„Marzena M_”
Agnieszka
Jeż
Paulina
Płatkowska
Ideałów
nie ma, ale człowiek może sobie spokojnie egzystować gdy ma udane życie rodzinne
i satysfakcjonującą pracę. Tak sobie biegną dni, tygodnie, a nawet lata, nic
nie zakłóca codzienności, stabilna egzystencja zadowala, a przynajmniej tak się
wydaje. W końcu nadchodzi moment kiedy los podsuwa nieoczekiwane informacje i
nasuwają się dość niewygodne pytania … Co zrobić w sytuacji gdy rzeczywistość
jest całkiem inna od tej, na którą przymykało się oczy przez tak długi czas?
Wszystko
przecież układało się tak wspaniale, no przynajmniej na pierwszy rzut oka,
drugi zresztą też. Córka już odchowana, chociaż będąca w problematycznym wieku,
praca pozwalająca na jako-takie zadowolenie, no i mąż … właśnie on stał się zarzewiem
pożaru, jaki wyzwolił zmiany w życiu Marzeny Małeckiej. Wydawało się, iż co jak
co, lecz Mareczek źródłem żadnej rewolucji nie będzie i tu tkwił błąd w
myśleniu jego żony. Jednak jeżeli mleko się wylało vel pani Małecka nie
uwierzyła, że ślad szminki na tylnej części ciała małżonka to efekt artystycznej
weny, a bielizna w małżeńskim łożu także nie należy do niej to czas na
radykalne zmiany. Jakie? Na przykład spełnieniu marzenia pogrzebanego pod
mężowskim narzekaniem, poznaniem co znaczy namiętna noc i w ogóle egzystencją
tak jak wcześniej, lecz bez faceta nie doceniającego Marzeny. Nowy życiowy rozdział
ma dużo plusów dodatnich, ujemnych jest mało i raczej pochodzą od osób, nie
umiejących uwierzyć, iż kobieta czterdzieści plus da sobie radę jeśli u jej
boku nie będzie mężczyzny. Kto by się tym zbytnio przejmował kiedy trzeba zorganizować
fugę dla budowlańców, wybrać okna i przy okazji wpadnie co nieco w oko?
Oczywiście nic nie jest aż tak proste i nieskomplikowane, lecz nad wiek
dojrzała latorośl, wspierająca córkę matka, całkiem rzeczowa szefowa sprawiają,
że człowiek po prostu robi to co do tej pory, ale czerpie z tego wymierne
korzyści!
Marzena
Małecka może i długo starała się być idealna i wierzyła, iż rzeczywistość wokół
niej jest taka jaką sobie wyobrażała, jednak kiedy powiedziała stop i zrobiła
zwrot o sto osiemdziesiąt stopni nie postawiła na półśrodki i pokazała na co ją
stać. A stać ją na o wiele więcej niż sama przypuszczała.
Tragikomedia
z przewagą komedii? Może i tak, lecz jak dla mnie to przede wszystkim dobra
fabuła obyczajowa z ogromną porcją humoru, inteligentnego i lekko kąśliwego.
Agnieszka Jeż i Paulina Płatkowska nie dają taryfy ulgowej swej bohaterce i
prawie z kartki na kartkę stawiają ją w mało komfortowej sytuacji, ale od czego
poczucie humoru i kobieca zaradność? O jednym i drugim dowiedzą się czytelnicy
dużo, w wersji nie ciężkiej, ale dowcipnej, a tytułowa postać pod koniec
książki zostanie co najmniej dobrą znajomą, jak nie świetną kumpelką. Autorki
nie stawiają na piedestale jednych postaci i nie piętnują drugich, za to czasem
z przymrużeniem oka wskazują na wady i zalety wszystkich i z sympatią pozwalają
im toczyć boje o to co zostało zapomniane, odłożone na bok, odpuszczone. Wbrew
pozorom porcja śmiechu nie oznacza, że ważne tematy są zmarginalizowane bądź w
ogóle nieobecne. Wprost przeciwnie Agnieszka Jeż i Paulina Płatkowska pod
warstwą rozrywkową, lekką, łatwą i przyjemną, dają czytającym kilka wątków do
refleksji. „Marzena_M” jest lekturą, przy której spędza się czas przyjemnie, w
dobrym humorze, fabuła wciąga i sprawia, że zaczyna się kibicować bohaterce, nieodrealnionej,
niekiedy trochę naiwnej i patrzącej na świat w przysłowiowych różowych
okularach, lecz sympatycznej. Gdzieś pomiędzy dramatem i komedią jest miejsce właśnie
na takiej historie, jak ta najnowsza duetu pisarskiego Jeż-Płatkowska, pozwalającej
na poprawę nastroju, relaks, lecz i spojrzenie na otoczenie z ciut innego
punktu widzenia oraz przekonania się co znaczy wsparcie bliskich, zwłaszcza
kobiet.
Za możliwość przeczytanie książki
dziękuję
BookSenso
oraz
wydawnictwu Edipresse