czwartek, 19 stycznia 2012

Prawo do zbrodni?

"Teoria zbrodni uprawnionej"

Marek Gaszyński


Zbrodnia uprawniona ... dwa słowa, wydające się wzajemnie przeczyć, bo jak można usankcjonować prawem coś co jest z nim niezgodne? A może tytuł odnosi się do aktu zemsty, rewanżu, odwetu, za doznane krzywdy? Jednak teoria ma to do siebie, że gdy odnosi się ją do praktyki to nie zawsze te dwie wielkości pokrywają się ze sobą. Więc jak to jest z hipotezą, że wydarzenie, które z zasady nie może być usankcjonowanie ktoś chce uprawomocnić? Jak dochodzi do powstania takiej koncepcji i dlaczego? Co musiałoby mieć miejsce by mówić o legitymizacji zbrodni? Wiele pytań, żadnych odpowiedzi, bo gdy coś dotyczy czegoś hipotetycznego trudno uzyskać wynik, ale czasem hipoteza jest konfrontowana z rzeczywistością ...


Lata sześćdziesiąte, Warszawa, dwójka studentów - para, widzi swojego wykładowcę i postanawia go śledzić. Nawet to nie jest żart, po prostu jakiś impuls, w końcu co może ukrywać pracownik naukowy? Nic! Ale czy na pewno? Mówi się, że pierwsze wrażenie jakie odnosimy gdy kogoś poznajemy dużo mówi jak dalej potoczy się znajomość, ale z drugiej strony bywa ono często mylne. Dla Norberta Piaseckiego początkowo Piotr Pawłowicz był jednym z wielu nauczycieli akademickich, może trochę młodszym od pozostałych i ciekawiej prowadzącym zajęcia, lecz w gruncie rzeczy była to relacja typowa student - profesor. Zbieg okoliczności sprawił, że poznali się bliżej, przynajmniej tak sądził jeden z nich, drugi miał ukryty cel by nawiązać kontakt właśnie z tym, a nie innym czlłowiekiem. Czasem warto zaufać intuicji i jej podpowiedziom, pomimo, że wydaje się tylko być uosobieniem całkiem innych uczuć, w końcu zazdrość sprawia, że nie postępuje się racjonalnie, lecz gdy wie się o niej to całkiem co innego ... W końcu co może stać na drodze dwojga młodych ludzi, którzy zaplanowali już swoje życie? Los jednak lubi zaskakiwać, wystarczy jeden krok by starannie przemyślane plany legły w gruzach, to co wydawało się na wyciągnięcie ręki ucieka i nie ma sposobu by to dogonić. Dzień ślubu jest dla większości otwarciem nowego rozdziału, bywa także zbiorem chwil, które pamięta się zawsze, Norbert natomiast doświadczył tego, czego w najgorszym koszmarze nawet nie brał pod uwagę. Wyszedł z akademika, wsiadł do taksówki i od tego momentu nikt go nie widział, nie dotarł domu narzeczonej ani do Urzędu Stanu Cywilnego, niczego nie zabrał z pokoju, wszystko zostawił, nawet najbardziej osobiste drobiazgi. Jedynym śladem jest list, w którym niedoszły pan młody wyjaśnia motyw swej ucieczki - wyjazd na zachód z powodów politycznych. Zrozpaczona narzeczona, zawiedzenie przyszli teściowie, nierozumiejący niczego przyjaciele, nikt z nich nie domyślał się niczego.

Kanada w połowie lat sześćdziesiątych dla kogoś bez przeszłości, kto przez pięć lat był w śpiączce wydaje się równie dobrym miejscem do życia jak każde inne. Dzięki zbiegowi okoliczności dostał szansę od losu o jakiej nie marzył nigdy, jakby w ogóle mógł tego pragnąć jeżeli nie pamięta kim był? Nie ma go wśród zaginionych, nie istnieje żaden dokument, w którym by pojawiało się jego zdjęcie, po prostu NN. Rozpoczynanie wszystkiego od nowa, a raczej od początku, daje nieograniczone możliwości, a gdy do tego dołoży się ciężką pracę i oddanych przyjaciół, to świat stoi otworem.


Dwa wątki, dwóch różnych bohaterów, a łączy ich "zbrodnia uprawniona", teoria stała się praktyką. Jeden człowiek uznał, że może być sędzią i katem, by uchronić swój sekret wydał wyrok na osobę, mogącą odkryć pewną tajemnicę z wojennej zawieruchy. Nie zawahał się gdy niszczył wszystko i wszystkich co mogło naprowadzić na jego ślad, był w tym niezwykle skuteczny, nie oszczędził nikogo, nawet siebie samego, chociaż tego nie dostrzegł, za to było to dane ujrzeć największemu wrogowi ...

Marek Gaszyński połączył w swej książce kilka wątków, można w niej odnaleźć sensację, elementy obyczajowe i rzeczywistość ostatnich sześćdziesięciu lat. Autor łączy fikcję z faktami, tak, że czytelnik ma wrażenie, iż czyta autentyczną historię, która jak najbardziej mogła mieć miejsce. Realne postacie i wydarzenia, a pośród nich wykreowane osoby i sytuacje, w efekcie otrzymuje się fabułę zaskakującą, gdzie trudno zauważyć granice pomiędzy prawdą, a tym co jest wytworem wyobraźni. Niewiele opowiadań daje dokładny wgląd w motywy postępowania, dlaczego właśnie podjął taką , a nie inną decyzję. W "Teorii zbrodni uprawnionej" nie ma wyraźnej oceny działań bohaterów, to zostaje pozostawione czytającym, jest za to ukazane jak niektóre sprawy łączą się, nie pozostają bez echa, ich wynik czasem widoczny jest dopiero długo po tym kiedy się wydarzyły. Podobno zło powraca ...




Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Sztukateria
oraz
wyd. Nowy Świat