„Na
gigancie”
Peter
May
Młodość
rządzi się swoimi prawami, kiedy jak nie wtedy człowieka ma poznawać siebie i
świat, marzyć i próbować zrealizować swoje pragnienia? Ale wszystko ma swoją
cenę, beztroska i podążanie za marzeniami czasem kosztują bardzo dużo, więcej
niż ktokolwiek przypuszczał, zwłaszcza gdy młodzieńcza naiwność zderza się z
ludzkim wyrachowaniem.
Gdzie
jak nie w Londynie można zrobić karierę, zwłaszcza gdy jest połowa lat
sześćdziesiątych? Glasgow jest o całe lat świetlne od stolicy, to tam czeka
kariera i sława, więc kiedy wydaje się, iż nie ma się niewiele do stracenia nic
nie stoi na przeszkodzi by uciec od tego co ogranicza i wybrać przyszłość. Jack
właśnie znalazł się w takiej sytuacji, jego przyjaciele także zbytnio nie widzą
dla siebie szansy w ich rodzinnym mieście. Co innego Londyn, kolorowy, pełen
muzyki i szans na zaistnienie na scenie, ucieczka z domu to trudna decyzja, ale
jedyna jaka przychodzi na myśl siedemnastolatkowi, a kolegom z zespołu ten
wybór wydaję się dobry. Piątka siedemnastolatków zamierza podbić świat i wcielają
pomysł bardzo szybko w życie. Scenariusz ten nie przewidywał wielu zdarzeń,
opierał się na młodzieńczym zapale i wierze w talent, to co stało się udziałem
Jacka i pozostałych okazało się całkowicie inne od wyobrażeń. Pięćdziesiąt lat
później tamte dni wcale nie wyblakły w pamięci, wprost przeciwnie, lecz czy
jest sens patrzeć za siebie? Maurie uważa, że tak i z pomocą dawnych kolegów
zamierza wrócić do tego co się wtedy wydarzyło. Nie mają już siedemnastu lat,
ale ponad sześćdziesiąt, pięć dekad to bardzo dużo czasu by przemyśleć swoje
wybory, które wpłynęły na całą późniejszą egzystencję.
Londyn
chciało zdobyć pięciu chłopców mężczyzn, trzech mężczyzn wróciło do Glasgow,
pozornie nie zmienili się, lecz pod tą fasadą kryło się o wiele więcej niż komukolwiek
kiedykolwiek powiedzieli. Dlaczego chcą
przywołać dawne wspomnienia, a być może demony? Co ma z nimi wspólnego
zabójstwo dokonane na East Endzie? Kilkadziesiąt lat temu kilkoro młodych ludzi
stanęło nie tylko przed trudnymi decyzjami ale i widziało coś co w krótkim
czasie zmieniło ich spojrzenie na świat. Teraz chyba nadszedł czas na
rozliczenie się z tym co było.
W
kryminale suspens jest podstawą, a co gdy nie od razu jest widoczny i historia
opiera się na całkowicie innych fundamentach? W „Na gigancie” morderstwo otwiera
książkę, lecz dalej Peter May nie serwuje nic oczywistego i spodziewanego. Dwa
plany czasowe oddzielone pięcioma dekadami oraz obserwacja tych samych bohaterów
jako młodych i starych ludzi daje szerokie pole do domysłów, lecz jeszcze
większe stanowi tajemnica, która pojawiła się kiedyś, a teraz nadszedł czas by
wyszła na światło dzienne. Autor wielokrotnie zaskakuje rozwojem fabuły, długo
każe czekać na rozwiązanie i jest ono inne od tego, którego można było się
spodziewać. W międzyczasie podsuwa kolejne zwroty akcji, tak, iż zmienia się
optyka spojrzenia na postacie. Kolorowe lata sześćdziesiąte zostały ukazane od
strony mniej ikonicznej, zderzenie młodzieńczych marzeń z rzeczywistością również
mają gorzki posmak, czytelnik widzi bohaterów w dwóch decydujących momentach
ich życia. To co było pomiędzy nimi jest ważne, lecz nie stanowi punktów
przełomowych, najistotniejsze wydarzyło się w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym
piątym oraz dwutysięcznym piętnastym i właśnie w nich kryje się to co
najważniejsze. „Na gigancie” jest nietypowym kryminałem, po części zawarto w nim
rozrachunek z młodością i samym sobą. Klasyczne śledztwo zostało zastąpione podróżą
do przeszłości gdzie kryje się odpowiedź na pytanie co rzeczywiście było
udziałem piątki nastolatków i dlaczego wciąż o tym pamiętają. Peter May odszedł
od tego co uważamy za typowe dla sensacji, jednak jak się okazuje opowiedzenie
z całkiem odmiennej perspektywy kryminalnej historii daje znakomite efekty. Najważniejsze
niekiedy jest niedostrzegane …
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
wyd. Albatros
Warto niewątpliwie przeczytać. Warto.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńBrzmi nieźle, ale nie jest to mój gatunek :)
OdpowiedzUsuńMhm, chyba warto zajrzeć :)
OdpowiedzUsuń