"Thor. Saga Asgard"
Już sam tytuł nasuwa skojarzenie - skandynawski Bóg piorunów i burz, imię rozpoznawane nawet przez tych, dla których mitologia nordycka jest obca. Jaką historię zawarł autor - Wolfgang Hohlbein na prawie tysiącu stron? Opowieść z gatunku fantasy silnie osadzoną w mitach północnej Europy, takie mogłoby być pierwsze wrażenie, lecz nie do końca słuszne. "Thor" to coś więcej, gdyż nie jest tylko sagą o dawnych bogach. Zaczyna się od tajemnicy i tak samo się kończy, lecz takie słowa są ogromnym niedopowiedzeniem i nawet w ułamku nie oddają tego zawiera książka. Opowiedziana z rozmachem legenda, gdzie to co boskie splata się z tym co ludzkie. Miejscem akcji nie jest Walhalla, ale surowa ziemia skandynawska. Bohaterzy, klimat i akcja splatają się nie w baśń, a raczej gawędę, gdzie granice fantazji i rzeczywistości przenikają się tworząc obraz o herosach i zwykłych śmiertelnikach.
"Jeśli miał wcześniej jakieś imię, dziś go nie pamiętał.
Jeśli miał rodziców, nie potrafił ich sobie przypomnieć.
Jeśli się kiedyś narodził, nie miał pojęcia, kiedy to było."
Od tych słów rozpoczyna się "Thor. Saga Asgard", ich podmiotem jest mężczyzna, który znalazł się w środku burzy śnieżnej gdzieś na mroźnym pustkowiu. O sobie nie wie nic, nie pamięta jak się nazywa, kim jest, co umie, kogo kocha, a kogo nienawidzi. Ludzka carte blanche, bez żadnych zapisów z przeszłości, ale przecież jego życie nie zaczęło się w tej chwili, a może jednak? Dlaczego znalazł się właśnie w tym miejscu i czasie? Może był w tym jakiś zamysł losu, lecz jak na razie ten człowiek ich nie zna. Jedyne co w tym chwili wie, to, że gdzieś z oddali niesione jest wołanie o pomoc. Ten głos splata jego los z rodziną uciekinierów, ratując im życie zyskuje bliskie osoby. Ich wspólna podróż jest ciągłą walką o przetrwanie, podczas której ujawnia się niezwykła siła jednego z bohaterów i jego umiejętność posługiwania się niezwykłym orężem - młotem. Nie tylko ta postać ma swoje tajemnice, także towarzysze chowają sekrety w zanadrzu, sprawiają one, że trzeba opuścić Midgard, krainę, która dała im schronienie przed ścigającymi. Powoli rodzi się pytanie, kto tak naprawdę jest wrogiem? Dlaczego Strażnicy Światła, nazywają wojownika z młotem bratem? I co oznaczają coraz częściej powtarzające się sny, gdzie śniący jest sprawcą zagłady? Przeszłość powoli toruje sobie drogę w pamięci, chociaż może byłoby lepiej by pozostała tylko w sennych koszmarach, a nie była wspomnieniem tego co było i zapowiedzią tego co ma nastąpić. Prawda podobno wyzwala, tylko nie zawsze jej poznanie daje spokój, czasem wręcz burzy to co udało się osiągnąć.
"Thor. Saga Asgard" to nie historia, której przebieg z góry można przewidzieć, chociaż mogłoby się tak wydawać gdyby sądzić tylko po tytule. Zawiera wszystkie elementy składowe nordyckiej legendy - herosa, podróż, spektakularne pojedynki i nawet pojawiają się hełmy z rogami, lecz to nie wszystko. To nie kolejna kopia mitu, ale spojrzenie na legendę z innej perspektywy - bohatera, który wraz z czytelnikiem odkrywa prawdę o sobie i chociaż ten drugi prawie od początku wie kim on jest nie przeszkadza to w śledzeniu jego przygód. Aczkolwiek to nie jedyny wątek, kolejnym motywem jest postrzeganie bogów i ich podobieństwa do ludzi. Walka dobra ze złem też zajmuje ważne miejsce, chociaż żołnierze w tej niekończącej się bitwie noszą różne imiona i nie zawsze można od razu przejrzeć ich grę. Bogowie i śmiertelnicy walczący przeciwko sobie i ze sobą, zmierzch bogów czy koniec świata jaki znali? Odpowiedź znajduje się gdzieś na kartach książki, pomiędzy istotami boskimi i tymi śmiertelnymi, którzy koegzystują w scenerii kamiennych twierdz, polarnych dni i nocy, gdzie przyroda jest równie surowa i magiczna jak mieszkańcy Walhalli. Do ostatniej strony nie można być pewnym zakończenia, a gdy ono następuje czuje się żal, że to już koniec, ale czy na pewno? W końcu sagi mają to do siebie, że składają się z więcej niż jednej części, a w tym przypadku to dobrze wróży.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi DUŻE KA oraz wyd. Telbit