Premiera:
8 marca
Nowa książka autorki Obietnicy i Dopóki nie zajdzie słońce
Noelle nie potrafi odnaleźć się w życiu.
Jej świat rozpadł się w dniu, w którym wszystko,
co kochała, zostało jej brutalnie odebrane.
Mimo że ma dopiero dwadzieścia pięć lat uważa,
że już przegrała.
Jedyne ukojenie znajduje w samookaleczaniu,
a i to już jej nie wystarcza.
Jednak kiedy myśli, że już nic nigdy nie będzie dobrze,
na jej drodze pojawia się on, Charlie.
Charlie dostrzega Noelle. Jako jedyny naprawdę ją widzi.
Może dlatego, że sam przeżył podobną historię do tej,
która dręczy ją.
A może dlatego, że Noelle ma w sobie coś, co bardzo go pociąga.
Dwoje życiowych rozbitków, dwie trudne przeszłości,
które być może połączą się w jedną przyszłość,
chyba że zło znowu da o sobie znać.
Wodospad może wszystko zmyć
i pozwolić zapomnieć o tym, co było.
Jednak nie można bez końca stać pod strumieniem wody.
Prawda?
Noelle nie potrafi odnaleźć się w życiu.
Jej świat rozpadł się w dniu, w którym wszystko,
co kochała, zostało jej brutalnie odebrane.
Mimo że ma dopiero dwadzieścia pięć lat uważa,
że już przegrała.
Jedyne ukojenie znajduje w samookaleczaniu,
a i to już jej nie wystarcza.
Jednak kiedy myśli, że już nic nigdy nie będzie dobrze,
na jej drodze pojawia się on, Charlie.
Charlie dostrzega Noelle. Jako jedyny naprawdę ją widzi.
Może dlatego, że sam przeżył podobną historię do tej,
która dręczy ją.
A może dlatego, że Noelle ma w sobie coś, co bardzo go pociąga.
Dwoje życiowych rozbitków, dwie trudne przeszłości,
które być może połączą się w jedną przyszłość,
chyba że zło znowu da o sobie znać.
Wodospad może wszystko zmyć
i pozwolić zapomnieć o tym, co było.
Jednak nie można bez końca stać pod strumieniem wody.
Prawda?
Prolog
Najtrudniej
jest zgubić siebie
Wiecie,
jak to jest, kiedy życie przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie? Kiedy wszystko,
absolutnie wszystko traci sens? Kiedy coś, co niegdyś wydawało ci się całym
światem, teraz stanowi jedynie banalny frazes?
Właśnie w takim stanie obecnie się znajdowałam. Obezwładniająca,
bolesna pustka rozrastała się we mnie z każdym dniem coraz bardziej i bardziej,
aż dotarłam do granicy.
Nie mogłam oddychać.
Nie potrafiłam funkcjonować.
Nie chciałam żyć.
Biegłam przed siebie. Nie wiedziałam, dokąd zmierzam. Nie miałam
celu, po prostu gnałam, pragnąc uciec od bólu, żalu i strachu, które trawiły
mnie kawałek po kawałku. Ta mieszanka była niczym gangrena zżerająca jeszcze
niedawno zdrowe ciało.
Kierowane przez wiatr, lodowate igiełki deszczu wbijały się w
moją rozgrzaną skórę, co przyjmowałam z przyjemnością. Potrzebowałam tego, by
zamaskować płacz – od ponad ośmiu miesięcy nieodłączny element mojej
egzystencji. Choć do niego przywykłam, przez krótką chwilę mogłam udawać, że to
kapiące z nieba krople, a nie wypływające z oczu łzy rozpaczy znaczą moje
policzki.
Delektowałam się tą chwilą złudnej normalności, starając
ignorować wibrujący w kieszeni telefon. Ten nachalny dźwięk, który zaburzał mi myśli,
w końcu stał się zapalnikiem wyzwalającym tłoczące się we mnie emocje.
Na zawsze zapamiętam moment eksplozji, który strącił
mnie w przepaść szaleństwa.