"Kolorowe
szkiełka"
Mirosława
Kareta
Przypadek,
taki wydający się zwykłym zbiegiem okoliczności, jaki mógłby się przydarzyć
każdemu i w jakimkolwiek miejscu na świecie. Jednak to konkretne spotkanie
połączyło właśnie Martę i Adriana, na krakowskim Kazimierzu w pewne jesienne
popołudnie. Zaczęło się od pączków, dokładnie sześciu sztuk i podwórkowego
trzepaka. Słodkie wypieki miały złagodzić jesienną aurę i poprawić humor po
wizycie w domu rodzinnym, a trzepak? Trzepak był przewidziany jako ... łóżko ...
W takich dość niekonwencjonalnych warunkach poznało się dwoje ludzi,
trzydziestolatka i sześciolatek. W każdym razie nie była to przyjaźń od
pierwszej chwili, a coś pośredniego pomiędzy poczuciem obowiązku i brakiem
innych alternatyw. Jednak jak wiadomo słodycze mają to do siebie, że niezawodne
pomagają w każdej sytuacji i w tej okazały się odpowiednim sposobem na bliższe
zapoznanie stron. Czy gdyby Marta wiedziała jak dalej rozwinie się ta znajomość
nie zwróciłaby większej uwagi na malca, który wieczorową porą wybrał sobie dość
niezwykłe do spania? Trudno zgadywać szczególnie, iż kolejne miesiące
przyniosły wiele zawirowań w życiu i jej i Adriana ...
Mechanizm
obronny to świetna rzecz, a nawet jeszcze lepsza, szczególnie kiedy wciąż toczy
się małe wojenki z otoczeniem. Asertywność także się przydaje, zwłaszcza gdy
żyje się w świecie sprzecznych oczekiwań, który oczekuje doświadczenia
Matuzalema, wieku maturalnego i wyglądu jak z wybiegu, a na tym jeszcze nie
koniec. Jednak od czego zdecydowanie i pewność siebie? Jednego i drugiego
Marcie nie brakuje, ale też nigdy wcześniej nie zdecydowała się na taki krok,
jak tego jesiennego dnia. Te kilka minut było początkiem czegoś, co w ogóle nie
brała nigdy pod uwagę, potem już było tylko z górki, chociaż i pod nią również
się zdarzało się jej wdrapywać i to w towarzystwie. W wigilię jedyne
niespodzianki jakich człowiek się spodziewa to te z kategorii prezentów, lecz
gdy nagle okazuje się, że przeszłość zdecydowała się dać o sobie znać, a chwilę
wcześniej przyszłość również postanowiła trochę zamieszać, to jednak zbyt
wiele. Nawet jak na asertywną trzydziestolatką, no i to jeszcze koniec chichotu
losu ...
Po
raz drugi wkracza na scenę Adrian i to w dość dramatycznych okolicznościach,
tym razem okazuje się, że malec ma za sobą jeszcze gorszy świąteczny dzień, niż
jego znajoma. Raz Marta pomogła mu, lecz teraz wszystko wygląda inaczej,
chociaż czy takie przeszkody jak prawo i rozsądek mogą ją powstrzymać? Okazuje
się, że tamto spotkanie pod trzepakiem okazało się wstępem do czegoś więcej niż
ktokolwiek mógł przypuszczać.
Szaleństwo,
tak postronni, ale i sama Marta wraz ze swoim otoczeniem mogliby nazwać jrj
perypetie kobiety z jedną decyzją sprzed kilku miesięcy. Rodzina, praca,
dziecko i faceci, każda z tych stron ma jakieś oczekiwania wobec kobiety i
odwrotnie. Dotychczasowe spokojne życie odchodzi w zapomnienie, za to
zamieszenie, mniejsze i większe kłopoty, nieznane do tej pory emocje i
familijno-sąsiedzka pomoc wypełniają egzystencję Marty. Gdyby ktoś jej powiedział,
że jednak zatęskni za pewnym nudnym, a przynajmniej takim się wydawało
niedawno, lekarzem, będzie pomagać ojcu i przy tym w końcu zrozumie czego
pragnie, to nie uwierzyłaby w takie rewelacje. Co za dużo to nie zdrowo, lecz
kto ma czas na rozmyślania w chaosie? Zresztą po co zastanawiać się nad czymś
co dało tyle chwil szczęścia? Pytanie tylko co zrobić kiedy zaczyna się czuć,
iż można stracić to, co dało radość i otworzyło oczy na ważne rzeczy? Jak z
minuty na minutę pożegnać się z kimś ważnym i wiedzieć, iż nie ma już powrotu
do wspólnych chwil? Kiedyś wszystko rozpoczęło się od pączków, może i teraz
będą pomocne?
"Kolorowe
szkiełka" jest opowieścią niezwykłą, w jakiej odnajduje się chwile humoru,
ale i momenty smutku. Refleksje przeplatają się żartami, a dziecięce spojrzenie
na świat z dorosłą perspektywą. Żaden z tych elementów nie jest sprzeczny z
innym, za to wspaniale się uzupełniają. Co jest niespotykane w historii o
młodej kobiecie i dziecku? Może klimat, utrzymany w słodko-gorzkim tonie, w
którym nie brak celnie uchwyconych emocji, tych pozytywnych i tych całkowicie
odwrotnych? A może to, iż Autorce udało się przedstawić rzeczywistość w nieprzesłodzonym
świetle? Na uwagę zasługują bohaterowie, wcale nie bez skazy, czasem ciut
przewidywalni, lecz właśnie to jest jeden z ich atutów, ponieważ nie są
sztuczni, ale realni w swoim zachowaniu, z drugiej strony zaskakującymi wtedy
kiedy z góry założyliśmy całkiem inny scenariusz dla nich. Mirosława Kret
przedstawiła opowieść, pozwalająca i na uśmiech i na zastanowienie się nad tym,
co nas otacza. Trudno przejść obojętnie obok Marty i Adriana, chociaż mogą się
oni wydawać zwyczajni, ale gdy już da się im szansę, to okazuje się, iż kiedy
czyta się ostatnie zdania, to wiadomo już, że "Kolorowe szkiełka"
długo nie dadzą o sobie zapomnieć ...
Za możliwość przeczytania ksiażki dziękuję
wyd. Zysk i S-ka