poniedziałek, 29 lipca 2024

Zatoka sekretów

Nowość:

„Zatoka surferów”

Allie Reynolds

 

 Proste życie, gdzie liczy się jedynie to, co się kocha. Cała reszta to jedynie dodatek pozwalający zająć się tym, co daje satysfakcję. Surfowanie, słońce, woda, piasek, fale. Niby niewiele, ale czy więcej potrzeba do szczęścia? A jeśli to jedynie iluzja, za którą kryje się o wiele bardziej skomplikowana rzeczywistość, mroczniejsza, zagadkowa i niebezpieczniejsza niż się mogłoby wydawać?

 

Kenna i Mikki znają się od lat, są przyjaciółkami, dzielą lub raczej dzieliły tę samą pasję – surfowanie. Trzy lata temu każda z nich poszła swoją drogą. Jedna z nich straciła zbyt dużo i oddzieliła się wysokim murem od tego, co kiedyś kochała. Druga jeszcze głębiej weszła w to, co naprawdę pozwala jej być sobą. Teraz spotykają się ponownie. Czy wciąż rozumieją się tak jak dawniej? Dlaczego właśnie teraz Kenna i Mikki spotykają się? Kiedyś naprawdę były sobie bliskie, teraz mają swoje tajemnice. Może zaproszenie do miejsca, które wydaje się rajem na ziemi pomoże im znowu być tak blisko jak w przeszłości? Zatoka jest miejscem dla ludzi pragnących żyć po swojemu, ale czy tak jest naprawdę? Jakie tajemnice skrywa to miejsce i przede wszystkim surferzy, jacy dla adrenaliny gotowi są naprawdę na wiele? Mikki dostrzega to, co innym zdaje się umykać, ale czy jej przyjaciółka gotowa jest poznać prawdę? Ile przyjdzie im zapłacić za to? Co jeszcze czeka surferów na rajskiej plaży?

 

Co może pójść nie tak w idyllicznych okolicznościach zatoki o turkusowej wodzie, czystym piasku i wspaniałych falach, gdzie nie ma innych ludzi oprócz paczki dobrych znajomych, spędzających czas na surfowaniu? Wszystko, jeśli tylko odrzuci się sielankową iluzję, podtrzymywaną na swoje i innych potrzeby, bo tak jest łatwiej odciąć się od tego, co było i nie myśleć o konsekwencjach swoich czynów. Hermetyczna grupa, rządząca się swoimi prawami, jednocześnie daje poczucie wolności i odbiera ją, kiedy tylko ktoś sprzeciwia się. Brzmi złowróżbnie? Tak właśnie powinno być i to wcale nie samospełniająca się przepowiednia lub doszukiwanie się na siłę zła tam gdzie go nie ma. W „Zatoce surferów” czerwone flagi pojawiają się często, rzadko, kiedy wprost, niekiedy może wydawać się, iż są one na wyrost, by po chwili dojść do wniosku, że „coś” w nich jest i z pewnością, prędzej niż później da o sobie znać. Allie Reynolds buduje klimat niepokoju, spodziewanego zła, lecz czy nadejdzie ono ze spodziewanej strony i co tak naprawdę z sobą przyniesie? No właśnie możemy tworzyć niejeden scenariusz, jednak autorka do samego końca zaskakuje i tak naprawdę kończy fabułę dopiero ostatnią kropką, nie wcześniej. Sielankowy krajobraz, iluzoryczna wolność od norm oraz skomplikowane relacje pomiędzy bohaterami, podszyte sekretami oraz nowo powstałymi tajemnicami i nie zapominajmy o finale, dalekim od tego spodziewanego, pozostawiającym po sobie pytanie, na ile znamy siebie i ludzi, jakich uważamy za przyjaciół?




            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
                dziękuję 
 

              wyd. Albatros

piątek, 26 lipca 2024

Początek końca czy nowy początek?

Nowość:

„Między nami”

Mhairi McFarlane

 

Kiedy fajerwerki raczej przypominają dogasający tealight to niezbyt dobrze wróży dla związku. Oczywiście te pierwsze nie mogą trwać bezustannie, lecz to drugie jest już czymś więcej niż znakiem ostrzegawczym, raczej przypomina syrenę alarmową. A kiedy nie usłyszy się w porę tej ostatniej lub zignoruje? Co zrobić w takiej sytuacji? Trwać w relacji pomimo wszystkiego i łudzić się, że jeszcze będzie lepiej i to jedynie chwilowe? Zwłaszcza, że ta chwila jest coraz dłuższa? A może pamiętać o początku i nie po prostu powiedzieć koniec?

 

To miał być naprawdę udany weekend, spędzony w gronie przyjaciół i chłopaka. Co mogło pójść nie tak? Nic, a jednak okazało się, że te dni były początkiem końca lub raczej stawienia czoła prawdzie, że Roisin i Joe, po dziesięciu latach więcej dzieli niż łączy. Czy tak łatwo odnaleźć się w takiej sytuacji? No cóż, kiedy ktoś nadużył twojego zaufania i to nie na jednym polu, a i wcześniej już były wyraźne oznaki, iż relacja ta ma najlepsze czasy za sobą, trzeba w końcu podjąć jakieś decyzje. Jednak tych dwoje oprócz związku uczuciowego łączy dużo więcej i każda podjęta decyzja może odbić się również na innych. Jednak Roisin ma wsparcie przyjaciół i z ich pomocą z nowego punktu widzenia patrzy w przyszłość i nie tylko w tym kierunku. Jak mogła przez lata nie dostrzec tego, co było tuz przed jej oczami? Zresztą nie jedynie ona dokonuje zmian w swoim życiu. Czas pójść do przodu i spróbować skonfrontować się z niewygodnymi faktami, wspomnieniami oraz tym, co czeka by dać mu szansę. Czy będzie to łatwe, bezbolesne i przede wszystkim co przyniesie Roisin? Może to, czego nie oczekiwała? Początek czegoś niespodziewanego i bez obietnic, jakich już nie chce?

 

Lubicie komedie romantyczne w klimacie angielskim? Takie zarażające dobrym humorem, lecz także z drugim dnem, gdzie tak naprawdę scenarzysta potrafi zaskoczyć rozwojem akcji? „Między nami” kojarzy mi się z klasykami tego gatunku, w żadnym razie dosłownie, lecz atmosferą i postaciami? Trochę „Czterech wesel i pogrzebu”, „Nothing Hill” i „To właśnie miłość”, żadnej bezpośredniej lub pośredniej kalki oraz atmosfera, nie skopiowana, a uchwycone z niej to nieokreślone „coś” lub urok, jaki trudno ubrać w słowach, gdyż bazuje na emocjach. No i bohaterowie, których wykreowała Mhairi McFarlane, tworzący barwną grupę, na pierwszy rzut oka w ogóle do siebie niepasujących sylwetek, różnych jak to tylko możliwe, ale połączonych przyjaźnią i wspólnymi wspomnieniami. Jak jedno i drugie sprawdzi się kiedy przyjdzie czas uczuciowych przetasowań? Na ile poznali się podczas kilkunastu lat znajomości? „Między nami” jest historią, gdzie śmiech przeplata się z refleksjami oraz celnymi spostrzeżeniami związanymi z relacjami, nie jedynie uczuciowymi, ale i rodzinnymi. Autorka doskonale wyważa poszczególne wątki, nie tracąc głównego z oczu i rozwijając go, jednocześnie nie zapominając o bohaterach drugoplanowych, jakich rolą jest nie tylko wypełnianie tła i dopełnianie tych głównych postaci, ale opowiadają także swoją historię. Podczas lektury śmiejemy się, zastanawiamy się jak rozpocząć od nowa na zgliszczach uczuć i zaufani oraz obserwujemy dynamikę rodzinnych więzi.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

wtorek, 23 lipca 2024

Mit i prawda

Patronat
Przedpremierowo:

„Panny z bagien”

Emilia Piotrowska

 

Podobno w każdej legendzie jest ziarno prawdy. Czy wykiełkuje z niego coś więcej poza przypuszczeniami i swobodną interpretacją tego, co mogło wydarzyć się, lecz wcale nie musiało mieć miejsca? A jeśli ktoś weźmie na poważnie wygodne dla siebie wątki? Co z tego wyniknie? Może jednak okaże się, iż na jaw wyjdą skrywane kulisy i rozwieją się iluzje, jakimi żywiła się wyobraźnia?

 

Na mitach oparto naprawdę wiele, da się z nich czerpach naprawdę dużo. Kadłuby są jeszcze jednym miasteczkiem, jakie nie zauważa się na mapie. Jednak Wikto dostrzegł w nich to, co ściąga innych zaciekawionych miejscowym, ludowym, przekazem. Kto nie chciałby znaleźć panny z bagien? Mroczne, legendarne i wciąż pozostające nieuchwytne. Czy Mira okaże się na tyle dobrą przewodniczką, by pomóc przyjezdnemu fotografowi na poznanie prawdy o nich? Makowe pola, ciemne gęstwiny lasów kryją niejedną tajemnicę, zresztą tak samo jak i ci, którzy zagłębiają się w nie. W końcu każda legenda oparta jest na prawdzie, lecz ile jej jest w tej konkretnej? Czego nie mówi Mira i co kryje się za zainteresowaniem Wiktora? Czasem posunięcie ciekawość prowadzi prosto do piekła, a gdzie dotrze tych dwoje w poszukiwaniu panien, słynących z tego, iż z mroczną stroną człowieka im do twarzy?

Mrok i emocje. Zagadki i legenda. Historia, która oplata czytelnika niczym bluszcz, wydaje mu się, że będzie mógł przerwać w każdym momencie, ale tak naprawdę to jedynie myśl, jaka nie będzie mieć pokrycia w rzeczywistości. Dopiero przeczytanie ostatniej strony uwalnia czytającego z mrocznego uroku „Panien z bagien”. Jeśli myślicie, że opis z okładki da wam przedsmak tego, co Was czeka podczas lektury to… dostaniecie o wiele więcej. Po pierwsze: mroczny cień snujący się nawet, gdy opisywany jest letni słoneczny dzień, on gdzieś jest w tle i przypomina, że wzrok łatwo omamić, a czy należy zaufać intuicji? Po drugie: bohaterki i bohaterowie, mający więcej sekretów niż moglibyśmy przypuszczać, zaskakujący i skrywający się pod niejedną maską, dosłownie i w przenośni. Po trzecie: małomiasteczkowy drugi plan, jaki niekiedy staje się tym pierwszym, mający niejedno oblicze. Po czwarte: wykorzystanie folkloru, nie dosłownie, a jako swobodny punkt wyjścia do opowiedzenia historii całkowicie autorskiej. Czy jest po piąte? Ależ oczywiście, tak samo jak i po szóste oraz tak dalej. Emilia Piotrowska doskonale wykorzystuje potencjał swojego pomysłu na książkę, w której emocjonalna spirala jest nakręcana aż do granic przez mrok, tkwiący w postaciach i nie jedynie w nich. Czy pęknie? Finał pokazuje, że autorka do samego końca potrafi utrzymać naprawdę wysokie napięcie i niepokój, jaki towarzyszył podczas całej lektury. Co każe się legendą, co prawdą, a co jedynie wytworem wyobraźni? Do czego doprowadzi bohaterów mroczna strona ludzkiej natury?



Premiera:
26 lipca

Za możliwość przeczytania 
książki 
dziękuję
 

sobota, 20 lipca 2024

Anglik w Paryżu

„Kelner w Paryżu. 

Co ukrywa stolica smaku”

Edward Chischolm

 

Nie wszystko piękne, co się świeci, ale Paryż w końcu jest miastem światła, glamour i całego tego, przepychu, o jakim marzy aż zbyt wielu. A jaki jest od kuchni albo by być bardziej precyzyjnym od przejścia między wydawką a sala restauracyjną? O tym miejscu z rzadka wspomina się w programach kulinarnych, tak samo jak i kelnerach, ich pomocnikach i całej reszcie zatrudnionych, jacy nie są kucharzami. A szkoda, bo jest równie barwny i jednocześnie pokazujący obraz daleki od tego, co możemy sobie wyobrazić.

 

O czym jest „Kelner w Paryżu. Co ukrywa stolica smaku”? Najprościej byłoby powiedzieć o pracy w zawodzie wspomnianym w tytule, tyle, że byłoby to ogromny niedopowiedzeniem. Można by również podsumować, iż to alternatywne spojrzenie na miasto, jakie jest symbolem elegancji i wyrafinowania, czy to w modzie, czy w tym, co znajduje się na talerzu. Jednak to też jeszcze nie oddawałoby tego, o czym jest ta książka. Autor niezwykle plastycznie przedstawia czytelnikom nie jakiś fikcyjny obraz, lecz subiektywną panoramę miejsca, poznanego nie jedynie od zewnątrz, lecz przede wszystkim od podszewki.  Perspektywa ta jest zupełnie inna i równocześnie doskonale uzupełnia barwny kalejdoskop paryskich widoków. Kolejne rozdziały są niczym filmowe kadry w klimacie nurtu noir oraz realizmu. Autor bez ogródek odziera mit wykwintnych restauracji, lecz nie robi tego w stylu show z programów kulinarnych, lecz od strony ludzi w nich pracujących. To oni tworzą kultowe miejscówki i wzajemnie są przez nie definiowani. Dzięki nim funkcjonują, zachwycają gości i ich podniebienia, lecz rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana, bo składa się z życiorysów, często pogmatwanych, oraz niewidocznej dla klientów wojny podjazdowej, jaka toczy się za tabliczką Privé. „Kelner w Paryżu. Co ukrywa stolica smaku” jest lektura, po jakiej nie grozi nam zgaga, za to w jej trakcie poznajemy paryskie smaki, znane jedynie jej mieszkańcom i głęboko skrywane przed turystami i każdym, kto nie przekracza drzwi kuchennych. Rewolucja rewolucją, a wszystko to, co z sobą przyniosła, kończy się zaraz za tym napisem.                     


                                                                        Za możliwość 

przeczytania książki

dziękuję 

 

piątek, 19 lipca 2024

Leśna historia

„Zjawy i mary. 

Historie z Etherton”

Katarzyna Kujawska

Aleksandra Seliga

 


Rzeczywistość czy senna mara? Wydaje się, że jedno od drugiego dzieli wyraźna granica. Czy aby na pewno? Niekiedy zaciera się ona pomiędzy nimi, staje się płynna. Przejście z jednego do drugiego może zostać niezauważone, ale czy to bezpieczne? Koszmar czasem zaczyna się niewinnie, a ciekawość sprawia, iż ignoruje się znaki ostrzegawcze, aż będzie za późno by zrobić krok do tyłu…

 

Wilhemina bierze za oczywistość to, co dla większości takie nie jest. Ale ona jest z rodu Aires, a oni są inni od wszystkich i ponad nimi. Ich życie podporządkowane jest innym zasadom, nawet Hendersonowie, z którymi dzielą się władzą w Etherton, nie wiedzą wszystkiego. Jednak to, co większość uważa za oczywiste wcale takim nie jest. Z jednej strony Las, z drugiej morze i klify, lecz najważniejsze są tajemnice, jakich wszyscy wiedzą i nikt zbyt dużo nie mówi. Jaki ma to związek z dwudziesto paroletnią młodą kobietą? To, że w kalendarzu jest rok tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty dziewiąty nie oznacza, iż ona jest taka sama jak rówieśnicy i żyje zgodnie z duchem epoki. Wilhemina nie jest taka jak inni, magia i rodzina są albo powinni być dla niej najważniejsi oraz potęga, jaką dysponuje. Jednak czy Czterdzieści lat później Ivy stara się nie myśleć o przeszłości i Lesie, gdzie zaginęli jej rodzice. Jednak nocne koszmary nie pozwalają jej na to. W powietrzu wisi coś, co zagraża Etherton i równocześnie intryguje dziewczynę. Strach i zaciekawienie mogą być mieszanką, jaka otworzy drzwi do tego, co miało być ukryte. Przeszłość zaczyna domagać się swojego miejsca w pamięci, czy teraźniejszość jest gotowa by zmierzyć się z tym co kryje ta pierwsza i Las?

 

 

Niesamowita lektura. Pod każdym względem, jako ogół i w szczegółach. Jawa i sny. Tu i teraz oraz tam i kiedyś. Przeszłość i Teraźniejszość. „Zjawy i mary. Historie z Etherton” wymykają się prostemu podziałowi gatunkowemu w literaturze. Książka ta czerpie hojnie z niejednego i jest spójną całością, wyróżniającą się pod każdym względem. Powieść grozy, fantastyka, gotyckość, klimat jak z filmów Guillermo del Toro i równocześnie brytyjskie tło, a to nie wszystko. Miks kolorów, kontrastowych, ale nieporażających feerią barw, w zamian za to wszystkie odcienie zieleni, szarości, granatów i czerni, czasem lekko wyblakłe od patyny dziejów i słońca. Omszałe kamienie, dostojne dwory i domy z omszałych kamieni. Mgła, snująca się na drugim planie i oślepiające promienie słoneczna oraz gazowe lampy, nierozświetlające do końca mroku. No i oczywiście sama historia, wciągająca już pierwszymi zdaniami i pierwszą postacią, jaką poznajemy. Z każdą kolejną stroną zagłębiamy się w dwa plany czasowe, lecz i obserwujemy jak zaczynają się przeplatać się sny, a raczej koszmary senne, i jawa. Coraz silniej zaczynają zacieśniać się związki pomiędzy luźnymi, lecz tylko na pierwszy rzut oka, wątkami oraz kolejnymi bohaterami. Sami przestajemy być pewni, co jest realne, a co stanowi sferę majaków, lecz jedno i drugie jest równie fascynujące, a ich połączenie sprawia, że nie potrafimy oderwać się od książki. Zagadkowość, to słowo również oddaje to, z czym stykamy się w „Zjawach i marach” oraz swego rodzaju baśniowość, lecz nie ta disneyowsko-hollywoodzka, a rodem z braci Grimm, niewygładzonych, a pierwotnych. Gęsta opowieść, daleka od prostych podziałów i charakterystyk, pełna detali i niuansów, odwołująca się do pierwotnych lęków, nienazwanych, lecz odczuwanych. Przy lekturze tej książki przepada się w niej, a zwroty akcji dodatkowo wzmacniają jeszcze atmosferę tajemniczości. Nawet czytana w pełnym słońcu wywołuje gęsią skórkę przyczajonym niepokojem i widmem tego, że zaraz coś wydarzy się. 


                                                 Za możliwość przeczytania

książki
dziękuję:

wtorek, 16 lipca 2024

Czy to się może udać?

Przedpremierowo:

„Dwa tygodnie na próbę”

Tessa Bailey

 

Jednych meczy traktowanie ich na serio lub zbyt poważnie, chcieliby trochę luzu  w swojej egzystencji. Inni natomiast pragną by zaczęto postrzegać ich, jako godnych zaufania i dojrzałych. Czy łatwo jest to zmienić? Czasem trzeba uciec się do sprytnego wybiegu vel małego oszustwa, bo natura ludzka ma to do siebie, że trudno odzwyczaja się od ulubionego obrazu czyjeś osoby i jedynie porządny wstrząs może coś zdziałać!

 

Każdy zna z własnego doświadczenia lub z bliższego albo dalszego otoczenia jak to jest z młodszym rodzeństwem. Wiadome są lepsze i gorsze momenty, czasem mijają lata zanim zapanuje równowaga, aa wiek już nie jest postrzegany, jako dość uciążliwa przeszkoda w wzajemnych relacjach. No cóż Georgie jest właśnie tą młodszą, a właściwie najmłodszą w rodzinie i nikt, dokładnie nikt, nie traktuje jej poważnie, a i zawód, jaki wykonuje też nie pomaga dziewczynie. Dlatego Travis jest świetnym środkiem do celu, by rodzina i nie jedynie ona, zaczęła traktować ją jak dorosłą osobę, a nie brzdąca, który na niczym nie zna się. Czy udawany chłopak jest doskonałym planem? W przekonaniu Georgie tak, a pewność siebie to już duży krok do sukcesu, dla kogoś, komu do tej pory trudno było uwierzyć w siebie. Oczywiście jest też pewien haczyk, nawet spory. Travis nie słynie z wierności, trudno nawet o niej mówić, bo nie był w żadnym związku, za to zasłynął z niejednej przygody w kobiecym towarzystwie i jest przyjacielem starszego brata dziewczyny. Po prostu czysty hazard, ale kto nie ryzykuje ten… no właśnie, jaki finał będzie miała ta relacja obliczona na bardzo krótki termin?

 

Lekka komedia romantyczna? Jak najbardziej, lecz z kategorii, gdzie ta „lekkość” oznacza po prostu naprawdę dobra rozrywkę. Tessa Bailey oddała w ręce czytelników historię właśnie tego rodzaju, która bawi nas od samego początku i nie ukrywa, że to właśnie jest jednym z jej celów, lecz nie jedynym. Prawie na wstępie zauważamy również poważniejsze tony odpowiednio wplecione oraz oczywiście uczuciowe wątki. Solidna podstawa dla fabuły i z talentem wykorzystana przez autorkę przez całą opowieść. Zabawno-emocjonalna strona jest oczywiście na pierwszym miejscu, ale trudniejsze, z drugiego planu, również czytający dostrzegają. „Dwa tygodnie na próbę” ma w sobie wszystko to, co lubimy w tym gatunku i co sprawia, iż uśmiechamy się prawie cały czas i kibicujemy postaciom w ich perypetiach. Jeżeli napiszę, że bohaterowie są uroczy, nie oznacza to, że nie mają charyzmy i nie wyróżniają się spośród innych im podobnych. Nic podobnego, mają jedno i drugie, a nawet jeśli nie są pierwszoplanowy to i tak nie dają o sobie zapomnieć. Tessa Bailey potrafi wykorzystać proste klisze i nadać im barw oraz intensywności, tak, by czytanie stanowiło dla nas prawdziwą przyjemnością i pozwoliło przenieść się do książkowego świata.


PREMIERA:

17.07.2024

Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

niedziela, 14 lipca 2024

Tajemnica kopii

Nowość:

„Kopia doskonała”

Małgorzata Rogala

 

Dzieła sztuki rzadko kiedy nie budzą emocji. Ich piękno, oryginalność oraz oczywiście talent twórców jest podziwiany przez kolejne generacje i zapadają w pamięć. Czasem jednak wywołują niezdrowe zainteresowania i chęć posiadania na własność. Od tego już krok do mroczniejszej strony świata pięknych dzieł, tego, gdzie przelicza się je na pieniądze, jakie można zdobyć, gdy zaspokoi się niezdrowe emocje, nie patrząc na koszty. A powiedzenie cel uświęca środki nabiera przestępczego charakteru…

 

To miała być jedynie kopia, naprawdę mistrzowska, lecz nic poza tym. Dominika na to zgodziła się, lecz na wszystko, co później nastąpiło, raczej już nie. Tak przynajmniej sądzi jej babcia gdy nie może się z nią skontaktować, a już przesyłka, jaką otrzymuje niedługo potem naprawdę niepokoi starszą panią. Co wydarzyło się Lyonie? Jedno jest pewno, skradziony został obraz, jaki miała skopiować jej wnuczka. Policja prowadzi własne śledztwo, lecz Józefina zwraca się o pomoc do prywatnej detektyw. List z Francji ma drugie dno, ale czy zostało ono prawidłowo odczytane? Celina Stefańska ma za zadanie rozwikłać zagadkę zniknięcia Dominiki, w końcu to jej zawód. Jednak wyjazd zagranicę wiąże się z traumami przeszłości, a to wcale nie ułatwia pracy. Zresztą na miejscu okazuje się, że śledztwo z pewnością nie będzie należało do łatwych. Zaginiona kopistka i skradziony obraz oznaczają o wiele większe problemy niż ktokolwiek przypuszcza, zwłaszcza, że ta pierwsza i to drugie budzą zainteresowanie i rzeczywiście niebezpieczne. Komu zależy by nie odnaleziono obu i do czego posunie się ktoś, kto już pokazał, że nie zawaha się by jego plan się powiódł?

 

Nowe wydanie i równie duże emocje czytelnicze jak za pierwszym razem. „Kopia doskonała” z pewnością jest doskonałą lekturą, lecz w żadnym razie jakąkolwiek kopią. Kilka lat temu miałam przyjemność czytać tę książkę po raz pierwszy, a potem do niej wracałam kilka razy, w tym, gdy były wydawane kolejne części cyklu. Kolejny raz okazał się równie dobry jak poprzedni, chociaż mogłoby się wydawać, że przecież już znam tę historię. Nic bardziej mylnego! Dlaczego? Małgorzata Rogala naprawdę po mistrzowsku wpierw wprowadza wątki, następnie je rozwija, równocześnie zazębiając. A w końcu, kiedy jesteśmy pewni, że zakończenie jest już na wyciągnięcie ręki i co nieco jeszcze tylko pozostało od wyjaśniania okazuje się, że nic bardziej mylnego. Czas bowiem na rzeczywiście wielki finał, w jakim jest i miejsce na akcję oraz czeka na nas domknięcie wątków i spojrzenie na całość już z perspektywy rozwiązanej sprawy. „Kopia doskonała” to także nie „tylko” kryminalna zagadka, wieloelementowa, z niuansami i intrygująca, lecz także podróż do Francji, ciekawa i niezwykle plastycznie opisana. Czytelnik z jednej strony rozwiązuje kryminalną sprawę, a drugiej zwiedza pełne uroku francuskie miasta i miasteczka. Małgorzata Rogala rozpala nie tylko czytelnicze emocje suspensem, ale także daje czytelnikom okazją do poznania świata dzieł sztuki, pięknych, ale i budzących niebezpieczne emocje.


 Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję:




czwartek, 11 lipca 2024

Pakt zła

Nowość:

„Zmowa milczenia”

Anna Krystaszek

 

Nikt nic słyszał. Nikt nic nie widział. Wszyscy wiedzieli. Zbrodnia nic jest anonimowa. Każdy, kto odwraca wzrok jest współwinny. Jednak i tak zbyt wielu, wybiera spuszczenie głowy w dół i wypieranie obrazu zła, które na ich oczach sieje spustoszenie. Jak długo da się tak egzystować? Każdy mur, także ten zbudowany z milczenia i wspólnych interesów, w końcu runie. Niestety częściej później niż wcześniej…

 

Każdego roku ginie niejedna osoba, niektórzy znajdują się, inni powiększają smutne statystki niewyjaśnionych spraw lub też stają się podmiotem kryminalnego dochodzenia. Zniknięcie Iryny będzie miało szczęśliwy finał czy też wprost przeciwnie? Turawa raczej nie jest stolicą zbrodni, tutaj ludzie przyjeżdżają odpocząć i zrelaksować się. Jednak kilka niewyjaśnionych śmierci daje do myślenia, a już ostatnia wprost jest wynikiem zabójstwa. Tym razem śledztwo prowadzą osoby z zewnątrz, nie miejscowi stróże prawa. Komisarzowi Szulcowi i prokuratorowi Hejdzie zależy przede wszystkim na rozwiązania tej morderczej zagadki, lokalne powiązania są dla nich istotne w kontekście ostatnich wydarzeń. Znalezienie okaleczonego ciała, zaginięcie młodej kobiety i wcześniejsze niewyjaśnione podobne przypadki są jedynie zbiegiem okoliczności czy mają punkt wspólny? Dlaczego w tak małej społeczności nikt zauważył niczego niepokojącego? Co rzeczywiście dzieje się w tak pięknych okolicznościach przyrody?

 

Zbrodnia wydaje się odległa, popełniona przez kogoś obcego i w ogóle, niedotycząca nas osobiście. Nic bardziej mylnego. Zbyt często dzieje się na wielu, a przynajmniej ma początek nie w odosobnieniu, lecz na widoku. Jedni odwracają wzrok, drudzy wychodzą z załóżcie, iż to nie ich sprawa, mało kto reaguje. Mur milczenia bywa zbudowany z wspólnych interesów, obojętności lub swoistego poczucia wspólnoty i niechęci do obcych. Wydaje się, iż to zaklęty krąg, jakiego nie da się przerwać, lecz kiedyś następuje ten moment, iż coś wydostaje się na zewnątrz. Anna Krystaszek odsłaniania kulisy zła, jak potęguje się, aż do kulminacji, pierwszej, drugiej, bo przecież, jeśli nikt nie zareagował, nie powstrzymał go, jest po prostu bezkarne, rośnie w siłę. Jednakże „Zmowa milczenia” to bardziej skomplikowana historia, w której mordercza strona ludzkiej natury ma niejedną twarz, a wątki wpierw przebiegają równolegle do siebie, by zacząć się zbliżać się do siebie i spleść się zbrodniczą opowieść. Rozdział za rozdziałem, z kilku punktów widzenia, czytelnik obserwuje zło, raniące, zapuszczające korzenie, oplatające wszystkich i wszystko oraz wysysającego z ludzi nadzieję. Pisarka konfrontuje nas ze strachem, obojętnością i tajemnicami, za jakimi stoi ktoś potrafiący doskonale to wykorzystać by skrzywdzić tych, którzy staną mu na drodze lub znajdą się na jego celowników, z jemu jedynie znanych powodów. Tytuł książki nie jest na wyrost i znajduje w niej odzwierciedlenie, realne i przede wszystkim pokazujące do czego ona prowadzi oraz jak łatwo, w imię źle pojętych priorytetów, staje się wygodną wymówką i tematem tabu.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

wtorek, 9 lipca 2024

Teraz albo nigdy

Nowość:

„The Perfect Find”

Tia Williams

 

Jak rozpocząć od nowa życie jeśli do tej pory wszystko wydawało się być na wyciągnięcie ręki, a sukcesy przychodziły jeden z drugim? Kariera zawodowa, szczęśliwy związek i świetlana przyszłość. Aż do chwili, kiedy okazuje się, ze wszystko sypie się jak domek z kart. Upadek boli, a wspinanie się z powrotem na szczyt jest trudniejsze niż wejście na niego za pierwszym razem.

 

Nie tak miało być. Scenariusz zakładał kolejne, zyciowe, w iście hollywoodzko-nowojorskim stylu. Co mogło pójść nie tak? Nic. A wszystko poszło nie tak. Jeszcze niedawno Jenna brylowała w świecie mody jak wyrocznia, jej kariera dziennikarska rozwijała się, a ona miała u boku mężczyznę, w jakim była zakochana od lat i to wzajemnością. Teraz nagle musi zacząć od początku dosłownie. Zamiast luksusowego w apartamentu wynajmowane mieszkanko na Brooklinie, metro w miejsce limuzyny z kierowcą, a biuro w renomowanym magazynie modowym zastępuje mikro klitka w life style`owym i o zgrozo internetowych masmediach. Nazwisko, na które pracowało latami dało jej tyle, że zatrudnił ją największy wróg. Darcy Vale ma więcej niż chwilę triumfu nad Jenną, ale ta nie zamierza odwiecznej rywalce dawać zbyt długo powody do świętowania. Pozostaje jedynie poznać ziemię nieznaną czyli media społecznościowe, nauczyć się wykorzystać oraz wymyślić siebie na nowo. A i jeszcze jedno, pamiętać, iż właśnie skończyło się czterdzieści lat i nie każde marzenie da się odłożyć na później. Co z tym wspólnego ma Eric? Zagraża temu, co udało się ostatnio zdobyć, lecz daje też szansę by poznać smak życia, jakiego pragnęło się, chociaż czy cena, jaką przyjdzie zapłacić nie będzie zbyt wysoka?

 

Jaka to dobra lektura. Banał? W żadnym wypadku i na pewno nie na wyrost. Wydawałoby się, że prosta historia, tyle, że jeśli chodzi o uczucia to wiadomo, iż one jedynie na takie wyglądają, jeśli patrzy się na nie z boku. Natomiast, kiedy nas dotyczą, dostrzegamy ich skomplikowanie oraz jak daleko w nich do łatwych rozwiązań. „The Perfect Find” to nie jeszcze jeden romans, a tym bardziej lekka opowiastka o uczuciach. Tia Williams stworzyła prawdziwy mix smaków. Słodkie, gorzkie, trochę pikantne, z pewnością doprawione odrobiną słonym smakiem łez. Co jest siłą tej książki? Bohaterowie oraz to, co jest udziałem, a także barwny drugi plan i to nie jedynie pod względem kolorów. Blichtr, luksus, glamour, sukces, kariera i to, co zaczyna się dostrzegać, gdy jeden po drugiej iluzja zaczyna tracić na swojej uwodzicielskiej mocy. Co wówczas? Nagle okazuje się, iż trzeba od nowa zbudować swoje życie na gruzach tego, jakie miało mieć dożywotnią gwarancję, a jak się okazuje rozpoczęcie wszystkiego od początku to całkiem nowe wyzwania. „The Perfect Find” nie lukruje rzeczywistości, lecz pokazuje jak istotna jest przyjaźń oraz wykorzystanie szansy, wydającej się całkowitym nieporozumieniem i równocześnie nie pozwalającej o sobie zapomnieć oraz mogącej zniszczyć wszystko, co jeszcze pozostało. Teraz albo nigdy? Może i brzmi patetycznie, ale niekiedy wybór jest bardzo prosty i jednocześnie z pewnością zaważy, nad tym, co dopiero będzie.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

sobota, 6 lipca 2024

Początek końca?

Nowość:

„Dym Roztocza”

Wioletta Pyzik

 

Raz zasiane ziarna niepewności szybko zapuszcza korzenie, chociaż zdaje się, że są one wątłe i szybko uschną. Nic bardziej mylnego. Przyczają się na chwilę i rozkwitną przy najmniejszym zawahaniu się, a rozrosną się, gdy ktoś je podleje przypuszczeniami, niedomówieniami i kłamstwami.

 

Guciowo to nie tylko miejsce na mapie, to także stan umysłu. Pytanie tylko jak przejść nad tym do porządku dziennego i nie zwariować. Justynie pozwala utrzymać równowagę Feliks, zdający się być facetem idealnym, no prawie. Trudno bowiem zapomnieć o tym, co wydarzyło się nie tak dawno. Jakby nie było trup to trup, do tego policyjne dochodzenie, że o dość przerażających rytuałach nie wspomni się. Nic więc dziwnego, że pewien niepokój pozostał, a jakieś takie niedowierzanie w fart też jest. Czy faktycznie jest czym się martwić? Pewnie nie, chociaż… No właśnie, jak się bliżej przyjrzeć, przysłuchać, dodać dwa do dwóch to wychodzi z tego niezła mieszanka z gatunku tych kryminalnych. Kto jak kto, ale Justyna pewne zasady ma i niech mają się na baczności, którzy myślą, iż ją przechytrzyli. Sielankowa wizja Roztocza coraz bardziej nabiera mrocznych barw, a i wiara w ludzi coraz mocniej zaczyna się chwiać. Jak się okazuje Guciowo nie daje o sobie zapomnieć, tak samo ja i pewne obietnic, to, co, że jednostronne. Mieszkańcy tego jakże uroczego miejsca, acz dość zbrodniczego, żyją we własnym świecie i tym nowa mieszkanka przekonuje się po raz kolejny, ale i ona ma pewien atut w zanadrzu. Jak skończy ta konfrontacja? Z pewnością nie tak jak wszyscy przypuszczali! Podobno złego diabli nie biorą, ale guciowska rzeczywistość toczy się dość krętymi ścieżkami, morderczymi również. Komu przyjdzie się przekonać o tym teraz? Czyżby maczały w tym swoje szpony słowiańscy bogowie?

 

Sielsko, anielsko, zabójczo i demonicznie. Mało? No to jeszcze dołóżmy śledztwo, kobiecą intuicje oraz gniew. Mieszanka piorunująca? Oczywiście, by nie rzec, iż bardzo łatwopalna, a iskier w „Dymie Roztocza” nie brakuje. Powrót do Guciowa wcale nie jest powtórką z rozrywki, co to, to, nie. Nowa porcja perypetii kryminalno – uczuciowych Justyny odsłania więcej sekretów i przynosi z sobą nowe niespodzianki. Zwłaszcza, że bohaterowie mają do ukrycia i odkrycia naprawdę dużo. Roztoczańskie lasy, i nie jedynie one, okazują się prawdziwa dżunglą, gdzie każdy krok należy stawiać ostrożnie, bo nie wiadomo, co jeszcze wydarzy się. Spokój jest towarem deficytowym w tej historii, a kiedy nieśmiało zawita należy spodziewać się, iż coś się zaraz wydarzy. Wioletta Pyzik bawi się gatunkami i składając je w ciekawą kontynuację, jakiego kierunku nikt nie podejrzewa. Wcześniejsze wątki są kontynuowane, pojawiają się również nowe, jednak przebieg jednych i drugich daleki jest od prostych oraz łatwych do przewidzenia. Pierwsza część dała przedsmak tego, co może wydarzyć się, lecz druga wyznacza własne ścieżki fabuły, która to niejeden sekret wyciąga na światło dzienne. Natomiast finał pozostawia pytanie co dalej, gdyż to jeszcze nie koniec…


Za możliwość przeczytania książki 


dziękuję:
 

poniedziałek, 1 lipca 2024

Roztoczańskie tajemnice

Nowość:

„Mgła Roztocza”

Wioletta Pyzik

 

Małe miejscowości zdają się być spokojne, najczęściej sielskie i trudno w nich dojrzeć jakiekolwiek zło. Jednak z czasem dostrzegamy niepokojące znaki. Czy bierzemy je na poważnie? Rzadko kiedy, przecież tutaj nic groźnego nie ma, a nawet jeśli to jesteśmy bezpieczni… Nic bardziej mylnego!

 

Sielsko, może nie anielsko, lecz zdecydowanie Guciów da się lubić. Po ostatnich perypetiach wioska na końcu świata jest dla Justyny czymś nieco, albo nawet bardziej, egzotycznym, chociaż niespodziewanie miłym. Po warszawskim życiu, gdzie nikt nie zwalnia, no chyba, że go zwalniają, roztoczańska wioska urzeka swojskością i przede wszystkim brakiem pośpiechu. Na atrakcje też nie ma co narzekać, tyle, że nie na takie liczyła nowa mieszkanka, nawet jeśli jedynie tymczasowa. Co kryje roztoczańska wioska? No cóż o wiele więcej niż można by przypuszczać, tylko czy to faktycznie jest prawda? Wiadomo, iż miastowy weźmie za coś strasznego byle trzaśnięcie gałęzi, ale Justyna nie da sobie wmówić, iż to, co widziała jest wytworem jej wyobraźni. Zatem… Trzeba jakoś stawić temu czoła. Zwłaszcza, że to nie koniec guciowskich tajemnic i nie da się „odzobaczyć” tego, co aż za dobrze utkwiło w pamięci. Co się wydarzyło w Guciowie, zostaje w Guciowie? Do tej pory chyba ta zasada sprawdzała się, lecz czy pod bokiem nowej mieszkanki sekrety są bezpieczne? Jaką cenę płacą ci, którzy są zbyt ciekawi i dążą do poznania prawdy?

 

Wioska ukryta przed wzrokiem innych. Niespodziewana nowa mieszkanka. Coś lub ktoś chowający się w leśnej gęstwinie. No i oczywiście niejeden znak zapytania. Na tym nie koniec, lecz dopiero początek odkrywania, co kryje się w malowniczej wiosce o swojskiej nazwie. „Mgła Roztocza” ma dwojaki klimat, z jednej strony sielski, wakacyjny, pogodny, a z drugiej jest on tajemniczy, mroczny i bardzo zagadkowy. W takiej atmosferze może wydarzyć się wszystko i jak się okazuje akcja obfituje w niespodzianki, zwłaszcza, iż jest tak poprowadzona by nie zdradzać tak naprawdę, w jakim kierunku zmierza. Kierunek, jaki nam się wydaje, że obierze daleki jest od autorskiego. Wioletta Pyzik doskonale wykorzystała możliwości gatunków oraz tego, co daje łączenie ich i wydobywając najistotniejsze elementy. Im bardziej zagłębiamy się w lekturę tym, dostrzegamy więcej szczegółów i nowe detale, sięgające do kolejnych gatunków. Słowiańskie wierzenia, mur milczenia i hermetyczna, mała, społeczność są kolejnymi elementami układanki, która jednocześnie odsłania coraz więcej i równocześnie obraz ujawnia kolejne znaki zapytania. „Dym Roztocza” jest rasowym kryminałem, w jakim zazębia się wątki zazębiają się z każdym kolejnym wydarzeniem, jakie ma miejsce, aż do finału, zaskakującego i nieprzewidywalnego.


Za możliwość przeczytania książki 


dziękuję: