„Czerwona ziemia”
Marcin Meller
Drzwi do przeszłości rzadko kiedy zamknięte są na nieodwracalnie. Prawie zawsze jest w niej coś, co w końcu doprowadza do ich otwarcia. Każda akcja rodzi reakcję, nie od razu może zauważalną, lecz nie pozostającą bez echa. Jedno i drugie spotykają się w okolicznościach, jakich nikt nie brał nigdy pod uwagę i przynoszą z sobą wydawałoby się niemożliwy rozwój sytuacji.
W ciągu ponad dwóch dekad czas zrobił swoje, na pewno nie stał w miejscu, niejedno wydarzyło się, pewne sprawy uległy zatarciu w pamięci, inne wprost przeciwnie – wyraźnie wyryły się w niej. Wiktor Tilszer nie żyje przeszłością, skupia się na teraźniejszości, w jakiej równie dużo dzieje się co kiedyś. Jednak musi wrócić tam, skąd wyjechał dwadzieścia pięć lat temu. Jego dawnymi śladami podąża syn albo raczej podążał, nie dotarł do punktu do jakiego zmierzał, może to nic nie znaczy i ma jakąś nieprzewidzianą przerwę w podróży, zresztą Tilszer prowadzi właśnie interesujące dziennikarskie dochodzenie i wyjazd do Afryki raczej nie jest mu na rękę. Doskonale pamięta czego był nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem tam gdzie teraz przebywa Marcin. Temu, co zostawił wówczas musi stawić czoła, ożywają wspomnienia i nie jedynie one, zmieniło się dużo, lecz pewne sprawy wciąż są bardzo podobne. Na pierwszym planie jest syn, wciąż nie wiadomo gdzie przebywający, a próby zdobycia informacji nie są zbyt owocne. Czy to, co wydarzyło się kiedyś ma związek z tym, co obecnie jest? Zbieg okoliczności? Poszukiwania powinny dać odpowiedź, pytanie tylko czy Wiktor jest gotowy na nią.
Targana konfliktami Afryka, dziennikarskie śledztwo, młodzieńcza wyprawa śladami ojca, czyli prawdziwy trójkąt sekretów. „Czerwona ziemia” zabiera czytelnika w sensacyjną podwójną podróż, w której przeszłość i teraźniejszość są równie istotne i są źródłem zagadkowych zdarzeń. Czytelnik poznaje fabułę w dwóch planach czasowych, wydających się odległe od siebie, dzieli je dwadzieścia pięć lat, w których zaszły kolosalne zmiany, chociaż czy na pewno? To, co było jest zamkniętym rozdziałem, to, co jest to całkowicie nową historią, nawet pójście czyimś śladem nie będzie tą samą historią, a może jednak nie? Marcin Meller zręcznie rozgrywa tymi wątkami, z jednej strony podsuwając jakiś trop, z drugiej stawiając przy nim znak zapytania i wskazując nowy. Afryka nie jest jedynie drugim planem, umiejscowionym gdzieś w tle i dostarczającym tylko egzotyki jako dodatku. Wprost przeciwnie, jest istotnym składnikiem fabuły, dużo bardziej złożonym niż można by przypuszczać i noszącym wiele masek. Swoich sekretów strzeże dobrze, tak samo jak i postacie, o czym czytający przekonują się w najmniej spodziewanych momentach. Podczas lektury „Czerwonej ziemi” nie powinno się samemu pisać scenariusza ciągu dalszego, autor świetnie radzi sobie z tym, lepiej jest skupić się na tym, co właśnie rozgrywa się na naszych oczach. Połączenie thrillera i fikcji politycznej pozwala na rozegranie z czytelnikiem obfitującej w zaskakujące zwroty akcji rozgrywki, której finał jest nie do przewidzenia.
Za możliwość przeczytania
książki