„Dziennikarz”
Maciej
Kaźmierczak
Jedno
kłamstwo wydaje się nieszkodliwe, drugie przychodzi łatwiej, a kolejne są już
naturalne. Dzięki nim można egzystować równolegle w dwóch światach, tym, który
jest codziennością i tym drugim, gdzie można zapomnieć się i brać to, czego się
potrzebuje bez konsekwencji, do czasu. Matnia. Pojawia się nagle, bez
uprzedzenia i wydaje się osaczać bez powodu, ale tak jak nie istnieje zbrodnia
doskonała, tak samo zawsze jest i jakiś powód, źródło, tego, co ma miejsce.
Kiedy
trafia się interesujący temat, zwłaszcza z kategorii tych, mających szansę
trafić na pierwszą stronę gazety trudno odmówić zajęcia się nim. Eryk Prus
zamierza skorzystać z szansy jaka mu się nadarza, zresztą nie odmawia się naczelnemu.
Podróż z tym związana jest mu jak najbardziej na rękę i stanowi możliwość
wyrwania się od codzienności, zadowalającej, ale potrzebującej powiewu
świeżości. Gromadzenie informacji oraz ich analiza jest jedną z podstaw
dziennikarstwa, a w tym konkretnym przypadku aspirująca aktorka jest punktem
wyjścia do jednego i drugiego. Jednak szybko okazuje się, że w jej historii nie
do końca jest tak się początkowo zdawało, czyżby miało drugie dno? Dlaczego
zwróciła się z nią do gazety? Doświadczenie i intuicja podpowiadają Erykowi, iż
wiele szczegółów się nie zgadza, lecz nie umie porzucić tej sprawy. Czy nie
popełnia błędu? Może zaczynać grać według koś innego zasad zamiast swoich? Ile
jest gotów zaryzykować? Na te pytania odpowiedzi Eryk odnajdzie odpowiedzi,
tylko czy będą takie jakich się spodziewa? Pewne znaki zapytania powinny stać
się ostrzeżeniem …
Deszcz,
mrok, piękna kobieta i główny bohater, a do tego klimat noir oraz niepokój
wzrastający z każdą chwilą, że to, co jest widoczne jest jedynie wierzchołkiem
góry lodowej. Na tym nie koniec, to dopiero początek historii w jakiej nic nie
jest takie jak się wydaje, nawet więcej, gdyż mistrzowsko skonstruowana fabuła
wciąga czytelników w świat pełen kłamstw, iluzji, branych są za rzeczywistość,
aż do momentu kiedy pękają z hukiem, burząc tamę wyparcia i zapomnienia. Maciej
Kaźmierczak brawurowo wszedł ze swoją
książką w gatunek thrilleru psychologicznego, serwując nieszablonową lekturę, w
jakiej nie brakuje sekretów, napięcia i przede wszystkim skomplikowanych relacji
ludzkich, balansujących na pograniczu intrygującej matni. W „Dziennikarzu” od
samego początku należy spodziewać się nieoczekiwanego, chociaż początkowe tempo
może zwodzić, bardzo szybko okazuje, że akcja toczy się w rytmie idealnie
dopasowanym do zaciskającej się coraz mocniej pajęczyny kłamstw, niedopowiedzeń,
sprzecznych informacji oraz zwodniczej intuicji. Pomiędzy tym, co wiadome, a
tym, co faktycznie ma miejsce zaczyna się rozgrywka o to, czego jeszcze nie
wiadome, a co steruje wszystkim i wszystkimi. Autor umiejętnie gra na emocjach czytających,
podsuwając bodźce do przypuszczeń jak dalej potoczy się akcja, lecz w zanadrzu
ma intrygę, jakiej nikt nie spodziewał się. „Dziennikarz” jest fascynującą
opowieścią o człowieku, jego prawdziwej twarzy, o jakiej nawet on sam zapomniał
i pułapce, niedostrzeganej dopóki nie
jest już za późno na ratunek. Wytrawna historia, w jakiej wątki splatają się w
niepokojący obraz namalowany kolorami mrocznymi odcieniami ludzkich pragnień i
emocji, prowadzących do zatracenia
Za możliwość
przeczytania książki
dziękuję: