czwartek, 30 maja 2024

Zagadka pewnego skarbu

Nowość:

„Drony, skorpiony i sekret emira czyli jak znaleźć skarb i pokonać złoli”

Tomasz Napierała

 

Czasem od całkowitego przypadku zaczyna się doskonała przygoda. Wystarczy ciekawość i zagadka do rozwikłania, a jeśli ma się jeszcze towarzyszy, jacy również lubią jedno i drugie, to już wiele więcej nie potrzeba, by ruszyć na poszukiwania. Oczywiście nie da się przewidzieć gdzie poprowadzą one odważnych śmiałków, lecz raczej nuda im nie grozi.

 

Cudzych listów nie powinno się czytać. Jednak czasem nie bierze się pod uwagę tajemnicy korespondencji. Właśnie Zosią znalazła się w takiej sytuacji, a niejako przy okazji wciągnęła do niej braci. Co takiego zaintrygowało ją w tym kartce papieru? Skarb, taki najprawdziwszy, który oczywiście trzeba odnaleźć. Takiej gratki nie można pozostawić samej sobie, zresztą tego samego zdania jest Kuba i Ziemek. Jak się szybko przekonują nie oni jedynie mają plan poszukiwania, druga strona jest równie zdeterminowana. Kto pierwszy zdobędzie informacje, które pozwolą podążyć we właściwym kierunku? Rodzeństwo może liczyć tylko na siebie, wiadomo jak zareagują dorośli na wiadomość o ich poczynaniach, chociaż czy wszyscy? Pewien profesor ma własne tajemnice, a wspólna pogoń za tajemniczym skarbem okazuje się obfitować w wiele perypetii. Czy uda im się zwyciężyć w tym niezwykłym wyścigu, gdzie liczy się wiedza, spryt oraz umiejętność dostrzegania tego, co przez wieki pozostało nieodkryte?

 

Przygody, historia, skarb oraz ciekawość. Jeśli te elementy spotkają się w jednej książce to można spodziewać się niezłej lektury, a dodając do tego dociekliwych bohaterów oraz typów spod ciemnej gwiazdy to już przypuszczenie ociera się o pewność. Czego jeszcze potrzeba by uznać lekturę za świetną? Połączenie tych wszystkich składników w jednym daniu, czyli opowieści, gdzie akcja wciąż nas zaskakuje, a fakty zręcznie wplecione są w fabułę. Tomasz Napierała skierował najnowszą książkę do młodych czytelników, ale ci starsi również mogą po nią śmiało sięgnąć, w końcu zew wzywającej przygody nie zna wieku. „Drony, skorpiony i sekret emira czyli jak znaleźć skarb i pokonać złoli” ma w sobie urok rodem z Indiany Jonesa, ale w żadnym wypadku nie jest to kopia albo kalka, to całkowicie inna opowieść chociaż równie intrygująca. Autor doskonale wypośrodkował wiedzę historyczną ze stroną fabularną, przeplatając je z sobą i dołączając, jako tło realne miejsca oraz zabytki. Wszystko to tworzy książkę, która przenosi czytających do Hiszpanii, a niejako przy okazji przybliża część jej dziejów, jednak najważniejszym jest poszukiwanie tytułowego skarbu oraz oczywiście pokonanie czarnych charakterów.

 

 

Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

poniedziałek, 27 maja 2024

Klątwa i inne przekleństwa

Nowość:

„Zemsta na lokacie”

Iwona Banach

 

Spokój i cisza czasem są niedoceniane, a wręcz uważane są za dopust, czy boży to już rozważania dobre dla filozofów, a nie zwykłych ludzi. Zwłaszcza, że ci ostatni chętnie by trochę albo bardziej nawet chcieli rozsławić swoje miasto. Wiadomo, że wtedy turyści zawitają i głośno zrobi się, przy okazji niektórzy lub większość zarobi nieco. Wystarczy jedynie wymyślić odpowiednią promocję!

 

Pomysł był prosty, bo co sprzedaje się doskonale? Sielskość i anielskość? Niekoniecznie. Jednak na przykład taki koszmar połączony z klątwą? Jak najbardziej, zwłaszcza, że idea ta pochodziła z samej góry, czyli burmistrza Złorzecza. Nic skomplikowanego, wystarczy z annałów kronikarskich, a z braku takowych z czeluści pamięci włodarza, wyciągnąć czarownice, stos i przekleństwo. Et voila! Marketing nawet już nie szeptany zaczyna działać, władza zadowolona, mieszkańcy tudzież, że o upojonych szczęściem przyjezdnych nie wspominać nie będzie się. Gdzie więc problem? W klątwie, jaka zdaje się dosięgać co poniektórych. Komendant policji zawieszony za agresję, jego p.o. jest zbyt nadgorliwy i jeszcze na dodatek daje się zamordować. Za dużo? A gdzież tam Złorzecze zaczyna się rozkręcać i to jak! Jak się okazuje nie tylko turystyka ma ręce pełne roboty, stróże prawa również, tak samo jak i pewne przyjaciółki, jakie chciały jedynie trochę odetchnąć oraz pewien morderca, na razie płci nieokreślonej, bo niewiadomo któż ci on albo i ona. Jak skończy się ta historia? No cóż z pewnością nie tak jak niejeden miałby nadzieję, w końcu klątwa swoją moc ma, tak samo jak i kłamstwo oraz morderstwo, wcale nie pojedyncze.

 

Kryminalna komedia omyłek w satyrycznym gatunku ma w sobie niezaprzeczalnie niejeden intrygujący element, humorystyczny również. Iwona Banach dokłada do tego jeszcze fabułę, w jakiej naprawdę wszystko zdarzyć się może, a i śledztwo w sprawie morderstwa jest więcej niż wciągające. Oczywiście nie można pominąć bohaterów, w pełni zasługuje by o nich powiedzieć, bo stanowią naprawdę mocny punkt „Zemsty na lokacie” i jest ich cała gama, barwna pod każdym względem, a zwłaszcza charakterów. Zaopatrzcie się w chusteczki, ze śmiechu płakać będzie nie raz. Autorka zadbała o naprawdę dobry humor czytelników podczas czytania, lecz w żadnym razie nie zapomniała o zabójczo kryminalnej zagadce, zaskakującej i pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji. Iwona Banach zadbała, by nawet lekki cień nudy nie zagościł, za to ciekawość, co do tego, co jeszcze czeka postacie nieustannie jest pobudzana nieustannie. Jeśli ktoś pomyśli, że jest blisko rozwiązania dochodzeniowej zagwozdki szybko przekona się, iż Złorzeczanie oraz ich goście są nie do pobicia w wikłaniu się w coraz to nowe perypetie z kategorii tych zabójczych także, lecz nie jedynie. Klątwa, czarownice, intrygi, zabójstwa oraz odpowiednio ubarwiona fabuła sprawia, że podczas czytania mamy zapewnioną doskonałą rozrywkę, tę komediową oraz detektywistyczną również. A i tytułowa „Zemsta na lokacie” także jest i jak się okazuje smakuje oryginalną pietruszką, rośliną jak się okazuje przydatną na wiele sposobów.


 Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję:




sobota, 25 maja 2024

Zabójcze wątpliwości

Nowość:

„Wilcza Chata”

Michał Śmielak

 

Pewne miejsca mają więcej tajemnic niż inne. Źródło kryje się w nich? Czy może ludzi, którzy do nich trafili? W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny, a ta często ukryta jest pod sekretami. Jednak prędzej czy później, jedno i drugie wyjdzie na jaw, czasem tylko cena tego jest bardzo wysoka.

 

Kto bierze pod uwagę napad, kiedy wybiera się na trening? Mało kto albo jeszcze mniej. Agata również nie wzięła tego pod uwagę, co o mało nie zakończyło się dla niej śmiercią. Jednak udaje się jej przeżyć, lecz Bieszczady nie wybaczają błędów, nawet, jeśli są one wynikiem dramatycznych wydarzeń. Pomoc przychodzi z nieoczekiwanej strony i wcale nie uspakaja kobiety, zresztą nie ma się co dziwić. Kiedy budzisz się w nieznanym miejscu i widzisz obcego sobie człowieka, po tym, co właśnie było twoim udziałem, poczucie strachu jest jak najbardziej zrozumiałe. Pomoc, na jaką liczyła Agata zostaje udzielona, natomiast wciąż pozostaje uwięziona na górskim pustkowiu przez pogodę i swój stan zdrowia. Niepokój okazuje się na wyrost, nieznajomy jest znanym autorem kryminałów, a dotarcie ekipy ratunkowej to jedynie kwestia czasu, chociaż czy na pewno? Gospodyni kwatery gdzie się zatrzymała jest zaniepokojona, w okolicy zaginęła jeszcze jedna dziewczyna i wcale nie jest to pierwsza sprawa tego typu w ostatnim czasie. No i dlaczego ktoś wciąż zagląda w okna pensjonatu? Co dzieje się na bieszczadzkim szlaku, który równocześnie nie jest aż tak oddalony od ludzkich siedzib, lecz jak się okazuje czai się na nim więcej zagrożeń niż podejrzewano… Przecież ktoś zaatakował Agatę i jeżeli zrobił to raz pewnie nie zawaha się zrobić tego po raz kolejny!

 

Zostawić wszystko i wyjechać w Bieszczady. W końcu za taką decyzją może kryć się więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, a nawet dużo więcej. Bieszczadzkie krajobrazy jak doskonale nadają się jako tło dla thrillera. Michał Śmielak po mistrzowsku wykorzystał ich tajemniczość i przede wszystkim atmosferę, jaka je otacza. To tak w ramach wstępu, dającego przedsmak tego, co czeka czytelników. Im dalej jest tylko lepiej, bo do akcji wkraczają bohaterowie i zaczyna się czytelnicza zabaw z gatunku tych, w których wiadomo, że coś się wydarzy, lecz zawsze ma to miejsce w najmniej niespodziewanym punkcie. Dzieje się tak w „Wilczej Chacie” niejednokrotnie, lecz za każdym razem jesteśmy zaskakiwani. Autor od pierwszych zdań buduje narrację, jaka będzie towarzyszyć tej historii do samego końca. Z jednej strony wpierw niepokoi, z drugiej zaraz potem uspakaja, lecz wrażenie, że zło kryje się gdzieś niedaleko pozostaje. Jednak kiedy uderza nie jesteśmy na to przygotowani. Do tego dodać trzeba dodać narastające napięcie, zdające się nie mieć pokrycia w rzeczywistości, ale nie do końca dające się uciszyć logicznym argumentom. Zresztą te ostatnie również przechodzą ewolucję, co zagęszcza fabułę, aż do momentu gdy jesteśmy pewni, że znamy finał. Nic bardziej mylnego, Michał Śmielak jest mistrzem nieoczekiwanych zakończeń, dalekich od tych prostych, lecz nie można powiedzieć, ze linia pomiędzy dobrem i złem jest rozmyta. Ona rysuje się wyraźnie i krwawo…


piątek, 24 maja 2024

Zła krew

Nowość:

„Siostry zdrady”

Elizabeth Fremantle

 

Zdrada niejedno ma oblicze, bywa też przypisywana tym, którym do niej daleko. Raz przypiętą łatkę trudno oderwać zwłaszcza, jeśli tak jest łatwiej dla strony rozdającej najważniejsze karty. Pamięć ludzka sięga daleko w przeszłość i w przyszłość oraz zbyt często kładzie się cieniem na życiorysach tych, którzy pragną pozostać niezauważeni.

 

Powinny ogrzewać się w glorii sławy i chwały swoich przodków, jako potomkinie królewskiego rodu. Niestety przeznaczenie sióstr Grey całkowicie odmienne od tego, jakie mogłoby się wydawać jest im należne. Ich siostra i ojciec zostali straceni, one w każdej chwili mogą podzielić ich los, nie mogą uciec z monarszego dworu, czy są jego zakładnikami? Każdy ruch, krok, słowo nie przechodzi bez echa, lecz jednocześnie muszą brać udział w spektaklu, jaki w każdym momencie może być dla nich ostatnim aktem. Katarzyna Grey pragnie kochać i być kochanym, a jej siostra Maria chce być sobą, marzenia obu nie liczą się, bo pada na nie złowrogi cień korony. Jak długo będą potrafiły podążać ścieżką wyznaczoną przez innych? Czy odważą się urzeczywistnić to, czego tak pragną i jaką zapłacą cenę? Tudorowie wszystko podporządkowują tronowi, a siostry Grey co wybiorą? Wiernosć czy zdradę?

 

Szlachetnie urodzone. Uprzywilejowane. Zdradzone. Z królewskiego rodu. Kim były kobiety z rodu Tudorów? Znamy te najsłynniejsze, ich siostry, matki, kuzynki, pozostały tłem, może i barwnym, lecz wciąż tłem. Jaka jest ich herstory? Elizabeth Fremantle oddaje głos tym, których życiorysy są gdzieś pomiędzy wierszami wielkich dziejów, to one są na pierwszym planie, sławne krewne dopełniają ich portrety. Kulisy królewskiego dworu, a przede wszystkim władzy, nie są piękne i wyszywane złotymi głoskami, więcej w nich pokrętnych intryg, mrocznych kolorów, krwawych śladów nie do końca zmytych wylanymi łzami. „Siostry zdrady” są opowieścią, w jakiej prawda historyczna jest tylko częścią większej całości, jaka zbyt często nie jest dostrzegana czyli ludzkiego życia, niedocenianego i traktowanego jako cenę za koronę i władzę. Królewska krew, dla jednych błogosławieństwo, dla drugich przekleństwo, w tej książce jest to pokazane jak na dłoni, jednak autorka nie poprzestaje na tym, w centrum uwagi są kobiety, które mogłyby odegrać pierwsze skrzypce na politycznej scenie, lecz robią dwa kroki do tyłu. Dlaczego? Ktoś inny na ich miejscu czyni odwrotnie i zostaje nagrodzony insygniami władzy, a one zrzekają się tego. W imię czego to czynią? Kim są „Siostry zdrady”? Może odpowiedź zna ktoś, kto obserwuje je znad płótna, na jakim utrwala obrazy, jakie mówią więcej niż powinny, lecz jedynie tym, którzy chcą dostrzec prawdę? Elizabeth Fremantle, ukazując nieoczywiste postacie rodu Tudorów, zwróciła uwagę na zapomniane kobiety, które nie chciały być jedynie wyblakłymi imionami, zapisanymi gdzieś pomiędzy gałęziami, drzewa genealogicznego, żywiącego się ich krwią. lecz z drugiej strony jak mało kto odczuły negatywną stronę swojego pochodzenia.

 



            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
                dziękuję 
 
              wyd. Albatros

wtorek, 21 maja 2024

Urok mroku

Przepdremierowo:

„Hades. Król podziemi”

Monika Magoska – Suchar

 

Podobno nie wszystko złoto, co się świeci. Stara zasada, jak nie traci nigdy na swej aktualności i doceniana przez nielicznych przed faktem, a po fakcie wspominana, najczęściej gorzko, przez tych, którzy nie chcieli o niej pamiętać. Iluzja potrafi być nad wyraz przekonująca, zwłaszcza, jeśli jej twórca wierzy w nią.

 

Nieznane kusi, a zakazane robi to podwójnie. Czy można dziwić się, że Kora w końcu chciałaby poznać świat tak odmienny od sielskiej farmy, gdzie do tej pory był jej domem? Co innego Olimpion, wielka metropolia, całkowicie odmienna od codzienności, którą dziewczyna chciałaby zostawić za sobą. Pytanie tylko czy jest gotowa na to, co ją tam czeka? Zaproszenie na ekskluzywne przyjęcie okazuje się początkiem jej kłopotów, bo kiedy ktoś jest na celowniku Hery, to nawet potężny Zeus nie ma nic do powiedzenie. Ale może znajdzie się ktoś, kto nie boi się wszechwładnej i samozwańczej władczyni śmietanki towarzyskiej? Czy Hades będzie w stanie stawić czoła, kobiecie, która nigdy nie zapomina żadnej urazy i zniewagi? Niedoświadczona Kora nie zna zasad rządzących Olimpionem, lecz król podziemia aż za dobrze zna smak bezwzględnej zemsty. Kto zwycięży na szczytach władzy, gdzie każda zagrywka jesr dobra, gdy prowadzi do zwycięstwa?

 

Boscy, chociaż nad wyraz ludzcy, bo to, co najgorsze w naturze człowieka nie jest im obce. Przyciągający uwagę i nieznoszący tych, którzy są odporni na ich iluzoryczny wdzięk. Doskonale ukrywający swoją mroczną stronę albo wprost przeciwnie, podkreślający ją na każdym kroku. Antyczny mit, nie w odświeżonym wydaniu, ale opowiedziany na nowo, w jakim na znane wątki Monika Magoska – Suchar spojrzała z innej perspektywy, a pierwszo oraz drugoplanowi bohaterowie i bohaterki nabrali całkiem innych cech niż do tej pory. Hades i Kora, bestia i piękna, chociaż czy na pewno? Jak się okazuje zaszufladkować mityczne postacie, i nie tylko je, jest bardzo łatwo, ale już dostrzec to, co skrywają przed resztą to już sztuka. Retelling czyli ponowne opowiedzenie albo niekiedy wydobycie tego, co jest jeszcze niedopowiedziane. „Hades. Król podziemia” umiejscowiony jest nie na tle starożytnej Grecji, lecz w nowoczesnej metropolii, jednak jak się okazuje nie wszystko uległo zmianie. Autorka doskonale podkreśliła najistotniejsze punkty mitu i jednocześnie tak pokierowała fabułą, by nie skopiować, lecz przedstawić swoją wersję. Widać w niej jak na dłoni, że zło i dobro często dzieli bardzo cienka granica albo wręcz to rewers i awers tej samej monety zwanej ludzką naturą. Monika Magoska – Suchar łączy wątki uczuciowe z fantastyką, dodając do nich sekrety oraz intrygi oraz podkręcając ciekawość, do czego jeszcze są zdolni bohaterowie w imię miłości, lecz także kiedy odzywają się w nich najgorsze cechy charakteru.


Za możliwość przeczytania książki

dziękuję:
Autorce
:)

niedziela, 19 maja 2024

Kod sztuki

Nowe wydanie:

„444”

Maciej Siembieda

 

Niejedno dzieło sztuki rozpala wyobraźnie tych, którzy je podziwiają. Jedne z nich wzbudzają o wiele większe emocje niż można byłoby się spodziewać. Przekaz, jaki niosą czasem ukryty jest pomiędzy wierszami, tak, by mogli odczytać go jedynie wtajemniczeni. A co jeśli zrobi to ktoś, kto nie powinien w ogóle być świadomy jego istnienia?

 

Epickie malowidła Jana Matejki od ponad wieku obrazują wiele najważniejszych momentów w historii Polski. Jednak niektóre mogą zawierać coś jeszcze. Czy obraz „Chrzest Warneńczyka” należy do tej kategorii? Z pewnością jego dzieje są cokolwiek niecodzienne, kradziony i odzyskiwany był kilka razy, co stoi za tymi czynami? To nie jedyna tajemnica z nim związana. Kolejną do wyjaśnienia ma prokurator Jakub Kania, który bardzo szybko przekonuje się, iż cenne płótno budzi zainteresowanie aż za bardzo i to może z zabójczym skutkiem. Dlaczego właśnie to dzieło mistrza otacza aura sekretów i zagadek? A może prawda jest o wiele bardziej skomplikowana i kryje się w proroctwie z przeszłości? Święta wojna prowadzona jest od stuleci i od setek lat toczy się poza polskimi granicami, jaki związek ma obraz z dziewiętnastego wieku, nawet jeśli jest spod pędzla mistrza malarstwa? Tak wiele znaków zapytania, natomiast odpowiedzi żadnej, poszlaki są nikłe i opierają się bardziej na śledczej intuicji niż tropach. Czy to wystarczy by odkryć sekret, jaki od setek lat był chroniony? Co kryje?

 

Tych, którzy przeczytali, chociaż jedną powieść autorstwa Macieja Siembiedy, z pewnością nie muszę zachęcać do lektury kolejnej. Natomiast reszta powinna jak najszybciej sięgnąć po książki tego pisarza. Dlaczego? Bohaterowie, motyw, wątki, drugi plan. To tak w skrócie, a jak wiadomo liczą się detale, bez nich czytanie traci smak i wkrada się nuda. Z pewnością w „444” jedno i drugie czytelnikowi nie gości ani na minutę. Sama tematyka jest już intrygująca, a podłoże faktograficzne jest wprost jak ze scenariuszy największych światowych wytwórni filmowych. Prawda historyczna plus wyobraźnia autora daje efekt w postaci pełnej zwrotów akcji, oczywiście w najmniej spodziewanych momentach, kierujących fabułę w kierunku, jakiego nikt z czytających nie brał pod uwagę. Zresztą rozpoczynając czytanie „444” spodziewajcie się czegoś więcej niż niespodziewanego i wcale nie jest na wyrost, zwłaszcza jeśli przeszłość, mnie i bardziej odległa, przeplata się z teraźniejszością i nie tylko. To tak na zaostrzenie apetytu, chociaż bardzo szybko przekonujemy się, że zgodnie z hasłem „cudze chwalicie, swego nie znacie” okazuje się, iż na rodzimym podwórku mamy wiele zagadek, czekających na odkrycie i rozwiązanie. Można je również uczynić motywem dla książki, w której mistrz Matejko jest w samym centrum prokuratorskiego śledztwa, a główny bohater przemierza świat wzdłuż i wszerz by je rozwiązać.


 
 Za możliwość przeczytania książki
dziękuję:
 

piątek, 17 maja 2024

Draka i inne sekrety

Nowość:

„Mała draka w fińskiej dzielnicy”

Marta Kisiel

 

Kiedy wszystko idzie nie po naszej myśli czasem trzeba powiedzieć stop. Co potem? A może by tak wrócić tam gdzie człowiek był szczęśliwy? Czyli gdzie? Do domu rodzinnego, który jest prawdziwym gniazdem, bezpiecznym, pozwalającym być sobą i co najważniejsze, w jakim nie jesteśmy oceniani i da się naładować życiowe baterie!

 

W pewnych momentach życia człowiek musi podjąć nie jakieś decyzje, ale bardzo konkretne. Sława Żmijan właśnie znalazła się w takim, nie innym punkcie i stawiła mu czoła tak jak potrafiła. Wróciła do Deszczna, które wciąż było takie jak powinno i co ważniejsze byli tam ludzie, na których mogła liczyć. Czy to nie jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe? Skąd ta podejrzliwość? Jak się okazuje, co nieco lub o wiele więcej, wydarzyło się dzielnicy fińskich domków. Babcie jak zawsze są w samym centrum zainteresowania, a wnukowie wcale im nie ustępują, co się dzieje w tak spokojnym dotąd miejscu? Po pierwsze chodniki gadają, po drugie ten i tamten świat jakoś tak niebezpiecznie zbliżyły się do siebie oraz po ulicach grasują małe, włochate i niezwykle wściekłe oraz zajadłe coś. W takich okolicznościach pozostaje jedynie rozwiązać zagadkę, a przy okazji jedną, dwie albo i więcej tajemnic rodzinno-sąsiedzkich. Ale to jeszcze nie koniec, raczej początek wielkiej draki, w jakiej jedną z głównych ról, chcąc albo raczej nie chcąc, Sława musi wziąć udział. Czym to się skończy? Z pewnością nie tym, co poniektórym wydawało się jakby nie było magia jest dość nieobliczalna, a babcie z fińskich domków wiedzą o tym sporo i nadszedł czas na odsłonięcie dawnych sekretów!

 

Mała draka? Ależ skąd, ależ gdzie tam. Porządna, jak przystało na fińską dzielnicę czyli tylko z pozoru spokojną okolicę. Na wstępie powinno być ostrzeżenie „Zarezerwować sobie odpowiednią ilość czasu, inaczej grozi ciągłym odliczaniem czasu do ponownego rozpoczęcia lektury”, to tak tytułem wstępu, bo potem jest jeszcze lepiej, zagadkowo, niekiedy upiornie, z pewnością swojsko i domowo oraz niesamowicie intrygująco. Jak to wszystko można upchnąć w jednej książce? No cóż Marta Kisiel nie tyle „upchnęła” co po prostu połączyła w całość składniki, które jak się okazało pasują do siebie doskonale, chociaż zdawałoby się, że to całkowicie niemożliwe. Na tym nie koniec, to dopiero początek historii, w jakiej czytelnik zaskakiwany jest nieustannie, a kiedy zdaje mu się, że właśnie złapał oddech i zapanuje odrobina spokoju okazuje się, iż tak jakby to jedynie cisza przed kolejną burzą. „Mała draka w fińskiej dzielnicy” jest powieścią, w jakiej na równych prawach koegzystuje kilka gatunków, ale najlepsze dopiero przed nami czyli bohaterowie, równie niezwykli i barwni oraz co najważniejsze, wzbudzający naszą sympatię od samego początku swoich perypetii do samego końca i dłużej. Marta Kisiel oddała w ręce czytelników książkę, przy której będziemy śmiać się, zastanawiać co jeszcze zdarzyć się może, rozwiązywać zagadki nie z tego świata oraz odkrywać rodzinne tajemnice, lecz to i tak jeszcze nie wszystko, a zapowiedź, że to, co jest niemożliwe z pewnością będzie miało miejsce.

 


Za możliwość przeczytania książki
 dziękuję:
 

wtorek, 14 maja 2024

Być innym i nie tylko


„Sixteen souls”

Rosie Talbot

 

Niekiedy dar i przekleństwo dwie strony tej samej monety. Jak żyć, gdy jednocześnie jesteśmy wyróżnieni i nie chcemy takimi być? Udawać, że akceptujemy to, co niezwykłe w nas czy uciekać w zaprzeczenie? Zresztą jak długo da się egzystować w zawieszeniu pomiędzy jednym i drugim? W końcu nadejdzie czas wyboru…

 

Wrócić do żywych to jedno, lecz odnaleźć się pośród nich to już całkiem inna historia. W samym jej środku znajduje się Charlie, zmagający się ze skutkami swojej choroby oraz niespodziewanego daru. Duchy przecież nie istnieją i tak sądzą wszyscy lub prawie wszyscy, a jeden chłopak je widzi, co więcej z niektórymi jest zaprzyjaźniony, lecz to ta przyjemniejsza strona. Mniej przyjemną jest ciągłe dostrzeganie różnorodnych zjaw, nie zawsze przyjaźnie nastawionych oraz ukrywanie nowego zmysłu przed rodziną i znajomymi ze szkoły. Charlie jest także nastolatkiem i nie omijają go uczuciowe zawirowania, a gdyby tego było mało z ulic Yorku znikają duchy. Może nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie Sam, który nie ma zamiaru pozostawić tej sprawy samej sobie.  Jeden duch mniej czy więcej nikomu nie robi różnicy, lecz czy na pewno? Jeśli mieszka się w najbardziej nawiedzonym miejscu w Europie i na dodatek widzi się więcej niż inni pozostaje tylko jedno. Od tego już krok by rozpocząć niecodzienne śledztwo i odkryć, że czy jest się żywym czy martwym tak samo jest się zagrożonym, bo przeciwnik nie cofnie się przed niczym by urzeczywistnić swój cel.

 

Jeżeli autor ma pomysł na książkę i jednocześnie potrafi go urzeczywistnić to zbyt duża liczba wykorzystanych motywów nie istnieje. Rosie Albo jest właśnie takim przykładem lub raczej historia, która wyszła spod jej pióra, łącząca kilka tematów nie tylko w spójną całość, lecz przede wszystkim w intrygującą opowieść. Duchy, zabytkowy York, uczuciowe rozterki, tajemnice z przeszłości i te całkiem świeże oraz zagadka, od jakiej rozwiązania zależy istnienie kilkorga przyjaciół, tych żywych jak i umarłych. Brzmi intrygująco? Nawet więcej bym powiedziała, oczywiście po opisie ze skrzydełka okładki można przypuszczać, co nas czeka, ale zapewniam, że i tak dopiero podczas lektury przekonacie, co faktycznie kryje „Sixteen souls”. Z pewnością bohaterowie nie należą do szablonowych i to pod wieloma względami, autorka miała na nich pomysł i wykorzystała go splatając z prawdziwie awanturniczymi przygodami i dodając do tego jeszcze uczuciowe rozterki oraz próby stawienia czoła swojej inności wśród rówieśników. Czy to nie przypomina czysty chaos? Ani na moment nie czuje się tego w czasie lektury, fabuła przemyślana jest w każdym szczególe i ma on do odegrania swoją rolę, w żadnym wypadku nie jest pozostawiony bez połączenia go z innymi. No i oczywiście klimat, jedyny w swoim rodzaju czyli angielskiej mgły, nawiedzonych miejsc, mrocznych cmentarzy oraz przeszłości, jaka wciąż jest odczuwalna.

 

 



            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
                dziękuję 
 
              wyd. Albatros

piątek, 10 maja 2024

Przewrotność losu

Patronat

Przedpremierowo:

„Plan doskonały”

Izabella Frączyk

 

„Plan doskonały”

Izabella Frączyk

 

Doskonały plan życie? Czy taki w ogóle istnieje? A może najważniejszy by go w ogóle mieć? Tak samo jak i marzenia, które motywują nas do pójścia dalej niż inni. Tylko czy warto robić dosłownie wszystko dla nich i bez względu na cenę?

 

Jak zdobyć to, czego się pragnie, kiedy dopiero stoi się na progu dorosłego życia? Wpierw trzeba wiedzieć się od niego oczekuje. Ania zaplanowała je doskonale, nawet przypadek potrafi wykorzystać na swoją korzyść. Plan jest prosty, wyjazd z małej miejscowości na studia do Krakowa plus wygodna egzystencja. Zbyt dużo na dziewczynę w tym wieku? Ależ skąd, zwłaszcza, iż ma atuty i potrafi je wykorzystać jak mało kto. Tylko czy to wystarczy i kiedy skończy się jej szczęście? A jeśli wystarczy spryt i doskonały plan oraz brak skrupułów? Z pewnością siebie Ania kroczy po to, co dla niej jest synonimem szczęścia. Nie ogląda się za siebie i krok za krokiem podbija świat, na własnych zasadach i bez zbytniego oglądania się za siebie. Czy to faktycznie takie łatwe jak się wydaje? Chyba tak, patrząc na osiągnięcia dziewczyny, zawsze wie jak postąpić tak, by wyszło na jej. Czyżby jej doskonały plan nie miał słabych punktów? Jednak podobno karma wraca… Jeżeli to prawda to może być nieciekawie, chociaż przecie to Ania, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, a może wcale tak nie jest?

 

Niektórzy naprawdę potrafią życie wycisnąć jak cytrynę. Właśnie taka jest główna bohaterka najnowszej książki Izabelli Frączyk w telegraficznym skrócie, lecz tak naprawdę  jest ona  wiele bardziej skomplikowana niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Niemoralna i dążąca po trupach do celu, a jednak ma w sobie to „coś”, sprawiające, że z ciekawością śledzimy jej losy i może nawet trzymamy kciuki. Zbudowanie postaci, wzbudzającej bardzo mieszane uczucia i dodatkowo jeszcze poprowadzenie jej tak, by wciąż nie tylko budziła zainteresowanie, ale również uczucia, jakich byśmy nigdy się nie spodziewali, sądząc po jej czynach, jest trudnym zadaniem. Autorka „Doskonałego planu” pokazała kogoś, kto nie powinien dać się lubić i naprawdę nie stara się zasłużyć na to, ale… no właśnie jak to często bywa liczą się szczegóły oraz kulisy. Jedno i drugie perfekcyjnie uzupełniają historię dziewczyny, takiej jak na okładce, barwnej, wyróżniającej się, z tajemnicami, jeżeli już płaczącej to jedynie wtedy, gdy nikt inny ją nie widzi.






PREMIERA: 

14 MAJA


Za możliwość patronowania 
i
przeczytania książki


 dziękuję:

 

środa, 8 maja 2024

Boska klątwa

Nowość:

„Wszystkie noce Zeusa. 

Boski romans”

Gosia Lisińska

 

Uwaga na marzenia mogą się spełnić. Czasem okazuje się, iż rzeczywistość nawet przerasta nasze skryte pragnienia. Tyle szczęścia na raz? Czy to nie jest zbyt piękne by mogło być prawdziwe? No cóż najlepiej jest się przekonać samemu, zwłaszcza, jeśli nie chce się później żałować, chociaż czy nie będą to miłe złego początki?

 

Podobno nie ma gniewu większego od tego odczuwanego przez zdradzoną kobietę. A jeśli mamy do czynienia z boginią? Taką najprawdziwsza z prawdziwych? Niech się strzeże ten, kto nie brał tego pod uwagę. Zeus jakoś pominął ten aspekt i jak się okazało nawet jego boskość nie ochroniła go przed zemstą Hery i innych zdradzonych. I to jaką! Jednak teraz mamy czasy współczesne i kto wierzy w starych bogów? Może już niewielu, ale klątwa jest jak najbardziej aktualna i trwa niezmiennie od wieków. Co jakiś czas można oczywiście przekleństwo zdjąć, lecz warunek jest dość przebiegle skonstruowany. W końcu kobiety go wymyśliły! Jak do tej pory boski pan Olimpu ma z nim ogromny problem. Jak będzie tym razem? Uda się przechytrzyć boskie furie czy znowu trzeba będzie czekać na kolejną szansę? Obecna sytuacja chyba nie do końca jest taka jak zazwyczaj, a to rodzi nowe zagrożenia, zwłaszcza dla kogoś, kto jest mu bliski oraz jest śmiertelniczką. Klątwa ma moc, lecz prawdziwe uczucie również, pytanie tylko które z nich większą? No i z gniewem zdradzonych boskich pań?

 

Zemsta, przekleństwo, olimpijscy bogowie i pewna kobieta. Gromowładny Zeus znany jest z mitologii z bardzo lekkiego traktowania wierności, a od tego już krok by kogoś zdenerwować. Taki zalążek fabuły obiecująco zapowiada się czyż nie? Gosia Lisińska wykorzystała potencjał znakomicie, nie zapominając oczywiście o mitycznym entourage`u, lecz jeśli ktoś spodziewa się antyku to dostanie coś o wiele bardziej interesującego. Jednak drugi plan nie jest przecież najważniejszy, clou wszystkiego to oczywiście bohaterowie, a ci są dosłownie boscy i uwodzą czytających jak tylko pojawią się na scenie. Uroku nie można im odmówić, ale autorka nie zapomniała także o ich mroczniejszej stronie, która niejednokrotnie jest w mitach widoczna. Sam tytuł „Wszystkie noce Zeusa. Boski romans” jak się przekonujemy podczas lektury jednocześnie jest dość przewrotny i bardzo dobrze oddający motyw. Oczywiście są uczucia, bogowie i boginie, śmiertelnicy wcale nie są na uboczu tej historii, a w samym centrum i daleko im do marionetek. Nie brakuje też tajemnic i zwrotów akcji. Na tym nie koniec, gdyż właśnie akcja nabiera jeszcze większego rozpędu, aż do finału, gdzie okazuje się kto i co zwyciężają, a wcale nie jest to takie oczywiste!


niedziela, 5 maja 2024

Zapach strachu

Nowość:

„Zapach świeżych trocin”

Agata Czykierda – Grabowska

 

Co jest prawdą, a nie tylko subiektywnym obrazem tego, co wokół nas? Czasem zaciera się granica pomiędzy jednym oraz drugim i nie ma w tym nic złego, ale są chwile, gdy tracimy równowagę własnymi odczuciami i rzeczywistością. Wówczas zaczyna się niepewność i strach przed sobą samym, ale również przed innymi…

 

Czy zamieszkanie w pustym apartamentowcu z daleka od ludzi jest dobrym pomysłem? Może nie najlepszym, lecz Iza zbytnio nie ma wyboru. Po ostatnich wydarzeniach musi „trochę” zmienić swoją egzystencję. Romans trzydziestotrzylatki ze studentem nie był dobrze widziany na uczelni, skutki tego właśnie zaczyna kobieta odczuwać. To, co jej pozostało to propozycja dawnego kolegi, mieszkanie gdzieś na obrzeżach Warszawy to koło ratunkowe. jakiego właśnie potrzebuje. Samotność nie jest najgorsze co ją spotkało i to nie tylko ostatnio. Nadarza się też doskonały moment by dokończyć pisanie nowej książki – thrillera. Cisza, spokój, las za oknem, czego chcieć więcej? No właśnie nie wszystko jest takie jak miało być. Już pierwsze godziny pobytu w apartamentowcu przynoszą niepokojące sygnały. A im więcej czasu upływa wcale nie wydają się one wyolbrzymione. Czy Iza będzie w stanie zrealizować swój plan? Niekiedy pierwszego wrażenia nie powinno się ignorować, chociaż czy na pewno?

 

Thriller wiele ma twarzy, a ten, który wyszedł spod pióra Agaty Czykierdy – Grabowskiej okazuje się mieć niejedno oblicze. Z pewnością niepokojący nieustannie, czasem jedynie natężenie tego uczucie trochę mniejsze, lecz nawet z drugiego planu daje o sobie znać. Nie da się zapomnieć o zwrotach akcji i pojawianiu się nowych znaków zapytania, w najmniej spodziewanych momentach, bo jakżeby inaczej. Kolejne fragmenty zaczynają się układać w większą całość, lecz czy faktycznie dobrze czytelnik je dopasowuje do sobie? Może nie dostrzegamy czegoś, co skrywane jest pod tym, co wydaje się nam oczywiste? Wrażenie, że zaraz wydarzy się coś zmieniającego nasz punkt widzenia pojawia się już na samym początku i nie opuszcza czytających do samego końca. Im bardziej zagłębiamy się w „Zapach świeżych trocin” tym więcej pytań i analizowania poznanych wcześniej faktów, tylko czy one rzeczywiście nimi są? Granica pomiędzy kolejnymi warstwami przeszłości i teraźniejszości zacierają się, tak samo jak i to kto jest kim w tej historii. Agata Czykierda – Grabowska nie daje prostych odpowiedzi, nie operuje prostym biało-czarnym osądem, cała gama szarości i brunatnych śladów starek krwi rozmywa portret ludzi, uwikłanych w to, co było i niezapomniane. Stare grzechy i wszechobecne poczucie utraty czegoś, co już chyba nie jest możliwe do odzyskania przeplata się z lękiem, noszącym wiele masek. Gdzieś tak kryje się prawda, straszna, zawiniona i przede wszystkim przypominająca o wyrządzonym złu.


piątek, 3 maja 2024

Przebudzenie

Nowość:

„Grzechót”

Maciej Lewandowski

 Nic nie dzieje się bez przyczyny. Zawsze gdzieś tkwi powód, ale dostrzegany bywa czasem zbyt późno. Podobnie jest ze złem, samo z siebie nie powstaje, gdzieś ma swoje źródło. Jednak zauważany jest zbyt często gdy już czuje się pewnie i nie kryje się ze swoją obecnością.

 

Co by było gdyby Jakub nie wszedł do zaniedbanego ogrodu sąsiada? Nie wziąłby czegoś, co nie należało do niego i szybko straciło swój kuszący urok? Cena, jaką zapłaci za ten nierozważny krok jest dużo większa niż mógłby pomyśleć. Wystarczyła odrobina krwi by zbudziło się coś, co czekało by znowu o sobie przypomnieć. Pamięć ludzka nie do końca jest tak zawodna jak się wydaje, ale to, co  w niej zostaje nie oddaje w pełni z czym przyjdzie się zmierzyć Kubie i nie jedynie jemu. Coś zaczyna o sobie przypominać, nie pozwala zapomnieć o sobie i żyć tak jak do tej pory temu, kto nieświadomie pomógł bestii wydostać się z letargu. Czy powtarzane od pokoleń mity mogą być prawdziwe? A jeśli tak to w jaki sposób można pokonać zło? Podobno w legendach kryje się ziarno prawdy, tyle, że w tych, których właśnie jest uczestnikiem Kuba ma postać koszmaru i to nie sennego, lecz bardzo rzeczywistego. Czy komuś uda się pokonać to, co przywozi z sobą czarna wołga?

 

Sugestywna okładka. Historia, która budzi gęsią skórkę już na samym początku. Następnie rozwinięcie akcji. No i oczywiście finał. Do tego oczywiście klimat, jedynej w swoim rodzaju grozy, wpełzającej pod skórę prawie od razu i powodujący gęsią skórkę jeszcze długo po zakończeniu czytania. „Grzechót” wcale nie jest tytułem na wyrost, gdyż od samego początku coś daje znać o sobie i ani na moment nie cichnie, wprost przeciwnie narasta. Jednak to nie wszystko, do tego trzeba jeszcze dodać wątek przygodowy oraz oczywiście cień legend miejskich i nie tylko, podkreślający główny motyw. Mogłoby się wydawać, że tam gdzie bohaterami są młodsi wiekiem rozmyje się atmosfera napięcia i koszmaru. Nic bardziej mylnego. Marcin Lewandowski odwołuje się do naszych lęków jeszcze z czasów dzieciństwa, różnorodnych zasłyszanych opowieściach, jakich nie powinniśmy słyszeć oraz całej gamy ostrzeżeń kiedy nie słuchaliśmy dorosłych. „Grzechót” to, coś więcej niż suma wszystkich dawnych strachów i mitów oraz tych jak najbardziej teraźniejszych odczuwanych bez względu na wiek. Nie lubię porównywać autorów do siebie, ale czytając najnowszą książkę Marcina Lewandowskiego otrzymujemy lekturę na równie z mistrzami grozy i nie tylko. Odnajdujemy nastrój horroru, urban fantasy, po części również gotyckość czyli to, co sprawia, że wprost pochłaniamy książkę. 


Za możliwość przeczytania książki
 dziękuję: