Nowość:
„Pomoc domowa”
Freida McFadden
Czym jest prawda? Na pewno nie zbiorem zręcznych iluzji lub mówiąc wprost kłamstw. Dlaczego więc tak często to drugie bierzemy za tę pierwszą? Ona nie zawsze bywa piękna, a zbyt często wymaga nas spojrzenia na kogoś bądź sytuację bardziej wnikliwie, nie pobieżnie. Niekiedy coś niepokojącego wyczuwamy, chociaż zdrowy rozsądek podpowiada, że wszystko jest w porządku. Jeśli poświęcimy czas na bliższą obserwację możemy ujrzeć to, co próbowano przed nami ukryć.
Millie jako pomoc domowa stara się zbytnio nie wyróżniać, błyszczeć ma dom, a zadowolona powinna być rodzina dla jakiej pracuje. Oczywiście zauważa niejedno i ma swoje zdanie, lecz nie do niej należy oceniać innych. Jednak zauważa pewne symptomy trochę lub bardziej przeczące fasadzie jaką budują pracodawcy. Nic jej do tego, ale gdyby była na ich miejscu … No właśnie gdyby … Co zrobiłaby? Może domyślać się motywów jakimi kierują się lub raczej jakimi kieruje się Andrew Winchester. Nina powinna być szczęśliwa, mając go oraz uroczą córeczkę. Gdzie tkwi haczyk? Pewnie nigdzie, po prostu nie każdy docenia to, co otrzymuje od losu. Jeżeli moglibyśmy cofnąć czas … Ale o tym myślimy kiedy jest za późno, chociaż czy na pewno? Kiedy zdaje się, ze zwycięstwo mamy w garści stajemy się nieostrożni, od tego już krok do utraty kontroli i całkiem nowego scenariusza, którego finał z pewnością poznamy. Pytanie jedynie takie: jaka będzie nasza role w nim?
Czy łatwo oceniać po pozorach? Oczywiście. Czy tego wystrzegamy się? Pierwsza odpowiedź zbyt często brzmi: ależ tak. Po chwili niektórzy dodają: zdarza się uwierzyć w nie. Bardzo nieliczni przyznają od razu: tak, przecież one są najbardziej widoczne. Łatwo zaufać temu, co wydaje się piękną bajką, może nawet o takiej sami marzymy. Nic nieprzyjemnego nie zakłóca nam obrazu, lecz rysy, prędzej lub później, zaczną się pojawiać, czy zauważymy co odsłaniają? Freida McFadden jest w mistrzyni przedstawiania iluzorycznego obrazu ideału, z pewnymi skazami, lecz te czytelnik interpretuje całkowicie błędnie, tak jak zrobiłaby to znakomita większość. „Pomoc domowa” za tło ma zamożny dom, a raczej rezydencję, elegancką panią domu, z rodzaju tych jak z świątecznej reklamy, ojcem rodziny, potrafiącym bez trudu zapewnić jej egzystencję na wysokim poziomie i to z uśmiechem na ustach oraz pięknym dzieckiem, nie sprawiającym kłopotów. Czy coś wam zgrzyta? Pewnie tak, już zaczynamy szukać źródła, ale znaleźć go nie tak łatwo, zwłaszcza, iż pisarka po doskonale manipuluje naszymi emocjami i tym, co najważniejsze prawdą. Od ideału do realności krok wcale nie musi być duży, lecz odbywa się to wszystko nad przepaścią, jaką zauważamy za późno. O tym także przekonują się postacie, tyle, że druga strona także popełnia błąd, z kategorii tych mszczących się bardzo mocno. W „Pomocy domowej” nie ma oczywistości, chociaż zdawałoby się, że przecież fabuła opiera się na nich. Nic bardziej mylnego, zwrot akcji nadchodzi w najmniej spodziewanym momencie i to w liczbie mnogiej. Zło ma różnorodne oblicza i niekiedy samo nabiera się na pozory …