Przedpremierowo:
„Śniadanie z Arsenem”
Agnieszka Lingas-Łoniewska
Niedopowiedzenie i dopowiedzenie sobie samemu ciągu dalszego, mają z sobą wiele wspólnego. Może wyniknąć z nich przysłowiowy klops, czy podany na gorąco czy też na zimno, zawsze nieźle potrafi namieszać w życiu. Słowa mają swoją moc, czasem tylko muszą poczekać na odpowiedni moment by ją pokazać.
Kłopoty to ich specjalność, oni ich nie szukają, one same wiedzą gdzie znaleźć tych, którym z nimi do twarzy. To miały być tylko wakacje, tak jakby i nie do końca, lecz o tym Chris Conti nie miał zamiaru nikogo informować. Lina cieszyła się tym, co zdobyła i próbowała nie wracać do przeszłości. Jednak przypadkiem tych dwoje spotyka się i powracają emocje, od jakich tym razem nie da się tak łatwo uciec. Ich wspomnienia są słodko-gorzkie, a teraźniejszość zapowiada, że jeszcze niejedno przed nimi. Problem w tym, że jeszcze muszą uwierzyć w szansę, rysującą się przed nimi i … uciec przed problemami, jakie bardzo lubią pojawiać się w ich pobliżu. Sielskie okolice Gołdapi zachęcają do zapomnienia o tym, co wydarzyło się i po prostu cieszenie się swoim towarzystwem. Szkopuł w tym, iż Chris i Lina mają pewne sekrety, mogące skomplikować wiele, a to w połączeniu z żywiołowymi usposobieniami oraz talentem do przyciągania mało zwyczajnych splotów okoliczności wróży co najmniej burzliwy rozwój sytuacji. Spokojnie to już było, zwłaszcza kiedy chodzi w grze jest miłość kogoś takiego jak tych dwoje. W takiej sytuacji wydarzyć się może wszystko, tylko czy również szczęśliwe zakończenie?
Piękne okolice polskiej przyrody, postacie uwielbiające pakować się w kłopoty, chociaż wcale nie z premedytacją oraz uczuciowy rollercoaster, a to nie koniec tego co czeka nas w tej historii, lecz dopiero początek. Kto daje takie książkowe wrażenia czytelnikom? Agnieszka Lingas-Łoniewska pseudo dilerka emocji dilerka dobrego humoru, umiejąca, jak mało który twórca, równocześnie rozśmieszyć, podnieść temperaturę otoczenia oraz zaintrygować równocześnie. „Kolacja z Tiffanym” niejednemu z nas zafundowała chwile z rodzaju „jeszcze tylko jeden rozdział” i tak do jej końca, nie lepiej było przy czytaniu „Obiadu z Bondem”, jakby nie było nie przerywa się dobrej lektury, bo trzeba złapać trochę snu przed kolejnym dniem. No i nadszedł czas „Śniadania z Arsenem”, przysłowiowej wisienki na bestsellerowym, czytelniczym, torcie. Miałam się delektować czytaniem, tak na spokojnie, zamiast szybkiego przewracania kartek pod hasłem „i co dalej”, jednak jak to bywa plany sobie, a rzeczywistość sobie. Autorka po prostu nie pozostawia innej opcji czytającym jak dołączenie do bohaterów i wraz z nimi podążanie krętymi, życiowymi, ścieżkami, gdzie komizm pojawia się w odpowiednich miejscach, jeszcze podkręcając fabułę. W finałowej części z jednej strony wracamy do już znanych postaci, wciąż zaskakujących i umiejących swoimi pomysłami wywołać jeszcze większe wybuchy śmiechu, z drugiej poznajemy nowe, nie pozostają w tyle z wprowadzaniem zamieszania w wydawałoby się poukładanym scenariuszu niektórych z nich. W „Śniadaniu z Arsenem” otrzymujemy książkowe wrażenia, po których pozostaje dobry humor, mnóstwo bon motów, łezka w oku także się zakręci oraz zaczynamy optymistyczniej spoglądać na świat. Pozostaje jedynie żal, że to już ostatnia część, ale zrekompensowanym tym, iż w każdej chwili możemy powrócić do historii, która jeszcze niejednokrotnie poprawi nam nastrój, a wraz z wcześniejszymi tomami mamy w zanadrzu doskonały lek na odzyskanie dobrego samopoczucia.
Premiera:
26.01.2022
Za możliwość przeczytania
książki
dziękuję: