Nie miałam okazji jeszcze przeczytać innych tytułów Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, ale zachęta z okładki, tej przedniej jak i tylnej części zadziałała. Grudzień 1981 nie zapisał się w mojej pamięci brakiem Teleranku z prostego powodu, jako kilkulatka nie oglądałam tego programu. Wszelkie wydarzenia z tamtego okresu za to utkwiły mi w pamięci dzięki późniejszym lekturom, filmom, rodzinnym opowieściom. Czasami okres sprzed 1989 najlepiej obrazują dzieła Stanisława Barei, a czasami zupełne ich przeciwieństwo. A wspominam filmy tego reżysera, bo skojarzenie takie nasunęło się w momencie czytania opisu książki. Czy tak jest faktycznie czy to tylko zbieg okoliczności? Nie wiem, ale owa konotacja jest dodatkowym bodźcem by jak najszybciej poznać bohaterów książki "Mariola moje krople".
Uśmiech pojawia się gdzieś około drugiego lub trzeciego zdania i nie schodzi z twarzy do ostatniego, chociaż z takiego stanu zdaje sobie czytelnik dopiero gdy kończy czytać, oczywiście wcześniejsze oderwanie się od książki raczej jest tylko na chwilę. Odganiając z pamięci filmowe kadry, szybko zagłębiamy się w codzienne życie pracowników teatru - tych z zacięciem scenicznym jak i tych zza kulis. Czas gorący dla wszystkich nastał i to nie z powodu polityki, a rychłej premiery sztuki, która ma mieć miejsce dwunastego dnia grudnia. Każdy wie jaka to gorąca pora w teatrze, ostatnie próby, przymiarki kostiumów, szlifowanie ról ... Tak, ale nie w tej bajce i nie ma to żadnego związku z tym, że przybytek Melpomeny jest umiejscowiony na prowincji, w końcu talent się liczy, a nie geografia. Zapał jest, nawet i ogromny, przynajmniej u części artystów, ale jakoś z interpretacją problemy są, może związek mają z tym problemy z zaopatrzeniem - patrz stanie w kolejkach wszędzie i po wszystko, chociaż towarzysz pierwszy sekretarz lokalnego komitetu jest czuły na tym punkcie – czarnowidztwu „mówimy nie”. Premiera ma mieć znakomitą widownię - dowództwo bratniej i zaprzyjaźnionej armii spod znaku sierpa i młota, ale nie samą kulturą ludzie żyją. Opis codzienności może wydawać się podany z przymrużeniem oka, ale czy na pewno? Oczywiście uśmiech jest, lecz tamta rzeczywistość, pomimo żartobliwości, jest świetnie oddana wraz z wszystkimi ujemnymi cechami jak na przykład cenzurą, której nie umknie nic, w szczególności jak dotyczy to "przyjaciół" ze wschodu ...
Akcja książki jest opisana w formie dziennika od siedemnastego listopada 1981 do trzynastego grudnia tego roku. Z kronikarską dokładnością przedstawiono walkę - nie z ustrojem, ale z codziennością no i siłę związków międzyludzkich, a raczej znajomości. Komedia omyłek zaczyna się toczyć coraz szybciej, a to co mogłoby wydawać się niemożliwe do zaistnienia staje się faktem, nawet jeżeli opary absurdu wydają się aż nadto gęste. Książka „Mariola moje krople” to nie dokument, ale raczej obraz w krzywym zwierciadle tamtej rzeczywistości. Patrząc takie w takie lustra widzimy niektóre elementy wyolbrzymione, a inne zminimalizowane, jednak to co widzimy to tylko jedno z możliwych portretów.
Książka przeczytana w ramach akcji "Włóczykijki"