niedziela, 14 czerwca 2020

Ich sekrety


„Jej sekret”
Penelope Bloom

Sekret to nie kłamstwo czyż nie? Tak to już bywa, że nie mówi się wszystkiego, zwłaszcza gdy drugiej strony się nie zna, no i trzeba zrobić odpowiednie wrażenie. Oczywiście wiadomo, że wszystko to, co nie zostało powiedziane wprost prędzej czy później i tak ujrzy światło dzienne. Jednak czasem odwlekanie ujawnienia prawdy ma naprawdę szlachetny cel. Problem w tym, iż droga do piekła jest podobno wybrukowana dobrymi chęciami, a czy do nieba również?

Kiedy na czymś człowiekowi zależy nie można poddać się już na starcie. Violet Browning na pewno nie należy do tych, osób, które przyjmują odmowę i nie szukają swojej drugiej szansy, a na pewno jeśli wchodzi w grę osoba Petera Barnidge`a. Kto jak kto, ale ona zna się na promocji, więc mogłaby być pomocna w promocji znanego pisarza, problem w tym, że on jakoś nie jest chętny do współpracy i wyraził to dość dosadnie. To ostatnie właśnie padło odnośnie Violet, ale od czego jest upór i oddanie sprawie? Peter przekonuje się na własnej skórze co znaczy zaleźć za nią tak zdeterminowanej kobiecie, no i pozostaje jeszcze kwestia uczuć jakie ona wywołuje. Oprócz tego, że są całkowicie sprzeczne i dość nieoczekiwanie podkopują dotychczasową strategię traktowania płci przeciwnej, skutecznie podgrzewają temperaturę wzajemnych stosunków. Pozostaje jeszcze kwestia odpowiedzi na pewno pytanie podczas rozmowy kwalifikacyjnej, mijającej cokolwiek z rzeczywistością. Jednak kiedy już walczyło się o pracę u kogoś takiego jak Barnidge, zaakceptowało warunki zatrudnienia to byłoby całkowitą głupotę powiedzieć prawdę, zwłaszcza, że to wszystko było robione w imieniu kogoś, kto jest najważniejszy. Co więc zrobić gdy trudno zaprzeczyć, że oboje czują do siebie coś innego niż niechęć podszytą ciętymi ripostami? Pozostaje jeszcze kwestia tajemnicy Violet i przeszłości Petera …

Humor, zasada „kto się lubi ten się czubi”, bohaterowie, doskonale wpisujący się w nią oraz ich nowojorski charakter są świetną kanwą dla opowieści, w jakiej uczucia odgrywają dużą rolę. Jednak Penelope Bloom przyzwyczaiła już czytelniczki, że nie tylko emocje w jej książkach są na pierwszym planie, lecz również dowcipne dialogi oraz zbiegi okoliczności, gwarantujące świetną rozrywkę podczas lektury. Najnowsza książka jak najbardziej wpisuję się w te ramy, ale nie jest kopią czy też powtórką poprzednich części, a jej postacie nie powielają cech poprzedników, chociaż mogą się wydawać na pierwszy rzut oka poobne. „Jej sekret” jest komedią romantyczną i nie ma co tego ukrywać, z wyraźną chemią pomiędzy bohaterami, pojawiającą się na samym początku i odczuwalna do samego końca, zresztą byłoby to trudne. Jednak to także lekka atmosfera, pod jaką jest ta trochę bardziej poważniejsza, w jakiej jest samotne macierzyństwo i zdobycie satysfakcjonującej pracy. Kanon oczywiście znany, ale dający wydobyć z siebie coś jeszcze kiedy czyni się to z dowcipem, dopasowanym do okoliczności, oraz z sympatią do postaci, opowiadający ich historię tak, by nie była błaha, lecz wciąż cechowała ją lekkość. Sięganie po to, co sprawdzone nie zawsze okazuje się dobrym rozwiązaniem, lecz w przypadku tytułu „Jej sekrety” okazało się tak jak i wcześniej czytelniczym strzałem w dziesiątkę, dającym solidną porcję śmiechu, lecz również i wzruszeń. Autorka dała czytającym ciekawą odskocznię od codzienności, gwarantującą relaks i niejeden powód do śmiechu.



            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
       dziękuję 
 
  wyd. Albatros
 

sobota, 13 czerwca 2020

Lipcowa premiera

Premiera
lipcu
:)








Drugi tom niezwykle emocjonującej serii „PInk Tattoo”!



Czasami uczucie wsiąka pod skórę jak tusz i tworzy na niej unikatowy wzór.

Malwina świetnie opanowała grę pozorów. Na co dzień nosi maskę, którą zdejmuje tylko w nocy. To wtedy wracają do niej wspomnienia i koszmary. Tylko w nocy jest naga i bezbronna.

Arek ma na plecach wzory, ale nie są to tatuaże. To wspomnienia, które ktoś wyrył na jego skórze. Kiedyś w życiu mężczyzny pojawiła się kobieta, która zaoferowała mu coś, czego bardzo pragnął – zapomnienie. Tej kobiety już nie ma.

Malwinę i Arka łączy jedno – nie szukają miłości i wolą nie angażować się w żadne relacje, bo w głębi duszy wiedzą, że na końcu czeka na nich tylko ból.

Jednak nie zawsze to, czego chcemy, jest właśnie tym, co nam się przydarzy.

piątek, 12 czerwca 2020

Krwawe brzemię


„Jedna krew”
Stefan Darda

Zło nie zawsze jest obce i nie musi przyjść z daleka, czasem ma bardzo znajomą twarz i źródło bardzo bliskie. Zagrożenie wcale nie czyha daleko, trzeba się mieć na baczności tam gdzie wydaje się, że jest bezpiecznie. Tajemnice zdają się być dobrym sposobem na spokój i zapomnienie tego, co go zakłóciło, lecz pamięci ludzkiej nie da się wymazać. Niepokój w niej raz zasiany będzie żywił się tym, co miało przynieść ukojenie. Czy tam gdzie strach bierze górę nad rozsądkiem budzą się demony?

Lęk bywa dobrym doradcą, chroni przed wejściem na niebezpieczne rewiry, lecz czasem również staje się podatnym gruntem dla czegoś zupełnie odwrotnego. Tak samo jak i niezaspokojona ciekawość w połączeniu z sekretami. Wieńczysław Pskit przekonał się już o jednym i drugim, teraz musi zmierzyć się z tym ostatnim. Kiedy jako dziecko z bliska zobaczył to, co większość uważa jedynie za legendę sądził, że zakończyło się to wraz z niecodziennym pochówkiem bliskiej krewnej. Ale czy faktycznie tak było i co jeśli ma to swój ciąg dalszy kilka dekad później? Powrót do bieszczadzkiej wioski przypomina dawny koszmar, chociaż czy nie jest on również sygnałem, że znowu ma miejsce? Co naprawdę wydarzyło się wtedy i dlaczego znowu dało o sobie znać? Może to jedynie niepotwierdzone przypuszczenia, chociaż dowody są aż nazbyt widoczne. Stare rozwiązanie z przebiciem serca zębem brony oraz odcięcie głowy nie przystaje do tego, co zwykło się uważać za zapewnienie wiecznego spoczynku, ale wydaje się jedynym rozwiązaniem, chociaż raczej nie takim o jakim mówi się komukolwiek. Pskitowi raz udało się uciec przed klątwą „jednej krwi”, lecz po raz kolejny wcale nie będzie mu łatwiej. Bieszczady kryją niejedną tajemnicę, niektóre z nich są rodzinnym przekleństwem, inne stają się sekretnym brzemieniem również dla innych. Noc skrywa wiele i przynosi niepokojąco realne sny …

By w pogodny dzień pojawiła się gęsia skórka, a mrok i chłód stały się odczuwalne czytana historia musi przenosić czytelnika w całkiem inne miejsce. Najnowsza książka Stefana Dardy funduje nam właśnie taką podróż i to nie krótkotrwałą, lecz trwającą tyle ile lektura. Literatura grozy ma się dobrze, o czym świadczą ostatnie premiery, a zwłaszcza „Jedna krew”, której okładka jest czytelną zapowiedzią co czeka tuż za nią, ale tak naprawdę kolejne strony pokazują dopiero, że ta eskapada na długo  pozostanie w pamięci. Pisarz wirtuozersko wykorzystał bieszczadzki klimat, dziejowe wiraże, a zwłaszcza tytułowy motyw, twórczo rozwinięty i intrygująco, stopniujący napięcie. Tam gdzie można by się spodziewać prostej konstrukcji otrzymujemy nieszablonowe zwroty akcji oraz niesamowite zapętlenie fabuły prowadzące do nieoczekiwanego finału. Jednak nim on nastąpi czeka na czytających prawdziwa uczta grozy spod znaku rozgrywki pomiędzy dobrem i złem, ale nie w rozumieniu takim do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni lub raczej oczekujemy. Mroczny cień dostrzegany jest prawie cały czas, a kiedy na chwilę ginie przesłonięty przez promień nadziei po chwili odczuwany jest jeszcze silniej. „Jedna krew” ma w sobie pewną dozę folkloru oraz ogromną dawkę nieprzewidywalności, lecz najważniejsze są wątki tak poprowadzone, że jakiekolwiek przypuszczalne scenariusze rozwoju akcji i tak okazują się nieprzydatne. Stefan Darda zadbał o odpowiednią dramaturgię i jej rozwój nie tylko w oczekiwanych momentach, ale przede wszystkim tam gdzie się ich nikt nie spodziewa. 




Za możliwość przeczytania książki 
                 Dziękuję  wyd. Videograf

środa, 10 czerwca 2020

Wind Dragons #1


Premiera:

„Dragon`s lair”
Chantal Fernando

Podobno marzenia spełniają się, tylko rzadko kto uprzedza, że trzeba uważać czego się pragnie oraz o tym, iż czasem urzeczywistniają się z całym pakietem dodatkowych atrakcji, o jakich oczywiście nie było mowy. Pozostaje jeszcze kwestia tego, co potem kiedy sny stały się jawą? No właśnie, tam gdzie kończy się fantazja otwierają się drzwi do świata całkiem nieznanego i innego od tego znanego. Niekiedy wejście do niego okazuje się najlepszą przygodą w życia.

Przyjaciel Faye z dzieciństwa dorósł, tak jak i ona, ale w czasie kiedy ona pilnie studiowała, on poszedł zupełnie inną drogą. Coś jeszcze się zmieniło, ona nie jest młodszą koleżanką, która trzeba było pocieszać, a on, no cóż … Dex Black nie jest już chłopakiem z sąsiedztwa, należy do klubu motocyklowego i wciąż robi wrażenie na dawnej znajomej. Z wzajemnością zresztą. Jedno wyjście do baru w ramach zapomnienia zdrady i wprowadzenia zmian w egzystencji kończy się tym, o czym Faye marzyła od lat. Problem w tym, że ciąg dalszy jest zupełnie inny od tego jaki powinien być. Po pierwsze niespodziewana rewolucyjna w życiu dziewczyny, po drugie kolejne zmiany, przewracające jej spokojne do tej pory życie do góry nogami, a nawet więcej. Co ze starannie zaplanowaną przyszłością, co nieco kłócącą się z tym co obecnie jest jej udziałem? Przyszła kariera prawnicza wisi na włosku, do tego klub motocyklowy i przede wszystkim Dex. Ten trójkąt nie wróży spokoju, a raczej coś zupełnie odwrotnego, zwłaszcza, że Faye nie zamierza ot tak przystać na zasady panujące w otoczeniu Blacka. Potulność nigdy nie była jej mocną stroną, tak samo jak i siedzenie cicho oraz umiejętność milczenia. Pozostaje jeszcze kwestia uczuć, na pewno gwałtownych, skomplikowanych i całkowicie odmiennych do tych do jakich byli obaj przyzwyczajeni. Czy w ogóle mają szansę by być razem? Członkowie klubu byli do tej pory najbliższymi ludźmi dla Deksa, a pojawienie się Faye, różniącej się jak dzień od nocy od kobiet jakie zna, wymaga podjęcia kroków, które zmienią wiele …

Pewne konwencje akcji książek wydają się być co najmniej  dość mocno eksploatowane i z góry aż nazbyt przewidywalne. Jednak kiedy autor ma dobry pomysł i umie go przełożyć na słowa, nawet to, co mogłoby wydawać się dobrze znane może sprawić niespodziankę oraz dać ciekawą lekturę. Chantal Fernando dobrze wykorzystała gatunkowe ramy oraz tło jakie z sobą niesie otoczka bractwa motocyklowego. W znajomych ramach pojawili się bohaterowie wyłamujący się z nich, pozostający sobą i jednocześnie opowiadający historię, w jakiej nie brakuje dopasowanego do sytuacji humoru. Pisarka postawiła w książce na emocje, nie przejaskrawione czy też odrealnione, ale podgrzewające atmosferę i stopniujące napięcie oraz odpowiadające charakterom postaci. W „Dragon`s lair” motyw klubu motocyklistów nie jest zepchnięty na dalszy plan, odgrywa jedną z głównych ról i staje się interesującym punktem wyjścia dla wątków, dodając im kolorytu. Chantal Fernando zapewnia czytelnikom dobrą rozrywkę czytelniczą oraz podsuwa ciekawe przypuszczenia jak dalej mogą potoczyć się losy bohaterów, pozostających w pierwszej części w cieniu, lecz mających duży potencjał do wniesienia niezłego chaosu w kolejnych tomach. Pierwsza odsłona cyklu Wind Dragons MC dobrze zapowiada co być może dalej będzie miało miejsce, patrząc na to, co wydarzyło się „Dragon`s lair” wiele pozostało jeszcze do opowiedzenia.



 Za możliwość 

przeczytania książki

dziękuję: