piątek, 18 maja 2012

Kiedy coś się kończy


„Adam i Ewy”
Monika Orłowska

Czy człowieka, nawet tego najbliższego, można poznać do końca? Ile czasu potrzeba by można było powiedzieć, że druga osoba nie ma przed nami żadnych tajemnic? Warto zaufać całkowicie, a może zachowanie przynajmniej trochę ostrożności chroni przed rozczarowaniem ? Pytać gdy ziarno wątpliwości zakiełkuje czy czekać, aż więcej szczegółów ujrzy światło dzienne? Takie pytania nasuwają się najczęściej dopiero w momencie gdy niezbyt przyjemna niespodzianka pojawia się w życiu i trzeba się z nią zmierzyć.
Matka, opiekunka, żona, role, które jeszcze tak nie dawno były obce Ewie. Sprawdzała się jako córka, tłumaczka i przyjaciółka, ale po tamtym życiu pozostały już jedynie wspomnienia,  rzadko przywoływane z braku czasu. Codzienność bywa o wiele bardziej absorbująca niż postronny obserwator mógłby to sobie wyobrazić. W końcu opieka nad domowym ogniskiem i jego członkami nie może stanowić centrum egzystencji, a jednak często tak bywa, że łatwo sądzić po pozorach, bo rzeczywistość ukryta jest za drzwiami mieszkania. Adam bywa gościem w swojej rodzinie, praca zagranicą i krótkie pobyty raz na kilka tygodni sprawiają, iż ma własny, raczej nie przystający do realiów, obraz swoich bliskich. Jest jeszcze druga Ewa, ale w młodszym wydaniu, czyli pasierbica i córka, umiejąca celnie podsumować to co dzieje się wokół niej i głośno wyrazić swoją opinię. Rutyna przerywana od czasu jedynie drobnymi sprzeczkami, o jakich zapomina się bardzo szybko, po prostu rzeczywistość bez wzlotów i upadków, ale za to znana i dająca złudne poczucie bezpieczeństwa.
Czy jedna rozmowa telefoniczna może zmienić wszystko? Zwykłe połączenie, jakich wykonujemy i odbieramy dziesiątki w ciągu każdego dnia, czasem pomyłkowe, a czasem wręcz przeciwnie. W jednej chwili spokój zostaje zburzony, ot tak, chociaż wcale nie bez przyczyny. Świat nadal jest taki sam, jedynie niektórzy ludzie zostają odarci z masek i złudzeń. Jak to możliwe, że niczego się nie podejrzewało? I co ważniejsze - jak postąpić? Wyjawić prawdę czy wprost przeciwnie – wejść jako kolejny, tym razem świadomy, uczestnik do gry i samemu zacząć dyktować warunki? Ale pozostaje jeszcze rodzina, zniszczyć jej wyobrażenia, a może podtrzymywać fasadę by przynajmniej ktoś był szczęśliwy?
„Adam i Ewy” są nadzwyczajną opowieścią o zwyczajnym życiu, będący udziałem tak wielu, oczywiście do pewnego momentu, bo nagle to co uważane było za stałe nieoczekiwanie zostaje przerwane. Niełatwo jest przedstawić historię, której postawą i osią akcji jest sytuacja, którą zna się ze słyszenia, lecz nigdy nie podejrzewalibyśmy, że będziemy zmuszeni stawić jej czoła sami. Ukazać człowieka, postawionego nagle przed faktami, zmieniającymi tak wiele w życiu można na wiele sposobów, łatwo jest skupić się jedynie na dramacie zranionych uczuć, trudniej jest oddać to co ukryte i to bez popadania w przesadę. Co podkreślić, a co jedynie nakreślić, tak by czytelnik dostrzegł istotę historii? Monika Orłowska w swojej książce doskonale wyważyła wszystkie elementy, czytający otrzymali portret rodzinny ukazany z perspektywy tytułowej Ewy, to jej emocje nadają mu kształtu i barw, nawet w momencie gdy wydaje się, że jest tylko ona pionkiem w grze prowadzonej przez innych. Czasem to co mogło być końcem staje się początkiem czegoś nowego …


Za możliwość przeczytania książki dziękuję