poniedziałek, 18 lutego 2019

Kiedy zło zdejmuje maskę


„Władca ciemności”
Donato Carrisi

Ciemność, boimy się jej, ignorujemy, uważamy za sprzymierzeńca lub po prostu jest dla nas naturalnym przeciwieństwem jasności. Czasem jednak jej nadejście przynosi z sobą zapowiedź czegoś, mającego zamiar wymknąć się spod kontroli i pragnącego zniszczyć wszystko co stanie mu na drodze. Czy da się zwyciężyć to, co jedynie jest hipotetyczne, lecz i tak przeraża?

Dwadzieścia cztery godziny bez elektryczności i dostępu do internetu oraz telefonów, bez telewizji, radia i prasy, z zamkniętymi sklepami, restauracjami, kinami, tylko lub aż doba bez wszystkiego uważanego przez ludzi za oczywiste. Co się wydarzy gdy zgaśnie ostatnie światło w Wiecznym Mieście? Marcus, penitencjariusz Trybunału Dusz, woli poruszać się w cieniu zamiast być zauważonym w świetle dnia, najnowsze zadanie również wymaga od niego pozostania niezauważonym. Ale to nie jedynie zadanie, drugie wymaga wykorzystania informacji tkwiących w jego pamięci, lecz obecnie cierpi on na amnezję. Brutalny zabójca wykorzystuje panujący chaos by kroczyć po Rzymie w morderczym maratonie, wydaje się, że nikt nie stanie mu na przeszkodzie. Pomimo zamieszek na ulicach Marcus tropi zbrodniarza i ściga nie zważając na niedawne wydarzenia, wciąż wzbudzające w nim niepokój. Kiedy wydaje się, iż rozwiązanie jest na wyciągnięcie ręki sytuacja zmienia się diametralnie. Mrok nadaje temu, co wydawało się całkowicie odmiennych kształtów od tych, które wydawały się pewne w świetle dnia. Co jest prawdą, co oszustwem, kto jest prawdziwym władcą ciemności  i czy Marcusowi  uda się odkryć tożsamość mordercy?

Ciemność, brudna, mokra, oblepiająca człowieka, tak, że traci poczucie bezpieczeństwa, wręcz wchodząca pod skórę i przynosząca z sobą chaos oraz tajemnice. Donato Carrisi nie bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę, on po prostu otwiera, już na pierwszej stronie swojej książki, drzwi do morderczego labiryntu pełnego pułapek, ślepych uliczek, zdrad, zwątpienia w samego siebie oraz w to wszystko, co wydawało się prawdą. „Władca ciemności” jest kolejnym tomem cyklu, jeśli ktoś nie czytał wcześniejszych części nie będzie miał trudności by wejść w tę powieść i poczuć jej niepokojącą atmosferę. Jeżeli macie przed oczami obraz Rzymu w świetle w dnia lub oświetlonego wieczorowo-nocną porą to bardzo szybko zapomnicie o tym widoku, bo starożytna stolica pogrążona w mroku, chaosie i zalana wodami Tybru staje się symbolem upadku. W takiej scenerii morderstwo wydaje się niczym nadzwyczajnym, lecz po chwili jego brutalność dociera do czytelnika, podobnie jak i brak śladów oraz to, że to nie koniec, a dopiero początek. Śledztwo w takich okolicznościach również nie jest prowadzone standardowo, zapętla się nie raz i nie dwa, to, co wydawało się oczywiste bardzo szybko zostaje skonfrontowane z nieprawdopodobnym, lecz jak najbardziej realnym. Donato Carrisi pokazuje wciąż nowe oblicze zła, chociaż bywa to często jedynie maska, tak samo dzieje się z dobrem, zresztą co jest jednym i drugim oraz kto stoi po jakiej stronie do samego końca nie jest pewne. Bohaterowie zdają się prowadzić nierówną walkę z czasem, niejasną przepowiednią oraz sobą samymi, każda ich słabość zostanie wykorzystana przeciwko nim, ale ich determinacja w dotarciu do faktów, nawet najbardziej dla nich niewygodnych i bolesnych jest najlepszym paliwem dla dochodzenia. „Władca ciemności” jest prawdziwym kryminałem noir i to nie z racji drugiego planu jakim jest pogrążone w ciemności Wieczne Miasto, lecz przede wszystkim niepowtarzalnego klimatu oraz postaci, uwikłanych w niejasną przeszłość. Niekiedy zdają się oni przypominać oponentów, lecz kierujących się zasadami, zbyt często wystawianymi na próbę. 





            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
       dziękuję 
 
  wyd. Albatros