"Bóg pośród ruin"
Kate Atkinson
Życie od śmierci dzieli bardzo niewiele, wystarczy chwila by jedno zmieniło się w drugie, czasem mamy świadomość, iż niestety to pierwsze będzie trwało zbyt krótko. Zdarza się, że coś naznacza ludzką egzystencję na tyle mocno, iż wszystko co następuje później nosi w sobie brzemię tego wydarzenia. Człowiek nie żyje w odosobnieniu od innych, świadomie lub nie, wywiera wpływ na innych i vice versa. Rzadko kto zastanawia się jak mogłoby potoczyć się czyjś lub nasz los gdyby nie pewien punkt zwrotny.
Był sobie chłopiec, szczęśliwy, nie wybiegający zbytnio w przyszłość, cieszący się śpiewem ptaków i w miarę beztroskim dzieciństwem. Niby to niewiele, ale czy na pewno? Te chwile na zawsze pozostają w zakamarkach pamięci i są ważniejsze niż komukolwiek się wydaje. Kiedy świat zaczyna nabierać mroczniejszych barw łatwo można zagubić się, niekiedy ich cień na zawsze naznacza człowieka, nie zawsze jest on od razu widoczny, bywa, że z jego obecności zdajemy sobie sprawę później. Czy Teddy uświadomił sobie, w którym momencie on doświadczył go po raz pierwszy? Być może podczas jednego z lotów bojowych nad zrujnowaną Drugą Wojną Światową Europą? Albo później kiedy trzeba było stawić czoła zwyczajnemu żywotowi wymagającemu zapomnienia ryku samolotowych silników i ciągłego bycia w gotowości? Kiedyś musiał pojawić się tylko, w którym momencie? Patrząc z boku dostrzega się osobę mającą w sobie spokojny optymizm, zawsze postępującą aż nazbyt poprawnie, lecz czy tak jest w rzeczywistości? Viola widzi w ojcu kogoś zupełnie odmiennego od niej samej, nie dostrzega w nim tego Teddy`iego sprzed lat. Ona jest przekonana, że widzi prawdziwy obraz swego rodzica, ale czy nie jest to tylko jej osobista perspektywa? Bertie i Sunny uważają Teddy`iego za kogoś zupełnie innego. Żadne z nich nie zauważa co nosi on w sobie skryte głęboko, chociaż czy na pewno jest to niewidoczne?
Kiedyś był sobie chłopiec, potem zaczęło się piekło wojny, w końcu nastąpiła zwyczajna codzienność. Tamten Teddy sprzed lat nawet nie wiedział z czym przyjdzie mu się zmierzyć, miał nie doświadczyć wojennej zawieruchy, miał żyć spokojnie, tak jak nie było to dane pokoleniu jego rodziców. Viola dostała od losu szansę jaką nie otrzymały wcześniejsze pokolenia, więc skąd u niej ten cień? Czyżby dostała w spadku coś o czym sama nie wiedziała?
Są książki, które czyta się z zapartym tchem, chociaż ich fabuła nie obfituje w spektakularne zwroty akcji czy też sensacyjne wątki. "Bóg pośród ruin" to właśnie ta kategoria, poznawanie tej opowieści to coś więcej niż kolejna lektura. W na pozór spokojnej historii dzieje się jednak bardzo wiele, lecz nie jest to od razu dostrzegalne, dopiero po dłuższej chwili zaczynamy zauważać detale budujące ją. Pomiędzy poszczególnymi wierszami zaczyna rysować się właściwa treść z wszelkimi niuansami podkreślającymi główny motyw. Kate Atkinson na przestrzenie prawie stu lat pokazuje jak ważny jest człowiek i jak łatwo naznaczają go czasy, w których przyszło mu żyć. Swoiste piętno okazuje się być o wiele trwalsze niż wydawałoby się komukolwiek, chociaż jest bardzo delikatnie zarysowane. "Bóg wśród ruin" jest niezwykłą książką po mistrzowsku portretująca kilka pokoleń jednej rodziny, lecz także będącą zbiorowym wizerunkiem społeczeństwa od końca Pierwszej Wojny Światowej aż po teraźniejszość. Wraz z bohaterami przeżywamy kolejne etapy ich życia, obserwujemy jak zmieniają się relacje rodzinne i jak następna generacja, nie wiedząc o tym co nieświadomie zostało jej przekazane, na takim fundamencie buduje własne życie.
Za możliwość przeczytania
Kate Atkinson
Życie od śmierci dzieli bardzo niewiele, wystarczy chwila by jedno zmieniło się w drugie, czasem mamy świadomość, iż niestety to pierwsze będzie trwało zbyt krótko. Zdarza się, że coś naznacza ludzką egzystencję na tyle mocno, iż wszystko co następuje później nosi w sobie brzemię tego wydarzenia. Człowiek nie żyje w odosobnieniu od innych, świadomie lub nie, wywiera wpływ na innych i vice versa. Rzadko kto zastanawia się jak mogłoby potoczyć się czyjś lub nasz los gdyby nie pewien punkt zwrotny.
Był sobie chłopiec, szczęśliwy, nie wybiegający zbytnio w przyszłość, cieszący się śpiewem ptaków i w miarę beztroskim dzieciństwem. Niby to niewiele, ale czy na pewno? Te chwile na zawsze pozostają w zakamarkach pamięci i są ważniejsze niż komukolwiek się wydaje. Kiedy świat zaczyna nabierać mroczniejszych barw łatwo można zagubić się, niekiedy ich cień na zawsze naznacza człowieka, nie zawsze jest on od razu widoczny, bywa, że z jego obecności zdajemy sobie sprawę później. Czy Teddy uświadomił sobie, w którym momencie on doświadczył go po raz pierwszy? Być może podczas jednego z lotów bojowych nad zrujnowaną Drugą Wojną Światową Europą? Albo później kiedy trzeba było stawić czoła zwyczajnemu żywotowi wymagającemu zapomnienia ryku samolotowych silników i ciągłego bycia w gotowości? Kiedyś musiał pojawić się tylko, w którym momencie? Patrząc z boku dostrzega się osobę mającą w sobie spokojny optymizm, zawsze postępującą aż nazbyt poprawnie, lecz czy tak jest w rzeczywistości? Viola widzi w ojcu kogoś zupełnie odmiennego od niej samej, nie dostrzega w nim tego Teddy`iego sprzed lat. Ona jest przekonana, że widzi prawdziwy obraz swego rodzica, ale czy nie jest to tylko jej osobista perspektywa? Bertie i Sunny uważają Teddy`iego za kogoś zupełnie innego. Żadne z nich nie zauważa co nosi on w sobie skryte głęboko, chociaż czy na pewno jest to niewidoczne?
Kiedyś był sobie chłopiec, potem zaczęło się piekło wojny, w końcu nastąpiła zwyczajna codzienność. Tamten Teddy sprzed lat nawet nie wiedział z czym przyjdzie mu się zmierzyć, miał nie doświadczyć wojennej zawieruchy, miał żyć spokojnie, tak jak nie było to dane pokoleniu jego rodziców. Viola dostała od losu szansę jaką nie otrzymały wcześniejsze pokolenia, więc skąd u niej ten cień? Czyżby dostała w spadku coś o czym sama nie wiedziała?
Są książki, które czyta się z zapartym tchem, chociaż ich fabuła nie obfituje w spektakularne zwroty akcji czy też sensacyjne wątki. "Bóg pośród ruin" to właśnie ta kategoria, poznawanie tej opowieści to coś więcej niż kolejna lektura. W na pozór spokojnej historii dzieje się jednak bardzo wiele, lecz nie jest to od razu dostrzegalne, dopiero po dłuższej chwili zaczynamy zauważać detale budujące ją. Pomiędzy poszczególnymi wierszami zaczyna rysować się właściwa treść z wszelkimi niuansami podkreślającymi główny motyw. Kate Atkinson na przestrzenie prawie stu lat pokazuje jak ważny jest człowiek i jak łatwo naznaczają go czasy, w których przyszło mu żyć. Swoiste piętno okazuje się być o wiele trwalsze niż wydawałoby się komukolwiek, chociaż jest bardzo delikatnie zarysowane. "Bóg wśród ruin" jest niezwykłą książką po mistrzowsku portretująca kilka pokoleń jednej rodziny, lecz także będącą zbiorowym wizerunkiem społeczeństwa od końca Pierwszej Wojny Światowej aż po teraźniejszość. Wraz z bohaterami przeżywamy kolejne etapy ich życia, obserwujemy jak zmieniają się relacje rodzinne i jak następna generacja, nie wiedząc o tym co nieświadomie zostało jej przekazane, na takim fundamencie buduje własne życie.
Za możliwość przeczytania
książki dziękuję: