„Surogatka”
Louise
Jensen
Na
pierwszy, drugi, a nawet trzeci rzut oka wszystko jest w porządku, nawet więcej
– szczęście widoczne jest dla każdego. A jeśli to jedynie pozory, a pod nimi
kryje się smutna prawda, przygnębiająca i raniąca za każdym razem gdy tylko
dopuści się ją do głosu? Czy z takim ciężarem można spokojnie patrzeć w
przyszłość?
Przypadek
sprawił, że Kat spotkała Lisę, nie widziały się od lat, kiedyś były najlepszymi
przyjaciółkami, lecz potem ich drogi rozeszły się. Obie nie są już nastolatkami
z głowami pełnymi marzeń, dojrzały, każda zbudowała własny świat, do którego nie
zaprosiły się nawzajem. Teraz jedna może pomóc drugiej, ale czy to faktycznie
będzie aż tak proste jak myśli Kat? Przeszłości nie da się zmienić, lecz
pozostaje to co dopiero może być, więc chyba nadszedł moment by spojrzeć do
przodu, nie za siebie czyż nie? Nick jest bardziej sceptyczny, lecz pomysł żony
i dla niego jest kuszący. W końcu nie będą z Kat pierwszą parą, korzystająca z
surogatki. Marzą już tak długo o dziecku, jednak do tej pory musieli stawić
czoła kolejnym rozczarowaniom, teraz pojawia się rozwiązanie … Wszystko wydaje
się na dobrej drodze, jeszcze tylko kilka miesięcy i Kat przytuli maleństwo,
ale czy powinna zaufać Lisie? Przecież kiedyś … w innym życiu także miała marzenia,
lecz zostały rozbite w kilka sekund, potem już nic nie mogło być takie jak
wcześniej. Ale pragnienie posiadania dziecka rani tak mocno i dotkliwie, kiedy więc
pojawia się szansa taka jak w postaci Lisy nie można jej odrzucić. Jedynie
głęboko skrywane tajemnice nie pozwalają się cieszyć tym co ma mieć miejsce,
coś zaczyna się psuć, w idealnym planie Kat zauważa rysy, chociaż to raczej
przewrażliwienia, a co jeśli ona ma rację?
Znacie
to uczucie kiedy wiecie, że łańcuch wydarzeń, jakiego jesteście świadkiem, nie
może mieć dobrego zakończenia? Coś wisi w powietrzu, niepokój podąża jak cień
za bohaterami i nie pozwala do końca dać ponieść się nadziei, iż wszystko jakoś
się ułoży? W „Surogatce” taka atmosfera jest odczuwalna od początku do końca i
nie są to czcze zapewnienia, dosłownie do ostatniego wyrazu napięcie jest
widoczne i dojmująco przenikające. Sielska okolica, jak z pocztówki, dom jak z
marzeń oraz dwoje ludzi, zakochanych w sobie i szczęśliwych, no prawie, bo do
pełni brakuje im dziecka. Ona wciąż ma nadzieję, że w końcu będą w trójkę, on
stara się ją podtrzymywać na duchu, ale jak długo dadzą radę? W takim właśnie
momencie na scenę wchodzi ktoś jeszcze, kobieta, wydająca się odpowiedzią na
ich pragnienie. Tytułowa surogatka i
teraz już nic nie jest takie jak było, ale czy będzie takie jak miało być?
Wydaje się, iż to jedynie przewrażliwienie człowieka rozpaczliwie walczącego o
swoje marzenia, chociaż czy na pewno? Sekrety zaczynają być znane czytelnikom,
jednak nikt inny nie jest dopuszczany do nich, nie są to błahe sprawy, wprost
przeciwnie, wciąż ranią tych, którzy je duszą w sobie, podkopują wiarę w to co
wydawało się jeszcze przed momentem pewne i odporne na wszelkie ciosy. W „Surogatce”
widzimy kłębowisko tajemnic pod pozorami zwyczajności, lecz to dopiero początek
skomplikowanej układanki uczuć oraz wspomnień i poczucia winy. Na takich
fundamentach Louise Jensen oparła kameralny thriller, w którym tylko na początku
możemy być pewni tego co ma barwę czarną, a co białą. Z każdą kolejną stroną zaczynają
czytających otaczać wątpliwości i niewiadome co do przeszłości bohaterów,
gdzieś w niej kryje się klucz do obecnych wydarzeń, a może to jedynie wyobraźnia?
Teraźniejszość jest równie skomplikowana, w miejsce prawdy wkrada się
podejrzliwość, a świat zaczyna spowijać gęsta mgła utkana ze starych blizn,
krzywd i wyrzutów sumienia. Jak rodzi się zło? Gdzie ma swe korzenie? Kiedy
przekraczamy granicę pomiędzy pragnieniem a szaleństwem? W „Surogatce” mamy
dramat rodzinny i dreszczowiec spleciony w jedną historię pełną emocji,
rozgrywającą się w dwóch planach czasowych – wtedy i teraz …
A
Wy do czego jesteście zdolni by urzeczywistnić swoje marzenie?
Za możliwość przeczytania
książki dziękuję: