czwartek, 14 kwietnia 2011
"Honor można stracić tylko raz"
"Wirus ebola w Helsinkach"
Codziennie korzystamy z odkryć medycznych, szczepionki są czymś, z czym stykamy się prawie od pierwszych minut życia. Później nadal nam towarzyszą, mamy wybór czy z nich korzystać czy nie. Rzadko kiedy zastanawiamy się nad tym kiedy i jak powstały, kto jest ich twórcą. Mamy szczęście, że epidemie sporadycznie są "gościem" w świecie, w którym żyjemy. Kiedy już "zawitają" w nasze strony oczekujemy natychmiastowego remedium na nie. Oczywiście wiemy z historii jakie skutki niosą ze sobą epidemie chorób, a i teraz od czasu do czasu jesteśmy ich świadkiem. Czasem fikcja literacka przedstawia nam apokaliptyczny obraz świata, gdy wirus wymknął się spod kontroli naukowców bądź został użyty jako broń. Jednak tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy ze skali zagrożenia, w końcu nasza cywilizacja ze swoim postępem technologicznym jest ponad takie sytuacje. Nauka jest potężną siłą, za którą stoją lata badań, dziesiątki jak nie setki tysięcy naukowców, no i odpowiednia ochrona niebezpiecznych substancji. Tylko jest jedno małe "ALE" - stanowi go najsłabsze ogniwo - człowiek. Wystarczy chwila zapomnienia, zazdrość, chęć wykazania się lub zwyczajny moment nieuwagi i to co miało pozostać tylko materiałem badawczym wydostaje się na zewnątrz. Oczywiście istnieje odpowiedni system zabezpieczeń, mający na celu wyeliminować ryzyko, który prawie zawsze się sprawdza i jak to mówi reklama "to prawie robi różnicę".
Wypadek samochodowy i wynalezienie szczepionki dwa odległe od siebie wydarzenia, jednak ich powiązanie wątkiem sensacyjnym daje doskonały thriller, w którym nie wiadomo w jakim kierunku rozwinie się akcja. Przypadkowa śmierć jest źródłem intrygi, gdzie los jednostki stoi w hierarchii wyżej niż życie milionów ludzi. Jest też bohater, który nie miał zamiaru nim być i człowiek uważany za takowego, jednak nim nie będący. Jeden przeciw wszystkim, a przynajmniej takie wrażenie odnosi się początkowo. Jak naukowiec może dowieść swojej niewinności kiedy wydaje się, że wszystko jest przeciwko niemu. Jeszcze parę minut wcześniej miał w planach spokojny weekend ze znajomymi, a w ciągu paru sekund stanął przed nim morderca, nie wahający się przed niczym by osiągnąć swój cel - uchronić siebie przed upadkiem. Doskonała intryga, dopracowana w każdym szczególe zaczyna pochłaniać coraz więcej ofiar, których nie było w planach. Akcja nabiera tempa, a jej macki zachłannie wciągają w swój obszar kolejne osoby. Niedoszła ofiara staje się zagrożeniem nr 1, a pomysłodawca dalej tka pajęczynę kłamstw, podejrzeń, a wszystko to scala obawą przed atakiem terrorystycznym bronią biologiczną. Wydaje się, iż wszystko idzie po jego myśli, w końcu jako as wywiadu wie wszystko na temat intryg, ludzkich słabości, strachu. Człowiek jest najsłabszym ogniwem, czasem jego błędy jednak pozwalają komuś wymknąć się systemowi. Tak jest z Arto Ratamo - wynalazcą szczepionki, która prawie od samego momentu powstania staje się celem rozgrywki, gdzie jednostka ludzka jest mało wartym pionkiem w grze. Niedocenianie przeciwnika i przecenianie siebie jest niebezpieczną kombinacją, szczególnie, że nawet pomysłodawca jest także częścią większej całości. Jego poczynania, wbrew temu co myśli, nie są aż tak doskonałe, w końcu zbrodnia idealna jest nią dopóki ktoś jej nie przejrzy. Do kogo można się zwrócić gdy policji nie można zaufać? Kto przejmuje czasem rolę stróża prawa i ujawnia niepożądaną prawdę? Lub inaczej czy dziennikarze są faktycznie przedstawicielami czwartej władzy? Ratamo nie ma zbyt wiele osób do wyboru, które mogłyby mu pomóc, dlatego zwraca się do znanej reporterki by opublikowała jego historię, bo kto inny potraktowałby jego ostatnie kilka godzin życia poważnie? I na tym koniec akcji? Nie, ona dopiero rumieńców, bo na scenę wkraczają kolejne postacie. Czyli oprócz wywiadu, policji, prasy i naukowców jest jeszcze jeden gracz, wydający się najskuteczniejszy. Tylko jemu udaje się schwytać pionka, wyrastającego wbrew zamierzeniom na czołowego uczestnika tej gry, gdzie nie ma żadnych reguł, a jej inicjator traci swoją przewagę nawet o tym nie wiedząc. Kolejny łut szczęścia i Ratamo udaje się uciec, czy to prawdopodobne? A czy nie na tym polega właśnie uśmiech losu, że pojawia się niespodziewanie w momencie, gdy wydaje się, iż wszystko już stracone? Takich fartów jest kilka, ale doskonale wpisują się w tę historię. A do tego kolejny zwrot akcji, czytelnik nie może być pewien niczego, nie wie co autor zaserwuje w kolejnym akapicie czy stronie. Dlatego tytuł ten wciąga, a Finlandia nie kojarzy się już tylko północnym krańcem Europy, zorzą polarną i pewnym świętym w czerwonym kubraczku. Jest miejscem rozgrywek służb wywiadowczych, szczególnie KGB.
"Honor można stracić tylko raz" - cytat, który utkwił mi w pamięci po lekturze tej książki, myśl człowieka, od którego cała historia wzięła swój początek. Właśnie ocaleniem honoru początkowo usprawiedliwiał swoje poczynania przed sobą samym. Jednak czy stracił go w czasie gdy uciekał z miejsca wypadku przez siebie spowodowanego czy już może o wiele wcześniej? Tytułowy wirus ebola jest tylko elementem tła, pojawiającym się od czasu do czasu, na pierwszy plan wysuwają się ludzie, ich zachowania w obliczu przełomowych chwil życia i ich prawdziwy charakter, ten który tak trudno rozszyfrować na co dzień. Jeżeli do tego dodać wątek sensacyjny, gdzie niespodzianki ujawniają się co rusz, to dostajemy świetną książkę, przy lekturze, której nuda nie grozi. Obawiać się można tylko tego, że pochłoniemy ją w całości, bez względu na "okoliczności przyrody".
Książka została przekazana przez wydawnictwo KOJRO
Subskrybuj:
Posty (Atom)