czwartek, 3 marca 2022

Sława i chwała


Przedpremierowo:

„Tron we krwi. Zdrada”

Jolanta Maria Kaleta

 

Ten kto ma władzę na swych barkach dźwiga nie tylko wielki ciężar odpowiedzialności, lecz i musi liczyć się z tym, iż nie jest dana raz na zawsze. Tam gdzie niedawno jeszcze kwitła przyjaźń, która dawała wsparcie w trudnych chwilach i radość, gdy już zagrożenie minęło, zaczyna rodzić się coś przeciwnego. Równie potężnego i mogącego zmieść wszystko co wcześniej dzięki niej powstało. Zdrada. Jedno słowo, mówiące dużo, za jakim kryje się zadawanie znienacka ciosów, łamanie zasad i przede wszystkim danego słowa …

 

Niezbadane są ścieżki jakimi przeznaczenie każe iść człowiekowi. Piotr z rodu Łabędziów, zwany Samborem, ma szlachetne ideały, a gdzie jak nie dwór książęcy jest odpowiednim miejscem by je móc wprowadzić w życie? Tam rozstrzygają się losy państwa, a ten kto będzie służył wiernie władcy  zostanie nagrodzony, lecz czy na pewno? Tam gdzie władza jest również swoje miejsce znajdą zakulisowe rozgrywki, trzeba być ostrożnym i odpowiednio dobierać sobie przyjaciół. Czy młody Sambor będzie umiał rozpoznać sojusznika i wroga? Blask korony niejednego już zwabił i oślepił, nawet ci, którzy ją noszą nie są wolni od niecnych pokus. Nad niektórymi czuwają siły, o jakich nie mówi się głośno, starzy bogowie wciąż mają moc, młodzieńcza brawura oraz honor mogą niejedno niebezpieczeństwo przezwyciężyć, ale gąszcz intryg oplata wszystko i wszystkich, nie zawsze widocznymi pnączami. Rozwaga przychodzi z wiekiem, lecz czasem naznaczona jest bolesnymi doświadczeniami, osobiste szczęście bywa kruche, tak samo jak i łaska pańska. Sambor uczy się tego na własnym przykładzie, rycerski fach wymaga poświęcenia i czasem oznacza podjęcie się misji, która naznaczy resztę żywota. Czy podoła jej? Dana mu będzie sława i chwała?

 

Wielowątkowa saga, monumentalna i kameralna zarazem, w jakiej spotykają postacie historyczne, fikcyjne, świat realny z duchowym, nowe ze starym oraz gdzie znajdziemy średniowiecze z wyraźnymi cechami słowiańskimi. Tak w więcej niż w telegraficznym skrócie można podsumować książkę Jolanty Marii Kalety, ale tak naprawdę oddaje to w bardzo niewielkim stopniu jak wspaniałą lekturą jest „Tron we krwi”. Łatwiej jest powiedzieć czego nie ma w fabule, niż wymienić to, co czytelnikowi przewija się przed oczyma. Na pewno nie znajdziemy nudy, nie będziemy szukać ciekawego wątku lub przykuwających uwagę osób. Co więc znajduje się na liście atutów? Z pewnością kreacja bohaterów, barwne sylwetki, niebanalne charaktery oraz wplecenie ich losów w rzeczywiste wydarzenia. Na tym nie koniec, bo trudno przynajmniej nie wspomnieć jak są wyraziści, nawet ci z drugiego planu, oraz jednocześnie będący dziećmi swej epoki, lecz przemawiający do współczesnych czytających. Oddani z detalami i osadzeni w scenografii, która oddana jest tak plastycznie, iż ma się wrażenie bycia w realnych wnętrzach. To jednak wszystko nie dałoby takiego efektu gdyby nie motyw oraz treść, jedno i drugie ma w sobie to słynne „coś”, które już na wstępie zapowiada, że nie oderwiemy się od tego tytułu, aż nie poznamy finału, a wcześniej nabierzemy apetytu na kolejny tom. Na taką decyzję ma wpływ pełna rozmachu fabuła, na którą składa się zmierzch starych bogów, coraz większy wpływ nowej religii oraz przede wszystkim władza nad rzędami dusz w przenośni i rzeczywistości nad ludźmi, z woli wyższej instancji i tej bardziej przyziemnej. Nie brak w „Tronie z krwi” zagadek, intryg, spisków, zakulisowych rozgrywek, nieoczekiwanych sojuszy oraz nieprzewidywalnych splotów okoliczności. Piastowska Polska często wydaje się nam odległa, na poły sielska, lecz i siermiężna, ale to jedynie pozory, pod jakimi kryje się gorąca krew, duma, honor oraz ponadczasowe pragnienia, aktualne wtedy i dziś. Pierwsze spotkanie z twórczością Jolanty Marii Kalety na pewno zostanie nie tylko w mojej, ale na pewno także w pamięci niejednego czytelnika.

 

 

 

PREMIERA:

9 marca

 

Za możliwość 

przeczytania książki

dziękuję