Przedpremierowo:
„Valeria w lustrze”
Elisabet Benavent
Kiedy się rozpoczyna się nowy rozdział życia, ale w poprzednim wciąż jeszcze nie zapisano ostatniego zdania, nie tak łatwo nie wracać do niego. Stare sprawy dalej dają o sobie znać, przypominają o sobie i nie pozwalają cieszyć się teraźniejszością i budzą niepokój co do przyszłości. Czy da się zawód przekuć w sukces? Poczucie przegranej w zwycięstwo? Rozpocząć raz jeszcze wszystko od nowa i być sobą, tym człowiekiem, jakim było się wcześniej?
Jak się powiedziało A to trzeba i powiedzieć B, co w przypadku Valerii oznacza rozstanie z mężem, wydanie książki i … jeszcze bliższe poznanie Victora. Jak na kilka miesięcy to bardzo dużo, zwłaszcza, że u jej przyjaciółek też wiele się dzieje. Jak pogodzić na raz tyle zmian, które na pewno pociągną kolejne za sobą? Po pierwsze najlepiej co nieco omówić z Lolą, Nereą i Carmen, a przynajmniej starać się to zrobić, oczywiście w odpowiednim entourage`u, a po drugie sprawdzić czy nowy związek w ogóle jest jej potrzebny, no i pomyśleć jak zareagują bliscy na wydawniczą premierę. Jak na jedną osobę to dużo, ale od czego reszta życia? Inni w wieku prawie trzydziestu lat mają wszystko ułożone pod linijkę, sukces goni sukces, i najważniejsze: wiedzą dokładnie czego chcą lub po prostu tym się nie przejmują. Valeria nawet daleko nie musi szukać by znaleźć takie przykłady, chociaż czy na pewno tak jest jak ona to widzi? Każda z przyjaciółek w ostatnim czasie mierzyła się z całkiem nową sytuacją w życiu i jak się okazuje to, co wydawało się mieć same zalety, ma niestety i cienie, dość zaskakujące oraz będące impulsem do kolejnych rewolucji życiowych. Egzystencjalny chaos, narzeczony, samotność i bycie idealnym tworzą prawdziwą łamigłówkę dla czterech przyjaciółek, zwłaszcza, że starają się pomóc sobie nawzajem i jednocześnie uporać się z tym, co spędza im sen z powiek. Pozostaje jeszcze kwestia Victora, który jest tak różny od męża, lecz ma również swoje za uszami. Jak z tego bałaganu stworzyć wymarzoną przyszłość? No i jeszcze codzienność, w której trzeba odnaleźć samą siebie, taką jak dawniej, lecz starszą!
Pierwsza część perypetii hiszpańskiej bohaterki książki Elisabet Benavent zapisała się w mojej pamięci jako wybuchowa mieszanka, przy której czytelnik śmieje się, dostaje tematy do rozmyślań i po prostu czuje się tak jakby spędzał czas w gronie dobrych znajomych. Powrót po kilku miesiącach do tego towarzystwa poprzedzało pytanie jak będzie tym razem, które szybko zmieniło się i co dalej? Autorka zadbała by główna postać wraz ze swoimi przyjaciółkami dała mi nową porcję czytelniczej rozrywki, nie będącej kalką tego, co już było, ale i jednocześnie kontynuowała znane wątki. Nie zawiodłam się na dalszym ciągu, co więcej znowu przepadłam na kilka godzin lub raczej byłam w Madrycie i poznawałam nowe pomysły na życie Valerii, Loli, Carmen i Nerei, zaskoczyły mnie i dały pewność, że jeszcze długo nie powiedzą ostatniego słowa co do tego jak ma wyglądać ich życie. Elisabet Benavent pokazuje blaski i cienie życia współczesnych kobiet, które z jednej strony mogą być kim chcą, a z drugiej wciąż jeszcze walczą ze stereotypami. Pomiędzy jednym i drugim szukają własnej drogi i jednocześnie stawiają czoła schematom, własnym marzeniom i rzeczywistości. Ta warstwa ukryta jest pod pozornie tylko lżejszym pierwszym wrażeniem nieskomplikowanej historii, przeplatanie się obu pozwala na wyważenie tego, co sprawia, że uśmiechamy się podczas czytanie z tym, co skłania nas by dalej śledzić losy Valerii. Co do jednego mam pewność, że ta czwórka jeszcze nie raz mnie zaskoczy, zresztą nie jedynie mnie. Pisarka dała możliwość poznania czterech dziewczyn, jakim daleko do ideału, próbującym być sobą, zdobyć to, o czym marzą, sprostać oczekiwaniom innym i jeszcze znaleźć czas na dobrą zabawę. Czy nie za dużo tego? Nie, bo taki jest współczesny świat, stawiający wysoko poprzeczkę i pokazującym tylko swój lepszy profil, a ten mniej fotogeniczny, skomplikowany, chowający przed innymi.
PREMIERA:
20 stycznia