sobota, 11 listopada 2017

Kaktus, rozwód i rewolucja

„Marzena M_”
Agnieszka Jeż
Paulina Płatkowska

Ideałów nie ma, ale człowiek może sobie spokojnie egzystować gdy ma udane życie rodzinne i satysfakcjonującą pracę. Tak sobie biegną dni, tygodnie, a nawet lata, nic nie zakłóca codzienności, stabilna egzystencja zadowala, a przynajmniej tak się wydaje. W końcu nadchodzi moment kiedy los podsuwa nieoczekiwane informacje i nasuwają się dość niewygodne pytania … Co zrobić w sytuacji gdy rzeczywistość jest całkiem inna od tej, na którą przymykało się oczy przez tak długi czas?

Wszystko przecież układało się tak wspaniale, no przynajmniej na pierwszy rzut oka, drugi zresztą też. Córka już odchowana, chociaż będąca w problematycznym wieku, praca pozwalająca na jako-takie zadowolenie, no i mąż … właśnie on stał się zarzewiem pożaru, jaki wyzwolił zmiany w życiu Marzeny Małeckiej. Wydawało się, iż co jak co, lecz Mareczek źródłem żadnej rewolucji nie będzie i tu tkwił błąd w myśleniu jego żony. Jednak jeżeli mleko się wylało vel pani Małecka nie uwierzyła, że ślad szminki na tylnej części ciała małżonka to efekt artystycznej weny, a bielizna w małżeńskim łożu także nie należy do niej to czas na radykalne zmiany. Jakie? Na przykład spełnieniu marzenia pogrzebanego pod mężowskim narzekaniem, poznaniem co znaczy namiętna noc i w ogóle egzystencją tak jak wcześniej, lecz bez faceta nie doceniającego Marzeny. Nowy życiowy rozdział ma dużo plusów dodatnich, ujemnych jest mało i raczej pochodzą od osób, nie umiejących uwierzyć, iż kobieta czterdzieści plus da sobie radę jeśli u jej boku nie będzie mężczyzny. Kto by się tym zbytnio przejmował kiedy trzeba zorganizować fugę dla budowlańców, wybrać okna i przy okazji wpadnie co nieco w oko? Oczywiście nic nie jest aż tak proste i nieskomplikowane, lecz nad wiek dojrzała latorośl, wspierająca córkę matka, całkiem rzeczowa szefowa sprawiają, że człowiek po prostu robi to co do tej pory, ale czerpie z tego wymierne korzyści!

Marzena Małecka może i długo starała się być idealna i wierzyła, iż rzeczywistość wokół niej jest taka jaką sobie wyobrażała, jednak kiedy powiedziała stop i zrobiła zwrot o sto osiemdziesiąt stopni nie postawiła na półśrodki i pokazała na co ją stać. A stać ją na o wiele więcej niż sama przypuszczała.

Tragikomedia z przewagą komedii? Może i tak, lecz jak dla mnie to przede wszystkim dobra fabuła obyczajowa z ogromną porcją humoru, inteligentnego i lekko kąśliwego. Agnieszka Jeż i Paulina Płatkowska nie dają taryfy ulgowej swej bohaterce i prawie z kartki na kartkę stawiają ją w mało komfortowej sytuacji, ale od czego poczucie humoru i kobieca zaradność? O jednym i drugim dowiedzą się czytelnicy dużo, w wersji nie ciężkiej, ale dowcipnej, a tytułowa postać pod koniec książki zostanie co najmniej dobrą znajomą, jak nie świetną kumpelką. Autorki nie stawiają na piedestale jednych postaci i nie piętnują drugich, za to czasem z przymrużeniem oka wskazują na wady i zalety wszystkich i z sympatią pozwalają im toczyć boje o to co zostało zapomniane, odłożone na bok, odpuszczone. Wbrew pozorom porcja śmiechu nie oznacza, że ważne tematy są zmarginalizowane bądź w ogóle nieobecne. Wprost przeciwnie Agnieszka Jeż i Paulina Płatkowska pod warstwą rozrywkową, lekką, łatwą i przyjemną, dają czytającym kilka wątków do refleksji. „Marzena_M” jest lekturą, przy której spędza się czas przyjemnie, w dobrym humorze, fabuła wciąga i sprawia, że zaczyna się kibicować bohaterce, nieodrealnionej, niekiedy trochę naiwnej i patrzącej na świat w przysłowiowych różowych okularach, lecz sympatycznej. Gdzieś pomiędzy dramatem i komedią jest miejsce właśnie na takiej historie, jak ta najnowsza duetu pisarskiego Jeż-Płatkowska, pozwalającej na poprawę nastroju, relaks, lecz i spojrzenie na otoczenie z ciut innego punktu widzenia oraz przekonania się co znaczy wsparcie bliskich, zwłaszcza kobiet.


Za możliwość przeczytanie książki

dziękuję
BookSenso 
oraz
wydawnictwu Edipresse