wtorek, 7 lutego 2012

Teatr cieni

"Marionetki"
Paweł Jaszczuk


Upalne lato daje się we znaki redaktorowi Jakubowi Sternowi, czuje się co najmniej nieusatysfakcjonowany swoją pracą, a raczej brakiem wyzwań w niej. Ile można pisać o kradzieżach i zabójstwach, dokonywanych w najgorszych dzielnicach Lwowa? Jak na uznanego dziennikarza, który nawet przez pewien czas wykładał w uniwersyteckiej katedrze kryminalistyki, artykuliki z takimi tematami są poniżej godności, że o docinkach kolegów po fachu nie wspomni się. Jednak los czasem okazuje się łaskawy, jeśli można tak nazwać morderstwo odkryte przez grupkę uczennic i ich nauczycielkę w jednym z parków. Malownicze ruiny Rurykowiczów kryją nie tylko sekrety tego rody, ale również zbrodnię i to nie sprzed kilkuset lat, lecz sprzed kilkunastu godzin. Okazja wprost doskonała by przypomnieć o swojej osobie nie tylko szefostwu, lecz również czytelnikom. Nic tak bowiem nie budzi zainteresowania czytających jak morderstwo, a raczej jego szczegóły podawane z najmniejszymi, najlepiej krwawymi, detalami i rywalizacja z policją, kto pierwszy dotrze do sprawcy.

Niestety tym razem stróże prawa są mało chętni do udzielania informacji, a już w szczególności temu konkretnemu dziennikarzowi "Kuriera", w końcu zawsze można obejść nieprzychylność komisarza Zięby, bo i denat, pomimo braku głowy, jest znany Sternowi. Jednakże znajomość ofiary okazuje się także przeszkodą, gdyż nikt z jego współpracowników nie chce rozmawiać na jej temat, lecz kto odmówi podzielenia się wiadomościami z piękną kobietą? Gdzie dziennikarz nie może, tam pani redaktor śledcza i owszem da rady. Nowiny okazują się dosyć ciekawe - w godzinach pracy skrupulatny kasjer, a poza godzinami urzędowania w banku literat, ukrywający swe wcześniejsze dokonania na tym gruncie, intrygujący portret zamordowanego zaczyna sie rysować na horyzoncie. Czas też na tytułowe "Marionetki", w jednym z dwóch wynajmowanych mieszkań przez ofiarę, jest ich cała kolekcja, a jedna z nich skrywa w swym wnętrzu anonimowe wspomnienia rosyjskiej arystokratki ... Co ma wspólnego zabity urzędnik bankowy z teatralnymi lalkami oraz wędrówka mebli pomiędzy obydwoma lokalami? Jak gdyby tego było mało znaleziono i drugie ciało, tym razem należące do dyrektora teatru lalek, widzianego w towarzystwie pierwszej ofiary. Dodatkowo Jakub Stern czuje, że gdzieś w powietrzu "wisi" jeszcze jedna zbrodnia, a może to tylko efekt stresu, letniego skwaru i pewnej marionetki? Napięcie udziela się także policji, bo oprócz poszukiwania mordercy, zostają napadnięci goście z egzotycznych Indii i ginie jedna z ich kukiełek ... Czy ta kradzież również wiąże się ze sprawą morderstw? Kto stoi za zbrodniami? Osoba najbardziej podejrzana czy ta, podpatrująca rozwój wydarzeń zza kulis?

Fabuła "Marionetek" osadzona jest głęboko w klimacie przedwojennego Lwowa, jednak miasto to nie jest przedstawione w nurcie sielankowo-patriotycznym, a raczej sięga najciemniejszych jego miejsc. Autor umiejętnie wplata ówczesną atmosferę z wyczuwalnym zagrożeniem ze strony III Rzeszy w codzienne życie mieszkańców, stanowiących mozaikę wielu kultur i religii. Składanka znanych kart i tych, które były w cieniu opiewanych w utworach literackich, tworzy ciekawe tło dla motywu sensacyjnego, podsuwającego czytelnikowi wiele mylnych tropów, kluczącego w ciemnych zaułkach i przechadzającego się w jasnym słońcu. Oczywiście sama intryga kryminalna to jeden z elementów, tworzących interesującą historię, bez odpowiednio wykreowanych bohaterów najbardziej wyrafinowany suspens traci swą atrakcyjność. Paweł Jaszczuk wrócił do postaci znanych z "Planu Sary" i powrót ten jest w pełni udany, z jednej strony kontynuacja warstwy związanej z osobami Jakuba Sterna i komisarza Zięby, z drugiej strony nowi "aktorzy" wnoszący klimat sensacji. Zamiast idealnego świata sprzed wojny czytelnik otrzymuje obraz ze skazami, bez znieczulenia, z niejednoznacznymi sytuacjami, czasem z brutalnymi detalami, a czasem kronikę chwil, które dawno odeszły, a wspomnienia o nich zostały wygładzone przez czas i sentyment do tego co już zostało starte przez dziejowe burze. Ale dzięki temu nie ma patetyzmu tylko pełnokrwista opowieść kryminalna, chociaż z nutką zaskakującej gorzkiej nostalgii, w barwach sepii, ale z wieloma niuansami i smaczkami.


Baza recenzji Syndykatu ZwB



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję portalowi Zbrodnia w Bibliotece