Przedpremierowo:
„Mroczna
melodia”
Los rzadko kiedy bywa sprawiedliwy albo mówiąc inaczej objawia się to czasem dość przewrotnym poczuciem humoru. Daje i odbiera, karze i wynagradza, podsuwa szanse, które na takie wcale nie wyglądają. Wystarczy chwila by odmienił życie człowieka, czy na lepsze? Odpowiedź niekiedy przychodzi nie od razu, ale ryzyko skoku w nieznane bywa jedynym co pozostaje …
Ona ma talent, urodę i odwagę, nic więcej. To musi jej wystarczyć by spełnić największe marzenie, chociaż droga do niego jest więcej niż usiana kolcami. Każdy dzień to walka ze światem, chociaż nie zauważa tego nikt. Ktoś jednak dostrzega w Ivory kogoś innego niż wszyscy wokoło niej. Emeric zdobył w młodym wieku to, co większości może zająć całe dekady, a i tak będzie to jedynie namiastka tego, co on posiada. Utalentowany, przystojny i doskonale wiedzący czego chce. Jego pojawienie się w szkole wzbudza emocje, bo kryje się za tym tajemnica, którą zdają się znać wszyscy. Mistrz i uczennica. Nie powinno połączyć ich nic poza muzyką, którą obaj kochają do szaleństwa, lecz w ich przypadku nic nie jest proste. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zawęża się do tego, co mogą stracić i co dadzą radę wyrwać dla siebie od świata, który bardzo łatwo ocenia i wymierza karę, lecz rzadko kiedy pozwala sięgnąć po to czego się pragnie.
W tej historii oczywistość została zastąpiona ciemną stroną ludzkich emocji i czynów, nie wszystko jest takie na jakie mogłoby wyglądać, a nawet jeśli tak, to ma drugie dno. „Mroczna melodia” nie jest prostą historią o miłości dwojga ludzi, od samego początku pisarka wskazuje, że nawet to, co jaśniejsze będzie miało w sobie cień, bardziej lub mniej widoczny, lecz wciąż obecny. Bohaterowie od samego początku przyciągają uwagę, nie pozwalają czytelnikom na obojętność i łatwe ferowanie opinii. W tej książce uczucia stanowią zmysłowy, ale i brutalny, labirynt, do którego wejście jest pierwszym krokiem do poznania siebie, natomiast wyjście oznacza wybór, jaki wcale nie był w ogóle brany pod uwagę. Pam Godwin nie bała się kontrowersji, pokazania intymności od całkiem innej strony niż zazwyczaj oraz kreacji postaci, o jakich powiedzieć, że są po przejściach i z przeszłością, to jakby nic nie powiedzieć. Z Nowym Orleanem w tle oraz zgodnie z tytułem muzyką, co najmniej niepokojącą, ale oddającą klimat powieści w każdym calu, opowieść o miłości, wydającej się być skazanej na klęskę, strona po stronie pokazuje czytającym jak łatwo pierwsze wrażenie może być mylące. Autorka nie tyle postawiła na kontrast, co raczej na odkrywanie tej strony ludzkich emocji, jakie najczęściej chowane są przed otoczeniem, a nawet siebie samym, za fasadą zasad, norm oraz brakiem odwagi do urzeczywistnienia swoich pragnień. Skomplikowane emocje, dawne i całkiem świeże uczuciowe rany i blizny oraz marzenia i niesamowity talent spotykają się w osobach bohaterów, poznających się w chwili gdy mogą stracić wszystko, co jest dla nich ważne, natomiast zyskać tylko siebie i coś jeszcze – urzeczywistnienie przyszłości, całkiem innej niż oczekiwali