wtorek, 12 marca 2019

Zbrodnia czy nie?


„Zbrodnia i Karaś”
Aleksandra Rumin

Pożegnanie niektórych ze światem spotyka się z ledwo skrywaną radością innych. Oczywiście zbyt głośno nikt nie okazuje zadowolenia, zwłaszcza gdy okoliczności ostatnich chwil są nieco podejrzane, lecz kto broni w duchu świętować? W końcu nieboszczyk musiał się nieźle napracować by zasłużyć sobie na taką reakcję otoczenia, ale trzeba jeszcze uważać by i po śmierci jeszcze nie dał o sobie znać!

Trup nie jest dobrą reklamą, zwłaszcza dla uniwersytetu, który dopiero pracuje na swoją renomę, chociaż z tym ostatnim nie ma co przesadzać. Jednak prawda jest brutalna - zbrodnia dobrze widziana jest w kryminałach, lecz nie w brutalnej walce o studentów, granty i przede wszystkim o zaistnienie na uczelnianym firmamencie. Niestety profesor Karaś wyzionął ducha w uniwersyteckich murach, ściślej mówiąc w toalecie, i jakoś tak co najmniej kilka osób miało powód by pomóc mu w zejściu. Co innego chęci, a co innego ich urzeczywistnienie, lecz może ktoś odważył się? Policja oczywiście sprawdzi wszystkie poszlaki, ale nie ma to jak rozpoznanie od środka. Wypadek czy morderstwo? Oto jest pytanie, nawet kot Stefan co nieco mógłby w tym temacie powiedzieć, zresztą nie tylko on. Dziesięć osób podejrzanych lub przynajmniej mogących wnieść jakieś informacje w temacie śmierci nieżałowanego przez nikogo wykładowcy stanowi grupę podwyższonego zainteresowania i ryzyka. Czy śmiertelność wzrośnie? Tego nie wie nikt albo raczej wie sprawca, jeśli oczywiście Karaś nie pożegnał się z doczesnym życiem przypadkiem. W tę drugą wersję chce wierzyć wielu, chociaż po cichu jej pierwsza odsłona koi bardziej serca i umysłu niejednego.

Komedie kryminalne łączą w sobie lekkość humoru z intrygującą zagadką, a jeśli do tego dodać do nich satyryczną atmosferę to dostajemy w efekcie zajmującą lekturę. Książce Aleksandrze Rumin nie sposób odmówić żadnych z tych elementów, każdy z nich spleciony jest z pozostałymi związkiem przyczynowo-skutkowym i dopasowaniem do rozgrywających się wydarzeń.  Uczelniane mury idealnie nadają się na kulisy kryminalnej historii, a w przypadku „Zbrodni i Karasia” zostało wykorzystane wiele z detali, czasem wspominanych z łezką w oku i nostalgicznym śmiechem, a czasem z zgrozą z studenckich chwil. Autorka nie stosuje półśrodków i od strony komediowo-satyrycznej są wzięci na widelec wszyscy uczestnicy środowiska edukacji stopnia wyższego. Z większym lub mniejszym przymrużeniem oka zostają wciągnięci w morderczą rozgrywkę, nawet kot Stefan ma do odegrania swoją rolę. Może i suspens jest zaprezentowany w okolicznościach komediowych, ale został tak poprowadzony by w finale zaskoczyć, a w międzyczasie dostarczyć kryminalnych emocji. Od tytułowej „Zbrodni i Karasia” wszystko się zaczyna, a wraz z rozwojem fabuły o  jednym i drugim dowiadujemy się coraz więcej, tak samo jak i o bohaterach pośrednio z nimi związanych. Powiedzieć, że osoby te są intrygujące to tak jakby nic nie powiedzieć, ich grono wprost kipi od różnorodnych sekretów, tajemnic, grzeszków oraz innych sprawek, których ujawnienie nie jest nikomu na rękę. Jeśli do tego dodać jeszcze barwne charaktery oraz uczelnianą atmosferę to otrzymujemy dobrą rozrywkę z kryminalną intrygą, której finał jest zaskoczeniem nie tylko dla książkowych postaci.