednym, tak łatwo jednak nie zamierza niczego akceptować. Gra, do której jest zmuszona rozpoczęła się przypadkiem, ale cała reszta nie jest już nim nie jest. Jeden nieostrożny ruch, gest, a nawet myśl oznaczają przegraną, chociaż czy na pewno? Wydaje się, że z tej sytuacji nie dobrego wyjścia, zwłaszcza gdy tych dwoje poznaje się lepiej, lecz to mogą być jedynie pozory. Ile jest w stanie wytrzymać Nora? Musi podjąć decyzję, jaka naznaczy ją na całe życie i to wtedy gdy wydaje się, iż właśnie los daje możliwość by odwrócić sytuację w jakiej znalazła się. Dlaczego wybiera właśnie tę drogę, nie całkowicie odmienną? Kim stał się dla niej Julian?

 

Znacie to uczucie, gdy spoglądacie na książkę i wiecie, że jej lektura wymaga odpowiedniego momentu? Takiego gdy będziecie mogli bez pośpiechu rozpocząć czytanie, a zaraz potem wchodzicie do świata bohaterów i od tej chwili prawie nic nie jest was w stanie wyrwać z niego? Twórczość Anny Zaires poznają od jakiegoś czasu i wiem już, że nigdy nie jest to prosta historia, ale skomplikowany węzeł nawzajem wykluczających się emocji. Pisarka raz za razem rzuca wyzwanie temu, co wydaje się oczywiste, pokazuje uczucia z różnych perspektyw, jednocześnie odziera je z sentymentalności, intymności, dodając do niej prawdę, często niewygodną, bolesną i przede wszystkim często brutalną. Nie inaczej jest w przypadku serii Jej porywacz, już prawie sam początek pierwszego tomu „Nie opuszczaj mnie” zdaje się wskazywać jak potoczy się on dalej. Czy rzeczywiście? Powiedzieć, że nie do końca, jest sporym niedopowiedzeniem, gdyż autorka raz za razem drze na drobne kawałki czytelnicze przypuszczenia i teorie. Główni bohaterowie, a zwłaszcza bohaterka, to więcej niż kontrastowe, zaprzeczające sobie i innym, postacie, ale nie jest to przypadkowy zabieg albo pogubienie się w wątkach, to zamierzone działanie. Widzimy to na każdym kroku tej opowieści, w jakiej miłość, nienawiść, ból i zatracenie wciąż pokazują się od nowej strony. To, co dzieje się na kartkach książki nie pozostawia nas obojętnych, rzuca wyzwanie zasadom i normom, akceptowanym zachowaniom oraz przede wszystkim temu jak postrzegamy miłość. Strach nierozerwalnie zmieszany jest ze szczęściem, lecz w „Nie opuszczaj mnie” jedno i drugie niesie z sobą ogromny ciężar wyborów, dokonywanych prawie na każdym kroku i dalekich od tych codziennych, standardowych czy też jednoznacznych. Pod znakiem zapytanie stawiane jest zresztą dużo spraw, bohaterowie rzucają wyzwaniu wszystkiemu co do tej pory było dla nich oczywiste. Gdzieś pomiędzy buntem na to, co zgotował jeden człowiek drugiemu widać ile oblicz mają emocje i do czego są w stanie doprowadzić.

 

Za możliwość
przeczytania książki dziękuję:

 

 

piątek, 17 września 2021

Mroczna strona ludzi

Przedpremierowo

„Eter”

Aniela Wilk

Spokojne miejsce, tam gdzie może nie kończy się świat, lecz mamy przestrzeń taką jakiej potrzebujemy. Niekiedy chcemy odciąć się od przeszłości, od tego, co było i po prostu skupić się tylko na tu i teraz, bez planów na przyszłość, ciągłego gonienia za czymś nowym. Jednak czasem nie da się uciec raz na zawsze od problemów, niektóre z nich i tak przypomną o sobie, kiedy my będziemy mieli nadzieję, że to już za nami i uderzą z całą siłą.

 

Rzucić wszystko i jechać w Bieszczady? Niekoniecznie w tym kierunku, zwłaszcza, że tam ostatnio coraz bardziej ludniej, ale jest inne miejsce gdzie również istnieje szansa zaszycia się gdzieś w samotności. Odziedziczony dom ciotce gdzieś w Karkonoszach dla Julii ma być po prostu na jakiś czas, raczej krótszy niż dłuższy, punktem do złapania oddechu, finansowego także. Cisza i spokój bywają przereklamowane, ale pozwalają usłyszeć kogoś, kto od pierwszych wypowiedzianych słów fascynuje ją, działa wprost hipnotycznie. Do kogo należy tajemniczy głos? Odpowiedź okazuje się równie zaskakująca jak i sama audycja radiowa, a to dopiero początek niespodzianek czekających na Julię. Okolica wydawała się spokojna, wymarzona do odpoczynku, lecz prawda okazuje się daleka od tego. Karkonoskie krajobrazy kryją w sobie wiele sekretów, ich poznanie pokazuje mroczną stroną ludzkich dusz i umysłów. Dariusz próbuje od lat uciec od przeszłości albo raczej odsunąć ją od siebie, tak jakby należała do kogoś innego. Jego życie jest dalekie od tego dawnego. Obecność Julii zakłóca wypracowaną rutynę, wzmaga niepokój, jego i jej. Oboje stawiają czoła sobie samym i innym, czy razem uda im się wyjść na prostą? Pozostają jeszcze mroczne Karkonosze i tajemnice, które rzucają ciemny cień na nich i wszystko dookoła …

 

Najłatwiej byłoby powiedzieć jakie to dobre, ale to oddawałoby jeden ułamek tego, co czuje się podczas lektury „Eteru”. Zaciekawienie przechodzące w zaintrygowanie, nieustanne oczekiwanie na to, co się wydarzy, pozorny spokój, który nieustannie zwiększa napięcie i u czytelników oraz bohaterów towarzyszą nam podczas czytania. Bardzo szybko nasuwa się również pytanie jaki będzie finał tej niesamowitej historii, chociaż z drugiej strony najlepiej gdyby można byłoby go odwlec jak najbardziej, tyle, że każda strona, rozdział coraz bardziej wciągają i nie da się odłożyć czytania na potem. Aniela Wilk splotła dwa gatunki w jednej historii, wydobywając z nich wszystko co najlepsze czyli ekspresyjność dreszczowca oraz intensywność sensualnej opowieści. A jeśli do tego dodać dbałość o detale oraz siłę drugiego planu czyli nieujarzmionej dzikości Karkonoszy to otrzymujemy imponujący wynik w postaci książki, która wciąż pobudza apetyt na więcej i więcej. Przemyślana fabuła jest swoistym labiryntem zbudowanym z najpierwotniejszych ludzkich instynktów, odsłaniających w człowieku to, czego sam się nie spodziewał lub co już od dawna go napędza. Czasem nie wiemy co tkwi w powieści, że wprost pochłaniamy ją. W przypadku „Eteru” to „coś” tkwi w krajobrazie, niespodziewanie niepokojącym i pełnym nieoczekiwanych tajemnic, bohaterach i rodzącej się między nimi relacja oraz kryminalnej zagadce, niedającej o sobie zapomnieć, kładącej się cieniem na wszystkich i wszystkim.  Mroczna, hipnotyczna, kameralna i zmysłowa powieść, w której oczywistość Aniela Wilk zastąpiła suspensem i pragnieniami, dając czytającym wielowarstwową lekturą, w żadnym razie jednorazową, ale taką do jakiej wraca się wielokrotnie.

 

Premiera:

22 września
  

Za możliwość przeczytania 

książki dziękuję