środa, 8 października 2014

Tajemnica księgi

"Ewangelia krwi"
James Rollins
Rebecca Cantrell


Przeszłość skrywa wiele tajemnic, a to, co wydaje się znane często ma drugie oblicze, dostrzegane przez nielicznych i dobrze chronione przed ogółem. Fakty i prawda to nie to samo, chociaż wydają się tożsame, czasem jedno przeczy drugiemu, ale nieliczni dostrzegają tę różnicę. Kiedy już się je zauważy trudno odwrócić głowę i udawać, że nic się nie wydarzyło. Zresztą czy w ogóle będzie dany powrót do codzienności?

Potężne mury były świadkiem oporu, niezłomnej wiary i masowej śmierci, nawet dwa tysiące lat później nie pozwalają zapomnieć o tym dramacie. To, co powszechnie wiadomo jest jedynie ułamkiem prawdy. Archeolog Erin Granger zostaje wezwana do starożytnej twierdzy by na miejscu zbadać nie oczekiwane znalezisko, jakie ujrzało światło dzienne. Doświadczenie naukowe i te zdobyte podczas licznych wykopalisk nie przygotowały ją nawet w części na to, co zobaczyła i przeżyła już w pierwszych chwilach. Już niewielki skrawek ujawnionego sekretu zaszokował panią naukowiec, a jej dopiero co poznany towarzysz w ogóle zdaje się nie przyjmować do wiadomości tego, czego był właśnie świadkiem. Wycofanie się nie wchodzi w grę, mogą jedynie chociaż trochę zaufać tajemniczemu zakonnikowi, chociaż wiąże się powierzeniem tego, co najcenniejsze w dość niepewne ręce. Przeszłość okazuje się całkiem inna od tej z lekcji historii, ale czy na pewno? Gdyby przyjrzeć się pewnym symbolom dociekliwiej to okazują się one mieć drugie oblicze, jednocześnie sekretne jak i nawiązujące do znanych wszystkim wydarzeń ...

Bezcenny skarb - księga spisana krwią Chrystusa kusi by ją odnaleźć. Od wieków ludzie, i nie tylko oni, stawali i ginęli w jej obronie oraz przez chęć zawładnięcia nią. Teraz być może nadszedł czas by w końcu dowiedział się o niej ogół. Jednak ktoś działa zza kulis i nie cofnie się przed niczym, ma tylko jeden cel, niezmienny od stuleci i całkowicie przeciwny od tego, który przyświeca Erin i jej towarzyszom. Od pustynnej Masady, przez mroźny Petersburg aż po monumetalny Rzym wiedzie droga poszukiwaczy i ich wrogów. Na każdym kroku czai się zdrada, zło, a w tle toczy się odwieczna walka światła i mroku, dobra i zła oraz przebaczenia i grzechu ...

"Ewangelia krwi" to przede wszystkim akcja, sensacja oraz swobodne podejście do historii i dwóch całkiem wydawałoby się przeciwnych tematów - religii oraz ... wampirów. Co więc może wyniknąć z takich korzeni? Jak dla mnie dość nietuzinkowa książka, chociaż niektórych może odstraszyć porównanie z jej obwoluty do "Kodu da Vinci", już lepiej brzmi przyrównanie do filmowo-komiksowego Indiany Jonesa. Jednak tak naprawdę autorzy korzystają jedynie z podobnych zaczątków pomysłów, ale ich rozwój podąża w całkiem innych kierunkach. James Rollins i Rebeca Cantrell sięgają do legendarnych postaci, faktów historycznych oraz symboli religijnych, ale nie stawiają na zaszokowanie czytelnika, a raczej na obudzenie jego ciekawości. Motywem przewodnim jest tajemnica, okazuje się, że sięga ona głęboko w przeszłość, ma wiele twarzy i do końca pozostaje nieodkryta. "Ewangelia krwi" wciąga, nie pozwala się oderwać się od czytania, zaskakuje, podsuwa alternatywne obrazy znanych wydarzeń historycznych, sugeruje, że świat nie do końca jest taki za jakiego go uważamy. Rollins i Cantrell w swojej książce nie idą drogą skandalu, w zamian intrygują i proponują poszukiwanie, ale nie skarbu, lecz czegoś o wiele bardziej drogocennego. Szybkie tempo, zwroty akcji, postacie rodem z legend i dorównujący im zwyczajni bohaterowie, starożytna księga i równie wiekowy sekret, gwarantują dobrze spożytkowany czas z książka .




            
          Za możliwość przeczytania książki 
                             Dziękuję 
             wyd. Albatros A. Kuryłowicz


niedziela, 5 października 2014

Horyzont zdarzeń

"Parabellum. 
Horyzont zdarzeń"
Remigiusz Mróz


Miesiąc, tylko i aż. Trzydziestego pierwszego sierpnia była nadzieja, że wojna nie wybuchnie, dzień później bomby spadły na polską ziemię. Miesiąc później już nic nie było takie jak kilka tygodni wcześniej. Spustoszenie oraz śmierć zawitały na dobre, a wojenna pożoga już zdążyła pozostawić głębokie rany w ludziach i ziemi. Niektórych czeka prawdziwa odyseja wśród wrogów i czającej się zdrady ...

Uciec jak najdalej od zagrożenia, w jakie dla wielu wydaje się jeszcze nie dowierza i sądzi, że jest możliwe do przezwyciężenia. Jednak Staszek i Maria decydują się na podróż, która wydaje się z góry skazana na niepowodzenie. Dwoje młodych ludzi zamierza dotrzeć do Francji, dla nich synonimu wolności i bezpieczeństwa. Bronek nie bierze pod uwagę ucieczki, jako żołnierz ma tylko jeden plan - bronić ojczyzny. Ale to, co wydawało się tak oczywiste jeszcze parę dni, tygodni wcześniej, okazuje się obecnie mało aktualne lub wręcz przebrzmiałą iluzją. Nie można się już cofnąć, raz obraną ścieżką podąża się ku celowi, który wydaje się jedynym stałym punkcie w otoczeniu gdzie nie można być niczego i przede wszystkim nikogo pewnym. Jedynie upór pozwala wciąż iść do przodu, chociaż czasem wydaje się, że wszystko stracone. Walka o każdy dzień zbliża bardziej niż cokolwiek innego, dorównuje jej jedynie chęć wzięcia odwetu za splamiony honor. Jedno i drugie jest udziałem jest Staszka i Marii, ścigają się nie tylko z wojną, lecz także z osobistym wrogiem, który nie odpuści dopóki nie spotka się z nimi. Bronek musi stawić czoła własnym błędom oraz odpowiedzialności za innych. Co ich czeka gdy osiągną swój horyzont zdarzeń? Dadzą się wciągnąć w wir wydarzeń czy będą w stanie wyrwać z jego mrocznych odmętów i przekroczyć granicę jaką postawiła przed nimi historia, przeszłość i ludzie?

Druga część perypetii bohaterów znanych z "Parabellum. Prędkość ucieczki" jest równie dynamiczna jak pierwsza i nie brakuje w niej wątków zaskakujących. Mogłoby się wydawać, że w książce,gdzie tło stanowią fakty historyczne, łatwo przewidzieć rozwój wydarzeń. Nic bardziej mylnego, postacie wykreowane przez Remigiusza Mroza są częścią historii, lecz jest ona punktem wyjścia do opowieści w jakiej główną rolę odgrywają ludzkie charaktery, podjęte decyzje i splot okoliczności. Fabuła pełna jest akcji i niespodziewanych zwrotów, a czytelnik śledzi ruchy dwóch grup bohaterów, tak różnych jak miejsca gdzie się znajdują, ale ze wspólnym mianownikiem - wojną. Z jednej strony losy cywilów, z drugiej żołnierzy, jedni i drudzy stają przed trudnymi wyborami, stawiają czoła teraźniejszości na którą nie byli przygotowani oraz podejmują się ryzykownych zadań. "Parabellum. Horyzont zdarzeń" to nie jedynie udana kontynuacja wątków z pierwszej części, ale i odrębny fragment większej całości. Drugi tom zawiera nowe ścieżki jakimi podążają Maria, Staszek i Bronek, odsłaniają część tajemnic, lecz oraz sygnalizuje zapowiedź, że jeszcze bardzo wiele i przed nimi i czytelnikami. Wielka historia stanowi integralny składnik przygód bohaterów, lecz oni nie są jedynie pionkami, raczej jej pełnoprawnymi partnerami. Jak dalej potoczą się ich losy? Na pewno niestandardowo i z zawrotną prędkością ucieczki przed wrogami, znanymi i nieznanymi, aż po horyzont.

                    Za możliwość przeczytania książki dziękuję:

     


piątek, 3 października 2014

"Grzeczna dziewczynka"

Mój egzemplarz książki Aliny Białowąs 
"Grzeczna dziewczynka" 
z dedykacją od Autorki oraz kilka słów z recenzji na okładce :)


 




Recenzja tutaj

Zapraszam do lektury

środa, 1 października 2014

Nowości i zapowiedzi



Październik przywitał nas wspaniałą pogodą 
i piękną złotą jesienią - jak z kart książek. 
Wydawnictwa przygotowały również dużo wspaniałych lektur:


Czy można zapomnieć o przeszłości, o stracie zaufania, o niedotrzymanych obietnicach, wreszcie o zdradzie? Każdy zasługuje na drugą szansę, czy takim dobrodziejstwem Zuzanna obdarzy Roberta? A może nie tak łatwo zamknąć karty przeszłości i napisać nową opowieść o wspólnej przyszłości? Piękna Dalmacja Południowa, malowniczy Półwysep Pelješac, trzy siostry, trzy historie, trzy miłości. Zuzanna to pierwszy tom trylogii o uczuciach, o tym jak życie jest ulotne, o tym jak łatwo zniszczyć wszystko to, co w nim cenne i jak potem trudno to odzyskać.
Zuzanna, Zofia i Gabriela.
Trzy historie kobiet w gorących chorwackich klimatach. Daj się porwać emocjom i urzec krajobrazom południowej Dalmacji



Kolejne, trzecie już spotkanie ze średniowiecznym medykiem, Hugh z Singelton. 
John Wycliff, rektor Canterbury Hall, mistrz i przyjaciel Hugh, zostaje obrabowany. Łupem złodzieja pada 20 najcenniejszych ksiąg z biblioteki tego wybitnego uczonego. Kto dopuścił się tak niecnego postępku? Tylko Hugh może pomóc rozwikłać tę zagadkę. Na polecenie Lorda Gilberta wyrusza do Okfsordu. Towarzyszy mu jego ukochana i Arthur, oddany służący lorda. Mroczne charaktery, ludzkie namiętności i żądza władzy… im bliżej rozwikłania tajemnicy, tym bardziej niebezpiecznie. Jednak dobro i miłość powinny ostatecznie zatriumfować.
 Czy można ocalić miłość, kiedy świat wokół płonie? Jak wziąć w ramiona dziecko, kiedy ręce ma się unurzane we krwi? Latem 1939 roku Zosia marzyła o lepszym życiu. O tym, by się na dobre wyrwać z biedy warszawskiego Powiśla, zdobyć wykształcenie i spokojną przyszłość. Prawie się jej udało. Prawie. Ostatecznie jednak wszystko poszło nie tak. I to nie tylko za sprawą wojny, która zastała ją w majątku ziemskim na Wołyniu, do którego wkrótce wtargnęli Sowieci. Przede wszystkim podjęła jedną złą decyzję, która zaważyła na całym jej życiu.  Może to skutek klątwy rzuconej na nią jeszcze przed wojną? Zosia przeciwstawia się złu, uzbrojona jedynie w miłość. Do swojej córki, do wypróbowanych przyjaciół i… do tajemniczego mężczyzny o oczach anioła, którego wojna zamieniła w demonicznego mściciela. Czy to wystarczy, by wygrać i rozwiązać zagadkę przeznaczenia? A jeśli tak, to czy można cofnąć fatum? I jaka jest tego cena?

Z tymi pytaniami, w ogniu płonącej Warszawy, w uścisku powojennego terroru, w cieniu rodzinnych tragedii, w gorączce uczuć i labiryntach raczkującego kapitalizmu, zmierzyć się  będzie musiała nie tylko Zosia, ale także jej córka, a potem wnuczka. Znalezienie właściwej odpowiedzi zajmie im siedemdziesiąt pięć lat.


 Młoda Amerykanka, Isabel Archer, przybywa do Europy żądna przygód i wrażeń. Odziedziczywszy spory majątek, przekonana, że dokładnie rozumie sens ludzkich poczynań, odtrąca trzech konkurentów, aby poślubić czwartego – bezwzględnego obłudnika. Jednak nie tylko perypetie miłosne są treścią książki – najważniejszy jest proces dojrzewania bohaterki w atmosferze findesieclowej Europy, okupiony utratą niewinności i złudzeń. 
 Zbigniew Religa w jedynej tak długiej i szczerej rozmowie  z dziennikarzem opowiedział o swoim życiu. O obfitujących w momentami dramatyczne zwroty akcji przygotowaniach do pierwszego udanego przeszczepu serca w Polsce. Zdradził, jak wpadł w politykę. A także szczerze wyznał o swoich nałogach. Mówił również o walce z chorobą  i nieuchronnej śmierci.
To opowieść o człowieku, który na przekór wszystkiemu postanowił spełnić swoje marzenie. Mógł wygodnie żyć w Stanach Zjednoczonych, ale wrócił  ze stażu do kraju. Doprowadził do pierwszego przeszczepu, pomógł  stworzyć sztuczne komory serca i zbudował zespół, który pracuje nad realizacją jego największego marzenia: sztucznym sercem.Historia spisana przez Jana Osieckiego pomogła stworzyć scenariusz filmu Bogowie opowiadającego historię profesora Zbigniewa Religi.

Mariette, nauczycielka w gimnazjum i żona narcystycznego polityka, jest poniżana przez męża i szykanowana przez uczniów. W końcu nie wytrzymuje i posuwa się o krok za daleko... Millie, dwudziestotrzylatka, pracuje dorywczo jako sekretarka. Ma samotne, bezbarwne życie. Kiedy w jej kamienicy wybucha pożar, skacze z okna...
Pan Mike załamał się po porzuceniu przez ukochaną i stracie domu. Mieszka na ulicy. Pewnego ranka zostaje napadnięty i pobity...
Mariette, Millie i Mike sięgają dna. Wtedy tajemniczy mężczyzna, Jean zaprasza ich do swojej Pracowni, gdzie – jak twierdzi – dokonuje cudów.
Ale czy można podnieść się bez pokonania własnych demonów? Iść do przodu, kłamiąc sobie i innym? Mieszkańcy Pracowni będą musieli zaakceptować swoje ciemne strony. Tymczasem Jean wciąga ich w coraz bardziej niebezpieczną grę…

 Dziewiętnastowieczny Londyn staje się miejscem krwawej rozgrywki pomiędzy gwiazdą literatury a obłąkanym mordercą.

Wiktoriański skandalista, Thomas De Quincey, autor śmiałych Wyznań angielskiego opiumisty, wydaje w 1854 roku trzecią część eseju zatytułowanego Morderstwo jako jedna ze sztuk pięknych. Opisuje w nim autentyczne, bestialskie morderstwa, popełnione w 1811 roku w Londynie, które sparaliżowały strachem mieszkańców stolicy i całej Anglii.

W tym samym roku, mieszkający na co dzień w Edynburgu De Quincey zostaje zwabiony do Londynu obietnicą rozwiązania zagadki z przeszłości. W czasie jego pobytu w stolicy dochodzi do serii zbrodni wzorowanych na tych, które bardzo szczegółowo opisał, przewyższających jednak literackie pierwowzory potwornością. Ich sprawca, świetnie wyszkolony i pozbawiony zahamowań, znajdujący się poza wszelkimi podejrzeniami mistrz kamuflażu, robi wszystko, żeby podejrzenie padło na pisarza − nie jest to trudne, bo nazywany powszechnie opiumistą De Quincey jest uzależnionym od narkotyków ekscentrykiem.
Powieść kryminalna z bestsellerowej serii C.J. Sansoma, osadzona w Anglii w I połowie XVI wieku u schyłku rządów Henryka VIII Tudora. Jej bohaterem i równocześnie narratorem jest prawnik i detektyw Matthew Shardlake.

poniedziałek, 29 września 2014

Zło

"Kaiken"
Jean-Christophe Grange


Mrok, chłód, krew i zło, które otaczają i osaczają człowieka, nie ma od nich ucieczki, one po prostu są i tylko czasem usuwają się w cień by zaatakować znowu, w najmniej spodziewanym momencie. Olśniewający Paryż i jego okolice to iluzja, prawdziwe oblicze tego miasta skrywa się w cieniu zabytków i smukłej Wieży Eiffla, i nie ma w nim nic z atrakcji z turystycznych przewodników. Zagrożenie i zbrodnia wcale nie są czymś niezwykłym, wręcz przeciwnie, a policja stara się robić dobrą minę do złej gry ...

Kiedy poznałeś najgorsze strony życia od podszewki, a potem miałeś szczęście zobaczyć jego jaśniejszą stronę to zrobisz wszystko by nikt z twoich bliskich nie zaznał chociaż ułamka tej ciemności jakiej doświadczyłeś. Wiesz doskonale, że bardzo cienka granica oddziela codzienność od mrocznej rzeczywistości, która raz poznana nigdy nie da o sobie zapomnieć.

Olivier Passan zna doskonale świat, gdzie nawet w południe dostrzega się mroczne cienie sygnalizujące zbrodnię. Jako policjant od lat mierzy się ze złem tkwiącym w ludziach i ich czynach, zaznał go także w swojej przeszłości. Stróż prawa jakim się stał wciąż tropi przestępców, nie pozwala sobie na przerwę, czasem nawet zbliża się niebezpiecznie blisko do linii jakiej przekroczenie oznacza, iż stanie się jednym z tych, których ściga. Ale czy cel nie uświęca środków? Zwłaszcza kiedy ofiarami zwyrodnialca są kobiety i ich nienarodzone dzieci? Passan sam jest ojcem i dla swych synów zrobiłby wszystko, rodzina jest dla niego ostoją, jakiej nie plami się informacjami o tym, co dzieje się w czasie pracy. Zresztą zgodnie z kodeksem samurajów należy bronić niewinnych i przeciwstawiać się złu, jego  zasady pozwalają trzymać się ścieżki prowadącej poprzez cierpienie, śmierć i niesprawiedliwość oraz samemu nie pogrążyć się w mrocznej stronie swojej osobowości.

Jak długo można balansować pomiędzy większym i mniejszym złem? Ostatnie śledztwo wystawia na próbę Oliviera i zasady jakimi kieruje się od tak dawna. Litera prawa to teoria, z rzeczywistością mająca mało wspólnego, a morderca nie daje o sobie zapomnieć. Każde kolejne zabójstwo to osobista przegrana Passana, zapach śmierci zaczyna towarzyszyć mu w każdej minucie. Kto komu depcze po piętach? Policja zabójcy czy zabójca policji? Czy Passan za bardo zbliżył się do rozwiązania makabrycznej rozgrywki, a może coś mu umyka i to od dłuższego czasu? Skupiając się na szczegółach i demonach z przeszłości nie dostrzega sekretów w swoim najbliższym otoczeniu.

Mordercza gra wymaga poświęcenia wszystkiego, życie za życie, krew za krew, śmierć za śmierć ...

Kryminał w jakim tło stanowi japońska-francuska mieszanka kulturowa od początku nie pozwala się łudzić, że podział na dobrych i złych nie oznacza, że dobro i zło będzie łatwe do odróżnienia. Autor nie stawia na proste podziały i intrygę podaną na talerzu, serwuje za to czytelnikom niebanalną zagadkę w jakiej główną rolę odgrywa fascynacja Japonią i jej zwyczajami oraz to jak wpływa na ludzi. Jean-Christophe Grange nie ukazuje świata w jasnych kolorach, wręcz przeciwnie, jego postacie noszą w sobie ból i zmagają się z bliznami z przeszłości, wciąż przypominającymi o tym co miało miejsce. Od samego początku odczuwalne jest realne zagrożenie wciąż przybierajace na sile i noszące różne maski. Kiedy już wydaje się, że rozwiązanie tajemnicy jest już na wyciagnięcie ręki, okazuje się, iż pod tym, co widoczne, toczy się jeszcze jedna gra. Nic nie jest w niej oczywiste i powiedziane wprost, każde wydarzenie można odczytać różnie, w zależności od okoliczności. "Kaiken" to historia, która obnaża najgorsze strony ludzkiej natury, a śmierć to jedynie ostatni akord w melodii, niosącej w sobie niszczącą siłę rozpoznawalną dopiero na samym końcu.

            
          Za możliwość przeczytania książki 
                             Dziękuję 
             wyd. Albatros A. Kuryłowicz


czwartek, 25 września 2014

Jesienny stosik


Pierwszy jesienny stosik lektur:




Od góry:

Dominik W. Rettinger "Elita", 
wyd. MIRA

Anna J. Szepielak "Wspomnienia w kolorze sepii", 
Wydawnictwo Nasza Księgarnia i CPA

Jean-Christophe Grange "Kaiken", 
wyd. Albatros

Bernard Minier "Nie gaś światła", księgarnie Matras

wtorek, 23 września 2014

Oblicza miłości

"Grzeczna dziewczynka"
Alina Białowąs


Zaufać własnej nadziei czy zdaniu postronnych, nawet jeżeli są najbliższymi? Przecież nikt nie przeżyje życia za nas, sami wybieramy ścieżkę jaką chcemy kroczyć i ponosimy odpowiedzialność za swoje wybory. Czasem podstawą decyzji jest pragnienie by w końcu mieć to, co jest udziałem innych. W takiej sytuacji wszelkie minusy są pomijane, liczy się bowiem upragniony cel, a gdy już zostanie osiągnięty marzenia zostają skonfrontowane z rzeczywistością ...

Miłość ma różne oblicza, czasem bije od niej blask, a czasem zawiera mroczniejsze tony, bywa spełnieniem snów, ale i przynosi niespodzianki. Nie da się jej zaplanować, chociaż niektórzy sądzą, że łatwo ją wpasować ustalone ramy. Przynosi, lecz zdarza się, iż rozczarowuje. Pozostawia wspomnienia, osładzające gorzkie chwile, ale i sama może być źródłem bólu. Niekiedy jej iluzja bywa tak prawdziwa, że trudno ją odróżnić od prawdy ...
Karolina wie jak smakuje gdy trwa i długich godzinach po jej odejściu. Na co dzień widzi ją z bliska i z daleka, przypatruje jej się, tęskni za nią, pragnie. Jednak nie robi pierwszego kroku, jak do tej pory powstrzymywała ją przeszłość, lecz teraźniejszość kusi spełnieniem marzeń. Filip jest człowiekiem, pojawiającym się w odpowiednim miejscu i czasie, tak jakby był odpowiedzią na niewypowiedziane prośby do losu. Takiej szansy się nie odrzuca, szczególnie, że pozwala ona wierzyć, iż w końcu i Karolina będzie taka jak inni. Dlaczego Miśka, mama i babcia dostrzegają coś innego niż ona? Co złego w tym, że ktoś chce kochać i być kochanym? Zrozumieć takie marzenie, gdy samemu zna się smak miłości, nie powinno być trudne, a jednak jest. Dlaczego? Każdy ma swoje zdanie, a Karolina wie co jest dla niej ważne i czego nie chce odrzucić ...

"Grzeczna dziewczynka" to nie opowieść łatwa, jaką po przeczytaniu odkłada się na półkę i wraca się do niej gdy potrzebuje się relaksu albo zapomina bardzo szybko. Alina Białowąs daje czytelnikowi do rąk opowieść w jakiej nie ma prostych emocji, są za to uczucia skomplikowane, stopniowo narastające, aż w kulminacji wybuchające i niszczące to, co było fałszywe. Każda strona to element panoramy, w której główną rolę odgrywa miłość, bywa ona i prawdziwa i iluzoryczna, dająca siłę, lecz i pozbawiająca instynktu samozachowawczego. Jak ćma do ognia przyciąga, nie uśmierca, ale parzy w najmniej spodziewanym momencie. Autorka nie daje prostych odpowiedzi, czytający są świadkami dojrzewania i szukania własnej ścieżki życiowej oraz ceny za ucieczkę od brania odpowiedzialności za własną egzystencję. "Grzeczna dziewczynka" to prawdziwy dramat utkany z relacji rodzinnych, związków kobiet i mężczyzn oraz pragnienia bycia kochanym. Bohaterów oplata sieć wzajemnych oczekiwań, dopasowania się do innych oraz ustępstw by zachować miłość. Łatwo się w nią zaplątać tak, że wydaje się, iż ucieczka z niej będzie uważana za porażkę. Zresztą nawet później wciąż jej pozostałości tkwią w człowieku i przypominają o tym, co było. "Grzeczna dziewczynka" jest historią o dziecku, dziewczynie, kobiecie, poznającej miłość, nie tylko do mężczyzny, lecz także wobec bliskich i przede wszystkim do siebie samej. Kiedy wydaje się, że niebo runęło na głowę nie dostrzega się niczego poza utraconymi marzeniami, pomocne dłonie wydają się nieść ból, ale grzeczne dziewczynki w końcu dorastają i nie odtrącają ich ...


Za możliwość przeczytania książki 
                                        dziękuje autorce:
                                         Alinie Białowąs

niedziela, 21 września 2014

Moda czy styl?

"Francuski szyk! 
Zostań własną stylistką"
Isabelle Thomas
Frederique Veysset


Moda czasem może wydawać się dyktatem, zresztą często słynnych projektantów określa się mianem dyktatorów. W końcu to oni  decydują czy nosi się wzory w paski cy też krata jest królową sezonu, a granat jest nowym czarnym. A potem następuje kolejna rewolucja, której są autorami i zabawa zaczyna się od nowa. Jednak szyk to coś więcej niż podążanie za sezonowymi trendami oraz zdobywaniem najnowszego "must have", a jego paryska wersja wydaje się dostępna tylko dla nielicznych. Jak więc wypracować lub też dodać sobie stylu, niepowtarzalnego, lecz rozpoznawanego zawsze i wszędzie? Odpowiedź nie jest ani łatwa, ani prosta i zależy od każdej z nas.

Cztery pory roku, cztery okazje by zmienić swoją garderobę i co najmniej cztery momenty kiedy nie trzeba wpadać w panikę, ponieważ w szafie nie ma niczego odpowiedniego. Pod jednym warunkiem - zawartość to nie ciuchy pod tytułem hity jednego sezonu, ale takie, które zawsze pozwolą wyglądać ich właścicielce dobrze i szykownie. Nie oznacza to, iż dżinsy są zakazane, buty sportowe również nie znajdują się na czarnej liście, zresztą jak się okazuje mało jest rzeczy, podpadających pod kategorię niestylowe. Autorzy rozprawiają się z wieloma mitami i od razu odpowiadają na potencjalne zarzuty konkretnymi przykładami. "Francuski szyk! Zostań własną stylistką" to nie tylko zbiór porad, a bardziej przewodnik po modzie i dla tych zaawansowanych i dla całkowitych nowicjuszy. Isabelle Thomas i Frederique Veysset "zdradzają" szczegóły ubiorów, od całkowitych podstaw po niuanse, pozwalające stworzyć lub dopracować indywidualny styl. Każda część garderoby zostaje omówiona wraz ze wskazówkami doboru i odpowiednimi dodatkami.

Moda jest dla wszystkich, nie tylko dla wybrańców o idealnych wymiarach i wcale od nich nie zależy czy będzie się wyglądać szykownie. Można nią się bawić i nie trzeba wydawać wiele by osiągnąć efekt jak z kolorowych magazynów. Jednak jest to możliwe pod kilkoma warunkami, a jednym z nich jest wybór pomiędzy tym co jest chwilowe, a tym co faktycznie sprzyja sylwetce i pozwala wyróżnić się  tłumu podobnie ubranych. Jedni mają wrodzony styl, inni go wypracowują latami, więc wymówka, że nie jest możliwy do osiągnięcia nie ma racji bytu. Obecnie moda jest bardzo eklektyczna i czasem wydaje się, że wszystko co założymy będzie w zgodzie z trendami, ale nawet "żelazne" pozycje mogą okazać się zwodnicze, a uznane marki wcale nie gwarantują jakości i szyku.

"Francuski szyk! Zostań własną stylistką" to przewodnik nie po świecie mody, lecz po świecie stylu. Jak się okazuje nie są one jednym i tym samym, utożsamianie ich ze sobą jest błędem. Za pomocą zdjęć oraz wywiadów z projektantami autorki odkrywają sekrety stylu Francuzek, demaskują mity i przede wszystkim radzą czym warto zainteresować się by po otwarciu szafy nie padło hasło "nie mam w co się ubrać". Wygląd zewnętrzny liczy się i zaprzeczanie tej prawdzie nic nie da, ale nie oznacza to, iż trzeba ślepo podążać za trendami. Styl czerpie pomysły z mody, a moda ze stylu, jednak tylko ten pierwszy jest stały i uzupełniany przez detale sezonowe przetrwa lata. "Francuski szyk! Zostań własną stylistką" to nie jest biblia stylu, a bardziej kompedium czy też niezbędnik dla każdej kobiety, która chciałaby zmienić swoją garderobę lub podpatrzyć ciekawe pomysły na jej uatrakcyjnienie. Zawarte porady można traktować śmiertelnie poważnie i stosować się do nich od początku do końca, ale autorki raczej nie to miały na myśli. Starają się nakierować swoje odbiorczynie na to by same odkryły swój styl, a wskazówki mają posłużyć jako kierunkowskazy na tej drodze. "Francuski szyk! Zostań własną stylistką" nie jest jednorazową lekturą, powracanie do rad zawartych w niej pewnie niejednokrotnie będzie bardzo pomocne i może pozwoli wybrnąć z ubraniowego kryzysu.




Za możliwość przeczytania książki 

czwartek, 18 września 2014

Urok czarownicy

"Sekret czarownicy"
Anna Klejzerowicz


Nie za siedmioma górami, nie za siedmioma lasami i wcale nie dawno temu pewna chatka zyskała nową lokatorkę. Od tego czasu wiele czarów zadziałało,a może to wcale nie one, a uczynki płynące z serca? Jednak jakiś urok musiał być rzucony, jeżeli nie przez ludzi to przez los. Smutek pozostał jedynie rzadko powracającym wspomnieniem, za to z dobrych chwil, tych krótszych i dłuższych, została zbudowana rodzina. Jej członkowie połączeni magiczną siłą uczuć wciąż wspierają się nawzajem i  jednego od zawsze byli pewni - miłość zawsze zwycięża ...

Uroki kryją wiele tajemnic, na pierwszy i drugi rzut oka wydają się całkiem zwyczajne, ot kolejna wioska oddalona o dużego miasta, zagubiona między polami i lasami. Małgosia ma całkiem inne zdanie n ten temat, dostrzega wokół siebie piękno natury, sekrety ukryte w najmniej spodziewanych miejscach i niezwykłych ludzi, którzy przechowują w swej pamięci historię tych ziem. Przypadkowe odkrycie krypty w pobliskim kościele splata się z życiem młodej pani weterynarz. Chociaż jedno z drugim wydaje się całkowicie ze sobą niezwiązane  to łączy je ktoś, kto pojawia się w snach Małgorzaty. Przeszłość okazuje się nad wyraz ciekawa, wręcz intrygująca i przyciąga jak magnes mieszkańców Uroków. Wielu widzi w znalezisku zapowiedź skarbu, nieliczni dostrzegają w nim tajemnicę sprzed wieków, a tylko jedna osoba wie, że krypta skrywa więcej niż grób tajemniczego rycerza. Dawne legendy wydają się odpowiadać na pytania zadawane przez badaczy, lecz czy można wierzyć ludowym bajaniom i pamięci starych ludzi? W dzisiejszym świecie liczą się przede wszystkim fakty i namacalne dowody, nie ma w nim miejsca na intuicję, sny, wiarę, że prawdziwa miłość przetrwa wieki. Nie można żyć w oderwaniu od rzeczywistości, nawet jeżeli chciałoby się, Małgosia zdaję sobie sprawę, iż właśnie znajduje się na rozdrożu. Kusi ją to, co nieodkryte, nowe i tajemnicze, tak różne od przewidywalnej codzienności. Czy trzeba podążać utartymi ścieżkami i spełniać oczekiwania innych? Co z marzeniami i przyszłością, która miała być całkiem inna? Walka o to,co dopiero ma być jest trudna, to, co już było jest bardziej atrakcyjne i zdaje się rzucać czar na panią weterynarz. Magia? Być może ... Ale ktoś doszukuje się czegoś co nie miało jeszcze miejsca. Wystarczy niewiele by utracić coś ważnego, pogubić się jest łatwo, jak odnaleźć prawidłową drogę? Co wybierze Małgosia? Chociaż czy w ogóle musi dokonać wyboru?

"Sekret czarownicy" to już trzecie spotkanie z mieszkańcami Uroków, równie ciekawe jak wcześniejsze i niosące nową porcję sekretów. Czas płynie nieubłaganie, bohaterowie dojrzewają, zmieniają się, lecz najważniejsza jest wciąż magiczna siła więzi rodzinnych, zrodzonych nie z krwi, lecz z potrzeby serca. Główna bohaterka nie jest już małą dziewczynką, ale wciąż ma w sobie dawny czar, podobnie jak jej najbliżsi. Czytelnicy tym razem zgłębiają tajemniczą przeszłość i obfitującą w niespodzianki teraźniejszość. Anna Klejzerowicz czaruje czytelnika opowieścią wielowątkową, w jakiej splata się to,co już było, jest i być może dopiero będzie. "Sekret czarownicy" jest historią, która pod warstwą zwyczajności kryje pełną emocji i refleksji fabułę. Podczas lektury czytający spotykają fikcję opartą na legendach, skarb, będący blisko, lecz dostrzegany dopiero w momencie, kiedy do głosu dochodzi serce i czarownice, jakie, jeżeli ma się szczęście, można napotkać we własnym otoczeniu. Kolejne spotkanie z Małgosią było równie wspaniałe jak dwa wcześniejsze, bohaterka nie jest jedynie  postacią z książki, ale człowiekiem z krwi i kości. Jeszcze nie tak dawno dziewczynka, potem nastolatka, a teraz młoda kobieta, dokonująca życiowych wyborów i szukająca swego miejsca na ziemi, będącej częścią niej samej.  

Każda czarownica ma swoje sekrety, nie ujawni ich nikomu, lecz można je poznać gdy jest się otwartym na innych i świat ...

Za możliwość przeczytania książki
dziękuję portalowi:
 





wtorek, 16 września 2014

Przeznaczenie sieroty

"Most przeznaczenia"
Francine Rivers


Mosty łączą nie zawsze tylko dwa brzegi, czasem pozwalają także na spotkanie osób, które w innych okolicznościach nigdy by się ze sobą nie zetknęli. Bywa, że z takiego przypadkowego spotkania rodzi się więź łącząca już na zawsze ludzi, mocniejsza niż wydaje się na pierwszy rzut oka.

Uczucia to delikatna i skomplikowana kwestia, niewłaściwie zrozumiane sprawiają ból i są źródłem błędnych decyzji. Abra codziennie zmaga się ze swoją przeszłością, chociaż ma dopiero siedemnaście lat wie co to odrzucenie. Jej rodzice nie są nimi, jej siostra również nie jest nią, w ogóle rodzina to puste słowo. Kiedyś było inaczej przede wszystkim była matka, towarzyszył jej ojciec i brat. Nagle to życie skończyło się, zabrakło opiekunki, gotowej oddać własne życie za malutką istotkę znalezioną przypadkowo przy moście. Od tego momentu nic już nie było takie jak wcześniej, pustka w sercu wciąż przypomina, o tych którzy ją zapełniali, a później odeszli. Haven wciąż wydaje się wypominać Abrze to, o czym chce zapomnieć, nikt kto ją zna zdaje się nie dostrzegać jej bólu. Jednak są i tacy widzący w niej kogoś więcej i obiecujący spełnienie marzeń. Jak nie zaufać propozycji nie do odrzucenia? Wreszcie to Abra będzie w centrum zainteresowania, zdobędzie uznanie i co najważniejsze miłość. Wystarczy, że odrzuci zasady i podąży za głosem serca ...


Reszta recenzji do przeczytania tutaj


Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi dlaLejdis.pl

niedziela, 14 września 2014

Stosik





Od góry:

Remigiusz Mróz "Parabellum. Horyzont zdarzeń", 
Instytut Wydawniczy Erica

Anna Klejzerowicz "Sekret czarownicy",
CPA i wyd. Zyska i S-ka

Michał Bardel "Zbrodnia i wina",
CPA i wyd. Znak

James Rollins, Rebecca Cantrell
wyd. Albatros

Elżbieta Cherezińska "Niewidzialna korona",
wyd. Zysk i S-ka

piątek, 12 września 2014

Proroctwo papieskie

"Ostatni papież. 
Tajemnica przepowiedni Malachiasza"
Dariusz Hryciuk


Bycie niepokornym wiążę się z tym, że trzeba być przygotowanym na zapłacenie za to wysokiej ceny. Trwanie przy swojej opinii i wiara, że jest ona słuszna wbrew innym wymaga samozaparcia i silnego charakteru. Czasem rozsądek podpowiada poczynienie ustępstw w imię możliwych korzyści albo przynajmniej braku trudności, ale serce nie daje się przekupić lub wybrać łatwiejszej drogi. Liczy się bowiem nie to, co pomyślą inni lub jaką ścieżką podążą, lecz przede wszystkim punkt widzenia, który jest ważny dla nas.

Świetna praca, rozwijająca się kariera, popularność i swoboda w doborze tematów do artykułów. David Stone ma to wszystko, nawet więcej, jest na szczycie i jego teksty gwarantują gazecie wysoki nakład. Na tym nie koniec, bo wspiera go piękna kobieta, a wspaniały apartament pozwala na relaks i regenerację sił. Po prostu człowiek sukcesu, z jakiego należy brać przykład, jeżeli chce się zdobyć najlepsze kąski w życiu. Co może być niewłaściwego w tej sielankowej egzystencji? David zna doskonale iluzję w jakiej żyje i do tej pory nie była dla niego aż tak uciążliwa, dawna niepokorność gdzieś zniknęła albo raczej została zepchnięta w daleki zakamarki umysłu. Zresztą czy to ważne? Szczególnie kiedy nagle zmienia się wszystko o sto osiemdziesiąt stopni?

Znajomość zawarta w niebezpiecznych okolicznościach okazuje się wstępem do nowego życiowego rozdziału i dla Stone`a i jego nowych znajomych. Zagrożenie nie mija, wręcz przeciwnie, co jest jego źródłem? A może powinno się zapytać kto?

Ojciec Bernard widzi w Stone`ie człowieka, który może pomóc mu w jego misji. Od kilkudziesięciu lat zna przepowiednię Malachiasza, nierozgłaszaną, wręcz ukrywaną przed światem. Dlaczego jest ona tak pilnie strzeżona? Komu zależy by ludzkość nie poznała jej treści? Duchowny zapłacił już za swoją wiedzę wysoką cenę, to jednak nie powstrzymało go, jedynie utrwaliło zainteresowanie. Czy teraz nadszedł czas podzielenia się z innymi sekretnymi informacjami? Na drodze księdza i dziennikarza stoi magnat biznesu Patrick Bohr, mający własne plany nie tylko wobec nich, lecz całego świata. Multimiliarder nie zamierza pozwolić by kilkoro postronnych osób zniszczyło misterny plan, zresztą do tej pory każdy przeciwnik musiał uznać wyższość Bohra i swoją przegraną. Świat leży u jego stóp i to dosłownie, jest panem egzystencji oraz hekatomby ludzkości ...

Proroctwo Malachiasza ujawnia imię ostatniego papieża ... Kiedy on zasiądzie na tronie Piotrowym ludzie poznają również kogoś jeszcze ...

"Ostatni papież. Tajemnica przepowiedni Malachiasza" to książka, której akcja toczy się w przyszłości, niezbyt odleglej, czasem aż nazbyt przypominającej teraźniejszość. Czytelnik może w niej odnaleźć wątki sensacyjne i z kategorii political fiction oraz swoistego poszukiwania skarbu. Dariusz Hryciuk splata ze sobą zagadkę z wizją przyszłości oraz losami bohaterami, wydającymi się podejmować wyzwanie przerastające ich siły. Czytający w tej lekturze widzą wyścig w jakim stawką jest świat, a przegrana oznacza zagładę. Rozgrywka pomiędzy głównymi postaciami początkowo jest niezauważalna, ale wraz z rozwojem fabuły staje się coraz bardziej widoczna i jednocześnie nabiera brutalności. Jakie może być zakończenie opowieści, w której wydaje się, że po poznaniu przepowiedni wszystko jest już przesądzone? Koniec przecież może być dopiero początkiem ...




           Za możliwość przeczytania książki 
                                 dziękuję 
                          wyd. VARSOVIA

wtorek, 9 września 2014

Korzenie zła

"Mężczyzna z tatuażem"
Jack Sharp


Zagadka kusi by poszukać jej rozwiązania, oczywiście nie wszystkich, ale dla tych którzy lubią tropić tajemnice. Intrygujące wydarzenie, bądź też ich ciąg, podszyte znakami zapytania, atmosfera niepokoju, ten kto odkryje to, co nieznane jest dla ogółu może okryć sławą. Wystarczy posłuchać intuicji, odnaleźć w sobie detektywistyczną żyłkę albo po prostu chcieć zaspokoić ciekawość i wtedy otwiera się przed człowiekiem niezwykła droga, pełna niespodzianek i wcale nieprzypadkowych spotkań ...

Spokojna okolica, spore grono turystów z aparatami fotogtaficznymi w rękach, którzy nie podejrzewają co zaraz będzie miało miejsce. Nagłe zamieszanie i na oczach wielu świadków zostaje zamordowany człowiek. Zabójca odchodzi nie niepokojony przez nikogo. Paul Lemaitre w zbrodni widzi szansę dla siebie - jako dziennikarz może wykorzystać ją jako materiał prasowy. Od razu zdaje sobie sprawę, że wyjaśnienie tego, co miało miejsce wymaga dochodzenia z jego strony. Takiej okazji żaden redaktor nie przepuściłby! Jednak nim historia trafi do gazety trzeba sprawdzić kim była ofiara, dlaczego ktoś pozbawił ją życia i jaki był motyw mordercy. Już pierwsze zadanie - ustalenie tożsamości zabitego mężczyzny daje Paulowi do myślenia. Nie jest to ani proste ani ... bezpieczne, nie tylko on podąża śladem tego tajemniczego zabójstwa. Zresztą śledztwo wiedzie go krętymi ścieżkami do Hiszpanii, Niemiec, Włoch, a nawet wymaga wizyty w Ameryce Południowej. Okazuje się, że zabity ma zawiły życiorys i śmierć pojawia się w nim nader często. Korzenie historii tego człowieka sięgają drugiej wojny światowej, wtedy to został uruchomiony ciąg wypadków, jaki do tej pory jest źródłem dramatycznych zajść. Paul znalazł się w samym centrum wydarzeń, wciąż tropiąc kolejne sekrety oraz osoby, jakie zrobią wszysko by nie powiązał ich z zabitym. Jak blisko rozwiązania jest Lemaitre? Ogromne niebezpieczeństwo depcze mu wciąż po piętach i zagraża nie tylko jemu ... Wycofanie się nie wchodzi w rachubę, jedynie odkrycie prawdy daje szansę na przeżycie ... Ktoś jeszcze obserwuje dziennikarza, zawsze znajduje się w jego pobliżu, ale stoi w cieniu, jedyne co rzuca się w oczy to jego tatuaż. Wróg czy przyjaciel? Na pewno nie jest bezstronnym obserwatorem, w tej grze takiej roli nieprzewidziano!

Sensacyjna opowieść w jakiej przeszłość okazuje się nad wyraz aktualna, której osią fabuły jest intryga, mająca źródła w latach trzydziestych i czterdziestych. "Mężczyzna z tatuażem" to thriller oparty po części na faktach historycznych, z drugiej strony splatający je z fikcją literacką. Jack Sharp od początku stawia na szybkie tempo akcji i nagłe zwroty. Dodatkowo czytelnik, oprócz śledzenia przygód głównego bohatera, obserwuje tajemniczą tytułową postać, a Jack Sharp nie naprowadza czytających co do jej roli. Trzeba przyznać, że książka wciąga swoim przebiegiem i na nudę nie narzeka się. Dodatkowo Sharp raz podkreśla ważność jednych wydarzeń, zaraz później innych, co dodatkowo gmatwa czytelnicze śledztwo.

piątek, 5 września 2014

Bartek i wakacyjny chaos

"Wakacje w wielkim mieście"
Marcin Pałasz


Wakacje w mieście wcale nie muszą być nudne wie o tym wielu. Czasem jednak to, co czeka urlopowiczów, młodszychi starszych wiekiem, w ogóle nie przystaje do ich wyobrażeń. Wiadomo, że po pierwsze większość liczy na odpoczynek po roku zmagań szkolnych i zawodowych, po drugie na więcej niż odrobinę spokoju, no a po trzecie niektorzy mają nadzieję na to, że coś ciekawego wydarzy się. Ale bywa i tak, iż rzeczywistość przerasta fantazję.

Pierwszy dzień dwumiesięcznego odpoczynku od szkoły Bartka miał wyglądać całkiem inaczej.Jak? Spokojniej, na pewno nie z hałasem równym co najmniej końcu świata. Wiadomo, że człowiek po dziesięciu miesiącach uciążliwego chodzenia do szkoły ma prawo wreszcie się wyspać! Co więc zbudziło mieszkańców osiedla? Robotnicy wraz z wielkimi maszynami, mający za nic ludzkie marzenia związane z kwestią dłuższego spania niż zazwyczaj. Niektórzy nie zamierzają tolerować nadprogramowych decybeli, innym nawet aż tak nie przeszkadzają, ponieważ można dzięki nim nawiązać nowe znajomości. Bartek wraz z Kiciakiem stanowią duet, jaki nie daje się nie zauważyć, szczególnie kiedy starają się wywrzeć dobre wrażenie. A jest na kim - Kaja, niespodziewana, nowa, sąsiadka już zdążyła być świadkiem co najmniej jednej bartkowo - kiciakowej wpadki. Okazuje się jednak, że dziewczynę nie tak łatwo odstraszyć, no i sama jest właścicielką wiecznej uciekinierki - świnki morskiej Zuzi. W takiej grupie trudno się nudzić, okazji do zabaw nie brakuje, nie można zapomnieć również o osiedlowym otoczeniu - barwnym i kryjącym wiele niespodzianek ... Zresztą i własne mieszkanie bywa miejscem gdzie dochodzi do dość intrygujących wydarzeń za sprawą dorosłych i kolejnego zwierzaka. Wakacje w mieście na pewno dla Bartka i Kaji nie tylko zapowiadają się interesująco, lecz i odkrywczo. Osiedlowe podwórko kryje w sobie niejedną tajemnicę, a pewien duet, bywający kwartetem, nie przepuści żadnej okazji by znaleźć się w centrum wydarzeń.

"Wakacje w wielkim mieście" to świetna lektura na okres ferii jak i czas po nich - szczególnie, iż ten jest o wiele dłuższy. Humor, zabawa i optymistyczne spojrzenie na świat oczyma dwunastolatka sprawia, że książkę Marcina Pałasza czyta się szybko i bez znudzenia. Zamiast ztechnologizowanego świata - podwórko osiedla, znane wszystkim, ale jak się okazuje z sekretami w zanadrzu i w niczym nie ograniczające fantazji. Zwyczajne widoki okazują się być punktem wyjścia dla historii z wieloma zabawnymi sytuacji, nadzwyczaj sympatycznymi bohaterami oraz watkami wkraczającymi w gatunek fantastyczny oraz lekko sensacyjny. Autor umiejętnie splata wątki tak by młodszego czytelnika zaciekawić, a starszemu przypomnieć lektury sprzed lat.
Wakacje w wielkim mieście, małym mieście, na wsi, smakują najlepiej gdy dzieli się je z przyjaciółmi, a z postaciami stworzonymi przez Marcina Pałasza łatwo się zaprzyjaźnić.



 
Książkę przeczytałam 
                               dzięki uprzejmości  
                                         wyd. BIS

środa, 3 września 2014

Coś na niepogodę

Pogoda za oknem najczęściej tak, 
że fotel, koc i dobra lektura są najlepszym sposobem 
na spędzenie wolnego czasu. 
Kilka tytułów właśnie czeka na swoją kolej ;)


 Od góry:

"Klub wrednych matek" Joanna Opiat-Bojarska, wyd. Replika
"Męzczyzna  tatuażem" Jack Sharp wyd. Varsovia
"Ostatni papież" Luis Miguel Rocha, wyd. Varsovia



i nagroda w konkursie Matrasu




poniedziałek, 1 września 2014

Śmierć w oazie spokoju

J.T. Ellison
"Pocałunek śmierci"


Spokojna dzielnica, miejsce w sam raz dla rodzin oraz ludzi ceniących sobie spokojną egzystencję w przyjaznym otoczeniu. Tutaj nikt nie myśli o przestępstwach, a zbrodnia w ogóle jest nie do pomyślenia, no chyba, że na ekranie telewizora. W tych okolicach policja raczej nie ma nic do roboty, porządek i przestrzeganie prawa to podstawa ...

Tak myśli większość aż do momentu gdy dochodzi do dramatu ...

Taylor Jackson niejedno już widziała w życiu, przekonała się także, iż natura ludzka posiada bardzo mroczną stronę. Jako porucznik w wydziale zabójstw aż nazbyt często styka się ze złem, zresztą poznała je również poza pracą. Wezwanie do dzielnicy, gdzie królują urocze domki i rezydencje, aż tak nie różni się jak mogliby przypuszczać mieszkańcy sielskiego zakątka. Tutaj zbrodnia ma podobne oblicze jak gdzie indziej, lecz zaskoczenie i lęk są o wiele większe. W budynku jak z najlepszego czasopisma dla architektów widoczne są krwawe ślady,tym bardziej przerażające, że pozostawione przez maleńkie dziecko. Niczego nieświadoma dziewczynka znajdowała się tuż obok gdy jej matka została brutalnie zamordowana, na tym resztą nie koniec. Odebrano życie nie tylko kobiecie, ale także jej nienarodzonemu dziecku, brutalność tego zabójstwa zaskoczyła nawet tak doświadczoną policjantkę jak Taylor. Rodzina ofiar i opinia publiczna domagają się jak najszybszych efektów śledztwa i wskazania mordercy, a policja daje sobie sprawę, iż to dochodzenie nie będzie należało do prostych. Brak świadków, brak motywu, brak łatwo dostrzegalnych śladów, to wszystko nie nastraja optymistycznie detektywów. Dlaczego ktoś zabił młodą kobietę i to na dodatek gdy była w ciąży? Zamożna, wykształcona, szczęśliwa w małżeństwie ... A może to jedynie pozory? Co kryje się za idealną fasadą? Taylor Jackson odkrywa całkiem inny obraz życia zamordowanej niż się spodziewała. Coś nie dawało spokoju Corinne Wolff i było źródłem lęków, nawet leki nie były w stanie ich oddalić ...

Porucznik Jackson już nieraz prowadziła trudne śledztwo, tym razem jednak zatacza ono coraz szersze kręgi. Pojedyncze elementy zaczynają tworzyć obraz, z którego wyłaniają się zupełne przeciwieństwo ludzkich charakterów niż wydawało się na początku. Na tym nie koniec, na celowniku znalazła się też Taylor, ktoś nie zawaha się sięgnąć do przeszłości by utrudnić odkrycie prawdy. Policjantka jednak nie zamierza się poddać, bez względu na cenę jaką przyjdzie jej zapłacić. Bezkompromisowy stróż prawa narażony jest na ciosy nie tylko z zewnątrz ...

Zbrodnia, wyraziści bohaterowie i policyjne dochodzenie, to nic nowego, te elementy to podstawa większości kryminałów. J.T Ellison także wykorzystała je w swojej książce tak by zaintrygować czytelnika i by chciał sięgnąć po kolejny tom, w jakiej rolę główną odgrywa Taylor Jackson - niepokorna, dążąca do prawdy wbrew wsystkiemu, walcząca z demonami z przeszłości. Autorka splata ze sobą kilka wątków, jakie okazują się być punktem wyjścia do kolejnej historii z dalszymi losami postaci. Nashville okazuje się mieć o wiele mroczniejszą twarz niż można by przypuszczać, a jego stróże prawa czasem muszą nieraz naginać zasady by  zbrodnia została ukarana. "Pocałunek śmierci" to kryminał, w którym ludzkie słabości zostają obnażone, natomiast prawda ukryta jest pod warstwą kłamstw, zadanego i odczuwanego cierpienia oraz iluzji.


Za możliwość
przeczytania książki
dziękuję wyd. Mira

czwartek, 28 sierpnia 2014

Prawdziwy wiking czytałby ...

Mogę pokazać wikinga na wielbłądzie
Na początku sierpnia, nakładem Wydawnictwa Erica, ukazała się powieść "Kowal słów" Łukasza Malinowskiego, historyka i specjalisty od średniowiecznej Skandynawii. Bohater książki, Ainar Skald, znany jest już czytelnikom z wydanego w 2013 roku "Karmiciela kruków", lektury obowiązkowej dla wielbicieli wikińskich historii. Z autorem powieści o bezczelnym poecie i rębajle rozmawiamy między innymi o genezie miłości do Północy, zderzeniu kultur i ciężkim losie polskich humanistów.


Joanna Wasilewska: Z wykształcenia jesteś historykiem, w 2010 roku obroniłeś doktorat na UJ. Jak to się stało, że wybrałeś właśnie historię?
Łukasz Malinowski: Od dziecka byłem po prostu ciekawy świata. Interesowało mnie wszystko, co jest inne, obce, niecodzienne. Pasjonowały mnie opowieści – i te fikcyjne, i te z dziejów minionych. W ogólniaku te zainteresowania skupiły się wokół historii, choć i inne nauki mnie pociągały: zwłaszcza filologie, archeologia i filozofia. Z młodzieńczej pasji wyrosło więc moje zainteresowanie studiami historycznymi, które wówczas wydawały mi się najciekawsze.
JW: Dlaczego wikingowie?
Jest we mnie jakaś fascynacja dzikością, pierwotną, surową kulturą Północy. Inna mentalność, tajemnicza mitologia, bohaterskość rządząca wikińskim kodeksem etycznym.  Wszystko to rozbudziło moją ciekawość. Nie znaczy to wcale, że inne epoki, czy kraje nie są dla mnie interesujące. Po prostu w danej chwili zajmuję się wikingami i nie jest wykluczone, że za jakiś czas zajmę się czymś innym.
JW: Bohaterem Twoich książek jest czarujący Ainar Skald, osobnik wzbudzający szczery entuzjazm czytelników płci obojga i nie dam głowy, czy bardziej nie kochają go panie... Skąd go wytrzasnąłeś? Obudziłeś się pewnej nocy, rażony gromem natchnienia?
ŁM: Wiele słyszałem o gromie natchnienia, ale jeszcze we mnie nie uderzył. Natchnienie to stan złożony, który można osiągnąć poprzez stałe dokarmianie umysłu wiedzą lub nowymi bodźcami. Tak przynajmniej było ze mną. Ainar Skald dojrzewał we mnie przez kilka lat, ponieważ odnosił się do historycznych skaldów i herosów, jakim poświęciłem swój doktorat.
JW: No właśnie, od doktoratu do beletrystyki wiedzie ścieżka raczej kręta. Jak to się stało, że zamieniłeś naukowe opracowanie na powieść przygodową?
ŁM: Pisząc pracę naukową, studiując strukturę islandzkich sag i zagłębiając się we wczesnośredniowieczną mentalność, zapragnąłem napisać coś lżejszego, rzecz która będzie miała szansę dotrzeć do szerokiego grona odbiorców, a nie tylko do garstki specjalistów. Postać Ainara oparłem więc na bohaterach skandynawskich sag, takich jak Egil Skallagrimsson, Grettir Asmundarson, Örvar Odd czy Viga-Glum. Oczywiście Ainar został przeze mnie uwspółcześniony, tak by był atrakcyjny dla współczesnego czytelnika, bo nie mogłem przecież kierować swojej opowieści do trzynastowiecznych Europejczyków.
JW: Ainara nazwałam "czarującym" nieco ironicznie. Daleko mu do typowych fantastycznych herosów, bezgrzesznych obrońców moralności.
ŁM: Może i daleko, ale postać tą kreowałem tak, by była bohaterem tyle tylko że nie wedle dzisiejszych prawideł, ale wczesnośredniowiecznej mentalności. Gdy dokładniej przyjrzymy się światu opisanemu w moim cyklu, to okaże się, że Ainar w tych realiach rzeczywiście jest herosem, który tylko niekiedy „grzeszy” i skręca w kierunku łotrostwa.
JW: Większość autorów fantastycznych debiutuje krótkimi formami, choćby i na łamach portali internetowych. Nie masz za sobą takich doświadczeń, prawda?
ŁM: Rzeczywiście. Karmiciel kruków to mój literacki debiut. W ogóle bardzo późno zacząłem pisać. Pierwsze literackie wprawki miałem na studiach magisterskich, później zajmowałem się głównie nauką i dopiero po zrobieniu doktoratu zacząłem poważniej myśleć o beletrystyce. Miało to swoje dobre i złe strony. Brakowało mi doświadczenia pisarskiego, za to bardzo dobrze wiedziałem co i jak chcę pisać.  Podciągnąłem się więc z rzemiosła (tutaj pomocne okazały się przygody z dziennikarstwem i publicystyką popularnonaukowa)  i od razu udało mi się zainteresować wydawcę książką. Wcześniej tylko bardzo okazjonalnie próbowałem sprzedać opowiadanie do prasy drukowanej, ale już na przykład nigdy nie wysłałem niczego do portali internetowych.
JW: Trudno było się przebić?
ŁM: Wysłałem pierwszego Skalda do kilku wydawnictw. Niektóre okazały zainteresowanie, ale też nie ma się co oszukiwać: o debiutanta nikt się w Polsce nie zabija. Dlatego gdy Erica położyła na stole konkretną ofertę, to się na nich zdecydowałem, zamiast czekać na ostateczną decyzję innych.
JW: Redaktorem Twoich książek jest Artur Szrejter, również pisarz, autor wielu opowiadań i książek popularnonaukowych o mitologii germańskiej. Obyło się bez walk o terytorium?
ŁM: To wielkie szczęście współpracować z redaktorem, który nie tylko doskonale zna się na swoim fachu, ale jeszcze jest dobrze zaznajomiony z tematyką moich książek. Artur bardzo mi pomaga, zwłaszcza w tym, że ciągle mnie temperuje i punktuje miejsca, w których bywam niezrozumiały dla czytelnika słabo orientującego się w skandynawskich klimatach. Innymi słowy dba, by moje powieści były bardziej dostępne dla ludzi i gani mnie za zbyt zawansowane odniesienia historyczno - kulturowe.
JW: Wielu czytelników zaskoczył panteon bóstw Ainara. Przeciętny czytelnik spodziewa się spotkać w książce o wikingach Thora i Lokiego <sic!>, a tu obco brzmiące nazwy... Co skłoniło Cię do odrzucenia dobrze utrwalonych imion-symboli?
ŁM: Moje podejście do tematyki nordyckich wierzeń wynikało z dwóch rzeczy. Po pierwsze było usprawiedliwione historycznie, bo w rzeczywistości nie istniał jeden wikiński system wierzeń i spójny panteon ówczesnych bóstw. We wczesnośredniowiecznej Skandynawii wykształcił się natomiast szereg systemów, różnie od siebie zależnych, które powiązane były z poszczególnymi rodami i regionami. I tak mieszkańcy danego fiordu mogli oddawać cześć innym bogom, niż ludzie z sąsiedniej doliny. A przecież jeśli mówimy o świecie wikingów, to musimy zdawać sobie sprawę, że dotyczył on 300 lat historii i wielu krajów takich jak Norwegia, Szwecja, Dania, Islandia, Grenlandia, Anglia, Irlandia czy Ruś. Wszędzie występowały różnice lokalne i jeszcze dodatkowo zmiany wynikające ze zderzeń kulturowych. Sami Skandynawowie bawili się w XIII i XIV wieku pogańskimi mitami i w sagach pokazywali zmienne oblicza starych bogów, ukrywając ich pod różnymi imionami. Po drugie zaś, stawiając na mało znane oblicze pogańskich wierzeń, chciałem by świat Ainara Skalda stał się oryginalny. Pragnąłem znaleźć sposób, by odróżnić się od całej rzeczy pisarzy zajmujących się wikingami. W ten sposób wkroczyłem też na drogę fantasy, bo o ile w sferze materialnej czy mentalnej starałem się zachować wierność historii, to w kwestii wierzeń i ludzkich wyobrażeń mocniej popuściłem wodzy fantazji.
JW: Wiem, ze niektórym czytelnikom pierwszego tomu nie podobały się fragmenty przedstawiające religię chrześcijańską (a właściwie mnichów, żeby dokładniej rzecz ująć) w niezbyt korzystnym świetle. Spodziewałeś się tego, że Ainar okaże się kontrowersyjny?
ŁM: Pisząc prozę historyczną odnoszę się do mentalności i wierzeń ludzi z opisywanego okresu czasu. W przypadku Skalda do X wieku. Zdarza mi się więc pisać o rzeczach trudnych, może i nieco kontrowersyjnych z dzisiejszego punktu widzenia. W ogóle bardzo fascynuje mnie religia i dziwię się, że pisarze fantastyczni tak rzadko po nią sięgają. To przecież nieodłączny element cywilizacji człowieka i lwia część światowej kultury dotyczy właśnie religii. Tym bardziej, gdy pisze się o X wieku, nie sposób odseparować się od ówczesnego systemu wierzeń, bo ten o wiele mocniej niż dziś był częścią życia codziennego i kształtował ludzką mentalność.
JW: W drugim tomie rzeczy potencjalnie obrazoburczych jakby mniej...
ŁM: Nigdy nie chciałem jednak, by Skald stał się cyklem o tematyce religijnej, jak chociażby seria Piekary. Karmiciel kruków był książką o namiętnościach oraz o zderzeniu pogańskiego „światopoglądu” z chrześcijańską moralnością. W Kowalu słów koncentruję się już na innych rzeczach, choć religia wciąż jest ważna dla moich bohaterów. Najnowsza powieść jest o szaleństwie i jego zmiennych obliczach, a to tylko pośrednio wiąże się z religią.
JW: Pierwszy Skald rozgrywał się na Północy, w drugim tomie Ainar zapuszcza się w nowe dla siebie tereny. Jeden z nowych bohaterów ma na imię Alosza - nie brzmi to wybitnie nordycko...
ŁM: Powieści o wikingach jest dużo, a niemal wszystkie rozgrywają się na Północy Europy. Ciężko tam znaleźć jakąś wolną „literacką działkę”, którą można by było zaorać piórem. Na szczęście wikingowie wyprawiali się w najdalsze zakątki znanego ówcześnie świata, dając mi szeroką swobodę w wyborze akcji dla moich powieści. Takie podejście jest trudne i rzadko wykorzystywane przez twórców; trzeba się bowiem zagłębić nie tylko w kulturę Skandynawii, ale i ludzi, którzy żyli na opisywanym obszarze. Ja jednak zawsze lubiłem zderzenia kulturowe i wydawało mi się ciekawym pomysłem, by opisać średniowieczne, niezwykle zróżnicowane społeczeństwa oczami skandynawskiego bohatera. Dlatego Ainar zjawia się w Norwegii, na Islandii, w Irlandii, na wschodzie Rusi, a w dalszej kolejności w Bizancjum i być może w Afryce Północnej. W moich książkach można natomiast odnaleźć (dotychczas) elementy kultury związane ze Skandynawami, Irlandczykami, Anglikami, Słowianami, Ugrofinami, Pieczyngami, Hazarami, tureckimi Oguzami, Burdasami, Bułgarami Nadwołżańskimi, Arabami, Persami i Afrykanami z imperium Wagadou. Dzięki takiemu podejściu mogę na przykład pokazać wikinga jadącego na wielbłądzie.
JW: Elementy fantastyczne z drugim tomie to zarazem elementy folklorystyczne? Bo rozumiem, że chłopek roztropek na misiu i człowiek z sokołem nie są dziećmi zgrzewki Harnasia...
ŁM: Pisząc o wschodzie Europy sięgnąłem po ruski folklor, po tradycję związaną z bylinami. To właśnie w tym klimacie został opisany Wesoły Ilja, czyli chłopiec z niedźwiedziem. Jego postać nawiązuje również do średniowiecznych kuglarzy, którzy tresurą zwierząt zabawiali gawiedź. Udawane „zapasy z niedźwiedziem” lub „taniec z niedźwiedziem” to popularne rozrywki średniowiecza. Ten wątek może się wydawać trochę zbyt lekki i bajkowy, w porównaniu do okrucieństw świata przedstawionego, ale zapewniam że i ten popularny ruski motyw został przeze mnie zreinterpretowany i wraz z upływem stron, staje się coraz bardziej mroczny i krwawy. Z kolei Haukrhedin, w którego głowie mieszka człowiek i jastrząb, to już bezpośrednie odwołanie do skandynawskich wierzeń o zmiennokształtnych hamramirach.
JW: Nieważne, czy w starciu z mnichami, czy przy absencji mnichów, konno, czy na wielbłądzie, Ainar wciąż pozostaje Skaldem i nie stroni od prezentowania swojej twórczości. Dużo czasu zajmuje Ci pisanie wikińskiej poezji?
ŁM: Konstruowanie skaldycznych strof jest trudne, zwłaszcza w języku polskim. Wikińska poezja opierała się głównie na rytmie, tworzonym przez aliterację, czyli powtarzanie tych samych liter w sylabach akcentowanych. Istniało kilka miar wierszowych, które dokładnie określały, jak ten rytm miał wyglądać (na przykład wers pierwszy i drugi miał być połączony wspólną aliteracją, a trzeci tworzyć osobną aliterację). Najpopularniejszym środkiem stylistycznym był natomiast kenning, czyli poetyckie omówienie. Bardzo wysilano się więc, by nie nazywać rzeczy po imieniu i na przykład zamiast „statek” mówili „morski ogier”, a zamiast „wojownik” - „drzewo z mieczem”.
JW: Jesteś dość częstym bywalcem konwentów, na których pojawiasz sie z różnymi prelekcjami. Czujesz się silnie związany z polskim fandomem?
ŁM: Czuję się związany z fantastyką, jako szeroko pojętym nurtem kulturowym. Do środowiska fantastycznego czuję sympatię, ale nie jestem z nim silnie związany, bo słabo je znam. Na konwenty zacząłem jeździć dopiero w 2013 roku, w związku z debiutem Karmiciela kruków. Od najmłodszych lat mojego życia, byłem natomiast związany z fantastyką jako czytelnik i widz.
JW: Premiera Kowala słów miała w trakcie Festiwalu Słowian i Wikingów w Wolinie. Jesteś członkiem jakiejś grupy rekonstrukcyjnej?
ŁM: Środowisko rekonstruktorów historycznych darzę od dawna ogromną sympatią, choć nigdy nie byłem jego częścią. Wszystko przez to, że wychowałem się w małej miejscowości, gdzie nie było żadnej wikińskiej drużyny rekonstrukcyjnej, a kiedy po ślubie przeprowadziłem się do Krakowa, nie miałem już czasu na zagłębianiu się w kolejne hobby. Wśród rekonstruktorów mam jednak wielu przyjaciół.
JW: I czytelników?
ŁM: Właśnie w trakcie ostatniego festiwalu w Wolinie, podeszła do mnie sympatyczna pani z informacją, że organizuje gry RPG osadzone w świecie Skalda. Było to dla mnie zaskakujące i bardzo miłe.
JW: Oprócz książek, piszesz również artykuły do kilku periodyków, ale, wiadomo, z pisania w Polsce wyżyć trudno. Planujesz dalszą karierę naukową?
ŁM: Jak na razie wszystko jest u mnie w stanie przejściowym. Staram się uprawiać historię na każdy możliwy sposób i łączyć pracę naukową z pisarstwem. Obecnie nie jestem jednak związany z żadnym uniwersytetem, choć ciągle mam nadzieję, że się to zmieni. Fakty są jednak takie, że w Polsce nikt nie ceni młodych humanistów, a władze najchętniej wymiotłyby ich za granice naszego państwa. Pisarze, filozofowie, historycy i filologowie są przecież temu społeczeństwu niepotrzebni. U nas liczą się tylko kasa i nowe technologie.
JW: Istnieje więc realne ryzyko, że pewnego dnia rzucisz Skalda z całym wikińskim dobrodziejstwem inwentarza, by zrobić kurs operatora wózka widłowego albo zgłębiać tajniki obróbki skrawaniem?
ŁM: Dla mnie brzmi to bardziej skomplikowanie, niż pisanie książek. Ale kto wie? Jeśli nie zdołam zainteresować swoją twórczością czytelników (na razie jestem dobrej myśli, nawet wywiady chcą ze mną robić), to będzie trzeba zwijać interes i się przekwalifikować. Ale porzućmy już może to czarnowidztwo. Ja ciągle mam nadzieję, że będzie dobrze.
JW: Nie ma wywiadu z pisarzem bez pytania o to, co czyta i ogląda, miejmy więc to już za sobą...
ŁM: Czytam rzeczy różne. Jako historyk przetrawiłem całą masę książek naukowych, ale nigdy też nie stroniłem od beletrystyki. Zaczytuję się w fantastyce, klasyce literatury i powieściach historycznych. Znam tylu znakomitych autorów, że nie sposób byłoby mi wybrać ulubionego. Pewnie byłby to ktoś z grona: Neil Gaiman, Neal Stephenson, China Mieville, George Martin, J. R. R. Tolkien, Andrzej Sapkowski. Lubię też książki Michaele Chabona, Charlesa Bukowskiego i Cormaca McCarthy’ego. Cenię również polskich autorów fantastycznych, na czele z Łukaszem Orbitowskim, Jarosławem Grzędowiczem i Robertem Wegnerem. Z filmami jest podobnie. Nie umiem wybrać. Zgodnie z tezą, że apoteozujemy swoją młodość, pewnie wybrałbym coś z ulubionych filmów z lat szkolnych: Obcy. Ósmy Pasażer Nostromo, Poszukiwacze Zaginionej Arki, Łowca Androidów, Czas Apokalipsy, Zagubiona Autostrada, Mechaniczna Pomarańcza, wszystkie filmy braci Coen. Wspomnę jeszcze o znakomitym hiszpańskim filmie Sekret jej oczu, który na długo utkwił mi w pamięci i z pewnością należy do grona ulubionych. Obecnie sięgam też po amerykańskie seriale, zwłaszcza te historyczne i dramatyczne.
JW: Drugi tom Kowala słów ukaże się jesienią, ale to nie koniec przygód Ainara, prawda? Poza tym masz w planach nie tylko beletrystykę.
ŁM: Książką niebeletrystyczną będzie wydanie mojego doktoratu Heros i łotr. Pogański wojownik w kulturze średniowiecznej Islandii które również ukaże się jesienią.  Poza tym piszę już kolejną powieść o Ainarze Skaldzie z akcją osadzoną w Bizancjum i na Wyspach Greckich. Będzie to opowieść o piratach, kibolach i dworskich intrygach.
JW: O kibolach?
ŁM: Bizantyjczycy z Konstantynopola byli rozkochani w wyścigach konnych zaprzęgów rozgrywanych w Hipodromie, a najzagorzalsi kibice organizowali się w demy. Było ich cztery (Czerwoni, Błękitni, Zieleni, Biali), a większość badaczy przyrównuje je właśnie do dzisiejszych grup kibicowskich. Zdarzało im się demolować miasto czy stać na czele powstań miejskiej biedoty, ale zazwyczaj sami organizowali zawody (każdy dem wystawiał swoje zaprzęgi, akrobatów, tancerzy itp.) i mieli własną „policję”, która pilnowała porządku w niektórych dzielnicach Konstantynopola.
JW: Pozostaje mi tylko podziękować za rozmowę i życzyć samych sukcesów.