poniedziałek, 4 lipca 2011

Targi Książki w Katowicach

Katowicki Spodek, w dniach 20-23 października, stanie się miejscem, w którym królować będą książki. Książki drukowane, nowe i te z wieloletnią historią, książki do słuchania oraz e-książki. Książki dla dzieci i młodzieży, dla miłośników literatury polskiej i zagranicznej, dla uczniów, studentów i nauczycieli, dla wielbicieli historii, kulinariów, osób wierzących, ceniących literaturę fantastyczną oraz dzielących pasje czytania z zamiłowaniem do nowoczesnych technologii.

Podczas Targów Książki w Katowicach:

- najmłodsi czytelnicy spotkają się z bohaterami bajek,

- osoby niewidome i niedowidzące sprawdzą jak rynek książki wychodzi na przeciw ich potrzebom czytelniczym,

- uczniowie wezmą udział w warsztatach przygotowanych przez pracowników naukowych Uniwersytetu Śląskiego,

- redaktorzy, tłumacze, ilustratorzy, pisarze, poeci i wydawcy uczestniczyć będą w giełdzie pracy

- miłośnicy „książki z duszą” spotkają się z antykwariuszami i ich zbiorami,

- mieszkańcy regionu będą mogli włączyć swoje rodzinne pamiątki w zbiory Śląskiej Biblioteki Cyfrowej.

To oczywiście tylko niektóre z propozycji. Pozostałe znaleźć będzie można na stronie Targów Książki w Katowicach oraz na fan page’u Targów Książki na Facebooku.

Konkurs

Zapraszam do konkursu,
informacje oraz regulamin po
niżej:




REGULAMIN

Konkursu Czytelniczego „Wakacyjna miłość?”
Lipiec- Październik 2011

1 Przedmiot konkursu

Niniejszy regulamin, zwany dalej „Regulaminem”, określa warunki, na jakich odbywa się czytelniczy konkurs „Wakacyjna miłość?” zwany dalej „Konkursem”.

Konkurs jest zorganizowany w celu propagowania literatury i kultury koreańskiej oraz krzewienia wiedzy o Korei.

2 Organizator Konkursu

Organizatorem Konkursu jest Wydawnictwo Kwiaty Orientu, przy współpracy Korea Literature Translation Institute.

3 Zasady uczestnictwa w Konkursie

1. Konkurs adresowany jest do wszystkich powyżej 15 roku.
2. Konkurs polega na napisaniu eseju na temat książki „Zaopiekuj się moją mamą” Shin Kyung- Sook.

4 Zgłaszanie prac konkursowych

1. Uczestnicy konkursu zobowiązani są nadesłać/przynieść prace w terminie do 31 września,
pod następujący adres:

Adres mailowy: pytanie@kwiatyorientu.com

Z DOPISKIEM „Konkurs - Wakacyjna miłość?”

2. W ramach konkursu Uczestnik może nadesłać tylko jedną pracę.

3. Na odwrocie każdej nadesłanej pracy musi znaleźć się: imię i nazwisko uczestnika oraz jego
wiek.
4. Organizator nie przewiduje możliwości rozpatrywania zgłoszeń, które dotrą do niego po 30
września 2011 roku.

5

Zasady oceny i przyznawania nagród

1. Prace, spełniające kryteria niniejszego Regulaminu, zostaną ocenione przez komisję
kwalifikacyjną wybraną przez Organizatora.
2. Komisja konkursowa dokona wyboru najlepszych prac. Tylko jedna otrzyma nagrodę główną,
5 prac otrzyma wyróżnienia.
3. Nagrody zostaną wysłane pocztą lub zwycięzca może zgłosić się osobiście po odbiór.

6
Prawa autorskie

Nadesłanie przez Uczestników prac na Konkurs jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na
nieodpłatne i nieograniczone wykorzystanie ich przez Organizatora Konkursu do celów promocyjnych.
Jednocześnie Organizator oświadcza, że nie zostanie zmieniony charakter nadesłanych prac.

Niebiańska brama

"Porta Coeli. Czarne żniwa"

Toledo, miasto kontrastów, monumentalnych kościołów, wspaniałych pałaców i miejsce gdzie spotykają się wyznawcy trzech religii – chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Mieszanka kulturowa, która jak na razie żyje ze sobą w zgodzie, wyznawana religia nie jest jeszcze powodem do nagonki, nikt nie musi ukrywać do jakiego boga wnosi modły. Jednak tak naprawdę rzeczywistość inna, Święta Inkwizycja jest wszechobecna, jej agenci badają każde zdarzenie, które może wiązać się z odstępstwem od wiary. XIV w. nie sprzyja tolerancji, w cieniu podejrzenia znajdują się w szczególności wyznawcy judaizmu, nawet najbardziej nieprawdopodobna plotka jest brana za prawdę, za to co niewyjaśnione zrzuca się winę na Żydów. Enrique nie wątpi w słuszność postępowania swoich mocodawców, oni dają mu możliwość zrobienia kariery, takiej o jakiej zawsze marzył. Zdaje sobie sprawę, że jego pragnienia nie są tajemnicą, lecz innej drogi dla siebie nie widzi. Jako wysłannik Świętej Inkwizycji trafia do Toledo, które w porównaniu z innymi hiszpańskimi miastami nie jest jeszcze wstrząsane nagonką religijną, ale dużo nie brakuje by i tu wybuchła histeria na tym tle. Jego zadaniem jest wyjaśnienie tajemniczych zniknięć budowniczych tamtejszej katedry. Los krzyżuje jego życie z Veridianą, młodą wdową, której przeszłość zagraża bezpieczeństwu jej i jej bliskich. Nie zdają sobie sprawy, że przypadkowe spotkanie zmieni ich życie już na zawsze. Dostaną szansę, przejścia przez tytułowe Porta Coeli czyli bramę nieba, dzięki nim poznają świat gdzie odnajdą swoje przeznaczenie, tak samo jak niezwykłe jak oni sami.

Porta Coeli. Czarne żniwa” to druga książka cyklu autorstwa Susany Vallejo, hiszpańskiej pisarki. Dla tych, którzy są po lekturze premierowej powieści będzie to kontynuacja historii, ci, którzy jeszcze nie poznali poprzedniej opowieści śmiało mogą ją potraktować jako odrębną całość. Chociaż wątki są dalszym ciągiem pozwalają na swobodne czytanie bez obaw, że odniesienie do tego co już miało miejsce nie pozwoli zrozumieć fabuły. Pisarka przenosi czytelnika do XIV w. Toledo, tło historyczne jest ważnym elementem jej opowieści, chociaż trochę mylącym, bo początkowo można odnieść wrażenie, że będzie to kolejna powieść o Świętej Inkwizycja, będącym tak naprawdę tylko motywem drugoplanowym. Susana Vallejo kreuje na takich fundamentach fantastyczną rzeczywistość, gdzie to co znane przenika się z tym co dopiero będzie dane poznać. Czas staje się pojęciem względnym, płynącym dwoma równoległymi ścieżkami, dla jednych wolniej, dla innych szybciej, ale jego efekty są widoczne dopiero gdy przekracza się Porta Coeli. Bohaterowie zdają się być dziećmi czasów, w których przyszło im żyć, jednak od początku wyczuwa się w nich, że kryją coś w zanadrzu, chociaż nie chcą przyznać się do tego nawet przed sobą samym. Ich tajemnice są zapowiedzią tego czego będą uczestnikami. Autorka tworząc swoją opowieść ukazała świat, który ma być doskonalszą wersją tego, który jest znany. Zbudowany został przez ludzi i dla ludzi, na chwałę boską, ale czy zawsze będzie taki idealny? Czasem by stworzyć ciekawą opowieść nie trzeba tworzyć rzeczywistości od podstaw, inne spojrzenie na przeszłość pozwala ukazać równie fascynujący obraz.




Za możliwość przeczytanie książki dziękuję portalowi Na kanapie

sobota, 2 lipca 2011

Stosik czerwcowo-lipcowy

Stosik wysłany w czerwcu, dotarł w lipcu ;)


Lucas Starr "Zemsta Saro" wyd. VARSOVIA
Josh McDowell "Świadek" Oficyna Wydawnicza "Vocatio"
Rafał Kosowski "Nierozpoznany" Oficyna Wydawnicza "Vocatio"
Rafał Kosowski "Perła" Oficyna Wydawnicza "Vocatio"
Rafał Kosowski "Qedesha" Oficyna Wydawnicza "Vocatio"







Małe p
rzypomnienie o konkursie,
szczegóły
tutaj

piątek, 1 lipca 2011

"Książki moja miłość"


E-book "Książki moja miłość" miał swoją premierę 23 kwietnia na stronie e-bookowo.pl, dochód przeznaczony jest na zakup książek do szkolnej biblioteki.

Już 20 lipca będzie premiera wydania tego zbioru opowiadań w formie papierowej nakładem wyd. Radwan. A cel pozostaje ten sam - lektury do szkolnej biblioteki
:)

Polska fantazja

"Afgański Zeus"

Nie ocenia się książek po okładkach i zgadzam się z tym w 100%, dodałabym jeszcze, że po skrótowym opisie z tylnej obwoluty także nie, ale to już moje prywatne zdanie. W końcu oba te elementy mają przyciągnąć uwagę potencjalnego czytelnika, chociaż nie zawsze tak jest. W końcu i tak powinna być ważniejsza treść lektury, no, ale człowiek to w dużej mierze istota opierająca swoje opinie na pierwszym wrażeniu, korekta sądów przychodzi dopiero w kolejnym etapie - gdy już zaczniemy zapoznawać się z pomysłem autora. W przypadku "Afgańskiego Zeusa" to co widnieje na okładce może sugerować historię przygodową z wątkiem sensacyjnym i elementami fantastyki, ale czy na pewno? Rewolwer, sztylet, sztambuch z mapą, ślady krwi, lampa tranzystorowa, a w tle reliefy bądź płaskorzeźby ... dość osobliwy zbiór, lecz przecież to tylko zapowiedź tego co przygotował autor, a więc czas rozpocząć lekturę.

Początek to huk wybijanych szyb i wypadnięcie gościa restauracyjnego wprost na stojącą dorożkę, czyli wstęp z tzw. "przytupem", a następne słowa tylko w tym utwierdzają. Czyli awantura na całego, a jej prowodyrem jest główny bohater - starszy lejtnant Sergiusz Lawendowski, Polak, w służbie cara i to nie jako podwójny szpieg, ale jako jeden z najbardziej oddanych żołnierzy. Zdrajca, sprzedawczyk? W końcu to 1903 czyli czas zaborów, służba w rosyjskim wojsku raczej z dobrej woli rzadko kiedy zachodziła, a w stopniu oficerskim i to z takim oddaniem to już ewenement. Czy mi się wydaje, że autor odbrązawia mityczną postać patriotycznego bojownika czy to fakt? Ta tematyka jest obecna w książce, ale nie jest głównym motywem, słowa o niej są zarzutem i czymś na kształt wyrzutu sumienia. Jednak głównym wątkiem są przygody Sergiusza Lawendowskiego, które pomimo tego, że swój czas akcji mają na początku XX w. nie są staroświeckie, zaskakują umiejscowieniem intrygi i przebiegiem wydarzeń. Świat tajnych służb, szpiegów, wynalazków znacznie wyprzedzających początek dwudziestego stulecia, jednak to jeszcze wszystko. Na dobry początek telegraf bez drutu, autorstwo przypisywane Anglikom bądź ... przybyszom z Marsa i morderczy w swoich skutkach pokaz capoeiry w wykonaniu blond dziewczęcia. Interesujące wprowadzenie czyż nie? A to wszystko w krajobrazie pod sanktpetersburskiego podwórza generalskiej willi. A to dopiero zalążek całej historii, bo dzielny i oddany rosyjskiemu carowi lejtnant wyrusza do Afganistanu by odnaleźć nieznaną technologię wraz piękną miłośniczką sztuk walki. A podróż od początku ma swoich wrogów w postaci bandytów i biurokracji rosyjskiej, ta druga nawet okazuje się bardziej skuteczna w swoich działaniach. No i nagły zryw sumienia, a raczej jego wyrzutów u generalskich podwładnych narodowo-religijnych, tego raczej dowództwo nie przewidziało. Podróż obfituje w mniej lub bardziej krwawe momenty, nie brak jej też elementów satyrycznych, o to dba szeregowy Maliniak, zwany swojsko Casanową. W Kabulu szpiegowska misja podróżnicza wreszcie może się wykazać swoimi talentami by osiągnąć cel - znalezienia telegrafu bez drutu, oczywiście nie jest to łatwe, ale kto jak nie ta doborowa grupa może tego dokonać? Pomocą służy perski naukowiec, który jest przyjacielem polskiego króla Władysława V. Na zarzut że takiego króla Rzeczpospolita Obojga narodów nie posiadała, odpowiadam - ależ oczywiście, iż taki władca istniał, tylko jego osoba była utajniona, a dokładnie ta historia opisana jest w I części - "Bursztynowe Królestwo". Jednak to co odkrywa jest czymś więcej niż spodziewał się carski generał i znajduje się nie w górach - jak podejrzewano, lecz w miejscu uciech ... w końcu trzeba zadbać o odpowiedni kamuflaż, a ten jest, a raczej był, doskonały.

"Afgański Zeus" to historia, w której przeplata się wątek przygodowy z sensacyjnym, jednak nie jest to kolejna powieść z bardzo poważnym głównym bohaterem, bo ta postać raczej kojarzy się z przedrostkiem anty-. Polak, wierny żołnierz carskiego imperium, dla jego bezpieczeństwa i chwały walczący z innymi nacjami, a nawet z własnymi rodakami, nie wierzy w odzyskanie niepodległości, jest przeciwny kolejnym powstaniom. Ale jego postać, zresztą tak jak pozostałe osoby, jest potraktowany z lekkim przymrużeniem oka, autor "dokłada" każdemu narodowi wciągniętymi w akcję książki, bawi się stereotypami, co daje w efekcie świetną lekturę, bez zbytniej powagi i męczeństwa. A okładka książki i jej treść doskonale współgrają ze sobą, najlepiej to sprawdzić czytając.




Książka przekazana przez portal Sztukateria
i wyd. Dolnośląskiemu za co Dziękuję

czwartek, 30 czerwca 2011

Opowieść sługi

"Sługa kości"

Gdy sięgam po książki autorstwa Anne Rice to pierwsze skojarzenie jakie mi się nasuwa to wampiry, cóż jak coś sobie zapamiętam to nie ma siły by skojarzenia nie dawały o sobie znać. Oczywiście pisarka "popełniła" także powieści o innej tematyce, ale siła przyzwyczajenia zwycięża. Jednak czas by przynajmniej trochę skorygować mój tok myślenia, bo po przeczytaniu "Sługi kości" nadszedł na nowe analogie. Tym razem historia sięga swymi korzeniami, a raczej jej bohater, starożytnego Babilonu, chociaż nie jest on Babilończykiem, lecz Izraelitą. Wraz z nim poznajemy dawno zaginiony świat, znany nam tylko z fragmentów odkrytych przez archeologów i z muzealnych wystaw. Jednak to co przedstawione jest w opowieści Azriela wydaje się nad wyraz rzeczywiste, jego słowa oddają obrazowo to co zostało zasypane piaskiem minionych wieków. Przeszłość Azriela, utalentowanego młodzieńca, pochodzącego z bogatej rodziny, wydaje się baśnią jak z tysiąca i jednej nocy. Liczne zdolności, uznanie bliskich, sukcesy w szkole, a później jako skryby są tylko początkiem niezwykle barwnego życia. Ważnym jego elementem jest Marduk - babiloński bóg, którego głos bohater usłyszał jako dziecko, pomimo, że nie jest jego wyznawcą. Będzie on towarzyszył mu od tego momentu do końca życia, a nawet dłużej. W wyniku spisku Azriel staje się tytułowym sługą kości, traci życie i jednocześnie zyskuje nieśmiertelność, chociaż został pozbawiony możliwości zbawienia. Życie jako człowieka jest pierwszym etapem opowiadania ujawnionego przez młodego Izraelitę Jonathanowi, wykładowcy akademickiemu i pisarzowi. Dlaczego właśnie jego wybrał na swojego spowiednika? Czy zadecydowała religia czy może osoba Esther - młodej dziewczyny i studentki Jonathana,zamordowanej również w wyniku morderczej intrygi? Wyznanie prawdy o sobie miało być lekarstwem na ból wspomnień tego co wydarzyło się w zamierzchłej przeszłości, która wciąż jest żywa w pamięci.
Sługa kości, który właściwie nie jest nim, zbuntowany przeciwko losowi, wybranemu dla niego przez innych, w momencie gdy stał się bytem niematerialnym. Wielu próbowało użyć go do własnych celów, jednak ponosili za to karę, bo wraz ze spełnieniem ich życzeń tracili coś cennego dla siebie. Jedynie pierwszy i ostatni Pan Azriela dali mu wiedzę, dzięki której jest tym kim widzi go Jonathan - aniołem, postrzegającym siebie jako demona śmierci.
Legendy babilońskie, mity hebrajskie, dzieje starożytnych społeczeństw i tych, które nastąpiły po nich, średniowieczna Europa i jej późniejsze wieki, a elementem spajającym jest Azriel, jednocześnie mszczący się za zło i sam je popełniający. Pomimo upływu wieków świat wydaje się podobny, różnice są w architekturze, w odzieży, w technice, ale to tylko powierzchowne znaki, jedno pozostałe niezmienne - ludzie i pragnienie wiary w boga. Religie pojawiały się i znikały w mrokach dziejów, jedne przetrwały tysiące lat, o innych się już nie pamięta. Z imieniem boga na ustach popełniali zbrodnie, by zaraz potem dawać sobie rozgrzeszenie, przecież działali dla jego dobra ... a może własnej władzy?
Anne Rice stworzyła kolejną książkę, gdzie nic nie jest oczywiste, a początkowe założenia rozwijają się w zupełnie innym kierunku niż pierwotnie czytelnik zakładał. Osią akcji jest postać tytułowego sługi kości - Azriela, który wyjawiając swoją przeszłość jednocześnie stara się zrozumieć swoje przeznaczenie, cel swojej egzystencji. A kim była Esther dla niego? Osobą, która pozwoliła mu w końcu dotrzeć do prawdy, która cały czas mu umykała czy szansą na spełnienie pragnień?
Czytając tę książkę trudno się nudzić, bo z jednej strony, tak jak w poprzednich powieściach, bohater jest przedstawiony jako osoba rozdarta pomiędzy zaznaniem zbawienia, a życiem w nowym postaci, dającej jej nowe możliwości. Z drugiej strony mamy bardzo plastycznie oddane tło historyczne. No i wątek sensacyjny, trochę nietypowy i pojawiający się niespodziewanie. "Sługa kości" to lektura i dla tych lubiących klimat grozy i dla tych szukających elementów z obszaru sci-fi, ale również dla wszystkich doceniających sensację.



Za możliwość przeczytanie książki dziękuję

środa, 29 czerwca 2011

Zlecenie z drugim dnem


Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Duże Ka

"Śmiertelne zlecenie"

Książki
ze znakiem klucza kojarzę "od zawsze" z dobrą sensacją, czyli taką gdzie wątek kryminalny nie jest przewidywalny, a napięcie utrzymuje się od pierwszej do ostatniej strony. Nie można też zapomnieć o bohaterach, którzy dodają smaku opowiadanej historii, każdy z nich zapada w pamięć, ci pierwszoplanowi brylują w trakcie kryminalnej intrygi, a ci z drugiego planu tworzą intrygujące tło. No i autorzy tworzący powieści, do których powraca się co jakiś czas by na nowo zasiąść nad tajemnicą kto stoi za zbrodnią. Tym razem mój wybór padł na "Śmiertelne zlecenie" autorstwa Katarzyny Rygiel, a miejsce akcji zostało osadzone między innymi w Biskupinie, osadzie tajemnicę ma wpisaną swoje dzieje.

Tytuł książki skojarzył mi się nieco jednoznacznie - z morderstwem na zlecenie i szybko przekonałam się, że "usługa" i owszem jest, ale nie dotyczy zabójstwa, a przynajmniej nie od razu. Jego celem jest zupełnie co innego, a co dokładnie to na razie tajemnica, droga i to nie tylko w sensie finansowym. Czas na bliższe zapoznanie się z głównymi bohaterami, których zadaniem będzie rozwiązanie sensacyjnej zagadki, chociaż początkowo nic nie zapowiada, że będą ze sobą współpracować. Co innego przyjaźń pani antropolog z pewnym policjantem, a czym innym wspólne śledztwo. Każde z nich osobno zmierza do Biskupina, gdzie również już są - pewien usługobiorca i usługodawca. Bohaterzy wchodzą w świat liczący sobie setki lat, a czytelnik podąża za nimi po drogach z bali drewnianych. W takiej scenerii łatwo się zatracić, a przeszłość jest na wyciągnięcie ręki, ta daleka i ta bliższa, dotycząca pani archeolog i złotnika specjalizującego się w dawnej biżuterii. A policjant krąży wkoło tropiąc ślady pozostawione przez pewnego nieznajomego, czy ma to coś wspólnego ze złotniczymi cudami, które nagle trafiają do wspólnej znajomej? Akcja się rozwija, a wraz z nią rośnie ilość nasuwających się pytań, szczególnie, że pojawia się trup i jest on już trochę znajomy, no i na scenę wkracza kolejny aktor - były mąż o dość szemranej przeszłości... Śledztwo, które zaczęło się w Warszawie wiedzie stołecznego policjanta do Biskupina, a później do Gołuchowa. Okazuje się, że krąg zawodowo-towarzyski jest niespodziewanie szeroki, no i co i rusz wychodzą nowe powiązania raczej z kategorii tych łamiących prawo, a czasem życie. Nim zostanie rozwiązana jedna zagadka już pojawia się druga na horyzoncie, a zaraz za nią kolejna.

Trzeba przyznać, że autorka dokładnie przemyślała wątek sensacyjny, nie ma w nim nic przypadkowego, każde wydarzenie łączy się z pozostałym w spójną całość, chociaż nie brak również momentów zaskoczenia, bo gdy rozwiązanie jest już o krok okazuje się, że następuje zwrot akcji, który zmienia spojrzenia na to co jeszcze przed chwilą wydawało się pewne.

"Śmiertelne zlecenie" to książka gdzie osią akcji jest zarówno motyw sensacyjny jak i obyczajowy, oba zazębiają się tworząc historię, w której przeszłość i teraźniejszość mają równy wpływ na rozwój wydarzeń, a wątek powiązań towarzysko-rodzinnych dodaje jeszcze interesujących tropów w czytelniczym śledztwie. W to wszystko zgrabnie wplecione wiadomości z zakresu archeologii oraz prawdziwe wydarzeni i miejsca i to nie zagranicą, ale w polskich realiach. W końcu ludzka chęć sławy i zakosztowania zakazanego owocu, chciwość i zazdrość, nie zna granic, może dać znać o sobie wszędzie.


Za możliwość przeczytanie książki dziękuję
portalowi
Duże Ka i wyd. Zysk i S-ka

wtorek, 28 czerwca 2011

Korporacyjne życie ;)

"Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu"

"Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu" to druga książka w dorobku autora ukrywającego swoją tożsamość pod pseudonimem Harosław Jaszek, czy podobieństwo do twórcy wojaka Szwejka jest zamierzone nie wiadomo. Jedno jest pewne, zbieżność z czeskim pisarzem to nie tylko analogia w imieniu i nazwisku, ale przede wszystkim w klimacie książek – satyrycznym, ukazującym absurdy rzeczywistości, w której przyszło żyć twórcom i nie tylko im. Autoironia towarzyszy czytelnikowi od pierwszej do ostatniej strony, bez momentu przerwy i ze stałym, wysokim, natężeniem.

Wymarzona droga do kariery w światowym koncernie stoi otworem dla głównego bohatera. Gdy już prawie zapomniał o rozmowie kwalifikacyjnej dostaje informację, że upragniona praca jest w zasięgu jego ręki, to co wydawało się tylko marzeniem spełnia się. Pierwszy dzień w pracy jak i kolejne tylko potwierdzają to co można zobaczyć w telewizji - profesjonalizm, dbanie o pracownika, wysokie standardy (oczywiście zgodne z ISO) no i kierownicze stanowisko, a ostrzeżenia współpracowników są traktowane jako przejaw zazdrości. W końcu międzynarodowa firma to niebo w pracowniczym świecie, nie to co zatrudnienie w małej firmie gdzie wszystko jest prowizoryczne. W nowym miejscu pracy wszystko ma swoją procedurę działania, nic nie jest pozostawione przypadkowi, jakby nie było zasady norm jakości zobowiązują, a jeżeli już coś idzie nie tak jak powinno to winna temu jest firma zewnętrzna. Witaj w raju nowy pracowniku, na stanowisku kierownika, gdzie zarządzać będziesz tylko i wyłącznie sobą - w końcu taka nazwa stanowiska brzmi poważniej niż specjalista!
Otwieracze rządzą światem, chciałoby się powiedzieć po kilkunastu stronach książki, a nimi zebrania, audyty, maile z rozporządzeniami do zarządzeń. Biurokracja ma się dobrze, no ale przecież nie można tak określić ją, bo to nie czasy socjalizmu - chociaż slogany ze ścian biurowca są jakże podobne do tych z przeszłości. Magia image`u wypracowanego przez dział marketingu korporacji działa nie tylko na zewnątrz, ale także na personel, szczególnie na głównego bohatera. Zauroczenie wzrasta wprost proporcjonalnie do liczby przepracowanych dni, a nawet lat, w nowym miejscu. Po prostu pracować i nie szukać nowej posady, po co jak ta daje pełną satysfakcję, no może trochę różniąca się od wyobrażeń z przeszłości, ale procedury korporacyjne mają się dobrze, jak nawet nie lepiej. Zdrowy rozsądek mógłby wytłumaczyć rotacje kadr, jednak ten organ skrył się w cieniu radości z pracy w koncernie i jakoś nie chciał z niego wyjść, nie był zgodny z myślą przewodnią i procedurami poaudytowymi. Wszystko co dobre zawsze się kiedyś kończy i o tym też niestety przekonuje się korporacyjne zwierzę.

"Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu" to satyryczny portret pracy w międzynarodowej firmie, przedstawiony w formie propagandy sukcesu podobnie jak w starych kronikach filmowych. I w jednym i w drugim liczyła się wspólna praca, a człowiek podobno był najważniejszy, oczywiście gdy działa w ramach procedur. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie przez głównego bohatera co tylko podkreśla "autentyczność" przeżyć. Nie ma tam obalania lub potwierdzania korporacyjnych mitów czy też legend, coś takiego jak wyścig szczurów też nie jest wspomniany, przecież to jedna szczęśliwa rodzina, jak ze spotu reklamowego. Czytelnicy, którzy są nastawienie na sensacyjne wątki czy też bardziej "soczyste momenty" raczej ich nie doświadczą, za to poznają codzienną rzeczywistość tak różną od tej przedstawianej w programach ekonomicznych, a raczej bliższą tej kabaretowej. Dla tych, którzy znają od kulis pracę w korporacji jest to okazja spojrzenia z perspektywy "przymrużenia oka" na własne doświadczenia, a dla pragnących dopiero dostąpić tego "raju" to może być przysłowiowa "szklanka wody przed".
Książka ta pomimo, że w swym tytule nie ma słowa „przewodnik” to jak najbardziej może jako taki służyć, dlaczego? Ponieważ daje czytającym oprócz ogromnej dawki humoru także kilka sposobów jak przetrwać w koncernowej dżungli i nie utracić dobrego samopoczucia. Znajomość kilku tricków może być pomocna w najmniej oczekiwanych sytuacjach, w końcu czytanie powinno wzbogacać naszą wiedzę, tę o korporacjach również. A co z tytułowym, przypadkowym, upadkiem, przed którym każdy chciałby chronić swoją „ukochaną” firmę? Tajemnica kryje się między słowami książki i jest do odkrycia dla każdego czytelnika.


Za możliwość przeczytanie książki dziękuję portalowi Na kanapie


sobota, 25 czerwca 2011

Duże Ka



Dzięki Dużemu Ka mogłam przeczytać książkę Przemka Guldy "Chłopcy i dziewczęta w Polsce", a tutaj można przeczytać recenzję do niej.

piątek, 24 czerwca 2011

Zdradliwe szczęście

"Szczęśliwy w III Rzeszy"

Tytuł książki Marka Żaka wydał mi się niemożliwy, bo jak w jednym zdaniu umieszczać słowa wzajemnie sobie przeczące. Nazwa państwa stworzonego przez Hitlera nie kojarzy się z niczym co mogło by dawać radość, za to obrazy, w których jest ból, krew, śmierć milionów niewinnych ludzi, lata cierpienia - natychmiast ma się przed oczyma. Oczywiście, nawet w czasie wojny, życie toczyło się dalej, może nie tak samo jak przed okupacją, ale społeczeństwo chciało zachować chociaż namiastkę normalności, pomimo codziennego widoku niemieckich żołnierzy, doniesień o kolejnych zwycięstwach okupanta i rodzinnych dramatach rodzin wojskowych i nie tylko.
Ale co z tym szczęściem w takich warunkach? Autor pokazał je na przykładzie głównego bohatera - Marka Gara, młodego naukowca, przed którym świat stał otworem, wydawało się, że wraz z wybuchem wojny jego kariera została złamana. W najlepszym przypadku praca w aptece jako farmaceuty dawała chwilowe bezpieczeństwo przed wywiezieniem na roboty przymusowe. Badania rozpoczęte były przez niego kontynuowane w polowych warunkach, w końcu nowe leki właśnie w takich czasach mogą uratować zdrowie, a nawet życie pacjentom. Pomysł by na własną rękę nadal pracować nad nowymi recepturami wydaje się czynem chwalebnym. Nawet wyjazd do pracy w niemieckiej firmie na zaproszenie dawnego profesora wydaje się mieć sens - w ten sposób pomoc dla chorych będzie szybsza. Takie postępowanie może być oceniane różnie, ale źródłem jest chęć ratunku dla ludzi, bez względu na ich narodowość. Jednak wraz z upływem czasu czytelnik widzi tego samego bohatera w innym świetle - człowieka, który korzystając ze swojej wiedzy robi użytek z niej co najmniej dyskusyjny. Stara się być aż do granic możliwości jak najbardziej użyteczny w swojej pracy, jego leki pomagają tym, którzy zabijają jego rodaków, a z drugiej strony cieszy go każda porażka zwycięskiej armii, chociaż tę radość zachowuje dla siebie. Zostaje doceniony jako naukowiec i fachowiec, korzysta więc z tego co oferują mu w zamian - lepszego mieszkania, lepszej wypłaty, a nawet kobiety - agentkę gestapo. Oczywiście jest śledzony, podsłuchiwany, ale przyjmuje to jako "dobrodziejstwo inwentarzu", nawet zachęca swoją żonę by jej raporty były jak najbardziej dokładne.
W momencie wyjazdu przyjaciele uważali, że jego wyjazd to tylko część prawdy, tak naprawdę będzie pracował dla ruchu oporu. Jednak Marek Gar ma tylko jeden cel w życiu - stworzenie jak najbardziej skutecznych leków, a jeżeli umożliwia mu to wróg - no cóż pamięta jeszcze okres zaborów i "pokojową koegzystencję" Polaków i Niemców w rodzinnej Wielkopolsce.
Autor nie wybiela swojego bohatera, nie przypisuje mu patriotycznych ciągot, wyrzutów sumienia, to nie jest podwójny agent, wręcz przeciwnie on nie ma rozterek co do swojej moralności - po prostu jego życie potoczyło się tak, a nie inaczej, więc nie ma co wylewać łez tylko trzeba robić to co się umie najlepiej - produkować leki. Nie można powiedzieć, że jest faszystą, przecież cieszy się w duchu z klęsk wojsk hitlerowskich, a że tego nie okazuje? Ma przecież cel nadrzędny - swoją pracę. Więcej skrupułów moralnych ma jego otoczenie - żona, będąca agentką gestapo, dawny kolega a obecnie major Wermachtu, teściowie, a nawet szwagier, zaprzysięgły zwolennik Hitlera. Chociaż ich zwątpienia rodzą się w momencie gdy dowiadują się o pierwszych niepowodzeniach frontowych bądź po zobaczeniu getta. Dla młodego naukowca najważniejsze są substancje chemiczne, sposób ich produkcji, lokalizacja nowych fabryk tak by były w miejscach gdzie nie grozi im alianckie bombardowanie. Nasuwa się pytanie czy oddanie pracy może być aż tak wielkie, że można nim usprawiedliwić brak jakiejkolwiek reakcji na zauważane wykorzystywanie robotników przymusowych, próby nawiązania kontaktu przez alianckich agentów? Oczywiście można odpowiedzieć na takie dictum - a co może jeden człowiek, przecież na jego miejsce zawsze mógł być ktoś inny, jest tylko pionkiem w grze rozpoczętej przez innych. Ale czy to wystarczy by ocenić lub usprawiedliwić postępowanie człowieka? Nawet gdy sam określa siebie słowem konformista, nie jest to wypadkowa historii i przeznaczenia, na które jednostka nie ma wpływu? A może nie chce go mieć? Początkowo nazywał siebie mianem niewolnika - przecież był śledzony, podsłuchiwany, nie mógł wyjechać poza miasto gdzie pracował, nawet na spotkania z kobietą, którą kochał potrzebował zgody gestapo. Jednak wraz z upływem czasu, gdy te ograniczenia zostały zniesione - tym razem zniewoliło go nowe, wygodne, życie no i praca - która była usprawiedliwieniem dla każdego działania. Tylko to już nie były jedynie badania nad lekami, to było zarządzanie fabryką tak by przynosiła zyski, a nawet zapewnienie jej przyszłości po wojnie. Gdzieś szczytne ideały zamieniły się w szelest banknotów, to co można było tłumaczyć na początku obawą o życie swoje i rodziny lub brakiem odwagi stało się zaprzedaniem się uzasadnianym, że w czasach po hitlerowskich trzeba będzie odbudować i Polskę i Niemcy.

Podobno cel uświęca środki - i to chyba najtrafniejsze określenie głównego bohatera oraz drogi życiowej, którą wybrał. Jego celem było tworzenie leków i gdy dostał taką możliwość nie wahał się jej wykorzystać. To co początkowo było szczytną ideą przerodziło się w zaprzedanie siebie, zdrada stała się sposobem na życie, raz popełniona powtarzała się wielokrotnie w życiu zawodowym i prywatnym. Marek Gar uważał się za ofiarę wojny i jednocześnie korzystał z przywilejów stwarzanych przez wroga, bo jak tłumaczył sobie, należały mu się jako przyszłemu zwycięzcy, chociaż do tego triumfu nie przyczynił się. W książce "Szczęśliwy w III Rzeszy" nie ma prostego podziału dobry Polak i zły Niemiec, nie można też powiedzieć, że jest dokładnie odwrotnie. Charakter bohaterów nie zależy od ich obywatelstwa czy narodowości tylko od indywidualnych cech. Z jednej strony mamy zaślepienie zbrodniczą ideą, z drugiej strony wmawianie sobie, że wybrana ścieżka była najlepszą z możliwych. Kto w końcu ujrzał prawdziwy obraz rzeczywistości, w której przyszło żyć? Czy niewiara w odzyskanie wolności przez Polskę może być kolejnym wytłumaczeniem dla oportunistycznego działania?

"Szczęśliwy w III Rzeszy" to historia człowieka, który zdecydował się na realizację swoich marzeń, przyjmując ofertę ze strony wroga. Chociaż szansę tak naprawdę dał mu dawny nauczyciel, nie widzący w byłym studencie przegranego wroga tylko zdolnego naukowca. Taki początek był wstępem do sukcesu, jaki w wojennej zawierusze nie byłby możliwy na terenie Polski. Jaka była cena triumfu? Zdrada wartości, ludzi bliskich, a nawet rodziny bez większych rozterek moralnych z uzasadnieniem, że efekty pracy rekompensują zło, wyrządzone przez tych dla których pracował.


Książka przekazana przez portal Sztukateria
i wyd. Albatros za co Dziękuję

czwartek, 23 czerwca 2011


Wiem, chwalić się nie wypada, no ale lubię iść pod prąd ;) Jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać i coś napisać o książce "Isabel Allende "Podmorska Wyspa", a moje odczucia ukazały się na Kobiecych Pasjach, czyli tutaj.

Stosik weekendowy :)

Podobno mamy początek weekendu, jak dla mnie rozpocznie się on w piątek po godzinie 17, chociaż pod względem lektury to już jest ;)

Robert Coeli - "Czarne żniwa", nakanapie.pl
Harosław Jaszek - "Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu", nakanapie.pl
Alison Goodman - "Eona. Ostatni Lord Smocze Oko", Duże Ka
Alison Goodman - "Eon. Powrót lustrzanego smoka", Duże Ka
Wolfgang Hohlbein - "Thor. Saga Asgard", Duże Ka


Dziękuję :)

środa, 22 czerwca 2011

Dzięki Sabince i jej akcji - Wakacyjna Wymiana - dostałam wspaniałe książki od Natuli i okazało się, ze trafiły dokładnie w moje zainteresowania czytelnicze. No, a do tego coś słodkiego i śliczna karteczka:)



Dziękuję za niespodziankę :D








"Moc i Cesarzowa"

Ostatnia historia z trylogii Przeznaczenie duetu pisarek Gacek & Szczepańska, każda poprzednia opowieść była odrębnym wątkiem, ale z motywem, który miał swój ciąg dalszy w następnej książce. "Moc i Cesarzowa" to trzeci i ostatni tytuł cyklu, część bohaterów już poznałam przy wcześniejszej lekturze, wróżka Małgosia i komisarz Anna Sarnowicz znowu staną przed kryminalną zagadką, gdzie logiczne wyjaśnienia nie zawsze są w stanie dać odpowiedź na kryminalną tajemnicę. W tytule znajdują się nazwy dwóch kart tarota - moc i cesarzowa. Pierwsza z nich oznacza między innymi szeroko pojętą odwagę i stabilność psychofizyczną, konieczną, gdy pragnie się bronić swoich wartości i zwycięsko zmagać z przeciwnościami losu. Natomiast druga symbolizuje miłość i szczęście, macierzyństwo i cnotę, jest także pomostem pomiędzy duchem i materią. Czy faktycznie takie rozumienie kart znajdzie odbicie w ostatniej odsłonie serii Przeznaczenie? Poprzednie spotkania pozostały w mojej pamięci, a szczególnie ślady, pozostawione przez tajemniczego sprawcę o, jak się wydaje, nadnaturalnych zdolnościach. Ostatni tytuł jest jednocześnie osobnym opowiadaniem, a z drugiej strony stanowi zwieńczenie całej historii.

Dwa ciała splecione w pozie kochanków - schemat działania mordercy, który przebywa w więzieniu, nowa zbrodnia jest dziełem naśladowcy czy wynajętego zabójcy? Przed takim pytaniem stoi komisarz Sarnowicz, brak wyraźnych śladów i niezidentyfikowane ofiary nie są obiecującym początkiem dochodzenia. Do tego zawirowania w życiu osobistym, dziwne spotkanie w ciemnym korytarzu i niepokojąca wróżba nie nastrajają optymistycznie Annę. Jedna z osób, które znalazły zamordowanych przyznaje, że czuła na miejscu zabójstwa złą energię, ale takich zeznań nie można umieścić w aktach sprawy, tak samo ja głośno lepiej nie mówić o wrażenie, że jest się na celowniku - tylko kogo i dlaczego,na razie nie wiadomo. Atmosfera zaczyna zagęszczać się, a uczucie to potęguje dodatkowo czyjaś obecność w tle, nieokreślona, lecz wzrastająca w siłę. Czy może ma to coś wspólnego z człowiekiem z poprzednich części cyklu - mężczyźnie, który został już odizolowany od świata, ale czy na pewno mury i kraty są wystarczającą ochroną dla otoczenia?
Powoli sprawa rusza z miejsca, ofiary zostają zidentyfikowane, jednak sprawca nadal zostaje anonimowy, a może jest już znany? Kolejne znalezione ciało, w miejscu gdzie już raz popełniono podobne przestępstwo i podobna stylizacja, jakby tego było mało cała rzecz ma miejsce w domu Gerarda - tajemniczego zbrodniarza, który dał się poznać nie tylko od najgorszej swej strony, lecz i nadnaturalnej. Historia zatacza koło, szczególnie, że martwą nastolatkę rozpoznaje komisarz Sarnowicz - kilka dni wcześniej przypadkiem usłyszała jej rozmowę z koleżanką. Teraz jedna z dziewczyn nie żyje, a druga zaginęła - zbieg okoliczności czy przeznaczenie? W takiej sytuacji przydałaby się intuicja i wiedza Małgosi, jednak wróżka przebywa na wakacjach, a czas nagli. Kolejny podejrzany okazuje się nie ostatecznym sprawcą, można się domyślać kto stoi za zbrodniami, ale czy to na pewno on czy może kolejny pionek w grze? Kto jest końcowym celem mordercy i dlaczego właśnie ta osoba? Co ma w sobie, że stała się obiektem w zabójczej rozgrywce? Rozwiązanie zagadki wydaje się oczywiste, jednak takim nie jest, bo nie tylko odkrycie tożsamości sprawcy jest ważne, motywy są istotniejsze.

Mogłoby się wydawać, że trzecia część cyklu będzie już tylko zebraniem wątków z dwóch poprzednich - nic bardziej mylnego. "Moc i Cesarzowa" są równie emocjonujące, a może nawet bardziej niż poprzednie książki serii. Gdy się wydaje, że wszystko wiadomo okazuje się, iż tak naprawdę niespodzianki dopiero czekają czytelnika. Co oznaczają tytułowe karty? Raczej kogo - wróżkę i policjantkę, obie stanęły na drodze człowieka, który chciał za wszelką cenę zrealizować swój plan, a one pokrzyżowały jego plany.

Sensacje i ezoteryzm - motywy wykluczające się? Nie, raczej wzajemnie uzupełniające się wątki bez wyraźnie zaznaczonych granic, przechodzące płynnie jeden w drugi. Bohaterowie korzystają z każdej możliwości by osiągnąć swój cel, różni się on swoim efektem - morderca opętany jest potrzebą zdobycia mocy bez względu na koszty, a ścigający go stróże prawa mają za zadanie zapobiec zbrodniczemu procederowi. Czasem by zwyciężyć trzeba wykorzystać środki, o których głośno nie mówi się w kontekście słów "śledztwo, dochodzenie" - przeczucia, intuicję i to co wskazuje tarot.




Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi
Zbrodnia w Bibliotece